Quantcast
Channel: Robert, Autor o Nasz Świat Win
Viewing all 590 articles
Browse latest View live

Richard Stávek i kilka słów o pomarańczowych winach

$
0
0

Wina pomarańczowe, dłużej macerowane na skórkach, orange wine – pewnie o nich słyszeliście, bo jakkolwiek by je nazywać, ta kategoria to w ostatnich latach prawdziwy hit w winnym świecie. Jednak może nie wszyscy jeszcze odkryliście, że rzut kamieniem od południowej granicy Polski, na Morawach, znajdziemy prawdziwe zagłębie niewielkich producentów, którzy produkują wina właśnie w ten sposób. Dziś opowiemy Wam o jednym z nich – Richardzie Stávku.


Nie mieliśmy dotąd okazji go odwiedzić, ale z zasłyszanych opowieści, obserwacji jego profilu na Facebooku czy artykułów znalezionych o nim w Internecie, wyłania się nam obraz pozytywnie zakręconego winiarza. Richard jest zresztą kimś więcej niż tylko winiarzem. Produkuje bowiem kozie sery, miód, dżemy, nalewki, czy ocet winny, uprawia warzywa. Ale tak naprawdę zasłynął ze swoim pomarańczowych win.

O co chodzi w pomarańczowych winach?

Czym w ogóle są, te postrzegane czasem jako wymysł hipsterów, pomarańczowe wina? Otóż wbrew pozorom nie jest to nowinka z ostatnich lat, ale jeden z najstarszych sposobów wytwarzania winnego trunku, znany choćby z jednej z kolebek winiarstwa – Gruzji. Wina pomarańczowe powstają, gdy w toku „normalnej” produkcji białego wina, skórki, które pozostają po wytłoczeniu moszczu nie są od niego oddzielane, ale podlegają w nim i podlegają dalszej maceracji (tak jak dzieje się w przypadku choćby win czerwonych). W efekcie, zamiast krystalicznie czystego białego wina otrzymujemy napój o ciemniejszym kolorze, czasem również mętny, z osadem. Co daje taki sposób winifikacji? Po pierwsze podczas wspomnianej maceracji skórki zaczynają przekazywać do powstającego wina taniny, które głównie w nich są zlokalizowane. Te garbniki, powodujące uczucie „ściągania w ustach”, znane są głównie z win czerwonych, a ich obecność w „pomarańczach” sprawia, że są to pozycje o znacznie szerszym spektrum zastosowań kulinarnych niż tradycyjne białe wina. Po drugie zaś, podczas kontaktu skórek z moszczem wydzielają się dodatkowe aromaty, których również nie spotkamy w klasycznych winach (nuty herbaciane, mocno ziołowe, umami, suszone owoce).

Wina pomarańczowe to bardzo rozległa i zróżnicowana kategoria. Pewnego rodzaju „moda”, jaką obserwujemy na świecie w ostatnich latach sprawia, że część nawet sporych producentów zaczyna je. Te pozycje reprezentują najczęściej dość ugładzony i nie tak ekspresyjny nut. Z drugiej strony znajduje się masa niewielkich winiarzy, indywidualistów, z których każdy ma głowę pełną pomysłów i spod których ręki wychodzi mnóstwo szalenie zróżnicowanych win, aż to butelek ekstremalnych, gdzie maceracja trwa i po kilkadziesiąt dni. W takich pozycjach znajdziecie mnóstwo dziwnych, nietypowych nut zapachowych, a często ich garbniki mogłoby stawać w szranki z tymi od swoich czerwonych braci.

Czy należy się bać pomarańczowych win?

W pewnym momencie do pomarańczowych win, czy w ogóle szerszej kategorii win naturalnych przylgnęła łatka, że są to jakieś nie nadające się do picia kwasiory, albo butelki pełne nieprzyjemnych, wadliwych aromatów. Rzeczywiście, niektórzy producenci usprawiedliwiali niedostatki swoich pozycji tym, że to przecież „naturalne wino”. Obecnie takie przypadki to już naprawdę margines. Pomarańczowe wina to dla nas świetna kategoria, będąca odskocznią od tych już czasem mocno eksplorowanych nurtów, wprowadzająca nam do kieliszków powiew czegoś nowego, jeszcze niezbadanego, nieszablonowego. Przede wszystkich zaś (co już podkreślaliśmy) są to wina świetne kulinarnie. Jeśli macie potrawę, dla które zbyt wymagające będzie wino czerwone, zaś biel pewnie okaże się zbyt lekka, „pomarańcz” będzie idealnym rozwiązaniem.

Wróćmy jednak na Morawy

Do brzegu jednak, bo od kursu obranego na Morawy, już udało się nam nieco oddalić. Dzięki uprzejmości Andrzeja Staniszewskiego i gościnności warszwskiego winebaru Wine&People, mieliśmy niedawno okazję spróbować próbki możliwości Richarda. Dodamy tylko, że niektóre z jego win znajdziecie w ofercie Wino z Moraw i w taki wypadku podajemy ich cenę.

Richard Stávek Veselý 2016

Pierwsze wino to kupaż Rieslinga, Müller-Thurgau, Grüner Veltlinera, Traminera, Neuburgera i Pinot Blanc. Do dużych dębowych kadzi trafiły pełne kiście owoców, a maceracja trwała 14 dni. Wino dojrzewa też przez 10 miesięcy w 300 i 600-litrowych beczkach. Pachnie suszonymi plasterkami jabłek, ziołami, zakurzoną piwnicą i mirabelkami. Po dłuższej chwili w kieliszku wychodzi również więcej świeższych już owoców (jabłka i gruszki). Na podniebieniu ze słonymi akcentami umami i wyraźnymi, ściągającymi taninami. Mocne uderzenie na początek degustacji, Bardzo dobre- (89/100).

Richard Stávek Odmery 2015 (85 zł)

Tu mamy zaś 85% Pinot Blanc uzupełnione o 15% Chardonnay, a winogrona pochodzą ze starych, 40-letnich krzewów. Owoce ponownie trafiają w postaci całych gron do dębowych kadzi, gdzie przechodzą fermentację semikarboniczną. Sok, który puszczają pod wpływem ciężaru leżące na dnie kadzi owoce zaczyna fermentować samoistnie, pale proces ten jest wytłaczany poprzez udeptywanie gron. W dalszej kolejności wino wraz z osadem trafia na 10 miesięcy do 600-litrowych modrzewiowych (!) beczek, gdzie przez kilka pierwszych miesięcy jest mieszane dwa razy w miesiącu. Znajdziemy w nim akcenty leśne, żywicę i jabłka, a na podniebieniu również nuty słone, śliwkowe i trochę utlenienia. Trudniejsze i bardziej skomplikowane, zdecydowanie mniej owocowe niż poprzednik, ale dzięki temu również ciekawsze. Bardzo dobre (90/100).

Richard Stávek Špigle – Bocky 2015

Kolejne etykieta to mieszanka Welschrieslinga, Grüner Veltlinera, Roter Veltliner, Neuburgera i Rieslinga. Fermentacja przeprowadzana jest podobnie jak u poprzednika. Jest jeszcze inne, pachnące kiszonymi cytrynami, ogórkami, ma sporą kwasowość i mocny, gorzkawy finisz. Ponownie mniej jest tutaj owoców, ale wino nie traci nic ze swojej żwawości i energetyczności. Bardzo dobre+ (91/100).

Richard Stávek Akátové ryzlinky 2016 (77 zł)

Welschriesling został to uzupełniony o 20% Rieslinga reńskiego. Maceracja trwałą trochę krócej, bo 10 dni, a po niej wino przez 10 miesięcy dojrzewało w akacjowych beczkach. Nos jest bardzo elegancki, subtelny, zaś w ustach dochodzą do głosu akcenty ziołowe (lubczyk), rosołowe i umami. Im bardziej wino się ociepla, tym te suszone zioła stają się coraz bardziej wyraziste. Jest też nieco śliwek i delikatnie zielone tło. Najbardziej eleganckie ze wszystkich spróbowanych {pomarańczy) Stávka. Bardzo dobre+ (91/100).

Richard Stávek Divý Ryšak 2016

Ryšak to rodzaj win charakterystyczny dla Moraw, powstający z różnych odmian rosnących na jednej parceli (coś na kształt austriackich Gemischter Satzów), przy czym często trafiają do niego białe i czerwone szczepy. Stąd też jego nazwa, którą można przetłumaczyć jako „rudzielec”, nawiązująca do koloru, jaki często mają te wina. Nasza etykieta stanowiła szaloną mieszankę Grüner Veltlinera, Welschrieslinga, Isabelli (hybryda) i czerwonych odmian Frankovka, St. Laurent i Modry Portugal. Było w nim sporo nut czerwonych porzeczek, malin, kwaskowych wiśni, mnóstwo odświeżającej kwasowości, ale gdzieś w finiszu czaiła się nie do końca czysta, zielona, czy wręcz korkowa nuta. Dobre (87/100).

Richard Stávek PN 2016 (77 zł)

O dziwo, najlepszym dla nas winem tej degustacji okazało się wcale nie wino pomarańczowe, ale ten Pinot Noir. Tu ponownie mamy fermentację semikarboniczną, a następnie dojrzewanie przez 10 miesięcy w 600-litrowych beczkach. Wino ma w sobie przede wszystkim przyjemną ziemistość i leśną owocowość (żurawina, jeżyna, nuty ściółki). Po chwili pojawiają się również zioła prowansalskie, świeżo zmielony pieprz i lakier do paznokci. Tanina jest jest na Pinota dość mocna, ale pochodząca z owoców, a nie beczki. Świetnie poukładane wino. Znakomite (93/100).

Richard Stávek Mladý Boček 2016 (82 zł)

Jak wskazuje nazwa mamy tu wino z młodych krzewów (zaledwie 4-letnich) z parceli o nazwie Boček. Ciekawe są również użyte do niego szczepy, są to bowiem Rubinet i Sevar, a więc dwie mało znane hybrydy. Pachnie intensywnie ciemnymi owocami spod znaku czarnych porzeczek (a właściwie mocno skoncentrowanego z nich soku) i aronii. Na podniebieniu praktycznie bez garbników, znów mocno owocowe, ziołowe i ziemiste. Znajdziemy tutaj też ciekawy akcent czarnego bzu, w ogóle wino to przypomina w swoim wyrazie Sauvignon Blanc i podane w ciemnych kieliszkach niejednego mogłoby zdziwić. Dobre+ (88/100).


Wina Richarda nie należą do najłatwiejszych pozycji i polecalibyśmy je raczej osobom, które mają już za sobą pierwsze doświadczenia z winami pomarańczowymi. Każde z nich jest inne, ale ma coś, co pozwala zatrzymać się przy nich na dłużej. Dodatkowo bardzo zmieniają się w kieliszku, nie spieszcie się więc z nimi, pozwólcie się im otworzyć i opowiedzieć swoją historię. Pozytywnie zaskoczył nas również jego Pinot Noir, który okazał się nadzwyczaj ułożoną pozycją, świetnie oddającą charakter morawskich czerwonych win (owocowych, ziemistych, z pazurem).

Artykuł Richard Stávek i kilka słów o pomarańczowych winach pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.


Weingut Proidl – No. 1 w Kremstal

$
0
0

Punktualnie o 10:00 jako pierwsi goście stawiliśmy się u stóp przepięknych ruin zamku Senftenberg w Weingut Proidl. Na odbywającej się we wrześniu ubiegłego roku degustacji Erste Lagen te wina nas zachwyciły, dlatego drugiego dnia Tour de Vin postanowiliśmy przetestować resztę portfolio rodziny. Możecie sobie jednak wyobrazić nasze zaskoczenie, gdy po chwili jak gdyby nigdy nic, podszedł do nas Patrick Proidl (którego wcześniej nie znaliśmy) i z uśmiechem zagadnął – „Hej, pamiętam, że smakowały Wam nasze wina, dobrze je oceniliście, fajnie że przyjechaliście”. Szczęka opadła nam do samej podłogi, bo takiego przywitania zupełnie się nie spodziewaliśmy. Patrick dodał też, żebyśmy spokojnie dokończyli degustację, a potem ma dla nas niespodziankę.


Gdy winiarstwo jest walką

Już po spróbowaniu wszystkich win (w tym kilku starszych roczników, o których opowiemy za chwilę), Patrick wziął nas na przejażdżkę. Najpierw wspięliśmy się do samych ruin XII-wiecznego zamku Senftenberg, skąd rozpościerają się najlepsze, najbardziej spektakularne widoki na winnice rodziny. W tym miejscu doskonale widać ile wysiłku trzeba włożyć w samo utrzymanie stromych tarasów na których rosną winorośle, nie mówiąc już o pracach, które należy wykonać na krzewach. Dlatego gdy ojciec Patricka kilkadziesiąt lat temu postanowił przywrócić do życia leżące tutaj winnice, których historyczne miejsce zajął las, sąsiedzi pukali się w głowę. Jednak jak postanowił, tak też zrobił i dzięki temu rodzina może się pochwalić jednymi z najlepszych parceli w Kremstal.

Jesteśmy bowiem właśnie w tym regionie winiarskim skupionym w okolicach miasteczka Krems, pomiędzy Wachau za zachodzie i Kamptal na wschodzie. W przypadku Senftenbergu oddalamy się nieco na północ od Dunaju, do bocznej doliny, którą wyżłobiła niepozorna rzeczka Krems. Wygląda ona jak mały strumyczek, ale Patrick opowiadał nam, że kilka lat temu zamieniła się ona w rwącą, potężną rzekę, która zalała m.in. ich starą piwnicę, rozbijając sporo starszych butelek, a gdzieniegdzie woda sięgała do pierwszego piętra domów. Myślicie, że winiarstwo to piękna i łatwa praca? Słuchając Patricka to bardziej ciągła walka z naturą i trudne, choć niezwykle satysfakcjonujące zajęcie.

Sam Patrick to jednak osoba, której mimo tych trudności, uśmiech zdaje się nie schodzić z ust. W młodym wieku przejął już znaczą część bieżącej odpowiedzialności za rodzinną firmę. Jest osobą pełną pomysłów, ale przy tym wciąż twardo stąpa po ziemi i cały czas korzysta z wiedzy i doświadczenia ojca. Z dumą podkreśla zresztą, że dzięki temu, że jego ojciec budował tarasy, na których obecnie rosną winorośle, dokładnie wie jaka gleba jest na każdym metrze winnic, czy gdzie powinno się sadzić poszczególne odmiany. To połączenie spokoju starszego pokolenia i energii młodzieży może być kluczem do charakteru i klasy win powstających w tej rodzinnej winiarni.

Zmiany klimatyczne

Podczas wspomnianej wrześniowej wizyty w regionie wielu winiarzy powtarzało nam o ekstremalnie gorącym roczniku, jakim był 2018. Dlatego postanowiliśmy trochę podpytać o zmiany klimatyczne i wyzwania, które stoją w związku z nimi. Patrick przyznał, że rzeczywiście staje się to powoli problemem (choć okolice Senftenbergu to i tak jedno z chłodniejszych miejsc w Kremstal), dlatego rozgląda się on za nowymi parcelami, które teraz może jeszcze nie są atrakcyjne, ale w perspektywie kilku lat mogą stanowić ciekawą alternatywę dla cieplejszych siedlisk. Dodatkowo jeszcze kilka temu krzewy rosnące na winnicach znajdujące się na płaskich terenach nad doliną miały problem z dojrzewaniem, obecnie świetnie tam dają sobie radę nawet bardziej wymagające odmiany jak Merlot.

Degustacja bieżącego rocznika

Proidl Mercaz Rose 2018 (6,40 eur – podajemy ceny przy zakupie o winiarza)

Zaczynamy od różu, będącego mieszanką Zweigelta, Caberneta Sauvignon i Merlota. Jest to proste, owocowe wino o tonach wiśni, poziomek i truskawek. Nieskomplikowane, odświeżające, ładnie kwaskowe. Do popijania na tarasie, albo do podania ze słodkowodnymi rybami z grilla. Dobre+ (88/100).

Priodl Gelber Muskateller 2018 (10,40 eur)

Bardzo lubimy austriackie Muscaty, ale szczerze powiedziawszy pozycje ze Styrii wydają się nam ciekawe niż te pochodzące z Dolnej Austrii. To wino pachnie białymi kwiatami, ale i morelami czy brzoskwiniami. Na podniebieniu jest świeże, czyste, z ładnie mineralnym posmakiem. Wesołe, przyjemnie wytrawne, choć bez większej historii. Dobre+ (88/100).

Proidl Grüner Veltliner „Freiheit” 2018 (6,40 eur)

Winogrona używane do produkcji tego podstawowego Veltlinera rodziny pochodzą z pierwszej selekcji owoców z różnych parceli. To świetny przykład codziennego wina, przyjemnie ożywczego, ale i z odpowiednią kwasowością, nutami ziół i jabłek. Spodobała się nam żywotność i radość jaką znaleźliśmy w tym winie, ale też ciekawy, delikatnie słony finisz. Dobre+ (88/100).

Proidl Grüner Veltliner Rameln 2018 (7,90 eur)

Winnica Rameln leży obok siedziby innego świetnego producenta z Senftenbergu – Weingut Nigl, zlokalizowana jest nad cmentarzem, który dobrze widać z drogi prowadzącej do centrum miasteczka. Na dole, na nieco mniej stromym terenie rosną krzewy Grüner Veltlinera, zaś wyżej na tarasach znajdziemy Rieslinga. Mamy tu jabłka, melona, a nawet nieco cytryn. Ciała też jest więcej, ale wino jest wciąż ostre, czyste, wyraziste. Bardzo dobre- (89/100).

Proidl Grüner Veltliner Hausberg 2018 (10,40 eur)

Hausberg to znów siedlisko znajdująca się na płaskim terenie nad doliną rzeki Krems. Jest dość podobne do poprzednika, choć bardziej zaokrąglone, mięsiste. Owoce są delikatnie słodkawe, idące w kierunku czerwonych jabłek i gruszek. Kończy się długim, słonawym finiszem. Bardzo dobre (90/100).

Proidl Grüner Veltliner Pellingen 1ÖTW 2017 (16,50 eur)

Pierwsza ze spróbowanych win z parceli sklasyfikowanych jako Erste Lage przez stowarzyszenie Traditionsweingüter Österreich (ÖTW) pochodziła z Pellingen. To tarasowa winnica, która w wyższych partiach zbocza przechodzi w siedlisko Hochäcker (do której jeszcze wrócimy), przy czym Veltliner zajmuje najniższe partie, gdzie znajduje się więcej żwiru i iłu. Jest esencjonalne, bogate, ale jednocześnie bardzo świeże i elektryzujące. Faktura jest nieco oleista, ale całość nie popada w przesadę. Znajdziemy tu brzoskwinie, jabłka, pieprz i dymne tło. Bardzo dobre (90/100).

Proidl Grüner Veltliner Ehrenfels 1ÖTW 2017 (22,50 eur)

To wino było dla nas najlepszą pozycją wrześniowej degustacji Erste Lagen. Pochodzi ze stromej parceli (nachylenie dochodzi do 35°) położonej pod wspomnianym zamkiem Senftenberg, którą porastał las i dopiero ojciec Patricka słuchając starszych sąsiadów, którzy opowiadali mu, że kiedyś pochodziły stamtąd piękne wina, ponownie przekształcił teren w winnicę, która obecnie porastają 40-letnie krzewy. Ehrenfels charakteryzuje się ciepłym, suchem mikroklimatem, a pod cienką warstwą humusu znajdziemy tam twardą skałą, miejscami z domieszką wapieni. Ponoć ojciec Patricka musiał używać dynamitu, aby wyrównać ten teren pod tarasy (dziś takie metody nie są już dozwolone). Jest delikatnie woskowe, z nutami miodu, cytryn i jabłek. Na języku wspaniale esencjonalne, z przpięknie zarysowanym ciałem, świetną równowagą i długim, mineralnym finiszem. Wciąż to ekstremalnie młode wino, ale jego potencjał jest oszałamiający. Znakomite (93/100).

Proidl Grüner Veltliner Generation X 2017 (30 eur)

To autorskie wino Patricka (przedstawiciela 10 pokolenia rodziny Proidl). Chciał on spróbować czegoś nowego i owoce pochodzące ze starych (55-letnich) krzewów z Pellingen umieścił w 500-litrowych beczkach z akacjowego dębu, gdzie przechodzą one spontaniczną fermentację i dojrzewają przez kilkanaście miesięcy. W tym momencie beczka jest mocno wyczuwalna pod postacią akcentów wanilii i delikatnych tonów orzechowych. Wino wydaje się jeszcze młodsze od poprzednika, ale już teraz widać dobry balans i masywne ciało. Najlepiej byłoby dać mu kilka lat spokoju na półkach. Znakomite- (92/100).

Prodil Riesling „Steilheit” 2018 (8,50 eur)

Przechodzimy do Rieslingów i znów zaczynamy od wina z różnych parceli, przym podkreślić należy fakt, że rodzina w ogóle nie uprawia Rieslinga na płaskich terenach. Jest kwaskowe, mineralne, bardzo soczyste, jabłkowo-cytrynowe, z brzoskwiniowym niuansem. Fantastycznie pijalne. Bardzo dobre- (89/100).

Proidl Riesling Rameln 2018 (11 eur)

Wyższa część Rameln, gdzie na tarasach dojrzewają Rieslingi stanowi jedną z chłodniejszych parceli w okolicy. Dominuje na niej amfibolit, a więc bardzo masywna, twarda skała metamorficzna. Fermentowało w stali, a potem długo dojrzewało na osadzie. Wino jest przyjemnie skoncentrowane, jabłkowo-gruszkowe, z bardzo długim, stalowym finiszem, ale i mgnieniem nieco słodszego owocu. Bardzo dobre (90/100).

Proidl Riesling Hochäcker 1ÖTW 2017 (25 eur)

Parcela Hochäcker leży  jeszcze wyżej od bardziej docenianego siedliska Pellingen. Tutejsze pokłady lessu zostały niemal w całości wypłukane na położone niżej tereny, bliżej rzeki Krems, pozostawiając całkowicie odsłoniętą krystaliczną skałę. Wino jest strasznie ciekawe, mineralne, prochowe, ale mające również przyjemne, woskowe tło. Na podniebieniu za to lekko oleiste, z piękną mineralnością i długim, potężnym finiszem. Ma świetny balans, idealną równowagę, po prostu wszystko jest tu na swoim miejscu. Znakomite- (92/100).

Prodil Riesling Hochäcker Raritat 1ÖTW 2015 (25 eur)

Próbowane z butelki magnum wino z rocznik 2015 (był on ciepły, ale nie tak gorący jest 2017 czy 2018), miało też okazję dojrzeć, dlatego zaczyna się dojrzałymi morelami i roztopionym masłem, do którego dochodzą nuty woskowe i petrolowe. Na podniebieniu rozwijają się również jabłka, gruszki, cytryny i przepiękny miodowy posmak. Wspaniała jest ekstraktywność tego wina i kwasowość, która spina całość stalową klamrą. Arcydzieło (95/100).

Proidl Riesling Generation X 2017 (40 eur)

Tu znów mamy wino dojrzewające w beczkach, choć tym razem nie jest to już akacja, a francuski dąb (używany już 3-4 raz, a więc już praktycznie neutralny). Pachnie słodkimi jabłkami, brzoskwiniami i mirabelkami. Na podniebieniu o delikatnie maślanej fakturze, przepięknej koncentracji, ale i kwasowością, która przecina wszystko jak brzytwa. Znakomite+ (94/100).

Schodzimy do piwniczki

Gdy tylko skończyliśmy degustację bieżących roczników, Patrick zgarnął nas i po szybkim spacerze stanęliśmy przed niepozornymi drzwiami. Wygrzebał z kieszeni klucz pamiętający zdaje się czasy Habsburgów i zaprosił nas do starej rodzinnej piwnicy. Początkowo wydawało się nam, że po prostu chce on nam pokazać jak rodzina przechowuje starsze wina, ale przeżyliśmy koleją tego dnia niespodziankę…

Proidl Riesling Ehrenfels 1ÖTW 2010

Zaczęliśmy z „wysokiego C”. Fantastyczne wino, pachnące pszczelim woskiem, roztopionym miodem, mirabelkami, jabłkami smażonymi na szarlotkę. Zdaniem Patricka był to ciekawy rocznik, bardzo chłodny i dający wina, których kwasowość za młodu (w naszym przypadku na poziomie 10 gram) była naprawdę agresywna, ale z wiekiem wspaniale wtapia się w strukturę wina. Dzięki niej wino jest niesamowicie świeże, radosne i potężnie strzeliste. Jeden z najlepszych Rieslingów, jakie mieliśmy okazję próbować. Absolut- (97/100).

Proidl Riesling Ehrenfels 1ÖTW 2006

Tutaj mogliśmy spróbować jeszcze starszego wina, ale dla odmiany pochodzącego z gorącego rocznika. Odmienne warunki można łatwo wyłowić, gdyż jest bardziej ekstraktywne, słodsze, z nutami miodu, słodkich żółtych gruszek. Na podniebieniu pojawia się również nieco wosku i lakieru do paznokci. Mimo tej masy, równowaga jest dalej świetna i wino ma potencjał do dalszego starzenia. Arcydzieło+ (96/100).

Proidl Riesling von Urgestein Hochäcker 2005

Patrick żartował, że gdyby jego ojciec zobaczył, że otwiera to wino, musiałby się ostro tłumaczyć, bo w rodzinnej piwniczne zostało już tylko kilka butelek z tego rocznika. W konkursie organizowanym przez bodajże Falstaffa zajął on drugie miejsce wsród wszystkich europejskich Rieslingów z 2005 roku. Gdy tylko wino trafiło do naszych kieliszków przenieśliśmy się w inny wymiar. Absolutnie wszystko jest na swoim miejscu i zlewa się w przepiękną, jednolitą, kompletną całość. Kwasowość jest już ładnie wtopiona, akompaniują ją nuty miodowe, woskowe. Wino dotyka wszystkich naszych zmysłów, a jest to doznanie daleko wykraczające poza zwykłą degustację. Pełne, ale i świeże; bogate, ale i mocno strzeliste. Fascynujące. Absolut (98/100).

Proidl Riesling Rameln Auslese 2014

Trudno uwierzyć, że ma 180 gram cukru, gdyż równowaga pomiędzy kwasowością, a owocem jest pierwszorzędna. Mamy tu sok z cytryny, miód lipowy, morele. Na podniebieniu słodkawe, ale zaraz też uderza w nas potężna, mocna kwasowość, ciągnąca się w długim, kilkuminutowym finiszu. Znakomite (93/100).

Proidl Riesling Trockenbeerenauslese 2015

Na koniec spróbowaliśmy wina o rok młodszego, ale za to pochodzącego z jeszcze późniejszego zbioru i winogron dotkniętych szlachetną pleśnią. Patrick wspominał, że jakość tych owoców była wprost fantastyczna. W aromacie można odnaleźć nieco jodyny, mnóstwo moreli i owocowej esencji. Wino jest niemal półpłynne, oleiste, ale też mocno kwaskowe i wciąż soczyste. Szkoda otwierać wcześniej niż za 20-30 lat. Arcydzieło- (94/100).


Rodzina Proidl wytwarza wina, które stanowią absolutną czołówkę Kremstal. Przez ostatnie lata numerem jeden tutejszego winiarstwa był dla nas Weingut Nigl (którego winiarnia zlokalizowana jest zresztą zaledwie kilkaset metrów dalej), ale musimy przyznać, że wina Patricka zachwyciły nas jeszcze bardziej. W tym momencie to dla nas numer jeden w Kremstal.

Artykuł Weingut Proidl – No. 1 w Kremstal pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Letnie Warsztaty Kulinarne z Niemieckim Instytutem Wina

$
0
0

Dziś wracamy pamięcią do czerwca, kiedy to odbyły się Letnie Warsztaty Kulinarne, jakie zorganizował Niemiecki Instytut Wina w Studio kulinarnym Miele. Zapisał się on nam w pamięci wyjątkowo oczywiście ze względu na skądinąd dobre wina, które próbowaliśmy i bardzo smaczne dania, które przygotowaliśmy wspólnie z Agatą Wojdą. Ale ten okres bliski jest też daty, kiedy trafiliśmy na ostry dyżur z moją złamaną ręką. Rehabilitacja nadal trwa, ale niemal w 100% doszedłem do siebie i dziś chcę Wam opowiedzieć o  tych warsztatach, w których wzięliśmy udział, pierwszy raz wspólnie.


Ideą warsztatów było przygotowanie (oczywiście wspólnymi siłami, pod czujnym okiem Agaty) dań, które świetnie sprawdzą się w letnie, upalne dni. Biorąc pod uwagę najbliższe prognozy pogody zwiastujące powrót wysokich temperatur, będą one idealne również na tę końcówkę wakacji. Oczywiście nie musicie również sugerować się dokładnie listą win, które nam zaproponowano (zwłaszcza, że nie wszystkie są obecne w Polsce). Jak to zwykle bywa, chodzi bardziej o dobranie pozycji, której komponenty smakowe i struktura będą możliwie zbieżne z tym, co mieliśmy w kieliszkach.

Chłodnik z młodej kapusty, kalarepki i ogórka z serem halloumi

Nie jesteśmy fanami chłodników, ale w tym przypadku sprawił on nam dużą niespodziankę. Nie był mdły (co naszym zdaniem jest częstym problemem tych zup), wręcz przeciwnie, zaskoczył nas wielością smaków i przyjemną fakturą.

Poniżej podajemy składniki na 20 niewielkich porcji:

  • ½ główki młodych liści kapusty
  • 6 niewielkich ogórków małosolnych
  • 2 sztuki sera greckiego halloumi
  • 4 średnie kalarepki
  • gruby pęczek kopru
  • 2 łyżki posiekanej, świeżej mięty
  • 3 pęczek młodej dymki niewielkiej ze szczypiorem
  • 2 bardzo dojrzałe awokado
  • sok z 2 cytryny/
  • 1 czubata łyżeczka kurkumy
  • 1 ząbek czosnku
  • 8 łyżek oliwy
  • 1 litr greckiego jogurtu
  • 1 litr maślanki
  • sól, pieprz
  • miód
  • 1 łyżeczka wasabi
  • 2 łyżki masła
Przepis: 

Jak najmłodsze liście młodej kapusty kroimy w 2 cm kostkę, przekładamy do miski i dokładnie mieszamy z płaską łyżeczką soli. Odstawiamy na około 20 minut aby kapusta zmiękła, odcedzamy, dodajemy połowę posiekanego kopru. Do garnka wlewamy około 1 litra wody, dodajemy masło, łyżkę cukru, łyżeczkę soli i kurkumę. Zagotowujemy. Obieramy kalarepkę, kroimy w piękną, równą 2 cm kostkę. Wrzucamy do garnka z kurkumą i przez 5 minut gotujemy i studzimy. Możemy zostawić  w płynie aby nabrało lepszego koloru i aromatu. Do naczynia wrzucamy obrane awokado, pozostały posiekany koper, sok z 1 cytryny, posiekaną miętę, odcięty i pokrojony szczypior z dymki, 1 ząbek czosnku. Rozdrabniamy blenderem dolewając najpierw niewielką ilość jogurtu (chcemy mieć gładko i aksamitnie) a potem resztą i maślankę. Doprawiamy solą, odrobiną miodu, łyżeczką wasabi. Odstawiamy do lodówki. Na patelni rozgrzewamy 4 łyżki oliwy. Smażymy w całości podłużne dymki, dodając odrobinę miodu, soli i pieprzu. Krótko i na mocny rumiany kolor. Przestudzone kroimy w talarki. W cienkie plasterki kroimy ogórka. Łączymy w dużej misie nabiał, kalarepkę, ogórka i kapustę. Sprawdzamy i doprawiamy na smak. Halloumi kroimy w drobną kostkę. Smażymy na rozgrzanej oliwie na rumiano z dodatkiem odrobiny miodu. Wykładamy chłodnik do talerzy, układamy na wierzchu cebulę i halloumi.

Weingut Schneider Müller Riesling Kabinett feinherb 2017 (poszukuje importera)

Ten Riesling z Rheinhessen jest ładnie aromatyczny, pachnie feerią gruszek, moreli i kwiatów. Na podniebieniu cukier jest mocno wyczuwalny i jednak brakuje tu mocniej zaakcentowanej kwasowości. Próbowane solo może być lekko mdłe, a i również w zestawieniu z naszym chłodnikiem okazał się nieco zbyt słodki. Dobry (86/100).

Weingut Quint Wintricher Grosser Herrgott Quintessenz Riesling trocken 2017 (Lecker Maciej Kielanowski)

Kolejna pozycja zabiera nas nad Mozelę i to wino jest już ciekawsze. Choć w warstwie aromatycznej również sporo w nim akcentów słodkich owoców (morele, czerwone jabłka), to dochodzą do nich też cytryny, a w ustach mocna kwasowość i długi, mineralny posmak. Dzięki temu całość jest soczysta i stosunkowo lekka. Znacznie przyjemniej komponował się również z samym chłodnikiem, dodając mu jeszcze więcej życia. Bardzo dobre- (89/100).

Sałatka z fasolki szparagowej, ananasa, orzechów laskowych w winegrecie sosnowym

Możemy się Wam przyznać, że to było danie, z którym mieliśmy najwięcej do czynienia. Zwłaszcza żmudne obieranie i siekanie orzechów laskowych pamiętamy do dzisiaj. Sezon na fasolkę szparagową jeszcze trwa, a ta sałatka była przepyszna, więc może przełamiemy nabyte przy jej przygotowaniu uprzedzenia i zrobimy ją sobie któregoś dnia.

Poniżej podajemy składniki na 20 niewielkich porcji:

  • 0,5 kg fasolki szparagowej zielonej
  • 0,5 kg fasolki szparagowej żółtej
  • 1 duży świeży ananas
  • 0,3 kg bobu
  • 2 kolby kukurydzy
  • 200 g uprażonych orzechów laskowych
  • 2 gałązki pomidorów cherry
  • 4 ząbki czosnku
  • 3 łyżki malutkich kaparów
  • Oliwa
  • 3 łyżki syropu z sosny, mniszka lub kwiatów czarnego bzu
  • Sok z 1 – 2 cytryny
  • Wybór ziół : bazylia, melisa, mięta, młode listki sałat
  • Sól, pieprz, cukier
Przepis:

W lekko posłodzonej wodzie z dodatkiem soli gotujemy al dente obie fasolki, potem kukurydzę i bób. Wszystko powinno lekko chrupać. Bób obieramy, z kukurydzy ostrym nożem ścieramy ziarenka. Łączymy składniki w misce. Orzechy laskowe grubo siekamy i dodajemy do warzyw. Rozgrzewamy na patelni 5 łyżek oliwy, dodajemy czosnek pokrojony w cieniutkie, długie płatki i układamy pomidory zachowując szypułki. Dodajemy cukru i lekko solimy, pieprzymy. Karmelizujemy całość tak, aby czosnek pozostał słodki i rumiany, a pomidory lekko miękkie. Studzimy. Ananasa obieramy i kroimy w równą, 1 cm kostkę. Z syropu, soku z cytryny, oliwy ukręcamy winegret doprawiając go solą i pieprzem. Łączymy z ananasem i kaparami. Dodajemy do warzyw. Tuż przed podaniem mieszamy z listkami ziół, i podajemy z pomidorkami cherry, kawałkami czosnku.

Weingut Karl Erbes Ürziger Würzgarten Riesling feinherb 2017 (Winers)

Wzgórze Ürziger Würzgarten to parcela, którą nie trzeba przedstawiać fanom mozelskich win. Tutejsza wulkaniczna gleba (ewenement nad Mozelą) sprawia, że powstają tutaj jedna z najbardziej charakterystycznych win w regionie. Ten Riesling pachnie naftą, woskiem, miodem lipowym i brzoskwiniami. Na języku czujemy sporą masę, przyjemną głębię, ale cukier jest ładnie skontrowany przez kwasowość. Przyjemnie komponował się zwłaszcza ze słodszymi elementami sałatki. Bardzo dobre (90/100).

Weingut Castel Wiessburgunder trocken 2018 (niektóre wina z tej winnicy znajdziecie u Mielżyńskiego)

Frankonia bywa utożsamiana głównie z pochodzącymi stamtąd Silvanerami, jednak nasza niedawna wyprawa do tego regionu pokazała nam, że spektrum wartych uwagi win jest tu znacznie szersze. Ten zaś Pinot Blanc pachnie jabłkami, cytrynami i szczyptą ziół. W ustach pojawia się ładna kwasowość i ciekawy, pieprzny finisz. Niestety spróbowane z sałatką wydało się nam zbyt monotonne (to danie potrzebowało jednak bardziej wyrazistego wina). Bardzo dobre- (89/100).

Kasza gryczana z wieprzowiną, sezamem i szparagami

Kolejne danie, które było dla nas dużym, oczywiście pozytywnym zaskoczeniem. Podana na zimno kasza gryczana, z aromatycznymi, odświeżającymi dodatkami to idealna pozycja na letni wieczór. Co więcej, podane w taki sposób mięso wcale nie wymaga parowania z czerwonymi winami, wręcz przeciwnie – świetnie sprawdzą się soczyste, białe pozycje.

Poniżej podajemy składniki na 20 niewielkich porcji:

  • 300 g kaszy gryczanej PALONEJ ugotowanej na sypko
  • 50 g suszonych, namoczonych przez noc grzybów shitake
  • 3 pęczków białych szparagów
  • 1 kg mielonej wieprzowiny
  • 1 pęczek dymki razem ze szczypiorem
  • sos sojowy jasny
  • sos rybny
  • 2 łyżki cukru brązowego
  • Sok z 4 limonek
  • 3 sztuki ostrego chilli zielonego
  • 4 czubate łyżki uprażonego sezamu
  • solidna porcja świeżej, posiekanej kolendry
  • 3 cm kawałek świeżego imbiru
  • 200g orzeszków ziemnych solonych
  • 3 ząbki czosnku
  • Olej
  • Sól, pieprz, cukier, cynamon, kolendra suszona
Przepis:

Przygotowujemy wieprzowinę. Rozgrzewamy na dużej patelni 3 łyżki oleju, wrzucamy drobno pokrojoną dymkę razem ze szczypiorem, 3 ząbki czosnku przeciśnięte przez praskę i 2 łyżki cukru. Po 3 minutach dorzucamy wieprzowinę i bardzo dokładnie je obsmażamy, rozbijając grupki zwartego mięsa. Dolewamy (proporcje do smaku) – sos sojowy, sos rybny, posiekaną ostrą paprykę. Smażymy tak długo, aż mamy pewność że mięso nie jest surowe. Doprawiamy wedle uznania obranym drobno startym imbirem, odrobiną cynamonu, kolendrą suszoną. Ciepłe łączymy tuż po przygotowaniu z kaszą gryczaną. Kroimy w cienkie plasterki odsączone z wody grzyby, na tej samej patelni po mięsie lekko je rumienimy i smażymy doprawione sosem sojowym i szczyptą cukru przez 3 minuty. Dorzucamy do kaszy. Dodajemy blanszowane w osolonej wodzie na chrupiąco i pokrojone lekko skośnie szparagi. Siekamy  na grubo orzechy ziemne i dorzucamy razem z uprażonym sezamem. Doprawiamy sosem sojowym, posiekaną kolendrą, sokiem z limonki. Serwujemy!

Gut Hermannsberg Vom Vulkan Riesling trocken 2017 (poszukuje importera)

To nasze kolejne spotkanie z winem od tego świetnego producenta z Nahe. W tym roku mieliśmy okazje próbować je podczas Summy i Festiwalu Win Niemieckich. Nieodmiennie uważamy, że są to świetne pozycje i szkoda, że wciąż niedostępne w Polsce. Choć jest to wino klasy gminnej (Ortswein), to w całości pochodzi z pojedynczej winnicy Schlossböckelheimer Kupfergrube. Mimo, że ma już półtorej roku, to wciąż sporo w nim akcentów postfermentacyjnych, kiszonki i drożdży. Za to w ustach już czystsze, mocno kwaskowe, z wybitnie mineralny, wręcz słonym finiszem. Z naszym daniem okazało się jeszcze przyjemniejsze, niż próbowane solo, jego kwasowość jak brzytwa przecinała danie, wnosząc mnóstwo orzeźwienia. Bardzo dobre+ (91/100).

Weingut Katharina Wechsler Westhofener Silvaner Alte Reben 2017 (poszukuje importera)

Niestety, kolejne wino zupełnie rozminęło się z potrawą. Choć ma dobrze ukształtowaną materię, przyjemną koncentrację, rozwija się z nutami jabłek, gruszek i ziołowym tłem, to jednak całość jest dość ugładzona, a to pełne smaków, aromatyczne danie potrzebowało bardziej wyrazistego towarzysza. Dobre+ (88/100).

Plastry wołowiny z marynowanym burakiem, truskawką, szalotkami z bazyliowym majonezem

Kolejne mięsne danie to wołowina podana tak, jak uwielbiamy. Żelazna zasada jest bowiem jedna – jest to mięso, które smakuje tym lepiej im mniej jest ono wysmażone. W takiej też wersji była przygotowana tego dnia, idealnie soczysta, mięciutka, a towarzyszyły jej bardzo ciekawe dodatki.

Poniżej podajemy składniki na 20 niewielkich porcji:

  • 1,5 kg oczyszczonego rostbefu
  • 3 główki młodego czosnku
  • młotkowany pieprz
  • sól wędzona
  • miód
  • 2 niewielkie pęczki ugotowanych młodych buraków
  • 5 okrągłych szalotek
  • 10 truskawek
  • 500 ml soku jabłkowego
  • 150 ml octu jabłkowego
  • 2 liście laurowe
  • kawałek cynamonowej kory
  • 1 jajko
  • 350 ml oleju
  • 1 łyżeczka musztardy Dijon
  • 1 łyżka octu
  • Pęczek bazylii
  • Pęczek liści rzodkiewki
  • 100g uprażonego słonecznika
  • 1 czubata łyżka cukru
  • Oliwa
  • Grzanki z chleba
  • Ser typu Parmezan, Pecorino
Przepis:

Marynujemy rostbef przez kilka godzin w posiekanym rozmarynie, czosnku w łupinach porozdzielanego na ząbki, grubym pieprzu i 3 łyżkach miodu. Nastawiamy piekarnik na 200°C. Rozgrzewamy patelnię, obsmażamy rostbef razem z czosnkiem ze wszystkich stron na mocny kolor. Przekładamy do piekarnika na około 12 – 15 minut. Pieczemy na krwisto, przed pokrojeniem w cienkie plastry pozwalamy mu odpocząć. Z chleba przygotowujemy grzanki. Sok jabłkowy, cukier, ocet jabłkowy, liście laurowe, cynamon, wkładamy do garnuszka i redukujemy na dużym ogniu na możliwie gęsty syrop. Zalewamy nim pokrojone w cienkie plastry buraki i ćwiartki szalotki lub plasterki. Solimy lekko. Odstawiamy do przegryzienia smaków. Z liści rzodkiewki, słonecznika, bazylii i ząbku czosnku ukręcamy pesto dolewając niewielką ilość oliwy, doprawiając na smak solą. Ukręcamy gęsty majonez z jajka, musztardy, octu i oleju słonecznikowego. Przed podaniem delikatnie łączymy z pesto bazyliowym. Grzankę smarujemy czosnkiem z pieczenia, dokładamy plastry wołowiny, pesto, zamarynowane buraki z plasterkami świeżej truskawki. Na wierzch ścieramy porcję sera.  

Weingut Meiser Spätburgunder Rosé feinherb 2017 (niektóre wina z tej winnicy znajdziecie w Winnym Garażu)

W zamyśle połączenie różowego wina i przygotowanego na krwisto mięsa było ciekawym zabiegiem, ale ostatecznie to nie zagrało (naszym zdaniem potrzeba tu było bardziej charakternego różu, jak choćby Cerasuolo d’Abruzzo). Tu zaś mamy pozycję dość prostą, z przyjemnymi nutami wiśni i czerwonych porzeczek. Trochę zbyt słodkawe, najlepiej smakowałoby mocno schłodzone na kocyku rozłożonym na trawiastej łące. Dobre- (85/100).

Weingut Zimmerlin Spätburgunder Edition 2016 (poszukuje importera)

To klasyczny przykład niemieckiego Pinot Noir. Mamy tu typowe nuty leśne, kwaskowe wiśnie, żurawinę, nieco dymu i ziół. Jeszcze ciekawiej jest na podniebieniu, gdzie do wspomnianych już akcentów dochodzi również roztarta w dłoniach ziemia, a całość kończy się delikatnie goryczkowym finiszem. Co jednak najważniejsze w tym przypadku, wino idealnie zgodziło się z daniem. Bardzo dobre+ (91/100).

Deser migdałowy z konfiturą z rabarbaru i truskawek oraz musem z koziego sera

Skoro Robert nie jest fanem deserów, a ten zjadł tak, że uszy mu się trzęsły, to możecie domyślić się, jak świetne było to danie. Słodycz skontrowana została przez kwaskowy rabarbar, dzięki czemu nawet po skończeniu swojej porcji miało się ochotę na dokładkę.

Poniżej podajemy składniki na 20 niewielkich porcji:

Migdałowe ciastko
  • 500 g uprażonych płatków migdałowych
  • 350 g cukru pudru
  • 6 białek
  • 1 łyżka marcepanowej masy lub olejek migdałowy
  • 4 łyżki czubate malin liofilizowanych (ewentualnie)

Rozgrzewamy piekarnik do 170°C. Białka i cukier ukręcamy na biały krem. Wgniatamy migdałowe płatki i miksując na małych obrotach dodajemy masę marcepanową, gałkę i maliny. Mieszamy krótko, na tyle tylko by rozprowadzić równomiernie wszystkie dodatki. Naczynia do pieczenia wykładamy papierem do pieczenia i rozkładamy masę. Pieczemy około 25 minut. Studzimy.

Konfitura z rabarbaru i truskawek
  • 500 g rabarbaru
  • 500 g truskawek
  • 5 ziaren zielonego kardamonu
  • 4 goździki
  • 350 g cukru
  • Sok z 1 cytryny
  • Sok i skórka z 1 pomarańczy
  • 100 ml soku jednodniowego z buraka
  • 3 gwiazdki anyżu

Obieramy z wierzchniej warstwy rabarbar, kroimy w skośne kawałki, truskawki w plastry lub jeśli mniejsze na połówki. W misce zasypujemy cukrem, dodajemy skórkę pomarańczy i pozostawiamy 30 – 45 minut godzinę, co jakiś czas mieszając delikatnie. Zlewamy cały powstały syrop do głębokiej patelni, dodajemy wyłuskany z ziaren kardamon, anyż, goździki, skórkę z pomarańczy, sok z buraka i redukujemy na gęsty syrop. Odławiamy przyprawy, dorzucamy owoce, sok z cytryny i gotujemy krótko, na dużym ogniu, mieszając delikatnie raz na jakiś czas. Idealnie, gdy całość zachowa swoją delikatną jędrność. Ciepłe owoce serwujemy z kawałkiem migdałowego ciasta z kremem na bazie sera koziego.

 Mus z koziego sera
  • 200 g mascarpone
  • 250 g sera koziego świeżego
  • 1 łyżeczka czubata cukru pudru
  • Otarta skórka z 1 sparzonej limonki

Ukręcamy mascarpone z cukrem pudrem, dodajemy kozi ser i otartą skórkę. Ukręcamy na gładko. Możemy usztywnić odrobiną rozpuszczonej w małej ilości wody żelatyną.

Weingut Heiden Wintricher Grosser Herrgott Riesling Auslese 2015 (poszukuje importera)

Słodyczy jest naprawdę sporo (choć analitycznie cukru resztkowego mamy 73 gramy, co nie jest aż tak wysokim poziomem jak na słodkie wina). Mamy więc mocne akcenty miodowe, cytryny w syropie, słodkie jabłka i dojrzałe gruszki. W ustach ładnie zbalansowane, z dobrym poziomem kwasowości. Bardzo przyjemne solo, ale z deserem lepiej pasowała kolejna pozycja. Bardzo dobre (90/100).

Weingut Fleischmann-Krieger Rhodter Rosengarten Gewürztraminer Spätlese feinherb 2018 (poszukuje importera)

Choć cukru resztkowego jest tu o połowę mniej, to o dziwo ten Gewürztraminer lepiej dopasował się do przygotowanego deseru. W samym winie mamy tutaj kwiaty i ekspresyjną owocowość – mango, morele, pigwa. Również w ustach dzieje się tutaj wiele, choć w zasadzie wszystko kręci się wokół akcentów owocowych. Próbując to wino solo nie zrobiłoby na nas wielkiego wrażenia, ale z daniem dało dużo przyjemnej energii. Bardzo dobre (91/100).


Bawcie się w gotowanie! A jeśli macie czas i chęci poeksperymentujcie też w dobieraniu wina do jedzenia. To naprawdę nic złego, jeśli nawet co drugie połączenie nie wyjdzie tak, jakbyście sobie tego życzyli (sami również zaliczamy wiele wtop, a i jak widzici również tego dnia nie wszystkie połączenia zagrały). Każda nieudana próba to pewna nauczka na przyszłość, a przecież człowiek uczy się całe życie. Do dzieła zatem!

Artykuł Letnie Warsztaty Kulinarne z Niemieckim Instytutem Wina pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Horst Sauer – najlepsze rozpoczęcie wakacji

$
0
0

Polskę opuściliśmy wcześnie rano pierwszego dnia wakacji. „Wcześnie” to słowo klucz naszych tegorocznych wakacji, gdyż ani razu nie daliśmy sobie pospać. Już po pięciu godzinach drogi zjechaliśmy z autostrady, którą znamy z naszych wypraw nad Mozelę. Bowiem plan wakacji zakładał, że tym razem zobaczymy jeden z mniej znanych winiarskich regionów Niemiec. Na szybki obiad zatrzymaliśmy się jeszcze w ładnym miasteczku Volkach, a zaraz po ruszeniu w dalszym trasę, gdy tylko minęliśmy ostatnie zabudowania, naszym oczom ukazały się przepiękne winnice zajmujące okoliczne wzgórza. „Wow, jak tu pięknie” – powiedzieliśmy niemal w tym samym momencie. O samej podróży po regionie i naszych tipach opowie Wam wkrótce Marta. 


Frankonia – geografia i warunki

Co może dziwić w pierwszym momencie, Frankonia należy do Bawarii. Ta zaś bywa kojarzona głównie z konsumpcją piwa (patrz choćby Octoberfest). Jednak w północno-zachodniej części tego landu tradycyjne winiarskie są bardzo silne i sięgają aż czasów średniowiecznych. Winnice zlokalizowane są tu głównie nad brzegami przepływającego przez Frankonię Menu, który przepięknie meandruje pośród okolicznych wzgórz, co kilka kilometrów zmieniając kierunek, by w końcu złączyć się się ze swoim większym bratem Renem w okolicach Hochheiem. Takie ukształtowanie terenu przekłada się oczywiście na różnorodność ekspozycji, jakie do dyspozycji mają winiarze. Zbocza może nie są aż tak strome jak choćby nad Mozelą, ale miejscami nachylenie i tak jest imponujące. Całość upraw winorośli obejmuje nieco ponad 6 tysięcy hektarów. Frankonia, będąc jednym z najbardziej wysuniętych na północ regionów Niemiec, to miejsce, w którym naturalnie królują głównie białe odmiany. Prym wśród nich wiedzie Silvaner, który odpowiada za mniej więcej czwartą część nasadzeń. Tutejszy klimat jest stosunkowo chłodny (zwykle zbyt niegościnny dla Rieslinga), a w wielu miejscach problemem są wiosenne przymrozki, potrafiące znacząco przetrzebić zbiory. Stąd też popularnością cieszą się również krzyżówki powstałe w Niemczech w ubiegłym wieku, właśnie z myślą o radzeniu sobie z takimi trudnymi warunkami klimatycznymi – Müller-Thurgau, Bacchus, Kerner, Scheurebe czy Rieslaner.

Bocksbeutel – frankońska butelka

Elementem charakterystycznym dla regionu jest również pękata butelka zwana Bocksbeutel. Co prawda wielu producentów rezygnuje z niej na rzecz butelek o bardziej typowym kształcie (zwłaszcza dla bardziej prestiżowych win), ale znakomita większość zwłaszcza tańszych pozycji ląduje właśnie w tym typowym dla Frankonii „opakowaniu”.

Winiarską stolicą regionu jest urokliwe miasto Würzburg, w którego obrębie znajdują się majestatyczne winnice (jak choćby słynny Würzburger Stein), a także swoje siedziby posiada kilku znaczących producentów, jednak my pierwszy postój postanowiliśmy zaplanować nieco bardziej na wschód, w miasteczku Eschendorf, aby odwiedzić Weingut Horst Sauer, jedną z legend Frankonii.

Co 100 metrów VDP

Eschendorf to malutka wioska licząca nieco ponad 300 mieszkańców. Na dobrą sprawę to tak naprawdę jedna długa ulica i niewielki placyk z kościółkiem. Jednak w tej niepozornej mieścinie znajduje się aż czterech producentów należących do prestiżowego stowarzyszenia VDP (łącznie jest ich tu 9 plus 3 lokalne spółdzielnie). Ciekawostką jest również fakt, że w całej Frankonii znajdziemy łącznie aż 28 posiadłości należących do VDP, a w ponad cztery razy większej Hesji Nadreńskiej jest ich zaledwie 18.

To jednoznacznie pokazuje jak dobre siedliska znajdują się w regionie i jak świetnie wina powstają na tak niewielkim obszarze. Specyfiką Frankonii jest też fakt, że znaczna część miejscowej produkcji jest wypija na miejscu, w samym regionie. W przypadku Weingut Horst Sauer na eksport trafia jedynie 10% produkcji. Tym uważniej wypatrujcie tych win.

Odwaga, miłość, zaś przede wszystkim cierpliwość

Austriacki poeta Peter Rosegger jest autorem sentencji będącej mottem winiarni: „Wielkie rzeczy osiąga się dzięki odwadze, jeszcze większe dzięki miłości, zaś te największe dzięki cierpliwości”. Tej ostatniej na pewno nie brakowało Horstowi Sauer, który doprowadził swoją winnicę do zajmowanego obecnie miejsca, zdaniem wielu najlepszej posiadłości we Frankonii. Jeszcze na początku lat 70-tych sprzedawał on winogrona do miejscowej spółdzielni, ale w 1977 roku postanowił po raz pierwszy wyprodukować własne wino i sprzedać je już pod swoim nazwiskiem. Zaczynał od zaledwie 1,5 hektara upraw, by obecnie osiągnąć poziom 20 hektarów rozlokowanych w trzech okolicznych miejscowościach. Dzisiaj za winiarnię odpowiada już jego córka Sandra, (która poprowadziła degustację win), choć jak sama przyznała, nadal może liczyć na rady swojego taty.

Swoje wina Sandra fermentuje w niskich temperaturach w stali. Beczki nie są używane praktycznie w ogóle (trafia jedynie do nich Weissburgunder, którego jednak nie próbowaliśmy i wina z linii Sehnsucht). Ideą jest pokazanie czystej ekspresji miejscowego terroir, bez beczkowego makijażu.

Kiedyś pozycje od Weingut Horst Sauer można było znaleźć w portfolio FoodWine, ale niestety nie są już dostępne w Polsce (czas na zmianę tego stanu rzeczy!).

Degustacja

Horst Sauer Silvaner Brut 2015 (14 eur – podajemy ceny przy zakupie w samej winnicy)

Ten produkowany klasyczną metodą (z drugą fermentacją w butelkach) Silvaner początkowo wydał się nam dość prosty, ale po kilku chwilach znad kieliszka zaczęły się unosić przyjemne nuty woskowe, czy wręcz petrolowe. W połączeniu z jabłkowo-cytrusową owocowością efekt był naprawdę ciekawy. Dodatkowo świetna kwasowość niesieni w sobie mnóstwo orzeźwienia. Zakupioną butelkę wypiliśmy kilka dni później w upalny dzień nad Jeziorem Bodeńskim i dała nam ona mnóstwo frajdy. Bardzo dobre+ (91/100).

Horst Sauer Eschendorfer Silvaner 2018 (8,20 eur)

Degustację win spokojnych rozpoczęliśmy od razu od drugiego szczebla kategorii VDP, a więc win pochodzących z pojedynczej gminy (tzw. Ortswein). Sandra wspominała nam, że zbiory w zeszłym roku odbywały się w ekstremalnych temperaturach przekraczających 30°C. Aby nie dopuścić do przedwczesnej fermentacji, wynajęli busa-chłodnie, do którego wkładano zebrane owoce, nim trafiły one do winiarni. Samo wino pachnie jabłkami, kwiatami, ziołami i cytrynami. Wydaje się nawet delikatnie perfumowane. Na podniebieniu z przyjemnym ciałem, ale i ciekawym, wapienno-kredowym posmakiem. W finiszu pojawia się też delikatna słoność i pieprzność. Sprawia mnóstwo przyjemności już teraz, ale można je też odłożyć na rok-dwa. Bardzo dobre+ (91/100).

Horst Sauer Eschendorfer Riesling 2018 (10 eur)

Po tym Rieslingu w ogóle nie czuć, że pochodzi z tak gorącego roku. Jest bardzo mineralny, mniej owocowy od poprzednika, ale też mocniej kwasowy. Ten stalowy uścisk kwasowości zdaje się niemal miażdżyć zęby, a po chwili przechodzi w cytrynową owocowość. Pojawiają się również nuty soczystego, zielonego ogórka. Potężnie orzeźwiające, radosne w swoim wyrazie. Znakomite- (92/100).

Horst Sauer Eschendorfer Lump Silvaner S. Erste Lage 2018 (12,50 eur)

Tu już wchodzimy na wyższy poziom, bo do naszych kieliszków trafiło wino pochodzące z parceli oznaczonej jako jedna z Erste Lagen. Lump to nazwa dużego wzgórza rozpościerającego się nad samym Eschendorfem, na którym dominuje wapienna gleba będąca pozostałością morza, które przed milionami lat przykrywało ten obszar. Aromat jest intensywny, z nutami gruszek, brzoskwiń, a na podniebieniu znajdziemy również większą koncentrację (tu pojawia się też więcej jabłek). Nad wszystkim zaś unosi się ta charakterystyczna, mocna kwasowość, która w pewnym momencie przejmuje kontrolę nad wyrazem tego wina, owocowość chce ją przegonić, ale ona zaparła się tak, że nic nie jest w stanie jej ruszyć. Znakomite- (92/100).

Horst Sauer Eschendorfer Fürstenberg Blauer Silvaner S. Erste Lage 2018(12,50 eur)

To bodajże pierwszy raz, kiedy mieliśmy okazję spróbować Blauer Silvanera, a więc mutacji o ciemnym kolorze owoców, z których jednak produkowane jest białe wino. Fürstenberg to siedlisko leżące nieco na południe od miasteczka, o wschodniej ekspozycji. Słońce zachodzące za porastającym najwyższą część wzgórza lasem  stosunkowo szybko pogrąża Fürstenberg w cieniu. Porównując to wino z poprzednim, jest wyraźnie chłodniejsze, bardziej stalowe i mineralne. Również owocowość nie jest tak intensywna, a zamiast niej pojawia się więcej tonów ziołowych. Za to w finiszu ponownie dochodzi do głosu kwasowość, którą czujemy jeszcze długo po przełknięciu ostatniego łyka. Znakomite (93/100).

Horst Sauer Eschendorfer Lump Riesling S. Erste Lage 2018 (13,50 eur)

Wracamy na Lump i przechodzimy do Rieslinga. Zaczyna się kwiatowo, później dołączają gruszki, a nawet morele. Aromat jest bardzo uwodzicielski i pociągający. Natomiast po spróbowaniu, znajdziemy w nim świetnie napięcie i naprężenie między kwasowością i pikantną końcówką. Intrygujące wino, ale w tym momencie jeszcze bardzo młode. Znakomite+ (94/100).

Horst Sauer Eschendorfer Am Lumpen 1655 Silvaner GG 2017 (25 eur)

Przegląd najwyżej kategorii VDP, a więc słynnych Grosses Gewächs zaczynamy od Silvaner. Parcela Am Lumpen pierwszy raz była wzmiankowana w 1655 roku, do czego nawiązuje jej nazwa. Zmieniamy też rocznik na bardzo wilgotny i deszczowy przez większą część sezonu, ale za to przepięknie słoneczny w czasie zbiorów (zdaniem Sandry to właśnie dlatego wina z 2017 roku mają tak dobry balans). To zaś jest wino przepiękne, z oszałamiającymi nutami gruszek, truskawek, moreli, mirabelek, zielonych jabłek, ananasa i co ciekawe kolendry. Struktura jest dość obfita, ale też ładnie mineralna i woskowa. Potężny, długi finiszu odświeża całe usta. Przepiękne wino. Arcydzieło (96/100).

Horst Sauer Eschendorfer Am Lumpen 1655 Riesling GG 2017 (27 eur)

Ekspresja Rieslinga z tej renomowanej winnicy jest już inna – dymna, mineralna. Sporo w nim cytryn, jabłek, ale też pieczonego boczku. Strzeliste, wyciągnięte przez mocną kwasowość, surowe, z delikatnie goryczkowym finiszem. Trudno w obecnej chwili ocenić, w którą stronę będzie zmierzał ten Riesling, choć nieco pomógł nam w ocenie jego starszy o kilka lat brat spróbowany po chwili. Znakomite (93/100).

Horst Sauer Eschendorfer Am Lumpen 1655 Riesling GG 2011

To kolejny z niezliczonych dowodów na to, że nie warto spieszyć się z otwieraniem butelek kategorii GG. Wino pięknie się rozwinęło, pachnie morelową esencją, ale jest w nim mnóstwo jabłkowej świeżości, a wszystko to opatulone jest znów dymem. Ładnie woskowe, wręcz aksamitne, w ustach owoc nabiera ciężkości, pojawiają się jabłka, ale już w wersji prażonej. Na pewno nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa. Arcydzieło (96/100).

Horst Sauer Sehnsucht Silvaner 2017 (20 eur)

Gdy porówna się to wino z poprzednimi pozycjami, to wyraźnie widać, że producentce chodziło w tym przypadku o coś zupełnie innego. Tu bowiem odchodzimy od win dojrzewających jedynie w stali, a 40% tej pozycji jest starzone przez 5 miesięcy w beczkach. Ten dotyk dębu jest wyczuwalny, bo znajdziemy trochę roztopionego masła, orzechów i wanilii, ale też bardzo ciekawe akcenty starej biblioteki, a nawet liczi i marakui. Na szczęście wino nie popada w barokową przesadę, nie traci życia, jest soczyste i ładnie świeże. Na pewno niesztampowe, a przez to bardzo ciekawe. Znakomite+ (94/100).

Horst Sauer Eschendorfer Lump Silvaner Beerenauslese 2018 (40 eur)

Jedynie 10% gron użytych do produkcji tego słodkiego wina było dotkniętych szlachetną pleśnią. Cukru jest naprawdę sporo, lądujemy bowiem na poziomie nieco ponad 260 gram, ale próbując je nie ma się wrażenia nadmiernej ciężkości. Jest tu oczywiście wszystko, czego oczekiwać można od takiej pozycji – miód, gruszki w słodkim syropie i na szczęście wyraźna kwasowość, która przecina słodycz jak brzytwa. Subtelne, ze świetnym balansem. Znakomite (93/100).

Horst Sauer Eschendorfer Lump Riesling Trockenbeerenauslese 2017 (70 eur)

Już po powrocie do Warszawy zauważyliśmy, że wino to otrzymała od Falstaffa najwyższą możliwą notę, a więc 100 punktów. Nam też bardzo smakowało, choć byliśmy nieco bardziej wstrzemięźliwi. W tym przypadku już 100% owoców było dotkniętych botrytisem. Zresztą Sandra powiedziała nam, że ze względu na bliskość rzeki i poranne mgły, z dolnych partii wzgórza są w stanie niemal corocznie zbierać grona nadające się do produkcji słodkich win. Ten Riesling pachnie przepiękną esencją miodu, z dodatkiem skórki pomarańczowej, wosku i suszonych moreli. Faktura jest przepięknie oleista, wino jest wręcz półpłynne, niesamowicie esencjonalne. Grzechem jest pić je już teraz, bo to butelka zdolna przetrwać kilka dekad. Arcydzieło+ (97/100).


W Polsce frankońskie Silvanery zdobywają coraz większą popularność zwłaszcza w sezonie szparagowym (jest to jedno z klasycznych połączeń z tym warzywem). Jednak wizyta w Horst Sauer pokazała nam, że spektrum zastosowań tej odmiany jest znacznie szersze. Co więcej również frankońskie Rireslingi nie mają powodów, aby wstydzić się w towarzystwie swoich braci z innych niemieckich regionów. Co jednak może najważniejsze, Frankonia to region położony blisko naszych granic i piękny pod względem krajobrazowym. Może najwyższy czas, abyście wyskoczyli tam na weekend.

Artykuł Horst Sauer – najlepsze rozpoczęcie wakacji pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

[video] Soave – hit czy kit?

Weingut Gross – cz. 1 – Austria

$
0
0

Cały zeszły weekend padał deszcz. Więc jakoś tak nastrojeni tym klimatem postanowiliśmy wrócić wspomnianymi do naszego majowego pobytu w Styrii, kiedy to w pochmurną pogodę z mżącym deszczem odwiedzaliśmy kolejnego winiarza. Musicie jednak wiedzieć, że nawet w taką aurę styryjskie krajobrazy mają w sobie coś magicznego, a mgły rozpościerające się pomiędzy miejscowymi wzgórzami nadają okolicy czarujący charakter. Dziś zabieramy Was więc do Weingut Gross, zapnijcie pasy, bo to była naprawdę długa wizyta.


Dwie gałęzie z jednego pnia

Historia rodziny Gross powiela (przynajmniej do pewnego momentu) schemat znany z opowieści innych producentów regionu. Mamy więc przodków, którzy na progu XX wieku prowadzą rolniczą gospodarkę, w której produkcja wina jest tylko jednym (i to wcale nie najważniejszym) elementem. Dopiero w latach 80-tych ubiegłego stulecia Alois Gross, którego zresztą mieliśmy okazję poznać podczas wizyty w winiarni, postanowił, że rodzina powinna skupić się jedynie na winiarstwie. W ciągu kilku lat poczynił tak znaczące postępy, że w 1991 roku został przez magazyn Falstaff uznany za producenta roku w Austrii. To, co jednak rodzinę wyróżnia na tle sąsiadów, to zakupienie już w 2005 roku winnic kilkadziesiąt kilometrów dalej na południe, już w Słowenii, w regionie Štajerska Slovenija. Dlatego dziś firma (prowadzona przez synów Aloisa – Johannesa i Michaela) jest niejako rozpięta pomiędzy swoimi historycznymi siedliskami w austriackiej części Styrii, a parcelami po drugiej stronie granicy, wokół miasteczka Gorca. Przy czym bracia podzielili się tak, że Johannes odpowiada za winnice i winifikację na części austriackiej, a Michael za Słowenię i kontakty międzynarodowe winiarni.

Mimo, że obie gałęzie spina to samo nazwisko, powstające z nich wina są na tyle inne, że każdej poświęcimy osobny wpis. Dziś zabieramy Was zatem na przegląd win z Austrii. Nie chcemy kopiować ponownie naszego opisu dotyczącego styryjskiego terroir, dlatego pozwólcie, że tym razem odeślemy Was do posta, w którym go dokładnie opisujemy.

Jak prezentuje się styl Weingut Gross na tle pozostałych poznanych winiarni regionu? Ha, nie chcemy tego zdradzać nim nie przeczytacie opisów spróbowanych przez nas win.


Degustacja

Jak to zwykle bywa podczas wizyty u austriackich producentów, nie miano dla nas litości i w efekcie podano nam do testowania niemal pełne portfolio producenta:

Gross Mitizi 2018 (9,90 eur – podajemy ceny przy zakupie u producenta, niektóre pozycje w Polsce są dostępne w ofercie Roberta Mielżyńskiego)

Nazwa wina pochodzi od imienia babci Johannesa i Michaela, 95-letniej Marii, która mimo tak zaawansowanego wieku jest dalej dobrym duchem winiarni. Mitzi to Gelber Muskateller wyprodukowany w słonecznym, letnim stylu. Owocowy, bardzo czysty, z nutami melona, białych kwiatów, kwaskowy i odświeżający, nieco zielony w posmaku. Nie niesie w sobie drugiego tła, czy jakiegoś skomplikowania, ale w swojej prostocie jest to po prostu świetnie wykonane wino. Uroku dodaje dopracowana etykieta, na której znajdziemy lokalne, rolnicze (niestety nieprzetłumaczalne dobrze na polski) przysłowia. Bardzo dobre- (89/100).

Gross Gelber Muskateller Südsteiermark 2018 (11,50 eur)

Muskateller to tak na marginesie odmiana, która pod względem areału upraw w winnicy Grossów ustępuje jedynie Sauvignon Blanc. Kolejna ekspresja to wino kategorii regionalnej, w którym dominuje przyjemna ziołowość, nuty stokrotek i czysta, mineralna końcówka. Jeśli Muscaty (bo przecież z tym szczepem mamy do czynienia) kojarzą się Wam z ciężkimi, słodkawymi winami, spróbujcie pozycji ze Styrii, tu znajdziecie ich zupełnie inne, wytrawne, rześkie oblicze. Bardzo dobre+ (91/100).

Gross Gamlitzer Gelber Muskateller 2017 (14,90 eur)

Przeskakujemy do etykiety „gminnej’, a więc pochodzącej z różnych parceli zlokalizowanych w miasteczku Gamlitz, z co najmniej 30-letnich krzewów, z których grona są zbierane nieco później niż w przypadku poprzednika. Fermentacja odbywa się spontanicznie w stalowych zbiornikach, a następnie wino przez 6 miesięcy dojrzewa na osadzie. Mamy tu znów żółte owoce (cytryny i kwaskowe jabłka), ale też nieco tropikalnej marakui, z przyjemnym kwiatowym niuansem, świetną kwasowością i mocną, długą, skalistą końcówką. Znakomite- (92/100).

Gross Perz Gelber Muskateller 1STK 2017 (22,90 eur)

Parcela Perz była przed wiekami plażą na brzegu morza, które pokrywało znaczną część dzisiejszej Styrii. Dlatego dominuje tutaj piaszczysta, drobnoziarnista gleba. Połowa wina fermentuje w beczkach, a pozostała część w stali, a następnie całość dojrzewa ponownie przez pół roku na osadzie. Tu wspinamy się na szczyty ekspresji styryjskich Muskatellerów, pachnących skórką cytryn i pomarańczy, z fantastycznie rześkim, potężnie orzeźwiającym finiszem, świetną elegancją i klasą. To już w żadnym razie nie jest leciutkie, tarasowe wino, ale poważna pozycja, którą spokojnie można przeznaczyć do odłożenia na kilka lat na półkę. Znakomite (93/100). 

Gross Jakobi 2018 (9,90 eur)

Przy pierwszy Sauvignon Blanc wracamy do tej serii podstawowych, tarasowych, restauracyjnych etykiet Grossów (Jakobi odpowiada zresztą za ponad 50% produkcji Sauvignon winiarni). Na samej etykiecie w ciekawy sposób prezentowany jest bieżący rocznik, z uwzględnieniem kluczowych dla niego dat, zjawisk pogodowych, czasu kwitnienia, czy zbiorów. Jest ładnie aromatyczne i owocowe – melonowe, jabłkowe i cytrynowe. Na podniebieniu ma dobrze zarysowaną kwasowość i przyjemnie świeży finisz. Idealna butelka na niezobowiązujące popijanie ze znajomymi w świetnej cenie. Bardzo dobre- (89/100).

Gross Sauvignon Blanc Südsteiermark 2018 (12,50 eur)

Jeśli chcecie ciut więcej powagi, nie tak ekspresyjną owocowość i większe stonowanie, to sięgnijcie po kolejne wino. Znajdziemy tu zielony pieprz, sporo przypraw i liści czarnej porzeczki. Po spróbowaniu, najpierw uderza mocna kwasowość, a zaraz za nią pojawia się mineralna ława stalowej świeżości. Bardzo dobre (90/100).

Gross Gamlitzer Sauvignon Blanc 2017 (15,50 eur)

Przechodzimy ponownie do win „Ortswein”, a więc pochodzących z pojedynczej gminy. W przypadku Gamlitz są to siedliska o piaszczysto-żwirowej glebie. Co ciekawe, wszystkie grona trafiające do tej kategorii (a producent oprócz Gamlitz osobno butelkuje Ehrenhausen) są zbierane w tym samym dniu, aby tym bardziej uwypuklić różnice między pozycjami z poszczególnych miasteczek. Sauvignon z Gamlitz ma czystą, mocno zarysowaną strukturę z nutami gruszek, melona i grejpfruta, ale też dość krągłym, można wręcz powiedzieć delikatnie oleistym ciałem. Bardzo dobre+ (91/100).

Gross Ehrenhausener Sauvignon Blanc 2017 (15,50 eur)

W gminie Ehrenhausen dominuje bardziej zbita, gliniasta gleba, przechodząca czasem w słynny styryjski opok, a więc wapienny margiel. Tak jak poprzednik, wino przez 12 miesięcy dojrzewa w dużych beczkach i stalowych zbiornikach na osadzie, a już po zmieszaniu odpoczywa w stali przez kolejne pół roku. Porównując tę etykietę z winem z Gamlitz, znajdziemy w nim więcej akcentów ziołowych, ale też kredowych i dymnych. Owocowość jest bardziej stonowana, spokojniejsza, a pojawia się więcej nut skalistych w ciemniejszej, chłodniejszej ekspresji. Znakomite- (92/100).

Gross Sulz Sauvignon Blanc 1STK 2017 (22,90 eur)

Winnica Sulz (oznaczone przez organizację Steirischen Terroir- und Klassikweingüter, której Alois Gross był jednym z założycieli, jako parcela Erste Lage) to najcieplejsze z siedlisk rodziny. Jeśli chodzi o glebę, mamy tu znów opok, a wino dojrzewa na osadzie w dużych beczkach przez 15 miesięcy. Nos jest jeszcze skryty, zachowawczy, z delikatnie kiszoną aurą. Za to usta dymne, ciemne, mocno grejpfrutowe i delikatnie oleiste. Kwasowość jest w tym winie potężna, ale nad wszystkim unosi się ten dymny obłok. Młodziutkie, warto odłożyć je na kilka lat na półkę. Znakomite+ (94/100).

Gross Nussberg Sauvignon Blanc GSTK 2017 (39 eur)

Wchodzimy na najwyższy poziom klasyfikacji STK, gdyż Nussberg jest oznaczony jako parcela Grosse Lage. Ponownie znajdziemy na niej margiel i opok, ale w tej pozycji inaczej przebiega winifikacja. Sok jest bardzo delikatnie wyciskany, a fermentacja obywa się spontanicznie w dużych beczkach, gdzie następnie wino dojrzewa przez rok na osadzie. Jest jeszcze bardziej zamknięte od poprzednika, ma bardzo skoncentrowane, mocne, stalowe ciało. Jednak najpiękniejsza w tym winie była świetna równowaga, naprężenie pomiędzy wszystkimi składnikami tej wspaniałej kompozycji. Znakomite+ (94/100).

Gross Privat Sauvignon Blanc 2015 (65 eur)

To wino powstaje jedynie w najlepszych rocznikach, a taki był 2015, gdzie długa sucha jesień pozwoliła na zabranie dojrzałych gron w połowie października (co jednak ważne były one wolne od szlachetnej pleśni). Następnie wino na 18 miesięcy trafiło do beczek. Jest w nim mnóstwo rozpuszczonego na patelni masła i ciepłej, owocowej esencji. Ciało jest bogate, wręcz lekko morelowe i gruszkowe, ale kontruje je mocno zarysowana kwasowość i ciągnący się niemal w nieskończoność mineralny posmak. Fascynująca koncentracja materii przy jednocześnie świetnie zachowanej świeżości. Arcydzieło (95/100).

Gross Welschriesling Südsteiermark 2018 (8 eur)

Kolejną próbowaną odmianą był Welschriesling, a więc szczep ważny lokalnie, ale raczej nie cieszący się zbyt wielką estymą w winnym świecie. Jednak (jak zawsze Wam powtarzamy!), Styria jest takim magicznym miejscem, gdzie niemal wszystkie wina stoją na wysokim poziomie. Tu mamy przyjemną jabłkową owocowość, sporo ziół i mocną, orzeźwiającą kwasowość. Może nie imponuje solo, ale spróbowalibyśmy je do lokalnej specjalności, a więc podzielonego na kawałki i smażonego w panierce kurczaka. Dobre+ (88/100).

Gross Sämling 2018 

To taki mały przerywnik i ciekawostka, bo wcześniej nie spotkaliśmy tej odmiany w Styrii. Scheurebe (Sämling) to krzyżówka Rieslinga i Silvanera, sztucznie wyhodowana na początku XX wieku i spotykana głównie w niemieckiej Hesji Nadreńskiej i Palatynacie. Wino jest aromatyczne, pachnące żółtymi owocami i kwiatami, ale też nie tak ekspresyjne jak jego kuzyni znad Renu. Również kwasowość jest nieco niższa niż w poprzednich winach. Dobre (87/100).

Gross Weissburgunder Südsteiermark 2018 (9,90 eur)

Wino fermentuje w dużych dębowych beczkach, gdzie przechodzi też fermentację malolaktyczną i trzeba przyznać, że ten pobyt w beczcie odcisnął na nim mocny wpływ (przynajmniej na tym etapie jego życia). Czujemy więc sporo wanilii i dymu, ale też ten Pinot Blanc jest dalej soczysty i rześki. Ciała jest sporo, ale nie brakuje tak potrzebnej kwasowości. Powinien świetnie zagrać z tłustszymi rybami – halibutem albo łososiem. Dobre+ (88/100).

Gross Grauburgunder Südsteiermark 2016 (18,90 eur)

Kolejny z Pinotów, a więc Pinot Gris pokazuje jeszcze inne wcielenie. Pochodzi ze starych krzewów i w całości leżakował w małych 300-litrowych baryłkach. Jest brzoskwiniowy, woskowy, maślany. Za to usta wyraźniej mineralne, kwaskowe, z goryczkowym finiszem. Koncentracja jest już naprawdę spora, ale nie ma się wrażenia przesytu. Trzeba jednak lubić Grauburgundera, aby w pełni docenić to wino, dla nas było odrobinę zbyt „okrągłe”. Bardzo dobre+ (91/100).

Gross Ehrenhausener Weissburgunder 2017 (14,90 eur)

Pinot Blanc z gron zebranych w miasteczku Ehrenhausen fermentuje w dużych, używanych beczkach i dojrzewa tam przez 12 miesięcy. Pachnie orzechami włoskimi i dymem. Jest esencjonalne, nieco oleiste, przyjemnie pełne i dalej żywe. Kwasowość daje o sobie znać o sobie zwłaszcza w długim, świeżym finiszu. Bardzo nam się spodobał, zwłaszcza w kontekście jego ceny. Bardzo dobre+ (91/100).

Gross Ehrenhausen „Startin” Morillon 2017 (15,50 eur)

To wino ma pokazywać typowe cechy styryjskich Chardonnay. Nazwa pochodzi od miejscowego określenia na 600-litrowe beczki, w których dojrzewa ono przez 12 miesięcy. Stąd też w nosie jest nieco drewniane i suche, ale za to usta pokazują bardzo soczyste, cytrynowe i orzeźwiające oblicze. Poważny zawodnik, ale nie popadający w sztuczność. Bardzo dobre+ (91/100).

Gross Wittenberg Weissburgunder 1STK 2017 (19,90 eur)

Ten Pinot pochodzi z winnicy sklasyfikowanej jako Erste Lagen, na której na łupkowo-wapiennej glebie rosną stare 70-90 letnie krzewy. Po wyciśnięciu soku fermentuje on i przez rok dojrzewa w beczkach. Jest po prostu wspaniałe. Z nasyconym jabłkowo-woskowym nosem, do których to nut po chwili dochodzi też chłodny, górski oddech. W ustach bardo subtelne, precyzyjne, narysowane od linijki. Ułożenie poszczególnych elementów jest bliskie ideału, ale też wino potrzebuje jeszcze kilku lat spokoju. Znakomite (93/100).

Gross Nussberg „Stauder” Weissburgunder GSTK 2017 (35 eur)

W przypadku tej etykiety (pochodzącego z parceli Grosse Lage, w więc szczytu klasyfikacji STK), mamy do czynienia z nieco młodszymi, bo 48 i 58-letnimi krzewami. Wino ponownie dojrzewa w dużych beczkach, które tym razem dają mu aromat wanilii i orzechów, choć gwoli prawdy nos jest na razie bardzo skryty, zamknięty. Za to na podniebieniu wyraźnie czuć jego ciężar i dużą koncentrację. Ciała jest sporo, a więcej kwaskowej świeżości wychodzi dopiero w finiszu. Znakomite- (92/100).

Gross Nussberg Weissburgunder GSTK 2011

Mieliśmy również przyjemność spróbować „spod lady” tego samego wina starszego o sześć lat. Ta pozycja po raz kolejny pokazała, jak pięknie dojrzewają styryjskie wina. Pachnie wanilią, rozpuszczonym na patelni masłem, jabłkami smażonymi na szarlotkę z kilkoma gramami miodu. Dodatkowo na podniebieniu wciąż intensywnie kwaskowe, ze świetnym ekstraktem i świeżością (a butelka magnum była otwarta od tygodnia). Warto spróbować od czasu do czasu tak pięknie zachowanego wina, aby ponownie przypomnieć sobie, że z otwieraniem niektórych butelek nie warto się spieszyć. Absolut- (97/100).

Gross Nussberg „Pretschnigg” Morillon GSTK 2017 (33 eur)

Ten Chardonnay przez 18 miesięcy dojrzewał w dużych beczkach, a do butelek trafił bez siarkowania. Dużo w nim jabłkowo-gruszkowej owocowości, mocnej struktury i napiętej kwasowość. Koncentracja jest fenomenalna, ale w finiszu pozostaje oczyszczająca usta i kwasowość uderzająca w zęby z siłą tarana. Znakomite (93/100).

Gross Nussberg Gewürztraminer GSTK 2016 (45 eur)

To ulubiona odmiana Aloisa Grossa, dlatego obsadził nim kilka tarasów specjalnie wybudowanych zaraz za rodzinną winiarnią. Znajduje się na nich nieco ponad 2000 krzewów, z których powstaje mniej więcej dwa razy tyle butelek wina rocznie. Jest aromatyczne, mocne, ciężkie, pachnące brzoskwiniami, słodkimi jabłkami, cytrynami i płatkami róży. Ciało jest pełne, ale 15% alkoholu ładnie wtapia się w strukturę wina. Nie lubimy tak ciężkich propozycji z tego szczepu, ale ta po prostu świetnie wykonana. Znakomite (93/100).

Gross Riesling Auslese 2017 (20,90 eur)

Powstaje z winogron z późnego zbioru, ale takich, których nie dotknął botrytis. Słodycz jest oczywiście mocno wyczuwalna, ale w sukurs przychodzi jej kwasowość, która obejmuje nuty jabłek, cytryn i miodu. To wino stanowi czystą esencję owocu, ale najlepiej smakowałoby z jakimś deserem. Bardzo dobre+ (91/100).


Na tle innych spróbowany win ze Styrii, wina Grossów są stosunkowo łagodne i wyważone, a za to już w swoim młodzieńczym wieku dają dużo radości. Oprócz win z austriackiej części rodzinnego przedsięwzięcia, spróbowaliśmy również tych ze Słowenii. Co ciekawe, okazały się ona nawet bardziej interesujące, ale o nich opowiemy w jednym z kolejnych postów.

Artykuł Weingut Gross – cz. 1 – Austria pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

[video] – Frankonia w pigułce

Cascina delle Rose – odkrycie w Barbaresco

$
0
0

W tym roku naszą opowieść o wakacyjnych przygodach i odwiedzonych producentach postanowiliśmy spisać inaczej niż zwykle. Nie będzie to chronologiczna wycieczka, ale raczej teleportowanie się pomiędzy różnymi krajami, apelacjami i miejscami na mapie. Wszystko po to, aby nie zanudzić Was na przykład opisem czterech pod rząd odwiedzonych winiarzy z tego samego regionu. Dlatego po ostatnim poście na temat Weingut Horst Sauer dziś lądujemy w… Barbaresco.


Już nie młodszy brat

Przed długie lata nawet w prasie winiarskiej pokutowało porównanie, że Barbaresco to taki młodszy brat Barolo. Rzeczywiście, obie apelacje znajdują się w Piemoncie, w odległości kilkunastu kilometrów od siebie, co samo w sobie nasuwa chęć stawia ich obok siebie. Sprzyjał temu porównaniu również rozmiar obu apelacji, gdzie w Barbaresco obszar winnic to mniej więcej jedna trzecia tego, czym może poszczycić się Barolo, jak i krótszy wymagany czas dojrzewania tych win w beczce (9 miesięcy zamiast 18 miesięcy). Czy jednak takie stawianie sprawy nie jest dla Barbaresco nieco krzywdzący? Riccardo, który oprowadzał nas po swojej winiarni Cascina delle Rose, przedstawił nam to z zupełnie innej strony… Jego zdaniem, to dobrze, że Barolo jest na świeczniku. Dzięki temu oni w Barbaresco mogą w spokoju skupić się na swojej pracy, nie będąc ciągle pod medialną presją w oczekiwaniu na wyniki kolejnego rocznika. Ten plan realizują ze 100-procentowym sukcesem.

Przyznajemy, że do tej pory sami również traktowaliśmy Barbaresco nieco po macoszemu. Dlatego w te wakacje postanowiliśmy poświęcić tej apelacji więcej swojej uwagi i już teraz możemy Wam zdradzić, że jesteśmy bardzo pozytywnie nastrojeni jakością win, które mieliśmy okazję spróbować. Powstające tutaj Nebbiolo są zwykle lżejsze, subtelniejsze i bardziej owocowe od tych, które znajdziecie w Barolo. Ale skąd te różnice? Nim przejdziemy do tego, pozwólcie na krótki rys historyczny.

Barbaresco – historia 

Za datę urodzin Barbaresco uważa się rok 1894, w którym powstała, założona przez Domizio Cavazzę, lokalna spółdzielnia Cantina Sociale di Barbaresco. Wcześniej miejscowi winiarze najczęściej sprzedawali swoje winogrona bardziej już wtedy rozwiniętym producentom w Barolo. Niestety, zawirowania historyczne, które wkrótce dotknęły Włochy, a więc najpierw I wojna światowa, a później rządy Mussoliniego sprawiły, że w połowie lat 20-tych XIX wieku spółdzielnia została zamknięta, by odrodzić się dopiero w 1958 roku. Lata 60-te to okres nowego rozkwitu apelacji, głównie za sprawą dwóch producentów, którzy weszli do panteonu całego włoskiego winiarstwa – Angelo Gaji i Bruno Giacosy.

Podobnie jak w sąsiednim Barolo, lata 90-te ubiegłego wieku to znów okres wojny pomiędzy modernistami, a tradycjonalistami. Te opisywane już wielokrotnie zmagania sprowadzały się w dużym uproszczeniu do sporu o to, czy wino powinno być macerowane krócej, a potem trafiać do nowych, francuskich baryłek (tak chcieli moderniści), czy jednak przechodzić historycznie przyjętą, długą macerację i długie dojrzewanie w dużych, włoskich beczkach (to stanowisko tradycjonalistów). Dziś ten podział jest już mniej wyraźny, większość producentów używa różnej wielkości beczek, choć modernistyczny styl jest wciąż najbardziej widoczny wśród winiarzy z gminy Neive.

Kolejną datą, która mogła zachwiać posadami apelacji był 1999 rok, gdy Angelo Gaja, będący już wówczas absolutną gwiazdą włoskiego winiarstwa, zdecydował się zdeklasować swoje czołowe etykiety powstające z pojedynczych winnic z apelacji Barbaresco DOCG, do znacznie mniej prestiżowej Langhe Nebbiolo DOC. U podstaw tej decyzji leżała chęć dodania do win odrobiny odmiany Barbera, która w jego zamyśle miała zmiękczyć szorstki charakter Nebbiolo, a co było (i wciąż jest) zakazane w ramach apelacji Barbaresco. Wielu winiarzy obawiało się, że takie działanie obniży prestiż Barbaresco i jej rozpoznawalność na międzynarodowych rynkach, ale na szczęście wyszło ono z tego obronną ręką.

Barbaresco – geografia i klimat 

Miasteczko Barbaresco położone jest w odległości kilku kilometrów od północno-wschodnich przedmieść Alby, 60 kilometrów na południe od stolicy Piemontu, Turynu. Obszar apelacji obejmuje zasadniczo trzy gminy – Barbaresco (od której apelacja wzięła nazwę), Treiso i Neive, a także małą cześć gminy Alba. Łącznie znajdziemy tu ok. 680 hektarów winnic, z których powstaje średnio 4,5 miliona butelek rocznie.

Apelacja rozłożona na wzgórzach leżących stosunkowo blisko rzeki Tanaro, która ma większy wpływ na miejscowy klimat niż dzieje się to w Barolo. Stąd jest tu zwykle nieco cieplej, a różnice temperatur między dniem a nocą nie są tak wysokie. Dlatego winogrona w Barbaresco dojrzewają zwykle szybciej niż ma to miejsce w Barolo. W przeciwieństwie również do swojej bliźniaczej apelacji, winnice są tu rozłożone wzdłuż w zasadzie wzdłuż jednego grzbietu biegnącego z północy na południe (Treiso – Barbaresco – Neive), od którego odchodzą mniejsze wzniesienia (Riccardo porównał to do kręgosłupu ryby od którego odchodzą mniejsze ości), gdy w Barolo takich grzbietów można wyróżnić kilka. Sprawia to też, że miejscowy klimat jest bardziej jednorodny, a różnice pomiędzy poszczególnymi gminami niezbyt znaczne.

Cascina delle Rose – od mody do win

Nim w 1985 roku Giovanna Rizzolio wróciła w rodzinne strony, aby zająć się winiarstwem, pracowała przez wiele lat w branży modowej. Historia samej rodzinnej posiadłości jest jednak jeszcze starsza, bo jej babcia zabutelkowała pierwsze Barbaresco już w 1952 roku (wówczas większość miejscowych winiarzy wciąż sprzedawała swoje owoce, nie produkując z nich wina). Do dzisiaj winnica jest niewielka, bo rodzina posiada zaledwie 4,5 hektarów winnic, dodatkowe 0,5 hektara wydzierżawiać. Stopniowo stery biznesu przejmują bracia Davide i Riccardo, z których ten pierwszy odpowiada za winnice i winiarnię, a drugi za kwestie administracyjne, sprzedaż i marketing.

Od początku ideą Giovanny była produkcja wina w zgodzie z naturą. Stąd zamiast środków chemicznych dużą wagę przywiązywano do odpowiedniej dbałości o winorośle i selekcję owoców. Obecnie rodzina zastanawia się, czy nie wystąpić o certyfikację organiczną, choć Riccardo śmiał się, że nie zamierza w tym uczestniczyć. Jego zdaniem certyfikat nie jest im niepotrzebny, bo i tak w ten sposób działają, a poza niepotrzebną papierologią nie chciałby, aby fakt posiadania takiego „papierka” przesłonił jakość win, która powinna się bronić i bez niego. Również w piwnicy starają się nie ingerować zbytnio w procesy winifikacji. Zdaniem Riccardo mają diamenty (winogrona), które nie wymagają dodatkowej pracy, czy poprawiania, wystarczy je delikatnie przetrzeć, aby usunąć jakieś powierzchowne zabrudzenia.

W piwnicy używane są beczki o wielkości 10-20 hektolitrów, zrobione ze slawońskiego dębu, bez wypalania w środku. Mają służyć jedynie do mikrooksydacji, bez dodawania winu jakiś ekstra aromatów, czy smaków. Jako ciekawostkę Riccardo pokazał nam zaledwie jedną małą baryłkę, pożyczoną notabene od Sylvii Altare. Jak powiedział, jeśli mają już testować jej używanie, to chciał ją mieć od zaufanej osoby, co do której ma pewność, że wcześniej umiała się z nią obchodzić i trafiało do niej odpowiedniej jakości wino.

Spróbowane wina

Cascina delle Rose Dolcetto d’Alba Elizabeth 2018

Zaczęliśmy jak to zwykle bywa w Piemoncie od Dolcetto, a więc najlżejszej z wielkiej miejscowej trójki odmian (Dolcetto, Barbera, Nebbiolo). Niestety, sukces tego ostatniego szczepu sprawia, że wielu producentów decyduje się na wykarczowanie Dolcetto, aby zrobić miejsca na zapewniające większe zyski Nebbiolo. O ile z ekonomicznego punktu widzenia ten ruch nas absolutnie nie dziwi, to nasze serca krwawią za każdym razem, gdy o tym słyszymy. Na szczęście Riccardo potwierdził, że w ich planach nie ma takich działań. Tu mieliśmy do czynienia z archetypowym przykładem tej odmiany. Zaczyna się wiśniami i truskawkami, przechodzi płynnie w ładną kwasowość i delikatne akcenty leśne, a finiszuje z delikatną migdałową goryczką i żywym garbnikiem. Świeżutkie, że świetną owocowością, radosne, ale i harmonijne. Dzięki niskiemu alkoholowi (12,5%) i po schłodzeniu, jest to wino, które świetnie sprawdzi się nawet w bardzo ciepłe dni. Idealne wino do deski zimnych wędlin, makaronu w pomidorowym sosie czy pizzy. Bardzo dobre+ (91/100).

Cascina delle Rose Langhe Nebbiolo Elizabeth 2018

Rodzina rozpoczęła butelkowanie tego wina w 2004 roku, kierując do niego młodsze krzewy z cru Tre Stelle, aby pokazać czystą, owocową ekspresję odmiany dojrzewającą jedynie w stalowych zbiornikach. Pachnie pięknym truskawkowym owocem z dodatkiem akcentów kwiatowych (charakterystyczne dla szczepu fiołki). Na języku czereśniowe, są też nuty pestki i roztartej w dłoniach ziemi. Nie brakuje również tej kwasowości z której słynie Nebbiolo (choć mamy do czynienia z gorącym rocznikiem) i aksamitnych tanin. Całość fantastycznie pijalna i radosna. Znakomite- (92/100).

Cascina delle Rose Barbera d’Alba Superiore Donna Elena 2016

Ponownie sięgamy po wino z gron z parceli Tre Stelle. Barbera to kolejna z typowych dla Piemontu odmian, której cechą charakterystyczną jest wysoka kwasowość w połączeniu z praktycznie brakiem tanin. Fermentacja odbywa się w stalowych zbiornikach, a następnie wino dojrzewa przez około 20 miesięcy w dużych beczkach. Spróbowaliśmy je świeżo po zabutelkowaniu, więc na pewno potrzebuje jeszcze więcej czasu na spokojne ułożenie się. W aromacie bardzo intensywne, z nutami dojrzałych wiśni, czereśni, jeżyn, ale też liści laurowych oraz ziela angielskiego. Usta mocne, dobrze zbudowane, z delikatnym dotknięciem beczki (wanilia, tytoń), kwaskowe. Spróbowalibyśmy je do esencjonalnego wieprzowego gulaszu. Znakomite (93/100).

Cascina delle Rose Tre Stelle Barbaresco 2016

Mieliśmy okazję przetestować oba z produkowanych przez rodzinę Barbaresco, z których każde pochodzi z osobnego cru. Winorośle używane do pierwszego rosną na szczycie wzgórza Tre Stelle, gdzie znajdziemy południowo-zachodnią i zachodnią ekspozycję. Po trwającej mniej więcej 2 tygodnie maceracji wino wędruje do dużych beczek, gdzie dojrzewa przez 12-15 miesięcy. Ma piękny nos w którym mieszają się dojrzałe owoce – wiśnia, żurawina, truskawka, przy akompaniamencie nut leśnych, fiołków, jeżyn i ziemi. Bardzo eleganckie, ale też świetnie żywe, energiczne, z radosnym owocem, ale podbudowanym też wyrazistymi taninami. Już teraz dające wiele radości, a ten klasyczny, świetny rocznik ma olbrzymi potencjał dojrzewania. Arcydzieło (96/100).

Cascina delle Rose Rio Sordo Barbaresco 2016

Winnica Rio Sordo uchodzi za jedno z najlepszych cru w Barbaresco, charakteryzującym się glebą opartą o zbity, niebieskawy margiel. W porównaniu do poprzednika to wino również nieco dłużej (do 20 miesięcy), dojrzewa w beczkach. Już aromat jest bardziej nasycony, owoce wchodzą w delikatnie konfiturową, podsuszaną tonację. Obok żurawin i truskawek jest też więcej nut ziołowych, dymnych i ziemistych. Układa się w pięknych warstwach na języku, najpierw idzie mocna kwasowość, potem mocna, zdecydowana owocowość, a na końcu wypełniające całe usta taniny. Piękne wino, ale też złapane na początku swojej drogi. W posmaku pozostaje śliczne, przejmujące żurawinowe doznanie. Arcydzieło (96/100).


To była świetna wizyta nie tylko ze względu na spróbowane wino. Riccardo w ciągu tych dwóch godzin zrobił nam świetny mini-wykład o Barbaresco, porządkując wcześniej posiadaną wiedzę i oczywiście przekazując wiele ciekawostek i dodatkowych informacji. Cascina delle Rose to niewielka perełka w Barbaresco i adres, który zdecydowanie warto dodać do swojej listy planowanych odwiedzin.

Artykuł Cascina delle Rose – odkrycie w Barbaresco pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.


Alwin Jurtschitsch – kochany szaleniec

$
0
0

Pierwszy dzień Tour de Vin upłynął nam pod znakiem wizyt u producentów młodego pokolenia ÖTW, dynamicznych winiarzy, których głowy są pełne pomysłów, łączących tradycje poprzednich pokoleń ze swoimi nowatorskim podejściem, otwarciem na nowinki i panujące obecnie w winnym świecie trendy. O braciach Dietmarze i Ludwigu, którzy stopniowo przejmują odpowiedzialność za Weingut Hiedler opowiadaliśmy całkiem niedawno, a dziś zabieramy Was do kolejnego z tych „szaleńców” – Alwina Jurtschitscha.


Rozmowy na podwórzu

Gdy spotkaliśmy go wczesną wiosną na Summie, Alwin od razu uprzedzał, że podczas Tour de Vin (na który już wówczas planowaliśmy się udać) może być bardzo zabiegany, ale postara się znaleźć dla nas choć kilka minut. Dodatkowo niespodziewane załamanie pogody (na szczęście bardziej prognozowane niż realne), sprawiło, że w przededniu festiwalu Alwin musiał zmienić koncepcję i przenieść degustację z podwórza winiarni do piwnic, a w sobotnie południe wciąż miał pełne ręce roboty. Jednak gdy tylko nas zobaczył spytał, czy bardzo spieszymy się do następnego producenta, a jeśli nie, to żebyśmy chwilę na niego poczekali. Usiedliśmy więc na sobie na słoneczku (które akurat wyszło zza chmur) i po kilku minutach Alwin rzeczywiście do nas dołączył i mieliśmy przyjemność z nim dłużej porozmawiać.

Musicie bowiem wiedzieć, że jest to jeden z najsympatyczniejszych i najbardziej otwartych winiarzy, których poznaliśmy. Mimo wspaniałych win, które tworzy, nie ma w nim za grosz zadzierania nosa, a wręcz przeciwnie, jest niezwykle skromną osobą z uśmiechem, który nie schodzi mu z ust. Wystarczy dosłownie chwila rozmowy z nim, aby poznać, jak wielką pasją jest dla niego winiarstwo. Gdy opowiadał nam o trudach ostatniego rocznika, słuchaliśmy jak zaczarowani, Alwin ma bowiem prawdziwy talent do opowiadania o winach. To co nam bardzo zaimponowało to fakt, że jest w stanie godzić obowiązki na winnicy, w winiarni i zagraniczne podróże z wychowywaniem trójki dzieci. Oczywiście dzielnie wspiera go w tym żona Stefanie, która też pochodzi z rodziny o wielowiekowych tradycjach winiarskich (jest córką nieżyjącego już niestety od kilku lat Fritz Hasselbacha, który prowadził winiarnię Gunderloch, jedną z najlepszych w niemieckiej Hesji Nadreńskiej). Alwin opowiadał jak to Stefanie pomimo nieprzespanych nocy (niedawno urodziła się im najmłodsza latorośl), chciała być cały czas na bieżąco podczas zbiorów i winifikacji, mając nawet więcej sił i determinacji od męża.

Kolejnym bardzo absorbujących nas zagadnieniem, o które chcieliśmy podpytać Alwina była kwestia ocieplenia klimatu i tego, jak będą sobie radzić z nim winiarze. Spodobało się nam jego podsumowanie – nie ma złych roczników, są tylko bardziej wymagające dla winiarzy. Rzeczywiście lata 2017 i 2018 były dla Kamptal ekstremalne jeśli chodzi o temperatury latem, ale odpowiednie prowadzenie winorośli, zapewnienie winogronom zacienienia i przestawienie się na produkcję organiczną są kluczem do zbilansowania tych zmian klimatycznych, które obserwujemy. W portfolio Alwina znajduje się całkiem sporo win czerwonych i ta proporcja może w ciągu najbliższych zmian ulec jeszcze większemu przesunięciu, gdyż ciemne odmiany winorośli radzą sobie coraz lepiej w okolicach Langenlois.

Wina na wariackich papierach

Alwina kochamy przede wszystkim za dwie rzeczy – musiaki (zarówno te tradycyjne jak i pet-naty) oraz wina naturalne. To właśnie nim chcemy poświęcić dzisiejszy wpis. Bo o ile pozostałe pozycje Alwina stoją również na niesamowicie wysokim poziomie, to jednak w regionie jest kilku producentów, których wina co najmniej im dorównują. Natomiast jeśli chodzi o wspomniane perełki, to naszym zdaniem nie ma lepszego producenta w Kamptal niż Alwin Jurstchitsch (może się z nim równać co najwyżej Fred Loimer).

W Polsce wina od Alwina (w tym te świetne pet-naty) znajdziecie w ofercie nowego importera TERROIRyści, za którym to projektem stoi Piotr Pietras MS.

Jurtschitsch Brut Rosé NV (21 eur – podajemy ceny przy zakupie bezpośrednio u producenta)

Różowy musiak Alwina jest oparty o Zweigelta, któremu towarzyszy 15% Pinot Noir i tyleż samo St. Laurenta. Wino powstaje metodą tradycyjną (szampańską). Najpierw produkowane jest „zwykle” wino spokojne, które następnie trafia do butelek, gdzie po dodaniu drożdży przechodzi drugą fermentację i dojrzewa na osadzie przez mniej więcej 30 miesięcy. Jest świetnie owocowe, bardzo soczyste i żywe. Pachnie wiśniami, poziomkami i truskawkami. Usta odznaczające się kwasowością, ale też idące w wyraźnie owocową stronę, praktycznie brak tutaj akcentów drożdżowych i chlebowych, tak często spotykanych w winach musujących produkowaną tą metodą. Radosne, świetne na ostatnie promienie letniego słońca. Bardzo dobre+ (91/100).

Jurtschitsch Grüner Veltliner Brut Nature 2015 (23 eur)

Drugie z win musujących produkowanych klasyczną metodą to czysty Grüner Veltliner w wersji bez dosage, o poziomie cukru poniżej 1 gram. Wino jest czyste, kwaskowe, bardzo wyraziste i mineralne. Tu znów nie ma zbyt wiele owoców, a całość zbudowane jest wokół nut skalistych, stalowych, chłodnych. Elektryczne i żwawe. Idealne na aperitif, bo kwasowość momentalnie pobudza ślinianki. Znakomite- (92/100).

Fuch und Hase Pet Nat Vol 2 2017 (15,90 eur)

Fuch und Hase to wspólny projekt Stefanie i Alwina oraz Anny i Martiny Arnodorfer z Weingut Arndorfer. Ten szalony zestaw obejmuje kilka pozycji różniących się od siebie używanymi odmianami i szczegółami winifikacji. Każde z nich jest inne, każde wyjątkowe. Sama zaś metoda pét-nat to z francuskiego petillant naturel, oznaczająca wina, które zostają zabutelkowane jeszcze nim fermentacja zostaje zakończona i kończy się ona w butelce. W efekcie powstaje wino co prawda mniej musujące niż te powstające metodą klasyczną, ale za to pełne owocowych, soczystych aromatów. W składzie pierwszej ze spróbowanych wersji znajdziemy Grüner Veltlinera i Gelber Muskatellera, które przez tydzień są macerowane na skórkach. Jest świetnie orzeźwiające, kwaskowe, a wręcz delikatnie słone. Pachnie kwiatami, jabłkami i melonem na ziołowym tle. Radosne i nieskrępowane. Bardzo dobre- (89/100).

Fuch und Hase Pet Nat Vol 3 2017 (17,90 eur)

Tu już zmiana odmianowa, bo wyciśnięty sok z Welschriesling jest macerowany przez 12 dni na skórkach Rieslinga. W aromacie słodsze, z akcentami mirabelek, jabłek, czy nawet płatków róży. Imponuje w nim fantastyczna, mocna, soczysta kwasowość, zostająca na języku przez długie minuty po przełknięciu wina. Bardzo dobre+ (91/100).

Fuch und Hase Pet Nat Reseve 2015 (19,90 eur)

To już czysty Grüner Veltliner, który długo leżakował na osadzie. Ten okres dojrzewania odcisnął się na samym winie, w którym znajdziemy dużo wosku, dojrzałych jabłek, ale też nuty cytryn czy wręcz limonek. Usta wciąż intensywnie kwaskowe, mocne i stanowcze. W finiszu pojawia się przyjemna stalowa nuta. Bardzo dobre (90/100).

Fuch und Hase Pet Nat Rose 2015 (15,90 eur)

Po spróbowaniu tego wina od razu się uśmiechnęliśmy. Lubimy bowiem takie radosne pozycje. Nie ma tu oczywiście tej głębi smaku, które mamy we wcześniej opisywanym różu (bo jednak jest to inna metoda produkcji), ale wino nadrabia soczystością i werwą. Czujemy wręcz, jakbyśmy rozgryzali w ustach kwaskowe wiśnie i nie do końca dojrzałe truskawki. To jedna z tych butelek, które opróżnia się nie wiadomo nawet kiedy. Bardzo dobre+ (91/100).

Fuch und Hase Pet Nat Ponyhof 2014 (19,90 eur)

Chyba najdziwniejszy ze spróbowanych pet natów, w składzie którego znajdziemy 100% Grüner Veltlinera. Praktycznie brak w nim owoców, a zamiast tego mamy zielone pomidory, włoszczyznę, cebulkę, czy nawet sos sojowy. Co jednak ciekawe, w ustach bardzo ładnie soczyste, kwaskowe i rześkie. Trudne, ale mogłoby fajnie zagrać z azjatycką kuchnią. Bardzo dobre+ (91/100).

Jurtschitsch Grüner Veltliner Belle Naturelle 2018 (15 eur)

Przechodzimy już do win spokojnych, a na pierwszy rzut idzie Veltliner macerowany przez 14 dni na skórach w dużych, neutralnych beczkach. Do butelek trafia bez filtrowania i klarowania. Jest w nim nieco akcentów siana połączonych z wyraźnymi nutami jabłkowej skórki. W ustach pojawia się zaś ta charakterystyczna dla win Alwina wyrazista, mocna, cytrynowa kwasowość. Całość z jednej strony bardzo czysta, ale też z ładną fakturą i eleganckim wykończeniem. Bardzo dobre+ (91/100).

Jurtschitsch Rosé Belle Naturelle 2018 (16 eur)

Bliźniacza butelka w wersji różowej powstaje z Pinot Noir, Zweigelta i Caberneta Sauvignon. Tu znów fermentacja odbywa się w 600-litrowych beczkach, ale wino dojrzewa tam (wraz ze skórkami) przez kilka miesięcy. To jedno z naszych ulubionych win Alwina. Pachnie feerią czerwonych owoców – maliny, truskawki, kwaskowe wiśnie, porzeczki. Smakuje zaś niemal jak czysta esencja owocowego soku, gdyby nie kwasowość, która dodatkowo to wino utrzymuje w ryzach. Znakomite- (92/100).

Jurtschitsch Freier Loiser 2015 (33 eur)

Ostatnia pozycja, którą chcielibyśmy opisać to pochodzący z parceli Loisenberg Grüner Veltliner, który po zbiorach trzy lata spędził na osadzie w beczce, a do butelek trafił oczywiście bez filtracji i klarowania. Szalenie ciekawe wino, w którym z pozoru niewiele się dzieje. Ale pod tym zachowawczym makijażem szepcze do nas słodkawy owoc. Wino smakuje zresztą niemal jak sok jabłkowo z kilkoma kroplami syropu z gruszek. Soczystość owocu jest w tym winie po prostu fenomenalna, tak mogłaby smakować po prostu czysta esencja Veltlinera. Znakomite (93/100).


Naszym skromnym zdaniem opisane wyżej pozycje oddają charakter win Alwina nawet lepiej niż wina „klasyczne”. Mocna kwasowość, mineralność i czystość aromatów to cechy, które zawsze w nich znajdujemy. Nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby ten fantastyczny winiarz jeszcze mocniej skręcił w naturalną drogę. Już nie możemy się doczekać kiedy będziemy mogli znów się z nim zobaczyć!

Artykuł Alwin Jurtschitsch – kochany szaleniec pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Weingut Gross – wina ze Słowenii

$
0
0

Zgodnie z daną obietnicą wracamy do portfolio Weingut Gross. Dziś opuszczamy Austrię, by przedstawić Wam słoweńską selekcję tego producenta ze Styrii. Przed przyjazdem do nich czytaliśmy wiele świetnych ocen tych etykiet, ale i tak nie przygotowały nas one na to, co mieliśmy przyjemność spróbować.


Skąd się to wzieło?

W 2004 roku Alois Gross (historię rodziny przedstawiliśmy w poprzednim wpisie) otrzymał napisany odręcznie list, w którym pewna starsza pani zaproponowała mu kupno niewielkiej posiadłości za słoweńską granicą. Jak sam przyznaje, początkowo w ogóle nie zainteresował się tematem, ale po tym, jak po kilku tygodniach otrzymał kolejny list o tej samej treści, postanowił przyjrzeć się sprawie. Okazało się, że rzeczona posiadłość leży około 60 kilometrów od dotychczasowej siedziby, co jak na winiarskie warunki jest odległością znaczną. Alois wiedział z iloma problemami logistycznymi musiałby się borykać, gdyby zdecydował się na ten zakup i w zasadzie trudno było mu znaleźć jakiekolwiek argumenty aby zgodzić się na propozycję. Zdanie zaczął zmieniać, gdy pierwszy raz wybrał się, aby na własne oczy zobaczyć to miejsce. Winiarski potencjał posiadłości już na pierwszy rzut oka wydał mu się bardzo obiecujący, a dodatkowo niedługo potem zgłosiło się do niego kilkoro spadkobierców miejscowych winiarzy, którzy zupełnie nie znali się na produkcji wina, ale odziedziczyli świetne parcele. Alois uznał to za pewien rodzaj znaku i ostatecznie zdecydował się na finalizację inwestycji. Po kilku latach pracy, nowych nasadzeń, poznaniu miejscowego terroir, w 2011 roku na rynek trafiły pierwsze wina rodziny Gross ze Słowenii. Obecnie posiadają oni tam już 18 hektarów winnic, a większości usytuowanych na stromych, wąskich tarasach.

To gdzie w końcu jesteśmy?

Zakupione winnice znajdują się kilka kilometrów od miasta Ptuj, w regionie winiarskim Podravje, a dokładniej jego części znanej jako Stajerska Slovenia. W czasach cesarstwa Habsburgów cały ten teren, a więc tzw. Dolna Styria, która obecnie leży w granicach Słowenii, oraz Górna Styria, która stanowi część Austrii były połączone w Księstwo Styrii. Stąd też odmiany, które są tu uprawiane również znajdziemy solidarnie po obu stronach granicy. Dominują biele, na czele z Sauvignon Blanc, Welschrieslingiem, Chardonnay czy Weissburgunderem. Położenie Stajerskiej Slovenii nieco dalej na południe sprawia, że dopływa tu nieco więcej cieplejszego powietrza znad Morza Śródziemnego i Kotliny Panońskiej, stąd też mniejszym problemem jest wilgoć i deszcze, które spędzają sen z oczu producentów z austriackiej części Styrii. Przykładowo średnie roczne opady osiągają tutaj poziom 600 litrów na metr kwadratowy (niemal dwa razy mniej niż w Austrii). Jeśli zaś chodzi o glebę, to dominuje tu lapor, a więc ten charakterystyczny wapienny margiel znany w Südsteiermark jako opok.

Co spróbowaliśmy

Vino Gross Haloze Blanc 2018 (12 eur – podajemy ceny przy zakupie bezpośrednio u producenta)

Zaczynamy od kupażu Furminta (ta znana odmiana z Węgier trafiła tu również w czasach Habsburgów), Sauvignon Blanc i Welschrieslinga. Wino ma bardzo przyjemną koncentrację, tak inną od stalowych, pionowych win z austriackiej gałęzi portfolio winiarza. Pachnie jabłkami, ziołami i gruszkami, nad którymi unosi się przyjemna, słoneczna ciepłota. Do tego dalej kwaskowe, bardzo apetyczne i żywotne. Znakomite- (92/100).

Vino Gross Gorca Furmint 2016 (17,50 eur)

Tu mamy już czystego Furminta z owoców pochodzących z gminy Gorca. Co istotne, Grossowie nasadzając tę odmianę udali się do Tokaju i kupili sadzonki od miejscowej legendy, samego Istvána Szepsy. Fermentacja odbywa się w dużych beczkach, a później wino dojrzewa w nich przez 12 miesięcy. Jest delikatnie maślany, pachnący czerwonymi jabłkami skropionymi cytrynowym sokiem, z ziołowym i woskowym niuansem. Ciało jest gęste, oleiste, a mocna kwasowość odmiany świetnie wtopiona w bardzo elegancką strukturę. Piękna owocowość. Znakomite (93/100).

Vino Gross Iglic Furmint 2016 (35 eur)

To już wino z pojedynczej winnicy, a mniej więcej 1/3 krzewów jest dość starych, ma już 35 lat. Fermentacja ponownie odbywa się w dużych beczkach ale wino dojrzewa tam dłużej od poprzednika, bo aż 18 miesięcy. Następnie układa się przez dodatkowych rok w stalowych zbiornikach. Koncentracja jest jeszcze mocniejsza, wino jest pełne, maślano-woskowe, ale nad wszystkim czuwa mocna kwasowość. Pachnie ponownie jabłkami i gruszkami, choć to nie aromat, a struktura i piękne nasycenie ust odpowiadają za klasę tej butelki. Arcydzieło- (95/100).

Vino Gross Colles Sauvignon Blanc 2015 (23,50 eur)

W przypadku tego Sauvignon ponownie mamy do czynienia z winem z pojedynczego siedliska. Zebrane owoce po fermentacji trafiły na rok do beczek. Nie przypomina Sauvignon z Südstiermark, jest znacznie bardziej „ciepłe”, mocniej skoncentrowane, nasycone, pełniejsze. Na podniebieniu kwaskowe, soczyste, ładnie balansujące pomiędzy owocowością, a świeżym dotykiem kwaskowej świeżości. Esencjonalne, z potężnym, mineralnym finiszem. Znakomite+ (94/100).

Vino Gross Colles Sauvignon Blanc 2015 (23,50 eur)

To wino mogliśmy spróbować w dwóch rocznikach. Młodsza etykieta jest nie tak owocowa, bardziej woskowa, z akcentami gruszek i dojrzałych jabłek. Słoneczne, mocno zbudowane, ale wciąż mające przyjemnie stalowy, mineralny posmak. Znakomite+ (94/100).

Vino Gross Renski Rizling 2017 (19,90 eur)

Przechodzimy do win dłużej macerowanych na skórkach. Pełne grona tego Rieslinga macerowano przez 12 godzin, fermentacja zaś odbyła się w małych używanych beczkach (300 i 600 litrów). Po wszystkim wino spędziło dodatkowe 6 miesięcy w stalowych zbiornikach, a do butelek trafiło bez filtracji. Jest bardzo aromatyczne, pachnące skórką cytryny, kwaskowymi jabłkami, suszonymi ziołami. Mocno kwaskowe, z potężnym finiszem dochodzącym do wszystkim zakamarków ust. Przez moment do głosu dochodzi delikatna maślaność, ale jednak to soczystość i rześkość grają w tym winie pierwsze skrzypce. Znakomite (93/100).

Vino Gross Laski Rizling 2017 (14,90 eur)

Mieliśmy Rieslinga reńskiego, to teraz czas na Welschrieslinga, w którym długość maceracji była dwukrotnie dłuższa. Fermentacja odbywała się ponownie w małych beczkach, ale później wino leżakowało w nich przez jeszcze 10 miesięcy. Efekt jest bardzo ciekawy, bo w warstwie zapachowej dominują zioła, siano, ale też liście tytoniu, a dopiero na dalszym planie pojawiają się jabłka i dojrzałe gruszki. Na podniebieniu intensywne, z nutami bardziej kojarzonymi z czerwieniami, jak choćby kwaskowe wiśnie i porzeczki, a także agrest. Nieszablonowe, trudne do jednoznacznego zdefiniowania, ale przy tym strasznie ciekawe. Znakomite- (92/100).

Vino Gross Traminec 2015 (29,90 eur)

Ten Gewürztraminer pachnie rozpuszczonym masłem, w którym karmelizowane są owoce liczi, białe kwiaty i płatki róży. Usta już mocno wytrawne, z goryczkowym finiszem i potężnie kwaskowym posmakiem. Długie i mocne, bezkompromisowe. Znakomite- (92/100).


Połączenie charakterystycznej dla Styrii czystości smaków z nieco większym nasyceniem owocami sprawia, że słoweńskie pozycje od rodziny Gross wyryły się nam w pamięci. W Polsce jest szansa na ich zakup u Roberta Mielżyńskiego, więc jeśli tylko zobaczycie te wina na półkach, bierzcie je pod pachę, to pewny strzał!

Artykuł Weingut Gross – wina ze Słowenii pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Makaron z borowikami i łososiem oraz Ziereisen Weissburgunder

$
0
0

Po udaniu się na poranne zakupy, sobotni obiad przygotowujemy zwykle w konwencji „szybko i prosto”. Bazą jest najczęściej makaron, do którego dokładamy jakiś sezonowy sos. Tym razem skorzystaliśmy z pierwszych borowików, które w końcu pojawiły się w warzywniaku, ale do nich dobraliśmy niezbyt oczywiste połączenie, bo wędzonego na ciepło łososia.


Co gotujemy?

Przepis jest naprawdę prosty i powinniście spokojnie wyrobić się z jego przygotowaniem w 20 minut. Zaczynamy od posiekania w kostkę cebuli cukrowej i wrzucenia jej na patelnię z rozpuszczonym masłem. W międzyczasie wstawiamy osoloną wodę, w której gotujemy makaron (my wybraliśmy penne) na al dente. Gdy cebula jest już delikatnie zarumieniona, dorzucamy wcześniej umyte i pokrojone w paski borowiki. Po chwili dodajemy nieco soli i całość smażymy kilka minut, aż grzyby będą lekko zbrązowiałe. Na patelnię wlewamy kieliszek białek wina i pozwalamy borowikom dusić się przez chwilę, aż mniej więcej połowa wina odparuje. Dodajemy rozdrobnionego łososia i po jakiejś minucie wlewamy kilka łyżek słodkiej śmietanki, czarny pieprz i nieco tymianku. Gdy wszystkie składniki się połączą, a sos zagęści, dorzucamy makaron i mieszamy tak, aby rozprowadzić po nim cały sos. Ściągamy z gazu, posypujemy posiekaną natką pietruszki i podajemy.

Jakie wino wybraliśmy?

Delikatne grzyby jakimi są borowiki i ryba kierują nas oczywiście do białego wina. Jednak kremowy, śmietanowy sos wymaga dobrania pozycji, która będzie w stanie go udźwignąć. Po szybkim przejrzeniu schłodzonych butelek zdecydowaliśmy się na:

Weingut Ziereisen Weissburgunder 2017 (9,80 eur przy zakupie bezpośrednio u producenta)

Wino dojrzewało przez miej więcej 12 miesięcy w dużych beczkach, a ten pobyt w dębie dał mu przyjemną, maślano-kremową fakturę. W nosie pachnie kwiatami, ale też słodkimi jabłkami, ziołami, czy nawet sianem. Świetnie kwaskowe (mnóstwo cytryn), z długim, słonym posmakiem. Znakomite- (92/100).

Hanspeter Ziereisen to dla nas jedna z gwiazd Badenii i winiarz, którego odwiedziliśmy w sierpniu, dlatego dziś nie rozpisujemy się o nim wiele. Czekajcie na dłuższy wpis, bo będzie o czym opowiadać.


Połączenie wyszło świetnie. Kremowość wina i podobna faktura sosu przepięknie się uzupełniały. Dodatkowo mocny owocowy ładunek tej pozycji przyjemnie ożywił całość dania. Po raz kolejny potwierdza się też nasza teza, że Weissburgunder (Pinot Blanc), to świetne wino do połączeń kulinarnych. 

Artykuł Makaron z borowikami i łososiem oraz Ziereisen Weissburgunder pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Wine Corner – nowe otwarcie w Fort 8

$
0
0

Jeszcze dwa lata temu teren u zbiegu Dolinki Służewieckiej i ul. Nowoursynowskiej był jednym z bardziej zaniedbanych miejsc naszego kochanego Ursynowa. Owszem, wiedzieliśmy, że gdzieś wśród tych zaśmieconych chaszczy znajdują się pozostałości Fortu Służew, ale dotrzeć do nich można było chyba tylko z maczetą. Dziś nie możemy wyjść z podziwu jak zmieniło się to miejsce.


Teraz został bowiem zakupiony przez dewelopera już ponad 10 lat temu (w którymś momencie został nawet ogrodzony), ale tyle czasu zajęło wypracowanie koncepcji zagospodarowania tego miejsca. Na szczęście warto było czekać. Ostatecznie od strony Dolinki powstał sporych rozmiarów blok mieszalny, ale to, co najciekawsze jest za nim. Deweloper (Turret Develompment) doprowadził bowiem do odrestaurowania zabytkowego fortu.

Fort Służew stanowił jedną z budowli w zaplanowanym na kształt pierścienia kręgu umocnień tzw. Twierdzy Warszawa. Ich budowę carat rozpoczął w 1883 roku, a po siedmiu latach gotowych było już 20 fortów na lewym brzegu Wisły. Jednak niski poziom technologicznych inżynierii Cesarstwa Rosyjskiego sprawił, że w czasach I wojny światowej były to budowle już bardzo przestarzałe. Wobec postępów wojsk niemieckich zapadła nawet decyzja o ich wysadzeniu (pokazano nam nawet specjalnie przygotowane miejsca na ładunki wybuchowe), ale ostatecznie Warszawę opuszczono bez walki i forty ocalały. Różnie potoczyły się losy fortów w czasach komunizmu, większość z nich po prostu stopniowo niszczało. Dlatego jesteśmy zachwyceni inwestycją Fort 8 i obecnym wygładem tej fortyfikacji.

Będzie to miejsce, gdzie będziemy mogli podjechać rowerami, aby zjeść coś słodkiego w Deseo, albo skusić się na poważniejszy posiłek. Już niedługo otworzy się tutaj uwielbiana przez nas Dziurka od klucza – przykro nam powiślacy, Ursynów przejmuje to miejsce! Obok działać będzie Fort Bistro, nowe miejsce właścicieli Bistro Olkuska, czy BEEF shop&grill sklep z wołowiną, który ma również serwować steki i hamburgery. Do tego dodajmy kilka lokali usługowych i mamy naprawdę ciekawie zapowiadające się miejsce. Czego Wam brakuje na tej liście? Oczywiście miejscówki, gdzie można usiąść na kieliszek wina, albo kupić jakąś butelkę do domu. Już Was uspokajamy, tego też nie zabraknie, bo Fort 8 upatrzyło sobie Vinie e Affini na nową lokalizację Wine Cornera.

Jeszcze przed oficjalnym otwarciem mieliśmy okazję odwiedzić sklep i wziąć udział w inaugurującej jego otwarcie degustacji.

Spróbowane wina

Lucien Crochet Sancerre Cuvée Prestige 2016 (289 zł)

Rozpoczęliśmy od Doliny Loary i 60-letnich krzewów Sauvignon Blanc. Fermentacja przebywa spokojnie (trwa nawet do 30 dni), a jedna trzecia wina przechodzi ją w nowych beczkach. Całość dojrzewa przed zabutelkowaniem przez 12 miesięcy w dębie. Pachnie cytrynami, czerwonymi jabłkami, brzoskwiniami i słodkimi gruszkami. Na podniebieniu sporo materii, struktura jest wręcz oleista, maślana, bardzo pełna i nasycona. Dopiero w posmaku pojawia się ta charakterystyczna dla  apelacji stalowa mineralność. Ładne wino, ale też odbiegające od stereotypu Sancerre. Bardzo dobre+ (91/100).

Ca’ la Bionda Bianco del Casal 2017 (189 zł)

Ten producent jest obecny w portfolio Vinie e Affini od wielu lat, choć etykietę Bianco del Casal do tej pory nie próbowaliśmy. W składzie znajdziemy w równych proporcjach Garganegę i Trebbiano, które rosną na słynnym wzgórzu Ravazzol. Fermentacja odbywa się w baryłkach, gdzie następnie wino spędza kilka miesięcy na osadzie i tej beczki jest niestety za dużo. W zapachu mamy głównie orzechy, wanilię, dym, a nawet wędzony boczek. Podobnie zbudowane na podniebieniu, choć tu pojawia się trochę dojrzałych jabłek. Pokaże wiele w połączeniach kulinarnych, ale solo jest dla nas ciężkie do strawienia. Bardzo dobre- (89/100).

G.D. Vajra Riesling 2017 (169 zł)

Jesteśmy świeżo po wizycie u rodziny Vajra w Barolo, gdzie mieliśmy okazję spróbować jeszcze młodszego rocznika (czekajcie na pełną relację!). Mamy z tym winem spore doświadczenia i możemy Was zapewnić – świetnie rozwija się z czasem, warto być cierpliwym i nie otwierać tych butelek zbyt szybko. Ten rocznik jest jeszcze za młody, zamknięty i pochowany. Dopiero po dłuższej chwili w kieliszku pojawia się nieco jabłek, wosku i nafty. Również na języku owocu nie jest za wiele, a zamiast niego wszystko oscyluje wokół akcentów mineralnych i kamiennych. Kończy się delikatnie słonawym finiszem. Bardzo dobre+ (91/100).

Passopisciaro Passobianco 2016 (159 zł)

Z Piemontu przeskakujemy na Sycylię, a dokładniej na północne zbocza Etny. To właśnie ze stoków tego wulkanu pochodzą najciekawsze wina na wyspie. Passobianco to (co jest nietypowe jak na region) 100% Chardonnay. Ponownie pojawia się sporo akcentów beczkowych, tym razem pod postacią skondensowanego mleczka, krówek ciągutek. Akcenty brzoskwiń i moreli próbują przebić się z drugiego planu, ale owocowość nie ma łatwego zadania. Wulkaniczny charakter wina daje natomiast o sobie znać w potężnie mineralnym posmaku. Znakomite- (92/100).

Gut Oggau Timotheus Weiss 2018 (249 zł)

Ten biodynamiczny producent z austriackiego Burgenlandu (niemal znad samych brzegów Jeziora Nezyderskiego) to nowość w porfolio importera. Znajdujący się w butelce kupaż to mieszanka Grüner Veltlinera, Weissburgundera, Gewürtztraminera i Welschrieslinga. Fermentacja odbywa się w 500-litrowych beczkach, a dodatkowo jedna trzecia wina jest fermentowana na skórkach przez 6 tygodni. Całość spędza w dębie 11 miesięcy, ale bez mieszania osadu. Pachnie sianem, jabłkami, cytrynami i białymi kwiatami. Czuć naturalizujące zacięcie producenta, ale też wino nie jest zupełnie „odjechane” i powinno smakować nawet osobom, które dopiero rozsmakowują się w takich klimatach. Kwaskowe, żywe, soczyste, świetnie pijalne, ale cena jednak zbyt wysoka. Bardzo dobre- (89/100).

Passopisciaro Passorosso 2016 (169 zł)

Czerwona wersja podstawowej etykiety winiarni Passopisciaro to czyste Nerello Mascalese, a więc najbardziej perspektywiczna czerwona odmiana Etny. Uwielbiamy ją, bo zwykle zarówno w aromatach jak i strukturze wpisuje się styl, jaki prezentują tak kochane przez Nebbiolo. Ta etykieta pachnie kwaskowymi wiśniami, żurawiną, ale też kakaem i ziemią. Przyjemnie soczyste, ze ściągającymi podniebienie garbnikami, choć w ustach ziemistość wygrywa z owocem. Bardzo dobre+ (91/100).

Sancerre Rouge Cuvée Prestige 2012 (289 zł)

Nie jest łatwo upolować czerwone Sancerre, a tym bardziej tak dojrzałą pozycję. Mamy tu oczywiście Pinot Noir, które przez 22 miesiące dojrzewał w 40% w nowych beczkach, w 40% w beczkach jednorocznych i w pozostałej części w dwurocznych baryłkach. Pachnie politurą, lakierem do paznokci i akcentami leśnymi. Sporo w nim lotnej kwasowości, nie wiadomo, czy to efekt zamierzony, czy jednak problem z daną butelką. W tle przewijają się również akcenty warzywne i porzeczkowe. Mocno kwaskowe, wciąż świeże, trudno uwierzyć, że ma już 7 lat na karku. Bardzo dobre+ (91/100).

Gut Oggau Rot 2018 (349 zł)

Tu w składzie znajdziemy dwie najbardziej popularne ciemne austriackie odmiany, a więc Zweigelta i Blafränkischa. Fermentacja odbywa się w 500 i 1200-litrowych beczkach, gdzie wino dojrzewa później przez 12 miesięcy. Fantastycznie owocowe – wiśnie, przesmażone maliny, czy nawet śliwki. Soczyste, żywe, tu też znajdziemy oznaki lotnej kwasowości (lakier), ale i bretta (bandaże). W finiszu również przyprawowe i pieprzne, ale całość jest trudniejsza od białego brata, to już pozycja dla osób, które lubią takie „nieugładzone” wina. Barierą może być też ponownie cena. Bardzo dobre- (89/100).

Ca’ la Bionda Corvina 2013 (239 zł)

Choć szczep Corvina stanowi jeden z podstawowych składników kupażu używanego do produkcji Valpolicelli (zarówno podstawowych pozycji, jak i słynnego Amarone), to nader rzadko można spotkać wino oparte w 100% o tę odmianę. Etykieta powstaje jedynie w najlepszych rocznikach, owoce fermentują w 1000-litrowych kadziach, a następnie dojrzewają w nich przez 36 miesięcy. Wspaniale eleganckie, z charakterystycznymi dla Corviny akcentami wiśni i czereśni. Do tego pojawiają się również czerwone kwiaty, nieco ziół i delikatnie dymny posmak. Radośnie świeże, ale przy tym też poważne, dostojne. Znakomite+ (94/100).

Rivella Serafino Montestefano Barbaresco 2014 (399 zł)

Ten producent może i nie jest zbyt duży (roczna produkcja to ok. 6 tysięcy butelek), ale posiada swoje parcele na jednym z najsłynniejszych cru w apelacji – Montestefano. Teobaldo Rivella jest bezsprzecznie przedstawicielem tradycyjnego stylu, swoje wina maceruje do 4 tygodni, a następnie dojrzewają one przez 30-40 miesięcy w dużych beczkach. Delikatny nos pod dyktando żurawiny, kwaskowych wiśni, ziemi i fiołków. Pamiętajmy, że to wino bardzo młode, wręcz w wieku niemowlęcym, więc jest jeszcze pozamykane, w tym momencie taniny są mocne, choć przyjemnie żywe. Za 5 lat to będzie wielkie wino, bo struktura i naprężenie jest po prostu pierwszorzędne. Arcydzieło- (95/100).


Kiedyś Vini e Affini kojarzone było głównie z ofertą win włoskich. Dziś w portfolio Beaty Gawędy znajdziecie wina z wielu europejskich krajów, ale jak zawsze stoją one na bardzo wysokim poziomie. Jesteśmy ciekawi jak będzie kształtowała się przyszłość Fortu 8, możemy Was jednak zapewnić, że zamierzamy być tam częstymi gośćmi!

Artykuł Wine Corner – nowe otwarcie w Fort 8 pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Weingut Klumpp – zaczynamy odkrywać Badenię

$
0
0

Leżąca na południowo-zachodnim skraju Niemiec, winiarsko rozciągnięta na długości ponad 200 kilometrów Badenia to region, który do czasu tegorocznych wakacji był przez nas niezbadany. Owszem, znamy i cenimy tamtejsze Spätburgundery, ale czuliśmy, że czerwone wina to nie wszystko, co oferuje tutejsze terroir. Postanowiliśmy więc zrobić rekonesans na miejscu.


Z północy na południe

Odwiedziny u badeńskich producentów rozpoczęliśmy od jej niemal północnego krańca. Tu bowiem usytuowany jest Weingut Klumpp. Jego wina poznaliśmy w czasie naszych wypraw do Berlina i od dawna byliśmy pod ich dużem wrażeniem. Planując więc trasę po Niemczech, od razu postawiliśmy pinezkę przy tej nazwie.

Jak już wspomnieliśmy, winnice w Badenii  są bardzo rozciągnięte, więc trudno mówić o tym regionie jako o jednolitej całości. Rodzina Klumpp znajduje się w miejscu znanym jako Kraichgau, kilkanaście kilometrów na północ od Karlsruhe. Winnice leżą na niewysokich wzniesieniach, w basenie utworzonym przed wiekami przez wypiętrzające się masywy Odenwaldu i Czarnego Lasu. Następnie zlodowacenia naniosły tutaj osady znad Renu, stąd ta miejscowa gleba jest dość różnorodna (na winnicach rodziny Klumpp znajdziemy na przykład sporo wapieni). Badenia jest najcieplejszym winiarskim regionem Niemiec (równać się z nim może jedynie oddzielony Renem Palatynat), choć w Kraichgau nie jest jeszcze tak gorąco i sucho jak w siedliskach położonych bardziej na południe.

Stopniowy rozwój

Mieliśmy to szczęście, że po winiarni oprowadził nas rodak, gdyż polska kolonia jest u rodziny Klumpp bardzo liczna i jak opowiadali sami winiarze, bez nich nie daliby rady dojść do tego momentu, w którym znaleźli się teraz. Wszystko zaczęło się w 1983 roku, gdy Ulrich Klumpp zakupił pierwsze 4,5 hektara winnic. Siedem lat później powstała nowa winiarnia (ciągle rozbudowywana, np. w tym roku oddano do użytku nową halę do wstępnej przeróbki winogron po zbiorach). W 2014 roku do ojca dołączył syn Markus, który obecnie jest winemakerem, a dwa lata później jego brat Andreas, który odpowiada za kwestie operacyjne. Obecnie rodzina posiada ok. 25 hektarów winnic, a portfolio skupia się na odmianach burgundzkich, które odpowiadają za ok. 70% nasadzeń, uprawiany jest również Riesling, Blaufränkisch i St. Laurent. Choć nie stronią od użycia beczek (wszystkie czerwone wina dojrzewają w baryłkach), to zawsze podobał się nam styl powstających win, w których dębina jest ładnie wtopiona w całą strukturę. Inną cechą charakterystyczną jest dojrzewanie białych win na osadzie (zwykle przez 3-4 miesiące), co skutkuje delikatną kremowością i maślaną fakturą.

Degustacja

Klumpp Riesling 2018 (9,50 eur – podajemy ceny przy zakupie bezpośrednio u producenta, bo niestety wina te są niedostępne w Polsce)

Powstaje z 30-letniej winnicy, gdzie winorośle rosną na wapienno-lessowej glebie. Po zbiorach, winogrona przez dwa miesiące fermentują w niskiej temperaturze, aby zachować świeżą owocowość i mineralność. Pachnie ciepłą, słoneczną owocowością (jabłka, żółte gruszki, brzoskwinie), z dodatkiem akcentów ziołowych i skalistych. Ciała jest sporo, ale wino zachowuje rześkość dzięki sporej dawce cytrynowej kwasowości. Bardzo dobre  (90/100).

Klumpp Himmelreich Riesling 2017 (17 eur)

Drugi z Rieslingów powstaje z parceli Himmelreisch, gdzie dominuje gliniasta gleba dobrze zatrzymująca wodę. Po wyciśnięciu soku, fermentuje on w 500-litrowych tonneaux, gdzie następnie dojrzewa na osadzie przez 9 miesięcy. Aromat jest cięższy niż u poprzednika, pełen gęstych nut żółtych jabłek i gruszek. Na podniebieniu o przyjemnej krągłości, z pięknie zarysowanym i długim słono-kwaskowym posmakiem. Poważne i eleganckie wino, które świetnie sprawdziłoby się nawet do duszonej wieprzowiny w jasnym sosie. Znakomite- (92/100).

Klumpp Weissburgunder 2018 (9,50 eur)

Krzewy Pinot Blanc rosną na wietrznym, południowym stoku, o nachyleniu dochodzącym do 35º i lessowej glebie. Jest wyważone, nie tak soczyście kwaskowe, bardziej łagodne. Dominują jabłka i brzoskwinie, z jedynie niewielkim dodatkiem soku z cytryny. W ustach przyjemnie czyste, mocniej mineralne i ponownie słonawe. Spektrum zastosowań kulinarnych zaczyna się od sandacza, a kończy nawet na kurczaku. Bardzo dobre (90/100).

Klumpp Auxerrois 2018 (10,50 eur)

Ten niegdyś popularny w Burgundii szczep w swojej ojczyźnie z najlepszych siedlisk został wyparty przez Chardonnay, ale w okolicach Kraichgau jest on często spotykany. W tym winie owoce pochodzą ze starych krzewów, nasadzenia miały miejsce w 1965 roku. W interpretacji rodziny Klumpp jest niezwykle aromatyczny – marakuja, jabłka, płatki róży, ale też dym i nieco masła. Struktura za to lekka, zwiewna, mocno kwaskowa i ziołowa. Zdaniem Ulricha to świetny kompan do dań kuchni azjatyckiej. Bardzo dobre+ (91/100).

Klumpp Grauburgunder 2018 (9,50 eur)

W czasie winifikacji mniej więcej jedna trzecia wina fermentuje w baryłkach i dojrzewa na osadzie przez 3 miesiące. Typowe dla odmiany, z akcentami dojrzałych jabłek i gruszek, ale też przyjemnymi, delikatnymi taninami na podniebieniu. Delikatnie słodkawe, dość pełne, ale też pieprzne i przyprawowe. Posiada przyjemną masę, ale na szczęście nie traci na tym jego kwasowość. Dobre+ (88/100).

Klumpp Rothenberg Grauburgunder 2017 (17 eur)

Wysoka zawartość gliny w przypowierzchniowej warstwie gleby zatrzymuje wodę, sprawiając, że korzenie winorośli muszą głębiej poszukiwać wilgoci i składników odżywczych. Dodatkowo chłodne wschodnie wiatry na które wystawiona jest parcela Rothenberg sprawiają, że winorośle dojrzewają powoli, wykształcając bardziej kompleksowe aromaty. Już całość wina dojrzewa w tonneaux i w nosie czuć sporo wanilii, dymu, iskier z ogniska, skórki z chleba. Również na podniebieniu otulone tą dymną mgiełką, zza której przebija się kwasowość. Poważne, zdecydowanie potrzebuje kompana (może pieczonego halibuta). Bardzo dobre+ (91/100).

Hand in Hand Grauburgunder 2017 (9,50 eur)

Hand in Hand to wspólny projekt Weingut Klumpp oraz Weingut Meyer-Näkel (czołowego producenta z regionu Ahr), a dokładniej małżeństwa winemakerów – Meike Näkel i Markusa Klumpp. Ponownie pojawiają się nuty dymne (choć nie w takiej ilości jak w poprzednim winie), ale dołączają do nich akcenty kwaskowych jabłek i cytryn. Ziołowe, z przyjemnym balansem, stalowo mineralne. Stylistycznie z trzech spróbowanych Pinot Gris, to właśnie ta pozycja smakowała nam najbardziej. Znakomite- (92/100).

Klumpp Rose 2018 (8,50 eur)

W składzie znajdziemy 50% Blaufränkischa, 20% Pinot Noir, 20% St. Laurenta i 10% Caberneta Sauvignon. Po kilku godzinach maceracji część soku jest odciągana do produkcji tego różu, a z reszty macerowanego ze skórkami powstaje czerwone wino Cuvee Nº1. Sporo w nim kwaskowych czerwonych owoców jak wiśnie, truskawki, maliny. Na podniebieniu z delikatną słodyczą, proste, łatwe, ale przyjemnie wykonane. Dobre (87/100).

Klumpp Cuvee Nº1 (9,50 eur)

Bliźniacza do poprzednika czerwień dojrzewa przez kilka miesięcy w beczkach, stąd też pojawiające się nuty dymne. Do tego wyłapujemy trochę leśnej ściółki i mnóstwo porzeczek, wiśni i truskawek. Świetnie soczyste, choć też dość miękkie, nieinwazyjne. Dobre+ (88/100).

Klumpp Spätburgunder 2016 (11,50 eur)

Zachwyciła nas rześkość i pijalność tego wina. Są tu pełne soku truskawki, chrupkie maliny, kwaskowe wiśnie. Całość lekko przesmażona na patelni i posypana gruboziarnistym pieprzem. Może nie ma zbyt wiele tanin, ale ta jakość i soczystość owocowości jest zachwycająca. Można podawać nawet lekko schłodzone do makaronu w pomidorowym sosie, albo piersi z kaczki z wiśniami. Bardzo dobre (90/100).

Hand in Hand Spätburgunder 2017 (9,50 eur)

Weingut Meyer-Näckel to jeden z największych specjalistów jeśli chodzi o niemieckie Pinot Noir, więc byliśmy bardzo ciekawi jak to doświadczenie Meike wpłynie na wino z Badenii. Owoce są tu ciemniejsze (jeżyny, żurawina), a do tego pojawia się mnóstwo akcentów leśnych. Może nie tak żywe i radosne jak poprzednie, ale za to bardziej eleganckie i z większy potencjałem dojrzewania. Bardzo dobre+ (91/100).

Klumpp Rothenberg Spätburgunder 2016 (25 eur)

Tu owoców jest jeszcze mniej, wyraźnie skręcamy za to w stronę ziemistości i garbowanej skóry. Dopiero na dalekim planie powoli rozwijają się wiśnie i jeżyny. Usta mocno zarysowane, pociągłe, ze świetnie użytą beczką, która ładnie uzupełnia strukturę, ale nie ma się wrażenia, że dominuje nad całością wyrazu. Można też spokojnie poczekać z otwarciem jeszcze 2-3 lata. Znakomite- (92/100).

Klumpp Weinherberg Pinot Noir 2016 (19 eur)

Użycie nazwy „Pinot Noir” w tym przypadku jest celowym zabiegiem winiarza, bo na Weinherbergu posadzono burgundzkie klony tej odmiany. Dodatkowo są to stare, 41-letnie krzewy. To jeszcze inne oblicze szczepu, w tym wypadku najbardziej kompleksowe i harmonijne. W aromacie subtelnie, delikatnie leśne, też żurawinowe, dymne, skórzane. Na podniebieniu z głębokim, ale i stonowanym owocem, nieco lakierowe, z ładnie żywymi, atrakcyjnymi garbnikami. Młodziutkie, do odłożenia nawet na 5 lat. Znakomite (93/100).

Klumpp Rothenberg St. Laurent 2015 (19 eur)

Pierwsze z czerwonych win, które było wyraźnie waniliowe, ale wciąż ten beczkowy makijaż jest nałożony z umiarem. Dobrano do niego suknię z czerwonych, słodkawych owoców (truskawki i dojrzałe czereśnie) i sporo ziemistości. Świetnie kwaskowe, mocniej taniczne niż poprzednie Pinoty. Bardzo dobre+ (91/100).

Klumpp Himmelreich Blaufränkisch 2016 (19 eur)

W Niemczech ten znany głównie z Austrii szczep kojarzony jest bardziej z Würtembergią, gdzie znany jest jako Lemberger. Tu mamy wino dzikie, nieokiełznane, mocno zwierzęce i przyprawowe. Do tego znajdziemy w nim sporo jagód, skóry, ale też nieco akcentów zielonych, czy wręcz liściastych. Do spróbowania z wieprzowym gulaszem. Bardzo dobre+ (91/100).

Klumpp Gewürztraminer 2017 (17 eur)

Degustację zamknęliśmy tym aromatycznym słodziakiem, który fermentował i dojrzewał przez 9 miesięcy w nowych baryłkach. Dość typowy dla szczepu, z nutami liczi, pomelo, płatków róży, cytrynowej skórki. Przyjemnie meandrujące pomiędzy 70 gramami cukru, a wciąż obecną kwasowością. Poprawne, ale jednak dalekie od najlepszych słodkich win. Dobre+ (88/100).


Weingut Klumpp to jeden z tych rodzinnych producentów, którzy zaczynając od zera i pozwoli rozwijając swoje przedsięwzięcie, dochodzą do świetnych rezultatów. To nie są wina (jeszcze) światowej klasy, ale bardzo smaczne pozycje, które po prostu pije się z przyjemnością i z chęcią się do nich wraca. 

Artykuł Weingut Klumpp – zaczynamy odkrywać Badenię pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Pinot Noir poza Burgundią – degustacja w Winkolekcji

$
0
0

Uwierzycie, że gdy rozpoczynaliśmy naszą winiarską przygodę, nie mogliśmy zrozumieć fascynacji winnych krytyków odmianą Pinot Noir? Próbowaliśmy ją i owszem, ale wydawało się nam, że to jakieś rozwodnione wina, zupełnie bez charakteru. Na usprawiedliwienie możemy zdradzić, że był to czas, gdy byliśmy rozsmakowani w potężnych hiszpańskich Tempranillo, czy esencjonalnych (acz niekoniecznie ciekawych) winach z południa Włoch. Na szczęście od tamtego czasu sporo się zmieniło…


Zwiewność i lekkość bytu

Pinot Noir to bez wątpienia jeden z najważniejszych szczepów uprawianych na świecie. Pochodzi z Francji (historyczne wzmianki o nim sięgają czasów wczesnego średniowiecza), a jego najsłynniejsze siedlisko to oczywiście Burgundia. Obok niej spotykany jest szeroko w niemal całej wschodniej części kraju – w Szampanii (tutaj produkuje się z niego oczywiście wina musujące), Alzacji, Jurze, czy górnej części Doliny Loary. Całość areału upraw Pinot we Francji to ponad 33 tysiące hektarów. Sukces jaki odniósł w swojej ojczyźnie i renoma, która od dawna za nim kroczyła, sprawiły, że szeroko rozpowszechnił się praktycznie w całym winnym świecie. Preferuje klimat umiarkowany, gdyż jest szczepem, które nie lubi nadmiaru słońca i upałów, choć z drugiej strony jest również bardzo wrażliwy na wilgoć i choroby grzybowe. Wśród winiarzy uchodzi za bardzo kapryśną odmianę, wymagającą na winnicach dużo atencji, słyszeliśmy zresztą takie powiedzenie – „Pokaż mi swojego Pinot Noir, a powiem ci jakim jesteś winiarzem.”

Co jest więc takiego w Pinot Noir, że jest on tak kochany przez fanów wina? Otóż daje on wina niesłychanie zmysłowe, subtelne, czasem o filigranowej strukturze, ale jednocześnie uwodzące feerią aromatów i czystym, złożonym smakiem. Dzięki swojej wrodzonej lekkości, ale jednocześnie mocnej kwasowości, świetnie spisuje się w połączeniach kulinarnych. Jego klasyczne pary to kaczka, gęś, ale też delikatnie przygotowana wołowina, cielęcina, czy nawet tłustsze ryby.

Na szczęście, już dawno odkryliśmy piękno tej odmiany i zrozumieliśmy wina z niej powstające. Dzisiaj, Pinot Noir (w różnych wariacjach i z różnych krajów) stanowi najczęściej pojawiające się w naszych kieliszkach czerwone wino. Chcemy też obalić mit, który nas początkowo zniechęcał do Pinotów. To nie są wina dla snobów, a butelka dobrego Pinot Noir nie musi kosztować ponad 200 zł. Niedawna degustacja w Winkolekcji tylko to potwierdziła.

Podróże z Pinotem

Możemy powiedzieć, że Sławek Chrzczonowicz świetnie odczytał nasze przekonania i zaprezentował przegląd siedmiu Pinot Noir z kompletnie różnych siedlisk. Takie rozłożenie akcentów pomiędzy poszczególne kraje pokazało też, jak różnorodne wina powstają z tego szczepu.

Winnica Płochockich Pinot Noir 2016 (120 zł)

Pisaliśmy, że Pinoty można spotkać niemal wszędzie, nawet w tak raczkującym winiarsko kraju jak Polska. Barbara i Marcin Płochoccy to jedni z prekursorów winiarstwa na naszych ziemiach, obecnie osiedli w okolicach Sandomierza (zaczynali od niewielkiej winnicy na Podkarpaciu), gdzie posiadają 4 hektary winnic zlokalizowanych na lessowych glebach. Ich interpretacja odmiany pachnie dojrzałymi wiśniami, czereśniami i malinami. Owocowość jest przyjemnie żywa, świeża, ale gdzieś na drugim planie pojawia się niego gorzkawa, przykurzona nuta. Leciuchne, zwiewne, na podniebieniu idące w stronę żurawin i suszonego igliwia. Chciałoby się tylko może odrobinę mocniejszej struktury i większego wypełnienia. Dobre (87/100).

Markus Molitor Einstern Pinot Noir 2016 (115 zł)

To wciąż smutny paradoks, że butelka od wielkiej gwiazdy Mozeli kosztuje mniej, niż polskie wino. Ale Molitor to potentat w regionie, posiadający kilkadziesiąt hektarów winnic, więc korzyści skali są oczywiste. Oczywiście Mozela słynie głównie ze wspaniałych Rieslingów, ale ocieplający się klimat prowokuje wielu winiarzy do coraz odważniejszych nasadzeń czerwonych odmian winorośli. Markus przeznaczył dla swojego Pinota niewielką 1-hektarową działkę zlokalizowaną na parceli Graacher Himmelreich. Tutejsza gleba to oczywiście słynne mozelskie łupki. Wino imponuje nasyconym ciałem, z mocno zarysowanymi nutami dymu, wędzonki, czy nawet wanilii. Od strony owocowej mamy zaś dojrzałe wiśnie, a nawet śliwki. Na języku zaczyna się truskawkami, później dochodzi do nich więcej kwasowości, lukrecji, a zakończenie zmierza w stronę przyjemnie żywych garbników. Słoneczne, stanowczo zarysowane i trochę za młode. Znakomite- (92/100).

Domaine Wach Spleen Pinot Noir 2017 (119 zł)

Małżeństwo Wach, z miasteczka Andlau w Alzacji, poznaliśmy na degustacji wiosną zeszłego roku. Za tę etykietę (różniącą się nawet graficznie) odpowiada jednak ich syn Pierre, który stworzył wino w ciekawym, mocno owocowym stylu przypominającym wręcz Gamay z Beaujolais. Buzują w nim oceany czerwonych owoców (porzeczki wiśnie i truskawki). Usta jednak trochę niespójne, zbyt lekkie, trochę puste w środku. Dobre+ (88/100).

Paul Lato Mentineé Pinot Noir 2016 (269 zł)

Historia naszego rodaka Paula Lato, to niemal gotowy scenariusz na film (jeśli chcecie dowiedzieć się więcej – tu ją opisujemy). Ten Pinot dojrzewał we francuskich beczkach przez 15 miesięcy, z tego 1/3 stanowiły nowe baryłki. Zaczyna się słodkimi owocami (truskawki, jeżyny, śliwki), ale opatulone są one sporą dawką wanilii i dymu. Ta beczka wisi na razie nad całym wyrazem tego wina, bo również w ustach poza hedonistycznym owocem i sporym ekstraktem, to właśnie wanilia i wędzonka grają pierwsze skrzypce. Znakomite- (92/100).

Casa Lapostolle Cuveé Alexandre 2015 (99 zł)

Winiarna Casa Lapostolle została założona w 1993 roku w Chile przez rodzinę znaną do tej pory z produkcji likieru Grand Marnier. Od początku też była nastawiona na uprawę biodynamiczną. Ten trend jest w Chile bardzo popularny, bo suchy klimat obniża presję chorób grzybowych, co ułatwia producentom rezygnację z pestycydów i chemicznych środków ochrony roślin. Owoce pochodzą z doliny Casablnaca, której wystawienie na bezpośredni wpływ Pacyfiku sprawia, że winogrona korzystają z chłodzących je bryz. Po fermentacji, trafiło ono na 8 miesięcy do francuskich beczek (15% nowych). Wino przypomina mocno skoncentrowany sok z czerwonych porzeczek, z dodatkiem wiśni, malin, ale też pieprzu i przypraw. Na podniebieniu ze sporą koncentracją, ale też takim przyjemnym kwaskowym momentem. Bardzo dobre+ (91/100).

Clos Henri Pinot Noir 2015 (169 zł)

Henri Bourgeois swoją winiarską przygodę zaczynał od Doliny Loary, gdzie w Sancerre przejął rodzinną posiadłość produkującą wina od dziesięciu pokoleń. W 2000 roku postanowił rozszerzyć horyzonty i zdecydował się na zakup niemal 100 hektarów winnic w Nowej Zelandii i prowadzenie jej w duchu biodynamiki. Posiadłość znajduje się w Marlbourough, najsłynniejszym regionie południowej wyspy archipelagu, a wino trafiło na 12 miesięcy do beczek (25% nowych). Jest bardzo przyprawowe, skórzane, w zasadzie mało w nim czystych nut owocowych. Dopiero po kilku chwilach w kieliszku wychodzi nieco delikatnych wiśni, żurawin i lukrecji. Beczkowy makijaż nieco przeszkadzał nas w ustach, bo wanilia i dym przykrywają owoc, ale za to nie można mieć pretensji do mocnej kwasowości i wyraźnych tanin. Potrzebuje jeszcze czasu, bo struktura jest przyjemna, ale wino jest jeszcze niezbalansowane. Znakomite- (92/100).

Alois Lageder Krafuss Pinot Noir 2014 (189 zł)

Alois Lageder to winiarz, którego przedstawiać nam nie trzeba. Dwukrotna wizyta na corocznej wspaniałe zorganizowanej degustacja Summa (tu znajdziecie część relacji – 2018, 2019) pozwoliła nam być na bieżąco z jego portfolio, spróbowaliśmy wówczas choćby Krafussa dwa lata młodszego. Ten z rocznika 2014 jest dość schowany w aromacie, pachnący grzybami, igliwiem, leśnym mchem, ale i jeżynami oraz zakurzoną piwnicą. Podgórski charakter doliny Górnej Adygi nadał wino mocną, charakterystyczną kwasowość (to było najbardziej kwasowe wino degustacji), ale też przyjemną lekkość i soczystość. Klasyka, ale też kapryśny rocznik odcisnął na nim piętno, bo piliśmy już lepsze roczniki tej etykiety. Znakomite (93/100).


Podobała się nam rozległość stylistyczna spróbowanych win, począwszy do zwiewnego owocowego Pinota z Alzacji, który puszczał oko do stylu prezentowanego w Beaujolais, po niemal masywną ekspresję z Nowej Zelandii. Tak lekki i klasyczny szczep pokazał, że poza swoim matecznikiem w Burgundii, możecie dać ciekawe i różnorodne butelki. Nic tylko próbować.

 

Artykuł Pinot Noir poza Burgundią – degustacja w Winkolekcji pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Miecznik z warzywami i Menguante Garnacha Blanca (13 Win)

$
0
0

Październik miesięcem bez mięsa – ostatnio Marta rzuciła takie hasło i nie pozostało mi nic innego, jak przyłączyć się do tej inicjatywy. To nie jest tak, że mięso muszę jeść codziennie, od jakiegoś czasu staramy się ograniczyć jego spożywanie, ale wiecie jak to jest, nagle wszystkie te szynki i kiełbaski spoglądają na Was tęsknym wzrokiem, jakby uparły się wodzić Was na pokuszenie. Trzymajcie więc kciuki, aby starczyło silnej woli. 


Skutkiem ubocznym takiej decyzji jest również mocniejsze eksplorowanie wegetariańskiej kuchni. Tym razem kolej na rybę, do której za to przekonywać mnie nie trzeba, bo od dawna uwielbiam je w niemal każdej postaci (zdradzę Wam w tajemnicy, że to Marta jest większym rybnym niejadkiem).

Miecznik – czy to dalej ryba?

Tematem przewodnim dzisiejszego wpisu jest miecznik, którego zwarte mięso po przygotowaniu niewiele odbiega strukturą od choćby kurczaka. Ten fakt sprytnie wykorzystuje nasza znajoma, która swoim dzieciom serwując miecznika zawsze tłumaczy, że przecież to nie jest ryba. Do niego postanowiliśmy przygotować jeden z naszych ulubionych dodatków – warzywa z patelni.

Zaczynamy od zeszklenia na patelni z oliwą jednej cebuli cukrowej, do której po kilku minutach dorzucamy pokrojone w nierówne kawałki ziemniaki (warto wybrać odmianę, która nie rozpada się zbyt łatwo). Dodajemy nieco soli, wędzonej czerwonej papryki i ulubionych suszonych przypraw. Gdy ziemniaki będą lekko zbrązowiałe, dorzucamy dwa posiekane ząbki czosnku i pozwalamy mu odrobinę się przesmażyć – uważajcie, by go nie spalić. W dalszej kolejności dorzucamy pokrojoną w półplasterki nie za dużą marchewkę, dwie gałązki selera naciowego (wraz z posiekaną natką) i cukinię. Pozwalamy całości smażyć się kilka minut, w razie konieczności dodajemy odrobinę wody. Dorzucamy przekrojone na pół pomidorki koktajlowe (około 10-15 sztuk) lub dwa większe pomidory pokrojone w kostkę – my zastosowaliśmy miks obu. Na sam koniec dokładamy garść oliwek i kaparów i całość przykrywamy pokrywką, aby warzywa zmiękły.

W międzyczasie steki z miecznika przyprawiamy solą, pieprzem i mieszanką przypraw do ryb. Smażymy je po kilka minut z każdej strony na oliwie, a następnie przekładamy na wierzch warzyw. Kontrolujemy całość, zwracając uwagę aby warzywa były miękkie, ale nie rozpadały się, a sok z pomidorów w większości odparował. Gdy wszystko jest gotowe przekładamy danie na talerze, posypujemy natką z pietruszki, a do ryby szykujemy również kawałki cytryny. Może całość nie wygląda na fine dining, ale uwierzcie, smak jest pierwszorzędny.

Biała Garnacha – nowe otwarcie

Garnacha Blanca to odmiana, która w ostatnich latach staje się prawdziwą gwiazdą hiszpańskiego winiarstwa. Uprawiana głównie w północno-wschodniej części kraju, daje zwykle mocno zbudowane wina, przez swoją pełną strukturę będące wdzięcznymi partnerami do wielu różnorodnych dań (w zakresie możliwych zastosowań znajdują się nie tylko ryby, ale choćby drób). Nasza butelka pochodzi z leżącej w Asturii Cariñeny, jednej z najstarszych hiszpańskich apelacji, ustanowionej już w 1932 roku. Choć nazwa wskazuje, że powinien być tu uprawiany głównie szczep Carignan, to stracił on na znaczeniu na rzecz Garnachy (głównie w czerwonej wersji, choć ostatnio na fali rosnącej popularności zyskuje również jej biała mutacja).

Viñedos y Bodegas Pablo Menguante Garnacha Blanca Cariñena 2018 (13 Win, 59 zł)

Etykieta stanowi nowość w portfolio 13 Win, jednego z naszych ulubionych warszawskich importerów. Skąpe w aromacie, rozwija się bardzo powoli, po chwili pojawiają się nuty pomelo, brzoskwini, cytryn, ananasa. Usta z przyjemnym ciałem, lekko perfumowane, z delikatnie słonawym i mineralnym posmakiem. Strukturalne, ale dość nieśmiałe. To wstydliwe oblicze wręcz domaga się podania do tego wina jakiegoś dania. Bardzo dobre- (89/100).


Miecznik to ryba, do której trzeba dobrać wino mająca mocne ciało. Do tego warzywa w delikatnie pomidorowym sosie tym bardziej pobijają strukturę dania. Nasza Garnacha spisała się świetnie, zyskując więcej owocowej świeżości i rozwijając ciekawą paletę smaków.

Warto poznać bliżej nowinki z Viñedos y Bodegas Pablo, my ostrzymy sobie zęby szczególnie na wino z mało znanej odmiany Vidadillo.

Artykuł Miecznik z warzywami i Menguante Garnacha Blanca (13 Win) pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.


Czekając na Amarone – kolacja w Opasłym Tomie

$
0
0

Mawia się, że Amarone to wino medytacyjne. Naszym zdaniem to bardzo zwodnicza teza. Skoncentrowany smak i wysoki alkohol sprawiają, że bardzo trudno jest wysączyć jego więcej niż jeden kieliszek. Dla nas Amarone to przede wszystkim wino kulinarne i pełnię swojej klasy pokazuje w połączeniu z odpowiednim jedzeniem. Ba, Amarone tego jedzenia wręcz potrzebuje.


Druga kwestia, na którą już teraz chcemy zwrócić Waszą uwagę to cierpliwość. Te etykiety potrzebują czasu, dużo czasu. Dekada to okres minimum, aby aromaty miały szansę się rozwinąć, a alkohol wtopić w strukturę wina. Niestety, przedstawiciele konsorcjum zrzeszającego lokalnych producentów sami przyznają, że popyt na Amarone sprawia, że nowe roczniki sprzedają się błyskawicznie i niestety równie szybko są wypijane przez konsumentów. Nie jest to bynajmniej przypadek odosobniony, bo z podobnym problemem borykają się niemal wszystkie wielkie wina świata, wspomnieć można choćby Barolo, Bordeaux, czy niemieckie czołowe Rieslingi. Świat pędzi, żyjemy w nieustannym biegu, ale dla takich etykiet warto się zatrzymać.

Na szczęście, niedawno mieliśmy szansę, aby docenić nie tylko starsze etykiety Amarone, ale też sprawdzić, jak spisują się one ze znakomitym jedzeniem. Na zaproszenie Consorzio Tutela Vini Valpolicella oraz Wine rePublic wzięliśmy bowiem udział w kolacji z winami regionu zorganizowanej w warszawskiej restauracji Opasły Tom.

Wieczór rozpoczęliśmy od spróbowania kilku win, które prezentowane były rano tego samego dnia podczas komentowanej degustacji. Z przekroju kilkunastu win największe wrażenie zrobiły na dwie pozycje od (możemy to już zdradzić) największej gwiazdy wieczoru, niewielkiej posiadłości Le Guaite di Noemi. Powstała ona zaledwie w 2002 roku (to mgnienie oka temu, bo przecież mówimy o regionie, gdzie niektóre winiarnie mogą się poszczycić kilku wiekową historią), założona przez ojca Noemi, Stefano. Sama Noemi przejęła zaś stery posiadłości w wieku zaledwie 16 lat! Co istotne, rodzina nie spieszy się z wprowadzeniem na rynek nowych roczników, a ich obecnie dostępne w sprzedaży Amarone pochodzi z 2009 roku.

Le Guaite di Noemi Amarone della Valpolicella 2009

W składzie znajdziemy oczywiście głównie najpopularniejszą trójkę odmian – Corvinę (35%), Rondinellę (20%) i Corvinione (35%), uzupełnione m.in. o Oselettę i Croatinę. Po 3-miesiecznym podsuszaniu gron, fermentacja odbywa się przy pomocy sztucznych drożdży, a następnie wino trafia na 36 miesięcy do francuskich nowych baryłek. Po takim dojrzewaniu kolejne 48 miesięcy spędza w butelkach. Mogło by się wydawać, że po takiej winifikacji będziemy mieli do czynienia z esencją nowoczesnego stylu, tak przez nas przecież nie lubianego. Rzeczywiście, co prawda wino jest mocne, pociągłe, delikatnie lakierowe, z nutami wręcz likieru z wiśni i porzeczek, czy nawet rumu, ale jakość owocu jest po prostu pierwszorzędna. Przy tym to wciąż (10 lat!) wino zdecydowanie za młode. Znakomite+ (94/100).

Le Guaite di Noemi Amarone della Valpolicella 2006

Pierwsze spojrzenie na kontretykietę i wzrok przykuł 17-procentowy alkohol. Ponownie, zwykle takiego wina nawet nie chcielibyśmy próbować, ale podbudowaniu poprzednia pozycją, tym razem podeszliśmy do niego bez obaw. To była świetna decyzja, bo wino było fenomenalne. Znów pełne soczystych, pięknie zarysowanych owoców – porzeczki, suszone wiśnie, żurawina, ale z dodatkiem akcentów ziołowych, skórzanych, suszonych przypraw, ziela angielskiego, czarnej ziemi, pieprzu. Wielowymiarowe, kwaskowe, z drapiącymi garbnikami. Arcydzieło- (95/100).

Sartori Reius Amarone della Valpolicella Classico 2012

To dla odmiany butelka od posiadłości należącej do wielkiego producenta z Toskanii – Banfi. Dojrzewanie jest zupełnie inne, bo wino spędza 3 lata w dużych beczkach ze slawońskiego dębu. Jest delikatnie utlenione, z nutami kompotu z suszu, wędzonych śliwek i migdałów. Garbniki są bardzo wysuszające, a finisz wręcz lekko gorzkawy, ale wcześniej pojawił się moment bardzo przyjemnego owocu. Trudne, potrzebuje wsparcia jedzenia. Bardzo dobre+ (91/100).

Przechodząc zaś do samej kolacji, to nie będziemy przybliżać Wam wszystkich połączeń kulinarnych, bo też mieliśmy dużą możliwość żonglowania winami i testowania dań z pozycjami z porannej degustacji. Mamy jednak kilka impresji, które szczególnie utkwiły nam w głowie.

Bo jak tu nie wspominać fantastycznego, obłędnie nasyconego consome grzybowego, w którym zanurzony był długo pieczony pomidor. To danie samo mogłoby wystarczyć na gwiazdę wieczoru. Najlepiej do niego spisało się Dal Cero Amarone della Valpolicella 2013, nowoczesne, epatującej wiśniami i śliwkami, ale też na tyle kwaskowe, by poradzić sobie z esencjonalnymi pomidorami. Znakomite (93/100).

Znów pojawiły się etykiety od Noemi, które tym razem miały za zadanie poradzić sobie w połączeniu ze smażony boczniakiem mikołajkowym z salsą verde i konfitowanym jajkiem. Tym razem sięgnęliśmy jeszcze dalej wstecz…

Le Guaite di Noemi Amarone della Valpolicella 2004

Piękne, eleganckie, mocno ewoluowane, ale wciąż radośnie uśmiechające się do nas spod przymrużonych powiek. Usta pociągłe, zmysłowe, z nutami śliwek, pieprzne, sojowe.  Wspaniale złożone, nasycone, a przy tym wszystkim niewiarygodnie świeże. Arcydzieło (96/100).

Le Guaite di Noemi Amarone della Valpolicella 2003

Wydaje się jeszcze za młode (!). Na podbiebieniu alkohol nie wtopił się całkowiecie i w finiszu jest nieco wyczuwalny. Do tego znów imponuje nasycenie tonacji owocowej, pełno tu przesmażonych śliwek i ciemnych, dojrzałych wiśni. Sok, który puściły zmieszano z garścią suszonych przypraw i kilkoma ziarnami pieprzu. Znakomite (93/100).

Nie wspominając już nawet deseru (świetny czekoladowy krem z czarnymi porzeczkami na sherry), przy ogonie wołowym na kaszy mannie padliśmy na kolana. Próbowaliśmy do tego dania różnych win, ale jednak wspomniane wyżej Amarone z 2004 roku było bezkonkurencyjne.

Z innych przetestowanych win bardzo smakowało nam również Genagricola Costa Arente Amarone della Valpolicella (w dwóch wersjach 2015 i 2013, z naciskiem na to drugie), I Campi Valpolicella Superiore 2017, oraz przypominające w wyrazie wręcz wina z odmiany Gamay, Zanoni Valpolicella Superiore 2015.


W zasadzie podsumowanie macie już na wstępie, dlatego pozwólcie, że zakończymy słowami uznania dla kuchni Opasłego Tomu. Każde z przygotowanych dań było po prostu perfekcyjne i oszałamiające. W nowej lokalizacji (przy Pl. Teatralnym), z eleganckim wykończeniem, zgraną obsługą i tak świetną kuchnią, to miejsce, które Wam z całego serca polecamy.

Artykuł Czekając na Amarone – kolacja w Opasłym Tomie pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Hannes Sabathi – poszukując swojej drogi

$
0
0

To jedno z tych miejsc, gdzie przyjeżdżając pierwszy raz, momentalnie wiesz, że trafiłeś we właściwe miejsce. Hannes z nieopuszczającym go uśmiechem zapraszający do winiarni, krzątająca się obok niego mama, która pomimo wieku porusza się z energią dwudziestolatki, a na dodatek biegający między nogami malutki szczeniaczek. Po chwili w kieliszkach lądują kolejne ciekawe wina. Tak właśnie było w Weingut Hannes Sabathi. Czy mogłoby być lepiej?


Młodzieńcza werwa

Pierwszy raz spotkaliśmy Hannesa w Wiedniu w 2018 roku, podczas wielkiej austriackiej degustacji Vievinum. To Łukasz Czajkowskiego (Winemates), opowiedział nam o fantastycznym pomarańczowym Muskatellerze, którego koniecznie musimy spróbować. Będąc już przy jego stanowisku spróbowaliśmy kilku innych win i odeszliśmy przekonani, że będziemy chcieli odwiedzić Hannesa już w samej Styrii. Dlatego ostatniego dnia naszej majowej eskapady po styryjskich wzgórzach zameldowaliśmy się na Kranachbergu.

Są różne typy winiarzy. Hannes należy do tych, którzy może nie są strasznie wylewni w opowiadaniu o swoich butelkach, pozwalając aby zamiast niego przemawiały same wina. Kilka rzeczy udało się jednak ustalić. Winiarnię przejął po rodzicach już w 2005 roku (miał wówczas zaledwie 25 lat), jednak wciąż aktywnie pomagają mu oni na codzień. Wystarczy wspomnieć, że mama kilka miesięcy po operacji wszczepienia protezy stawu biodrowego samodzielnie zebrała owoce z ponad hektara winnic (a pamiętajcie jak strome są tutejsze parcele).

Hannes po przejęciu winiarni zdecydował przejść na uprawę biodynamiczną. W bardzo wilgotnym i deszczowym klimacie Styrii to akt wyjątkowej odwagi, bowiem ryzyko chorób grzybiczych jest tu wyjątkowo duże. Swoje win fermentuje jedynie na naturalnych drożdżach, a naczelną ideą jest nieingerowanie w procesy winifikacyjne, tak aby oddać pierwsze skrzypce naturze. Taka filozofia pozwala jedno zdaniem najpełniej oddać charakter poszczególnych siedlisk. Dodatkowo w 2009 roku Hannes postanowił zrezygnować z produkcji czerwonych win, skupiając się na bielach. Wśród nich oczywiście króluje Sauvignon Blanc, który odpowiada za 40% nasadzeń. Początkowo do dojrzewania używał jedynie nowych baryłek, ale od 2007 roku zmienił podejście i przestawił się na duże, używane beczki.

Spróbowane wina 

Hannes Sabathi Südsteiermark Weissburgunder 2018 (8,50 eur – podajemy ceny przy zakupie bezpośrednio u producenta, niektóre etykiety znajdziecie w ofercie Winemates)

Jak opowiedział nam Hannes, wiosna 2018 roku była bardzo deszczowa, ale dzięki temu winorośle zebrały odpowiednią ilość wody, która pozwoliła im świetnie rozwijać się w kolejnych miesiącach. Wino jest przyjemnie aromatyczne, pachnące jabłkami, cytrynami i gruszkami. Za to na podniebieniu jest mocno kwaskowe, z rześką cytrynową nutą. Świeże, soczyste ale i nieskomplikowane. Dobre+ (88/100).

Hannes Sabathi Chardonnay Gamlitz 2017 (12,60 eur)

Kolejna była butelka kategorii Ortswein, a więc pochodząca z winogron z pojedynczej gminy. Gamlitz słynie ze swojego piaszczystego podłoża, a wino dojrzewa przez kilka miesięcy w dużych, używanych beczkach. Mocno zielone, sienne ale też jabłkowe. Doceniamy nasyconą strukturę, ale też kwaskowe tło (zwłaszcza, że to przecież Chardonnay) i ten przepiękny, ziołowy, a nawet delikatnie pieprzny posmak. Bardzo dobre+ (91/100).

Hannes Sabthi Jägerberg Chardonnay 1STK 2017 (18,50 eur)

Wzgórze Jägerberg (sklasyfikowane przez Steirische Terroir & Klassik Weingüter jako stanowisko Erste Lage) posiada południową ekspozycję, a dominuje na nim piaszczysta gleba ze sporą zawartością wapienia. Takie podłoże sprawia, że idealnie czują się tutaj odmiany burgundzkie. Ten Chardonnay dojrzewał w dużych beczkach przez 18 miesięcy. Jest dymny, zamglony i pachnący zielonymi włoskimi orzechami. Ładnie skoncentrowany, esencji jest tu naprawdę sporo, ale podoba się nam również piękna kwasowość i pieprzno-przyprawowy finisz, w którym pojawiają się nawet taniny (co w przypadku białych win nie jest często spotykane). Znakomite (93/100).

Hannes Sabathi Jägerberg Grauburgunder 2017 (19 eur)

Zostajemy na tej samej winnicy i przechodzimy do drugiej odmiany – Pinot Gris. Nie jesteśmy jej fanami, ale też musimy przyznać, że Styria to jedno z tych miejsc, w którym Grauburgundery potrafią nas pozytywnie zaskoczyć. Wino od Hannesa powitało nas typowymi dla szczepu aromatami gruszek i dojrzałych jabłek. Pełne, wręcz lekko oleiste, maślane – trudno uwierzyć, że nie jesteśmy w jakimś cieplejszym regionie. Jednak o styryjskim charakterze przypomina nam ponownie mocna soczystość, cytrynowa wręcz kwasowość i długi, mineralny finisz. Świetny balans między mocą, a żywotnością. Znakomite- (92/100).

Hannes Sabathi Kranachberg Weissburgunder GSTK 2017 (28,50 eur)

Grosse Lage Kranachberg to potężne wzgórze, obejmujące łącznie 120 hektarów winnic podzielonych przez kilkunastu producentów. Taka rozłożystość sprawia, że znajdziemy tu różne ekspozycje i rozmaitą glebę (głównie pochodzenia osadowego, naniesioną przez znajdujące się tu miliony lat temu morze). To, co charakterystyczne, to fakt, że dobrze przepuszcza ona wodę, co zmusza korzenie winorośli do szukania jej głęboko pod ziemią. Ponownie wino dojrzewało przez 18 miesięcy w dużych beczkach. Delikatnie słodkawe w nosie (jabłka, ale nawet cytryny w syropie cukrowym), na języku zmienia się w skalistego, stalowego drapieżnika. Końcówka ponownie pieprzna, ale całość jeszcze zdecydowanie za młoda, do odłożenia na półkę na 4-5 lat. Znakomite (93/100).

Hannes Sabathi Kranachberg Weissburgunder GSTK 2015

Tezę o powstrzymaniu się z otwieraniem poprzedniej butelki potwierdziła ta sama etykieta, ale dwa lata starsza. Rozwinęła się w niej feeria tropikalnych owoców spod znaku mango, czy nawet marakui. Wciąż mamy też sporo dymu i słonej, morskiej bryzy. Świetnie rześkie, bardzo świeże i sprężyste. Uwielbiamy styryjskie wina, które wraz z wiekiem zupełnie nie tracą swojej kwasowości. Znakomite+ (94/100).

Hannes Sabathi Südsteiermark Sauvignon Blanc 2018 (10,50 eur)

Przechodząc do Sauvignon Blanc musimy cofnąć się do wina kategorii regionalnej. Jest to podstawowe wina Hannesa, szeroko dostępne w marketach i restauracjach całej Austrii. Mocno owocowe, wręcz lekko landrynkowe, radosne i ożywcze. Prościutkie, ale też przyjemnie pijalne, idealne do bezrefleksyjnego popijania w odpowiednich okolicznościach przygody. Bardzo dobre- (89/100).

Hannes Sabtahi Gamlitz Sauvignon Blanc 2018 (16,40 eur)

W porównaniu do poprzednika nie tak ekspresyjne, chłodniejsze i bardziej wyważone. Dopiero w tle można znaleźć więcej jabłek, cytryn, czy nawet brzoskwiń. Po spróbowaniu również w pierwszej chwili wydaje się stłumione, ale dosłownie po kilku sekundach zaczyna się rozwijać mocna kwasowość, która nie odpuszcza aż do końca długiego finiszu. Bardzo dobre+ (91/100).

Hannes Sabathi Leutschach Sauvignon Blanc 2017 (13,50 eur)

Leżąca na zachodzie regionu Południowej Styrii gmina Leutschach, znana jest z gleby zbudowanej głównie z morskich osadów, a klimat charakteryzuje się dużymi różnicami temperatur między dniem, a nocą (przez wpływ nieodległego górskiego łańcucha Koralpe). Ma większa moc niż pozycja z Gamlitz, więcej jest też w nim ciemnych owoców, liści czarnych porzeczek, moreli. Strzeliste, intensywnie mineralne, zdecydowanie zbudowane. Musimy przyznać, że bardzo lubimy ekspresję tej gminy i wina z Leutschach to jedne z naszych ulubionych pozycji ze Styrii. Znakomite- (92/100).

Hannes Sabathi Loren Sauvignon Blanc 2017 (23,50 eur)

Ta może nieco mniej znana winnica zbudowana jest głównie z marglu, ponownie z dużą zawartością wapienia. Dojrzewanie w dużych beczkach pozostawiło po sobie nuty wanilii i włoskich orzechów. Na podniebieniu miękkie, lekko słodkawe, pełne i skoncentrowane. Kwasowość jest ujarzmiona przez owoce z dodatkiem płatków białych kwiatów. W zasadzie dość nietypowe jak na charakter odmiany, ale ma w sobie nie tylko uwodzicielską moc, ale też mgnienie zadziorności. Znakomite (93/100).

Hannes Sabathi Kranachberg Sauvignon Blanc GSTK 2017 (28,50 eur)

Wracamy na najsłynniejszą winnicą Hannesa, która w tej wersji pokazuje oblicze z jednej strony nieco zielone, ale z drugiej też soczyście żywe, rozpływające się po całym podniebieniu, obejmujące swoim przejmującym smakiem każdy zakamarek ust. Delikatnie maślane, z dużą masą, naprężoną i skupioną strukturą. Fascynujące, ale o wiele za młode, w tym momencie nie wiadomo jeszcze, w którą stronę będzie zmierzało. Znakomite- (92/100).

Hannes Sabathi Kranachberg Reserve Sauvignon Blanc GSTK 2016 (49 eur)

Tu mamy już esencję z najstarszych krzewów odmiany rosnących na Kranachbergu. Inna jest też winifikacja, bo wino dojrzewa przez 30 miesięcy w 500-litrowych beczkach (w większości nowych). Co jednak ciekawe, w ostatecznym rozrachunku tego dotknięcia beczki w ogóle nie znajdziemy w kieliszku (a wino zostało zabutelkowane zaledwie 2 tygodnie przed spróbowaniem). Zamiast tego ten Sauvignon pachnie świeżo skoszoną trawą, szparagami, kwiatami, słodkawymi jabłkami, cytrynami i ziołami. Potężnie kwaskowe, pieprzne, lekko oleiste. Jedno z wielkich styryjskich win. Arcydzieło- (95/100).

Hannes Sabathi Gelber Muskateller Südsteiermark (9,50 eur)

Zaczyna się typowo dla szczepu – białe kwiaty i owoce (jabłka plus melon). Co jednak ważne dla Muskatów, nos nie jest przesadzony, cały czas trzyma się jednak, obranej wcześniej linii. Odświeżające, kwaskowe, idealne wino na słoneczną wiosnę i gorące lato. Świetnie poukładane wino. Bardzo dobre- (89/100).

Hannes Sabathi Gamlitz Gelber Muskateller 2018 (13,50 eur)

Jeśli mielibyśmy szukać jakiś Gelber Muskatellerów, które można przeznaczyć do starzenia, to ta etykieta byłaby jednym z naszych pierwszych wyborów. Skupiona, z czystym kwaskowym pociągnięciem, jedynie delikatnie aromatyczna. Przy tym wciąż radosne, z dobrym balansem między niebanalną owocowością, a surowym mineralnym obliczem. Znakomite- (92/100).

Hannes Sabathi Gelber Muskateller Natural 2015 (15 eur)

To właśnie ten słynny zrobiony na pomarańczowo Muskateller sprowadził nas do Hannesa w Wiedniu. Pełne kiście fermentowały przez 30 dni w używanych beczkach, a następnie wino dojrzewało w nich przez kolejne 20 miesięcy. Intrygujące, pachnące sosem sojowym, sianem, morelami i brzoskwiniami. Z wyraźnym tanicznym wykończeniem, słonawe, rosołowe, ale przy tym też zaskakująco owocowe. Całość naprawdę świetnie komponuje się ze sobą (choć opis aromatów i smaków może zadziwiać). Znakomite (93/100).

Hannes Sabathi Sauvignon Blanc Natural 2013 (23,50 eur)

Drugie z pomarańczowych win to Sauvignon macerowany przez 8 miesięcy ze skórkami w amforze. Jeszcze później wino dojrzewało (już bez skórek) w amforze przez 30 miesięcy. Znacznie bardziej ekstremalne od poprzednika, mocno bulionowe, sojowe, z nutami umami, suszonej herbaty i suszonych ziół. Jednak na podniebieniu nieco zbyt suche, taniny są strasznie mocno zarysowane, a tym razem brakuje owocowego wypełnienia. Dobre+ (88/100).

Hannes Sabathi Kranachberg Sauvignon Blanc Trockenbeerenauslese 2017 (19 eur, butelka 0,375 l.)

Nie w każdym roczniku kapryśny klimat styryjskiego pogranicza pozwala produkować słodkie wina. Gdy jednak warunki są sprzyjające, efekty potrafią być fenomenalne. Tu 1/3 wina powstała ze zdrowych owoców, a pozostała część była dotknięta szlachetną pleśnią. W efekcie powstało wino z 250 gramami cukru resztkowego, ale z kwasowością, która sprawia, że ma się ochotę na kolejny kieliszek. Mimo tego bogactwa, półpłynnej struktury, nie ma tu żadnej ociężałości, czy nudy. Pachnie miodem lipowym, suszonymi morelami, pastą do butów, słodkimi jabłkami. Esencjonalne, przenika całe ciało i zdaje się nie kończyć. Wielkie wino. Arcydzieło (96/100).


Wydaje się nam, że Hannes wciąż poszukuje swojej drogi. Klasyczne wina trzymały równy poziom, ale prawdziwe emocje zaczęły się pod koniec degustacji. Wiecie, że uwielbiamy pomarańczowe wina, chciałoby się, aby Hannes bawił się w tym kierunku jeszcze bardziej, a ostatni słodziak po prostu rozłożył nas na łopatki.

Tu łapcie jeszcze film z krótkim podsumowaniem:

 

Artykuł Hannes Sabathi – poszukując swojej drogi pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Degustacja Cru u Roberta Mielżyńskiego

$
0
0

Widząc listę producentów zaproszonych na wrześniową degustację Cru zorganizowaną przez Roberta Mielżyńskiego od razu postanowiliśmy, że tym razem chcemy skupić się na regionach i winach, które zwykle omijamy szerokim łukiem. Puglia, Ribera del Duero, Szampania – bierzemy się z nimi za bary.


Bąbelkowa elegancja

Można zżymać się na ceny szampanów, ale nie ulega wątpliwości, że ich pozycja jako najbardziej prestiżowych (i co za tym idzie zwykle najdroższych) musujących win jest nie podważenia. Mamy dla Was jednak podpowiedź – jeśli chcecie spróbować naprawdę wystrzałowych szampanów, unikajcie tych wielkich i znanych marek (takie domy szampańskie często bazują na skupywanych gronach), a wyszukujcie tzw. récoltant manipulant, czyli po prostu rolników, winiarzy posiadających swoje winnice i samodzielnie produkujących wina.

Jednym z nich jest znajdujący się w ofercie Mielżyńskiego Leclerc Briant, biodynamiczny producent z tradycjami sięgającymi XIX wieku, który podczas degustacji zaprezentował cztery swoje wina.

Leclerc Briant Brut Réserve (212 zł)

Pierwsze wino producenta bazuje głównie na czerwonych odmianach Pinot Noir i Pinot Meunier (po 40%), winifikowanych oczywiście na biało i uzupełnionych o Chardonnay. Całość zaś dojrzewała na osadzie ponad 3 lata. Jest mocno mineralne, z akcentami kwaskowych jabłek, soku z cytryny i bardzo przyjemnym musowaniem. Rześkie i świeże, długie. Bardzo dobre+ (91/100).

Leclerc Briant Brut Rosé (259 zł)

Szampania jest nietypowym regionem winiarskim, który przy produkcji różów dopuszcza po prostu zmieszanie białego i czerwonego wina. Tak było też w przypadku tego rosé, gdzie do 85% Chardonnay dodano Pinot Noir ale winifikowanego jak wino czerwone. Pachnie czerwonymi owocami (truskawki i maliny), wokół których otulają się dodatkowo wiśnie i czereśnie. Mineralne, kwaskowe, wyprężone jak struna. Znakomite- (92/100).

Leclerc Briant Blanc de Blancs La Croisette (681 zł)

Cena od razu sugeruje, że prchodzimy do wyższej linii producenta, a dokładnie do wina z pojedynczej parceli Le Croisette. Jest to czysty Chardonnay, a wino bazowe dojrzewało w beczkach przez 9 miesięcy. Następnie po zabutelkowaniu i dodaniu drożdży dojrzewanie na osadzie trwało ponad 4,5 roku. Brak dodaniu cukru przed finalnym zakorkowaniem (tzw. zero dosage) sprawia, że wino jest fenomenalnie mineralne, z ostrą jak brzytwa kwasowością i długim cytrynowym posmakiem. Bardzo eleganckie, z dużą klasą, ale nie tracące również na pijalaności. Znakomite+ (94/100).

Leclerc Briant Cuveé Divine

To jeszcze inna historia, bowiem wino powstało metodą solera, bardziej kojarzoną z produkcją sherry. W dużym uproszczeniu polega ona na tym, że do wina z najstarszego rocznika dolewa się wino z rocznika młodszego, a ubytek w tym ostatnim uzupełnia się jeszcze młodszym. Proces ten powtarzany jest rokrocznie, a butelkowane wino jest w efekcie mieszanką kilku roczników – w tym przypadku mamy przekrój od 2004 do 2008 roku. Znów 90% stanowią czerwone Pinoty, a całości uzupełnia Chardonnay. Tu ekspresja jest zupełnie inna niż w poprzednim winie, mocniej drożdżowa, lekko utleniona, ale wciąż nie pozbawiona tego mineralnego, stalowego rysu jaki znajdziemy we wszystkich winach producenta. Znakomite (93/100).

Ribera jak Piemont

Ribera del Duero jest otoczona przez łańcuchy górskie i wyróżniaja się ekstremalnymi różnicami temperatur między gorącymi letnimi miesiącami, a   mroźnymi zimami. W ciągu zaledwie kilku ostatnich dekad apelacja w błyskawiczny sposób stała się obok Prioratu i Riojy sztandarowym regionem Hiszpanii. To, co jednak zwykle przeszkadza nam w winach z regionu, to zbyt sila obecność beczki i taniny pochodzące bardziej od dojrzewania w dębach, niż winogronowych skórek.

Dlatego, gdy spróbowaliśmy win od Rudeles przez kilkanaście minut nie mogliśmy wyjść z podziwu. Elegancja i owocowa soczystość przypomniała nam bowiem tak kochane przez nas Nebbiolo z Piemontu, a nie Tempranillo z Ribery.

Rudeles 23 2017 

Nazwa nawiązuje do 23 odrębnych działek usytuowanych na wysokości ponad 900 metrów, gdzie rosną winorośle, których owoce trafiają do tej butelki. W składzie znajdziemy 95% Tempranillo (15-20 letnie krzewy), uzupełnione o owoce z ponad 100-letnich krzewów Garnachy. Dojrzewanie zapewniły zaś francuskie beczki, w których wino spędziło 5 miesięcy. Zaczyna się wiśniami i dojrzałymi, słodkimi śliwkami. Na podniebieniu owoce skręcają w leśną stronę, jest dużo jagód i jeżyn. Świetnie żywe, nieprzytłoczone przez dąb, kwaskowe, z drapiącymi taninami. Bardzo dobre+ (91/100).

Rudeles Finca la Nación 2011

Tu mamy wino pochodzące z pojedyczne, 1-hektarowej działki Tempranillo, a dodatkowo do produkcji etykiety wybrano jedynie najlepsze grona. Czas pobytu w beczkach był już dłuższy, bo sięgał 14-15 miesięcy, ale też minęło już sporo czasu i dąb miał okazję się wtopić. Mamy tu dużo jodyny, jeżyn, ziemistości, dymu i wędzonki. Ciepłe, ogniskowe, z taninami pochodzącymi raczej od beczek, ale które są świetnej jakości. Bardzo dobre+ (91/100).

Rudeles Cerro el Cubereillo 2011

Ostatnia etykieta położyła nas na łopatki. Uwierzcie nam, próbując w ciemno wzięlibyśmy je za pochodzące z ciepłego rocznika Barolo. To pochodzące z ponad 100-letnich krzewów Temparnillo ma bowiem w sobie przepiękne akcenty suszonych żurawin, kwaskowych wiśni, a jedynie nieco śliwek, dymu i ziemi. Rozłożyste, z trafiającą w punkt kwasowością i domknięte klasowymi taninami. Żywe i mające przed sobą jeszcze świetlaną przyszłość. Arcydzieło- (95/100).

Puglia, nie tylko Primitivo

Mimo rozwijających się gustów winnych Polaków, poczciwe Primitivo jest wciąż kołem zamachowym wielu importerów. Od razu chcemy zaznaczyć, że nie mamy nic do tego szczepu, byleby tylko nie zamieniał się w przesłodzony budyń, jaki to styl proponuje wielu lokalnych winiarzy. Jednak po pierwsze obcas włoskiego buta to nie tylko ta jedna odmiana, a po drugie nawet wśród rzeczonych Primitivo znajdziemy ciekawe wina – potwierdziły to etykiety Masseria Li Veli.

Masseria Li Veli Askos Verdeca 2018 

Verdeca to autochtoniczna odmiana, pomimo podobnie brzmiącej nazwy, niemająca nic wspólnego z marchijskim szczepem Verdicchio. Zaklęte jest w nim morze słonecznych, tropikalnych owoców, ale nie brak również jabłek i dojrzałych gruszek. To tego mocno kwaskowe, zupełnie nie przypomina wina z tak upalnego regionu. Proste, ale zaskakująco smaczne. Bardzo dobre- (89/100).

Masseria Li Veli Askos Susumaniello Rosato 2018

Kolejna z lokalnych odmian zaprezentowała się w dwóch wersjach. Na pierwszy ogień poszedł ten pełen poziomek i wiśni róż. Radosne, kwaskowe, może niezbyt skomplikowane, ale też świetnie sprawdzające się do lekkiej sałatki z grillowanym tuńczykiem. Dobre+ (88/100).

Masseria Li Veli Askos Susumaniello 2017

To samo wino już jako czerwień prezentowało się od podobnej strony, z tym, że owocowość była jeszcze silniej zarysowana. Zamiast poziomek pojawiły się truskawki, a zamiast wiśni mocne, dojrzałe śliwki. Całość uzupełniała świetna kwasowość i przyprawowo-garbnikowy finiszu. Potoczyste i bardzo pijalne wino do makaronu w pomidorowym sosie. Bardzo dobre+ (91/100).

Masseria Li Veli Orion 2018 (56 zł)

Szkoda, że nie takie Primitivo podbijają polski rynek, bo nie mielibyśmy nic przeciwko by takich ekspresji tej odmiany było jak najwięcej. Dojrzewające przez pół roku w używanych beczkach ma w sobie potężny ładunek śliwkowego owocu uzupełnione o akcenty przesmażonych truskawek. Jednak nie jest to żadna dżemolada, bo kwasowość trzyma to wino w pionie. Bardzo dobre (90/100).


Niestety podczas degustacji nie udało się nam zdobyć informacji ile kosztują wszystkie zaprezentowane wina (niektórych może nie być w regularnej ofercie Roberta Mielżyńskiego). Importer zaprezentował natomiast aplikację na telefon, która ma zastąpić dotychczasowy katalog win dostępny na jego stronie internetowej. To zupełna nowość i jesteśmy bardzo ciekawi, czy w przyszłości aplikacja będzie dalej rozwijana.

Artykuł Degustacja Cru u Roberta Mielżyńskiego pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Marcarini – klasyka Barolo z La Morry

$
0
0

Wjeżdżając do apelacji Barolo najpopularniejszą drogą od strony Alby (Marta śmieje się, że zna już tutejsze ronda na pamięć), po kilku kilometrach po prawej stronie rozciąga się widok na usytuowaną na wzgórzu La Morrę. Skręćcie śmiało w jej kierunku, bo z dojazdowej drogi rozciągają się jedne z najlepszych widoków na słynne wzgórza Langhe. Samo miasteczko jest niewielkie (choć bardzo urokliwe), poza spacerem i obiadem w Osteria More e Macine warto odwiedzić rodzinę Marcarinich, którzy w obrębie miejskich murów mają swoją winiarnię.


O La Morra słów kilka

La Morra to pod względem areału winnic największa gmina w apelacji Barolo, odpowiadająca za mniej więcej 480 hektarów upraw (prawie 25% regionu). Zajmuje ona rozłożysty grzbiet, którego kulminacja jest jednym z najwyższych punktów w okolicy, a winnice rozpościerają się na wysokości od 200, aż do 500 metrów. Dominuje tortońska gleba, zbudowana głównie z marglu o dużej zawartości gliny. Dobrze magazynując wodę sprawia, że winorośle z La Morry dobrze sobie radzą w suchych rocznikach. Wina z miasteczka uchodzą za najbardziej „miękkie” w apelacji (o ile w ogóle można tak mówić w przypadku tak garbnikowego i kwasowego szczepu jak Nebbiolo), stosunkowo też szybko nadają się do picia, dając pełne, owocowe, mocno nasycone wersje Barolo. La Morra to również miasteczko, które przez wiele lat było stolicą modernistycznego stylu w Langhe (to choćby ma swoją posiadłość Elio Altare) i wciąż wielu tutejszych winiarzy lubi intensywną ekstrakcję i małe baryłki.

Rodzina Marcarini

Marcirini to jednak tradycjonaliści, choć początkowo rodzina zamiast zamiłowania do winiarstwa przejawiała raczej zainteresowanie prawem, obejmując urząd miejscowych notariuszy. Mając dobry wgląd w ceny nieruchomości w pewnym momencie zakupili całość słynnego cru Brunate, by po jakimś czasie sprzedać połowę, zostawiając sobie najbardziej prestiżową, górną część wzgórza. Wtedy też postanowili zając się na poważnie produkcją wina, zakładając w 1959 roku rodzinną winiarnią. Po pewnym czasie, do już posiadanej perełki dołożyli również kilka hektarów leżących na odległym zaledwie o 100 metrów dalej cru La Serra (mimo tej niewielkiej odległości z obu parceli powstają jednak Barolo zupełnie od siebie odmienne). Obecnie rodzina posiada łącznie 25 hektarów winnic, w tym działki w Neviglie nieopodal Barbaresco i w Roero. Jak na tradycjonalistów przystało, wina dojrzewają w dużych beczkach o wielkości od 25 d0 45 hektolitrów, gdzie spędzają co najmniej 24 miesiące.

Degustacja

Marcarini Roero Arneis 2018

To jedna etykiet, która weszła do rodzinnego portfolio całkiem niedawno. Winnice, z których powstaje zlokalizowane są w miasteczku Montaldo Roero, gdzie znajdziemy dość żyzną, bogatą w minerały glebę. Winifikowane jest jedynie w stalowych zbiornikach, gdzie spędza kilka miesięcy na osadzie i butelkowane zwykle w marcu. Pachnie gruszkami i słodkimi jabłkami, nad którymi unosi się mocna mineralność. W posmaku lekko migdałowe, z dodatkiem ziół i potężnie słonym finiszem. Świetnie pasowałoby do owoców morza. Bardzo dobre- (89/100).

Marcarini Fontanazza Dolcetto d’Alba 2018

Dolcetto to odmiana, która w Barolo jest w odwrocie. Za każdym więc razem, gdy próbujemy win z tego szczepu kręci się nam z tego powodu łezka w oku. W kategorii „codziennych win” Delcetto jest bowiem naszym zdaniem bezkonkurencyjne. W interpretacji rodziny Marcarinich dojrzewa jedynie w stali, aby zachować świeży i owocowy charakter odmiany. Jest świetnie aromatyczne, owocowe, czy wręcz lekko perfumowane, pachnące malinami, truskawkami i kwaskowymi wiśniami. Posiada też przyjemną strukturę i żywe taniny, pasowałoby nawet do grillowanego tuńczyka. Jak opowiadała nam prowadząca degustację Valeria, jej dziadek zwykł na śniadanie jadać chleb z pomidorami i czosnkiem oraz popijać go kieliszkiem Dolcetto. Dożył dzięki temu ponad 90 lat, więc może to właśnie jest receptą na długowieczność? Bardzo dobre (90/100).

Marcarini Ciabot Camerano Barbera d’Alba 2017

Owoce trafiające do kolejnego wina pochodzą z parceli leżących blisko winnicy La Serra. Po fermentacji w stalowych zbiornikach dojrzewało ono przez 9 miesięcy w dużych beczkach ze slawońskiego dębu. Z trójki piemonckich odmian (Nebbiolo, Barbera i Dolcetto), to właśnie Barbera jest najmniej przez nas lubianym szczepem. Jednak co jakiś czas trafiamy na Barberę, która nas zachwyca. Ta jest lekka konfiturowa, z nutami dojrzałych malin i truskawek, a owoce są posypane pieprzem. Na podniebieniu soczysta, z napiętymi owocami i mocno zarysowaną kwasowością. Do podania z długo gotowanym wieprzowym gulaszem. Znakomite- (92/100).

Marcarini Lasarini Langhe Nebbiolo 2017

Pierwsze Nebbiolo to Lasarini – dojrzewające jedynie w stali, a pochodzące z najmłodszych krzewów z parceli La Serra oraz Neviglie (ta druga znajduje się w Barbaresco). Aromatyczne, pachnące fiołkami, różami, z delikatnie słodkawym truskawkowym owocem. Choć w nosie zwiewne, to już na podniebieniu z silnie zarysowanymi brzegami, kwaskowe, pieprzne, taniczne. Ten balans między świeżością owoców, a pieprzną końcówką sprawia, że będzie to plastycznie kulinarnie wino (pasuje nie tylko do makaronów, ale choćby delikatnie przyrządzonej jagnięciny). Znakomite- (92/100).

Marcarini Barolo del Comune di La Morra 2015

Gdy w 2015 roku stery w posiadłości przejęło kolejne pokolenie rodziny, postanowiono aby obok dwóch Barolo z pojedynczych winnic, butelkować również tę etykietą. W zamyśle ma ona oddawać typowy styl La Morry i tortońskiej gleby. Fermentacja jest bardzo długa, trwa do 45 dni, a później wino dojrzewa przez 24 miesiące w dużych beczkach i dodatkowe co najmniej 6 miesięcy w butelkach. Znów łatwo można doszukać się typowych dla gminy akcentów kwiatowych, ale do nich dochodzi skóra, przyprawy i ziemistość. Owocowości pod postacią żurawiny i czerwonych śliwek, jest tu naprawdę sporo, a uzupełniają ją mocne, stanowczo zarysowane taniny. Najbardziej otwarte z trzech spróbowanych Barolo. Znakomite (93/100).

Marcarini Barolo La Serra 2015 

Parcela La Serra leży nieco wyżej od Brunate, na wysokości 370 – 450 metrów. Parcele należące do Marcarinich leżą w dolnej części tego dość wietrznego cru i posiadają świetną południową ekspozycję. W porównaniu do okolicznych (również znanych) siedlisk jak wspomniane Brunate, czy Cerequio lub Fossati, butelki z La Serry charakteryzują się świeżym i kwaskowym charakterem oraz stosunkowo lekką strukturą. W porównaniu do poprzednika nos jest jeszcze zamknięty, ale po chwili zaczynają się pojawiać dojrzałe truskawki, kwiaty i czerwone owoce (wiśnie i żurawina). Na języku leśne, ziemiste, też z akcentami ziela angielskiego i suszonego oregano. Garbniki w tym momencie mocne, gryzące w język. Podobał się nam zwłaszcza ten aromatyczny, dość zwiewny nos, ale też wino jest jeszcze młodziutkie. Znakomite+ (94/100).

Marcarini Barolo Brunate 2015

Suchy i słoneczny rocznik 2015 uchodzi za najbardziej udany w apelacji od okrzyczanego 2010. Podzielone pomiędzy gminy Barolo i La Morra, cru Brunate słynie z mocnych, surowych interpretacji Nebbiolo. Rzeczywiście aromat jest zdecydowany, a owocowość bardzo nasycona, głęboka, choć wciąż dość miękka. Maliny i truskawki są już przesmażone, konfiturowe, a taniny wydają się nieco bardziej zaokrąglone. Moc owocowości i kwasowość zwalają z nóg, jednak wszystkie elementy są w tym momencie bardzo zbite, brakuje mu jeszcze powietrza, przestrzeni, przejrzystości. Do odłożenia na dekadę. Arcydzieło- (95/100).

Marcarini Moscato d’Asti 2018

Delikatnie musujące i słodkie Moscato to wino świetnie sprawdzające się nie tylko w upalne dni. Krzewy rosną w okolicach miasteczka Neviglie, niedaleko Barbaresco, a fermentacja została przerwana (poprzez zmrożenie wina) zachowując ponad 120 gram resztkowego. Pięknie aromatyczne – gruszki, jabłka, miód, wosk. W przypadku Moscato najważniejszy jest jednak balans pomiędzy słodyczą, a soczystością, a ta ostatnia za sprawą wręcz cytrynowej kwasowości jest naprawdę pierwszorzędna. Bardzo dobre+ (91/100).


Marcarini uchodzą za jeden z filarów tradycyjnego stylu La Morry, ale po spróbowaniu tych win musimy przyznać, że wydały się nam one (może poza Brunate) nie aż tak pozamykane i młodziutkie, jak można by się spodziewać. Zwłaszcza trójka Barolo zrobiła na nas oszałamiające wrażenie, jeszcze długo po degustacji rozmawialiśmy na temat różnic pomiędzy nimi, a właśnie dla takich butelek warto podążać winnymi ścieżkami.

Artykuł Marcarini – klasyka Barolo z La Morry pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Capanna – podróż w czasie

$
0
0

Gdy w 1967 roku Giuseppe Cencioni wraz z kilkoma towarzyszami zakładał w Montalcino lokalne konsorcjum, czyli stowarzyszenie winiarzy mające dbać o jakość win produkowanych w okolicach Brunello, zapewne nie spodziewali się jaki sukces stanie się ich udziałem. A przecież dziś Brunello di Montalcino jest jednym tchem wymieniane wśród najważniejszych włoskich win.


Na straży tradycji

W ślad za rozwojem apelacji, samo Brunello di Montalcino zaczęło być produkowane przez coraz więcej winiarzy i (co w zasadzie normalne) pojawiały się różne pomysły, w którą stronę powinien ewoluować miejscowy styl. Część producentów, zwłaszcza tych większych, z międzynarodowym kapitałem, zaczęło lobbować nad dopuszczeniem do kupażu odmian międzynarodowych (zgodnie z regułami Brunello powinno powstawać w 100% z Sangiovese). Apogeum tej tendencji była słynna afera Brunellopoli czy Brunellogate, gdy okazało się, że rzeczywiście takie niedopuszczalne dodatki są stosowane i kilku winiarzy musiało się z tego mocno tłumaczyć. Drugą tendencją było starzenie wina w małych baryłkach, najczęściej z nowego francuskiego dębu, aby ułagodzić nieco kwasowość i garbniki Sangiovese, i wyprodukować wino nadające się szybciej do picia. Tak narodził się tzw. nowoczesny styl Brunello. Od początku rodzina Cencioni była natomiast jednym z najbardziej konsekwentnych obrońców podejścia tradycyjnego, hołdując długiemu dojrzewaniu wina w dużych, używanych beczkach ze slawońskiego dębu.

Geografia apelacji

Zlokalizowane jakieś 40 kilometrów na południe od Sienny Montalcino to typowe, położone na wzgórzu toskańskie miasteczko, jakich wiele w okolicach. Pozostałości dawnego zamku, kilka kościołów, niewielkie placyki, wąskie uliczki, urokliwe restauracje i kawiarnie sprawiają, że z przyjemnością można spędzić tutaj kilka godzin na leniwym spacerze. Apelacja rozciąga się wokół miasteczka na kształt niemal regularnego kwadratu o boku długości około 15 kilometrów. Im dalej na południe, tym robi się cieplej i bardziej sucho, a różnice w terroir są na tyle znaczące, że od kilku lat postuluje się podzielenie Montalcino na kilka osobnych podstref. Capanna posiada winnice zaraz na północ od samego miasteczka, w podstrefie Montosoli, którą wielu uważa za najlepsze cru apelacji. Ponownie, w przeciwieństwie do wielu winiarzy, rodzina Cencioni nie wytwarza Brunello z pojedynczych winnic, skupiając się po prostu na tradycyjnym kupażu różnych winnic i siedlisk, z których powstaje jedno Brunello di Montalcino. Jedynie w najlepszych latach decydują się na produkcję dłużej dojrzewającej w beczkach Riservy.

Sięgając wstecz

Capannę do Polski sprowadza od 2o lat Vinoteka 13. Na zaproszenie importera wzięliśmy udział w kolacji degustacyjnej, gdzie kilka roczników wina spróbowaliśmy w towarzystwie potraw przygotowanych przez Rabie Abed Alsalama szefa kuchni restauracji Concept 13.

Capanna Rosso di Montalcino 2017 (85 zł)

W przypadku tego bardziej codziennego wina z Montalcino, nazywanego czasem młodszym bratem Brunello, fermentacja za skórkami trwa około 20 miesięcy, a następnie wino dojrzewa przez 6-10 miesięcy w dużych beczkach. Zapach jest mocny, stanowczy, owocowy. Za to na podniebieniu wino jeszcze młodziutkie, zasznurowane, dopiero po chwili oddaje nam nieco nut węgla, ziemi, żurawiny, dojrzałych wiśni i śliwek, a nawet jeżyn. Ładnie kwaskowe, z dobrymi taninami, soczyste. Bardzo dobre+ (91/100).

Capanna Rosso di Montalcino 2016 (85 zł)

Ten rocznik jest zupełnie inny od poprzednika. Nie tak ekspresyjny, bardziej stonowany i elegantszy. Owocowość ma już zupełnie inne oblicze. Zamiast ciemnych owoców, są tu czerwone – maliny, truskawki i czereśnie. Ładnie układa się na podniebieniu, wypełniając usta kwaskowym posmakiem i kończąc się mocno zarysowanymi garbnikami. Znakomite- (92/100).

Capanna Brunello di Montalcino 2014 (235 zł)

Ten rocznik był w Montalcino bardzo trudny, chłodny i deszczowy. W efekcie zbiory były o połowę niższe, niż w najlepszych latach. Rodzina musiała więc zmienić podejście i zamiast osobnego winifikowania każdej parceli oraz kupażowania wina już po fermentacji, by w pełni wypełnić stalowe zbiorniki musiano wcześniej „połączyć” sok z owoców z różnych działek. Butelka pokazuje jednak, że w rękach dobrego winiarza nawet problematyczny rocznik może dać świetne wina. Jest ono fantastycznie owoce, nasycone akcentami dojrzałych czereśni, malin i ciemnych wiśni, do których dołączają akcenty ziołowe, liść laurowy. Na podniebieniu pięknie zbudowane i złożone, z fantastycznym owocowym momentem i długim, tanicznym finiszem. Do wina zaserwowano nam fois gras z jeżynowym sosem i jednak kwasowość jeżyn pokonała nawet tak słynący z niej szczep, jak Sangiovese. Znakomite+ (94/100).

Capanna Brunello di Montalcino 2013 (235 zł)

Ciekawie było porównać ze sobą tak dwa różne roczniki, bo 2013 był znów bardzo suchy i ciepły. Samo wino jest zaś znacznie bardziej kompleksowe, wszystko się w nim zazębia, tworząc pełną, piękną całość. Bardzo wiśniowe i śliwkowe, z mineralnym posmakiem i ładnymi, delikatnie wysuszającymi taninami. Żywe, świeże i mające przed sobą świetną przyszłość. Już teraz świetne, ale nie warto się spieszyć z otwieraniem butelki. Arcydzieło- (95/100).

Capanna Brunello di Montalcino Riserva 2013 (385 zł za butelkę 0,75 litra, próbowaliśmy z butelki magnum)

Do tej etykiety używane są grona z krzewów mających co najmniej 25 lat, dojrzewanie w beczkach trwa 48 miesięcy, a później wino odpoczywa dodatkowe 15 miesięcy w butelkach. Owoc jest tutaj jeszcze mocniejszy (choć po poprzednim winie trudno uwierzyć, że koncentracja mogłaby wspiąć się na wyższy poziom), idący w kierunku jeżyn, dojrzałych malin, słodkich truskawek oraz wiśni. Przepięknie ułożone, nasycone, wspaniałe, pełne ale też wciąż mocno kwaskowe, bez cienia przesady. Do podanego do obu win klasy Riserva delikatnego makaronu z nadzieniem z jagnięciny i szałwii pasowało obłędnie.  Arcydzieło (96/100).

Capanna Brunello di Montalcino Riserva 2012 (385 zł)

Cofamy się dalej wstecz do kolejnego gorącego roku 2012. Tu mieliśmy więcej dojrzałości, a owocowy rys był mocniejszy, nawet lekko konfiturowy. Dochodzą również nuty skórzane i mnóstwo ziół, głównie mięty, a to wszystko rozrysowane na mocno mineralnym, stalowym tle. Jednak trochę mniej przestrzenne i zniuansowane niż 2013. Znakomite+ (94/100).

Capanna Brunello di Montalcino Riserva 2007 (próbowane z 3-litrowej butelki)

Podczas degustacji mieliśmy szczęście do ciepłych roczników, bo do takich zalicza się również 2007. Nie był on pupilkiem wśród krytyków, ale butelka o wielkości podwójnego magnum przysłużyła się jego dojrzewaniu. Zaczyna się nutami mięty, ziela angielskiego, skóry i liścia laurowego. W ustach już ewoluowane, mocno ziemiste i skórzane, ale z dalej żywymi, drapiącymi taninami, które bardzo długo pozostają na języku. Chciałoby się mocniejszego uderzenia owocu, który tutaj raczej przemyka na drugim planie, ale też całość jest świetnie poukładana, balsamiczna i zapewne nie powiedziała ostatniego słowa. Spróbowaliśmy do niej policzka wołowego w esencjonalnym sosie, który zgodził się z winem idealnie. Arcydzieło- (95/100).

Capanna Brunello di Montalcino 1999 (1115 zł za butelkę o pojemności 3 litry)

Gdy wydawało się, że to już koniec wieczoru, Kasia Kordas przygotowała jeszcze jedną niespodziankę i otworzyła wino 20-letnie, które ponownie spróbowaliśmy z butelki o rozmiarze podwójnego magnum. Wino jest pięknie ewoluowane, z nutami skórzanymi, rosołu na kościach, liścia laurowego, grzybów, piwnicy, kakao, suszonych śliwek, fig. Dalej żywe, soczyste, pieprzno-przyprawowe, kończące się drapiącymi podniebienie taninami. Ma się wrażenie, że jeszcze nie powiedziało ostatniego słowa. Arcydzieło (96/100).


To był po prostu przecudny wieczór. Rzadko trafia się okazja, aby jednego dnia spróbować tak pięknej selekcji Brunello. Te wina nie były krzykliwe, raczej spokojnie roztaczały przed nami swoją wizję, klasową, elegancką i dostojną. To się nazywa dobry, tradycyjny styl.

 

 

 

 

 

Artykuł Capanna – podróż w czasie pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Viewing all 590 articles
Browse latest View live