Quantcast
Channel: Robert, Autor o Nasz Świat Win
Viewing all 590 articles
Browse latest View live

Inopolis – nadchodzi Grecja

$
0
0

Jeszcze do niedawna nasze wyobrażenie o greckich winach było dość stereotypowe. Oczywiście, znaliśmy i kochaliśmy przepiękne mineralne Assyrtiko z Santorini, czy pochodzące z północy kraju powietrzne Xinomavro. Nieco mniej przepadaliśmy za tęgimi Agiorgiotiko z Peloponezu, czy klasyczną dla Grecji retsiną. Tymczasem w ciągu ostatnich kilku miesięcy wzięliśmy udział w dwóch fenomenalnych degustacjach, które zawróciły nam w głowie i kazały spojrzeć nieco inaczej na wizerunek greckiego winiarstwa. Dzisiaj o pierwszej z nich.


Inopolis – nowy koncept 

Geneza tego projektu jest bardzo ciekawa (niemal tak samo jak nazwa –  Inopolis oznacza po grecku „winne miasto”). Jego autorami są Costa Kotsianis oraz Dimitri Dardanis, którzy mieszkając odpowiednio w RPA i Australii, postanowili w pewnym momencie wrócić do kraju i zająć się eksportem krajowych win. Wbrew temu, czego można by oczekiwać, nie chodziło im bynajmniej o najtańsze pozycje, ale o czołowe wina: od renomowanych producentów, które mogą śmiało konkurować z butelkami z innych krajów o bardziej ugruntowanej winiarskiej pozycji. Inopolis działa więc jako swojego rodzaju pośrednik pomiędzy importerami w danym kraju, a greckimi producentami. Rola ta jest o tyle istotna, że jak wspominają właściciele, nawet w samej Grecji nie jest łatwo kupić wino od winiarzy, których mają w portfolio. Zwykle są to niewielkie przedsięwzięcia, co w połączeniu z faktem, że Grecy wypijają znaczącą większość swoich win w kraju sprawia, że bez ich bezpośrednich znajomości z producentami, import tych win bezpośrednio byłby niemal niemożliwy.

Czy Greckie wina podbiją Polskę?

No cóż, spójrzmy prawdzie w oczy – w ciagu najbliższych lat nie wróżymy greckim winom szerokiego sukcesu w Polsce. Wcale nie dlatego, że są to butelki kiepskiej jakości. Również nie dlatego, że są to wina anonimowe – ba (!) Hellada to nieprzebrane morze autochtonicznych szczepów winorośli (z aż 81 lokalnych odmian produkuje się tu wina).

Polacy jeżdżą przecież do Grecji, to jedna z ich ulubionych turystycznych destynacji. Dlaczego więc jesteśmy takimi pesymistami? Otóż najlepsze wina z tego kraju nie są tanie. W parze z niepodważalnie wysoką jakością idzie odpowiednia dla niej cena. Jednak mając do wyboru klasową butelkę z Riojy, Chianti, czy Bordeaux ilu z Polaków wybierze wspomniane Xinomavro czy jeszcze bardziej egzotycznie brzmiące odmiany jak Negoska, Athiri, Malagousia czy Moschofilero?

Czy to jednak oznacza, że inicjatywa Inopolis nie ma najmniejszego sensu? Nic bardziej mylnego, bo koncept ten nie ma wcale ambicji sprzedawania wina do marketów, jako produktu masowego. Chodzi mu o zainteresowanie winofanów, zwrócenie uwagi na jakość greckich win, na wprowadzenie ich do restauracji, gdzie opowieść o nich stanowi część pracy sommelierów, czy trafienie do wyspecjalizowanych sklepów, gdzie wyedukowany sprzedawca może roztoczyć przed konsumentem piękną historię greckiego winiarstwa, która sięga przecież czasów starożytnych.

Właśnie to ma ogromną szansę się udać i trzymamy za te działania mocno kciuki, bo zaprezentowana selekcja była najwyższej próby.

Spróbowane wina

Karanika Brut Cuvee Prestige 2015

Karanika to producent pochodzący z północy Grecji, regionu Amyndeon, wyspecjalizowany w produkcji win musujących klasyczną, szampańską metodą. Ta pozycja stanowi połączenie 60% Assyrtiko i 40% Xinomavro, przy czym te drugie pochodzą ze starych, nieszczepionych krzewów (gleba jest tu wybitnie piaszczysta, więc nie ma ryzyka filoksery). Assyrtiko przechodzi spontaniczną fermentację w beczkach, zaś Xinomavro fermentuje w stali, w kontrolowanej temperaturze. Całość spędza na osadzie 24 miesiące. W kieliszku prezentuje się fantastycznie świeżo, łącząc chrupki jabłkowo-cytrynowy owoc z delikatnymi akcentami drożdżowymi i intensywną kwasowością. Ożywcze, napięte, skrzące się, z długim delikatnie słonawym finiszem. Znakomite (93/100).

Mylonas Winery Savatiano 2017

Odmiana Savatiano była przez lata używana niemal wyłączenie do produkcji win zaprawianych następnie sosnową żywicą i sprzedawanych jako tradycyjny grecki napój – retsina. Tymczasem w Attyce, kilkanaście kilometrów na południe od przedmieść Aten, swoją winiarnię zbudował Stamatis Mylonas, uchodzący za jedną z młodych gwiazd greckiego winiarstwa. Za cel postawił sobie udowodnienie, że z Savatiano mogą powstawać jakościowe pozycje, a miarą odniesionego sukcesu jest choćby fakt, że jego wino zdobyło złoty medal Decanter World Wine Awards. Próbowana przez nas etykieta pochodzi z krzewów rosnących na piaskowej glebie, nieszczepionych, o niskiej wydajności. Po fermentacji przez 3 miesiące dojrzewa na osadzie. Nos jest otwarty, złożony, ale przy tym ciekawy, nienarzucający się. Mamy tu więc brzoskwinie, ale też akcenty maślane i miodowe. Na podniebieniu kwaskowe, rześkie, z żywą strukturą i świetną żywotnością. Bardzo dobre+ (91/100).

Troupis Tomi Mantinia 2017

Założona w 2010 roku winiarnia położona jest na płaskowyżu Mantinia, gdzie winnice rosną na wysokości 600 metrów, w chłodnym (jak na Pelopones) klimacie. Jest to królestwo odmiany Moschofilero, która przez swoje kwiatowe aromaty i przyprawowy smak przypomina nieco Gewurztraminera. Po zbiorach (zwykle odbywających się dość późno, w październiku), winogrona przed wyciśnięciem są schładzane. Następnie 40% soku przez 10 godzin jest macerowane ze skórkami, a po fermentacji całość przez 3 miesiące dojrzewa na osadzie. W warstwie zapachowej dzieje się sporo, przy czym podobieństwo do wspomnianego Gewurztraminera jest dość mocno widoczne. Mamy tu podobne akcenty różane, kwiatowe, oraz liczi. Usta znów ładnie kwaskowe, ze słonawym finiszem. Całość przyjemnie zbudowana, ale też lekko mydlana. Dobre (87/100).

Oenops Wines Apla White 2017

Odpowiadający za ten projekt Niko Karatzas nie posiada własnych winnic, za to skupuje grona ze starannie przez niego wybranych działek. Tutaj zdecydował się on na mieszankę, w której skład wchodzi Malagousia, Assyrtiko oraz Roditis. Owoce pochodzą głównie z regionu Drama i Peloponezu. Winifikacja odbywa się częściowo w amforach, gdzie wino dojrzewa na osadzie przez 4 miesiące. Efekt jest bardzo przyjemny, wino ma świetną równowagę pomiędzy zarysowanym ciałem, a odświeżającą, mineralną kwasowością. Do tego pojawiają się cytryny, jabłka i melon, a całość kończy się długim, górskim, czystym finiszem. Bardzo dobre+ (91/100).

Idaia Winery Vidiano 2017

Choć Vidiano spotykane już również na kontynencie, to właśnie na Krecie odmiana uchodzi za największą gwiazdę. Winiarnia Idaia, choć niewielka (zaledwie 3,5 hektara winnic) uchodzi za jedną z najlepszych w regionie Dafnes. W aromacie znajdziemy ciekawe nuty poobijanych jabłek, brzoskwiń, gruszek, ale też orzechów. Na podniebieniu początkowo wydaje się, że jest zbyt ciężkie, ale już po chwili pojawia się również kwasowość i soczysta struktura. Nieszablonowe wino, które podołałoby nie tylko tłustym rybom, ale nawet wieprzowinie. Bardzo dobre+ (91/100).

Zefairakis Winery Natura White 2016

Przeskakujemy z powrotem na kontynent, do Tesalii. Christos Zefeirakis jest przedstawicielem rodziny, która zamieszkuje region Tyrnavos od czterech pokoleń, ale jako pierwszy zajął się komercyjnie produkcją wina. Winiarskie nauki wyniósł z Włoch, a swoją winiarnię założył w 2005, będąc jeszcze przed trzydziestką. Początkowo mocno stawiał na odmiany międzynarodowe, ale stopniowo przesuwa się w kierunku szczepów autochtonicznych. W przypadku naszego jest to Malagousia, dojrzewająca przez rok w dużych beczkach o pojemności 2400 litrów. Jest bogata, pełna, z przyjemnie kremową fakturą i gorzkawym finiszem. Znajdziemy w niej odrobinę wanilii, ale również sporo dojrzałych, słodkawych jabłek i gruszek. Kojene z win, które powinno sprawdzić się w wielu kulinarnych połączeniach, od ryb aż po drób. Bardzo dobre+ (91/100).

Mylonas Winery Assyrtiko 2018

Wracamy pod Ateny, ale teraz na spotkanie z najbardziej znaną białą odmianą Grecji. W tym przypadku Assyrtiko dojrzewa w stali, na osadzie przez 3 miesiące. Jest wspaniale soczyste, wychodzą na wierzch jabłka i cytryny, ale w tle pojawia się również odrobina ziół i słodszych gruszek. Choć może aromat nie jest zbyt rozbudowany, to na podniebieniu wino jest przepięknie kwaskowe i naprężone. Znakomite- (92/100).

Dougos Estate Meth’Imon Acacia 2016

Położona u podnóży masywu Olimp, w regionie Rapsani winiarnia Thanos i Luisa Dougos słynie nie tylko ze swoich win, ale również z prowadzonej szkółki winorośli, skąd młodziutkie krzewy kupuje wielu renomowanych producentów z całego kraju. Jak sama nazwa wskazuje mieszanka Assyrtiko i 5% Sauvignon Blanc (z winnic położonych na wysokości do 600 metrów) przez 9 miesięcy dojrzewała na osadzie w akacjowych 300-litrowych beczkach (1/3 nowych). Tej beczkowej ekspresji jest sporo pod postacią nut dymnych ale i miodowych (drewno akacjowe często daje winom właśnie takie aromaty). W ustach również delikatnie słodkawe, z goryczkowo-dymnym finiszem. Trudna pozycja, ewidentnie potrzebuje błyskotliwego sommeliera, który sparowałby ją z jakimś nieoczywistym daniem. Bardzo dobre- (89/100).

Muses Estate A Muse Rose 2017

Położona w centralnej Grecji, na zboczach Góry Helicon winiarnia braci Nikosa, Steliosa i Panayiotisa postawiła na mieszankę 90% Sauvignon Blanc i 10% Mouchtaro (odmiany charakteryzującej się mnóstwem tanin i mocną kwasowością). Aromat jest dość skromny, wino rozwija się za to znacznie bardziej w ustach. Tu dzieje się naprawdę sporo – pojawiają się truskawki, porzeczki, zioła, ale też pewna zwierzęcość. Radosne, nieskomplikowane, do bezrefleksyjnego popijania na tarasie. Dobre (87/100).

Zefeirakis Winery Limniona Red 2016

Limniona to odmiana, która na krzewach posiada bardzo duże kiście, ale co znacznie bardziej interesujące, bardzo wcześnie na etapie dojrzewania produkuje znaczą ilość antyoksydantów. Christos Zefeirakis był jednym z pierwszych winiarzy, który dostrzegł w niej potncjał. Jego Limniona fermentuje w dużych 3000-litrowych beczkach z austriackiego dębu, a następnie wędruje do mniejszych tonneaux (50% nowych) na pół roku i po tym okresie na kolejne 6 miesięcy wraca do tych większych beczek. Hipnotyzuje fantastycznie owocowym zapachem, mamy tu mnóstwo truskawek, malin, żurawin i wiśni. Leciuchne, świetnie soczyste i szalenie kwaskowe. Obłędnie pijalne, z bardzo delikatnymi taninami i ziołowym posmakiem. Coś fantastycznego, uwielbiamy takie radosne i bezpretensjonalne wina. Znakomite (93/100).

Mitravelas Winery Ktima Agiorgiotiko Nemea 2016

To wino było przez nas próbowane całkiem niedawno. W podlinkowanym poście obok samego opisu, znajdziecie kilka zdań na temat regionu, z którego pochodzi, a także od razu sugestię kulinarną z jakim daniem dobrze smakuje.

Katogi Averoff Inima Negoska 2016

Negoska bywa nazywana alter-ego Xinomavro. Obie odmiany dojrzewają bowiem w tym samym momencie i są zwykle zbierane razem. Jednak Negoska posiada elementy, których brakuje Xinomavro, daje wina mocno nasycone, nie tak kwaskowe i z mniej agresywnymi taninami. Próbowana przez nas etykieta pochodzi z winnic w Epirze, położonych bardzo wysoko, na wysokości nawet 1000 metrów. Chłodny, górski klimat odpowiada za soczystość i kwasowość powstających tu win. Ta Negoska dojrzewa przez mniej więcej pół roku w 300-litrowych beczkach. Z jednej strony znajdziemy w niej wiśnie i fiołki, ale też sporo dziwnych aromatów spod znaku warzyw, bulionu, sosu sojowego, balsamico. W ustach całość ekspresji przykrywają brutalne, nieugładzone taniny, których nie powstydziłoby się wiele Nebbiolo czy właśnie Xinomavro. Zupełnie nie można o nich powiedzieć, aby były wyważone i delikatne, ale można utemperują się z wiekiem. Póki co, przygotujcie mu jakieś mięso do pary. Dobre+ (88/100).

Thymiopoulos Naoussa Alta Xinomavro 2016

Apelacja Naoussa to matecznik Xinomavro uznawanego za najbardziej perspektywiczną ciemną odmianę Grecji. Zwykle daje ona wina, która można porównywać ze szlachetnym, włoskim Nebbiolo – a więc delikatnie wybarwione, za to niezwykle aromatyczne, kwaskowe i taniczne, znakomicie dojrzewające. W tym przypadku do kadzi w 70% trafiają pełne kiście owoców, bez odszypułkowania, fermentacja przebiega zaś spontanicznie, bez kontroli temperatury. Następnie wino umieszczane jest w 500-letnich beczkach, a do butelek rozlewane jest bez filtracji. Ma powabny, piękny zapach zbudowany w oparciu o nuty kwiatowe, do których dochodzą wiśnie, truskawki i żurawiny. Struktura może nie jest zbyt nasycona, ale za to świetnie żywa i rześka. Radosne, wręcz hedonistyczne, z dość ugładzonymi taninami i wspaniałą soczystością. Znakomite+ (94/100).

Dimopoulos Estate Xinomavro 2016

Drugie ze spróbowanych Xinomavro pochodzi z piaskowej gleby i starych krzewów. Tutaj fermentacja jest kontrolowana, a wino dojrzewa przez 9 miesięcy we francuskich baryłkach dość mocno wypalanych. W porównaniu do poprzednika struktura jest mocniejsza, bardziej zarysowana, stanowcza. Również kwasowość stoi na wyższym poziomie, a owoc idzie w stronę czerwonych porzeczek i żurawin. W finiszu pojawiają się żywe garbniki i trochę więcej śliwek oraz wiśni. Bardzo dobre+ (91/100).


Słyszeliśmy, że greckie winiarstwo zanotowało niebywały progres, ale pierwszy raz tak naocznie mogliśmy się o tym przekonać. Jeśli któryś z czytających nas importerów chciałby wzbogacić swoje portfolio o wina z Hellady, Inopolis będzie dobry adresem, aby rozpocząć takie poszukiwania.

Artykuł Inopolis – nadchodzi Grecja pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.


[video] – Gotowanie na ekranie – Makaron, krewetki, pistou, pomidorki + prowansalski róż

$
0
0

Wspólnie z Wojtkiem z Winniczka prezentujemy dla Was prawdziwy live cooking. Przyrządzamy makaron z krewetkami, pistou oraz pieczonymi pomidorkami kotajlowymi, dobieramy do niego różowe wino z Prowansji, a przy tym świetnie się bawimy! Jesteśmy ciekawi Waszej oceny – chcecie więcej takich filmów?

Przepis na przygotowywane danie znajdziecie u Wotjka – Makaron z krewetkami i pistou

P.S. Wspominamy o zimie, bo film był nagrywany w chłodne kwietniowe popołudnie.

Artykuł [video] – Gotowanie na ekranie – Makaron, krewetki, pistou, pomidorki + prowansalski róż pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Wszystkie oblicza różu na Summie 2019

$
0
0

Pamiętacie może, jak w filmiku nagrywanym na Korsyce prawie rok temu opowiadałem, że nie jestem fanem różowych win. Przez kilka miesięcy wiele się jednak może zmienić, również jeśli chodzi o winne gusta. Dzisiaj może nie jestem miłośnikiem różu, ale na pewno na ten rodzaj win spoglądam z większym zainteresowaniem i częściej znajduję go w kieliszku (choć w tym też duża zasługa Marty, która wina różowe uwielbia). Marta też zaciągnęła mnie (no dobrze, nie opierałem się zbyt mocno) na przekrojową degustację różowych win, którą podczas Summy poprowadziła Christine Mayr, prezeska Stowarzyszenia Sommelierów Południowego Tyrolu.


Róż różowi nierówny

Choć w teorii produkcja wina różowego wydaje się prosta, to już po nalaniu do kieliszków pierwszych próbek można było z łatwością zobaczyć jak różne są to pozycje. Na początek przypomnijmy tylko, że większość jakościowych różów powstaje z ciemnych odmian winorośli, których sok pozostaje w kontakcie ze skórkami jedynie przez kilka godzin, aby „złapały” one charakterystycznego koloru, a dalsza winifikacja przeprowadzana jest w sposób bardziej typowy dla win białych (już po oddzieleniu skórek od pozostałego moszczu). Na ostateczny kształt ma jednak wpływ szereg dodatkowych elementów. Począwszy od tych najbardziej oczywistych jak klimat, gleba, czy użyta odmiana winorośli, aż po te bardziej subtelne jak choćby siła z jaką dochodzi do wyciskania soku, długość kontaktu ze skórkami, temperatura w jakiej ta szybciutka maceracja się odbywa, czy ewentualne użycie beczek (tak, wina różowe również mogą do nich trafiać). Suma tych zmiennych sprawia, że ostatecznie pozycje te mogą być zarówno eterycznymi trunkami o delikatnym łososiowym kolorze, zwiewnych aromatach jak i winami nasyconymi kolorem i aromatem, które od czerwieni dzieli zaledwie niewielki kroczek. Podczas wspomnianej degustacji mogliśmy spróbować win, które czasem różniły się od siebie jak ogień i woda, a my chyba pierwszy raz tak dogłębnie zrozumieliśmy bogactwo jakie kryją w sobie rosé.

Spróbowane wina

Poggio Cagnano Nebula Rosa 2018

Na pierwszy ogień poszła spróbowana już wcześniej przy stoliku butelka z toskańskiej Maremmy. W składzie znajdziemy 100% Sangiovese pochodzących z piaszczystej gleby. Podczas winifikacji kontakt ze skórkami trwał 4-5 godzin, a fermentacja obywała się w stalowych zbiornikach w temperaturze 12-15°C. Po jej zakończeniu wino dojrzewało na osadzie przez 6 miesięcy. Kolor jest bardzo delikatny, przywodzi na myśl rosé z Prowansji. Pachnie odrobinę warzywnie, ale po chwili wychodzi więcej czereśni, śródziemnomorskiej makii i ziół. Świetnie kwaskowe ciało, żywe i soczyste, z pojawiającymi się w finiszu delikatnymi taninami. Podalibyśmy je do pstrąga pieczonego z ziołami, czy sałatki z nowalijek. Bardzo dobre- (89/100).

Il Borro Rose’ Del Borro 2018

Pozostajemy w Toskanii, ale udajemy się do doliny Valdarno, na północ od Arezzo. Również jest to 100% Sangiovese, które jednak na osadzie dojrzewało jedynie przez 2 miesiące. W kolorze podobne do poprzednika, a w smaku idące bardziej w kierunku malin i kwiatów. Do tego można wychwycić rozmaryn, kwaskowe wiśnie i poziomki. Na podniebieniu pełniejsze, mocniej zbudowane (i również z wyższym alkoholem). Jest młodziutkie, dlatego początkowo jeszcze ściśnięte, trzeba dać mu w kieliszku nieco ruchu, wtedy otwiera się pełnią owocowej świeżości. Bardzo dobre- (89/100).

Tenuta di Biserno Sof 2018

Ten zlokalizowany w Bolgheri producent należy do rodziny Antinorich. Wracamy więc nad toskańskie wybrzeże, ale lądujemy na północ od Maremmy. Wino otrzymało nazwę na część Sofii, córki Ludovico Antinoriego i stanowi mieszankę Sagiovese oraz Caberneta Franc i Syrah. Grona zbierane były w połowie sierpnia, a po krótkiej maceracji na skórkach trafiły na kilka miesięcy do stalowych zbiorników. W kieliszku błyszczące, z ładnie nasyconą kolorystyką. W pierwszej chwili pachnie intensywnie ziołowo, ale po chwili wychodzi więcej poziomek i wiśni. Ciała jest jeszcze więcej niż u poprzednika, ale w ustach znajdziemy również nieprzyjemne nuty acetonowe. Dobre (87/100).

Azienda Agricola Biodynamica Le Sincette Chiaretto 2018

Od potężnego producenta przeskakujemy do winiarza o zupełnie innej skali. To niewielkie przedsięwzięcie (11 hektarów winnic) zlokalizowane jest na zachód od Jeziora Garda i stawia na uprawę biodynamiczną. W butelce znajdziemy Groppello, Marzemino i Barberę, które przeszły króciutką macerację, a następnie przez 3 miesiące dojrzewały na osadzie w stalowych zbiornikach i częściowo w amforach. Nos jest dość zielony, szparagowy, ziołowy. Usta znów znacznie bardziej owoce, bardzo soczyste, z nutami niedojrzałych wiśni i szalenie mocną kwasowością. Indywidualistyczne, charakterne i charakterystyczne. Bardzo nam się spodobało. Znakomite (93/100).

Weingut Umathum Rosa 2018

Ten jeden z najbardziej rozpoznawalnych producentów znad Jeziora Nezyderskiego do swojego kupażu używa Blaufränkischa, Zweigleta i St. Laurenta. Początkowo wino jest mocno zredukowane, ale po kilku mocniejszych ruchach kieliszka oczyszcza się, idąc w stronę wiśni i poziomek, rozkwitających na ładnie ziołowym tle. Na podniebieniu ugładzone, soczyste, ale brakuje mocniej zarysowanej kwasowości. Dobre (87/100).

Weingut Stigler Erste Lagen Freiburger Schlossberg Pinot Noir Rosé 2017

Producent zlokalizowany jest w Badenii, a sama parcela Freiburger Schlossberg znajduje się rzut kamieniem od starówki tegoż Fryburga. Co ciekawe, choć zwykle winogrona na wina różowe zbierane są dość wcześnie, to tutaj mamy do czynienia z późnym zbiorem, a dodatkowo dojrzewanie odbywa się w starych beczkach. Pachnie truskawkami, wiśniami, jest mocne, precyzyjne, bardzo ukierunkowane. Na podniebieniu wręcz oleiste, choć w finiszu wychodzi trochę za dużo alkoholu. To wino zdecydowanie predestynowane do jedzenia niż popijania solo, spróbowalibyśmy je do makaronu w pomidorowym sosie. Dobre+ (88/100).

Weingut Jurtschitsch Belle Naturelle Rosé 2017

Wina Alwina Jurtschitscha kochamy miłością od pierwszego z nimi kontaktu, zwłaszcza zaś podobają się nam te jego pozycje, które idą w kierunku win naturalnych. Tak jest również w przypadku tego różu, gdzie całe grona Pinot Noir, Zweigelt i Cabernet Sauvignon fermentują spontanicznie przez chwilę na skórkach, a następnie trafiają na kilka miesięcy do dużych 600-litrowych beczek. W nosie wydaje się dość „trudne”, kiszone i warzywne. Ale za to w ustach zachwyca przepiękną truskawką i porzeczkową kwasowością. To, co w tym winie najpiękniejsze to właśnie ta owocowo soczystość, powab i żywotność. Zachwycające i fenomenalnie potoczyste. Znakomite- (92/100).

Duemani Si 2018

Na koniec wracamy do Toskanii, na wybrzeże nieco na północ od Bolgheri. W składzie znajdziemy Syrah, które winifikowane było w amforach, a do butelek trafiło bez filtracji. Piękna owocowość przywodzi na myśl nuty mandarynek i klementynek. W ustach ta tonacja odrobinę się zmienia, idąc w kierunku ciemniejszych owoców – wiśnie, czy nawet delikatne śliwki. Ponownie imponuje kwasowość i świetna, ostra wytrawność. Znakomite-(92/100).


Wina różowe są nudne? Już chyba nigdy nie podpiszę się pod takim stwierdzaniem. Rosé to pełnoprawna kategoria win, wśród których znajdują się pozycje, które potrafią nie tylko mi smakować, ale nawet skraść serce.

Psss tylko nie mówcie Marcie, bo będzie, że to jej zasługa 🙂

Artykuł Wszystkie oblicza różu na Summie 2019 pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Lageder – nowe roczniki

$
0
0

Opowiedzieliśmy Wam już co nieco o naszej wizycie na Summie 2019,  dorocznym festiwalu, który w przepięknych okolicznościach przyrody Górnej Adygi organizuje Tenuta Alois Lageder. Marta zabrała Was na spacer po winnicach Aloisa i przybliżyła nowinki wprowadzane przez producenta. Dzisiaj w takim razie moja kolej, aby przedstawić najnowszy rocznik win wypuszczonych przez rodzinę.


Podsumowanie na początek

Portfolio win Aloisa Lagedera jest imponujące. W trzech kategoriach jakościowych (Classical Grape Varieties, Compositions, Masterpieces) zamknięto ponad 30 pozycji. Uwagę zwracała zwłaszcza odświeżona o nowe projekty etykiet podstawowa, klasyczna seria. Większość tych win pochodziłą z 2018 roku, który choć suchy i ciepły, w Alto Adige udał się wyjątkowo dobrze. Za sprawą swojego położenia (północ Włoch, w otoczeniu Alp), winorośle korzystały z chłodniejszych nocy, przez co wina zachowały niebywałą świeżość, przy jednocześnie fantastycznie dojrzałej owocowości. Odnosimy wrażenie, że pozycje z 2018 roku (choć jeszcze ekstremalnie młodziutkie) były znacznie lepsze, niż analogiczne próbowane w poprzednim roczniku. Rodzina gospodaruje na 50 hektarach, ale dodatkowo związana jest wieloletnimi umowami z innymi lokalnymi winiarzami, którzy dostarczają do niej swoje owoce. Jest to spora skala działalności jeśli porównamy to z choćby z Piemontem, czy nawet Toskanią, ale dość typowa biorąc pod uwagę dominujące w Dolnym Tyrolu spółdzielnie. Co jednak najważniejsze – zaprezentowane pozycje trzymają świetny poziom.

Wina od Aloisa Lagedera znajdziecie w Polsce (oczywiście nie wszystkie – ale pamiętajcie ile ich jest) w ofercie Winkolekcji i sklepach oraz restauracjach z nią współpracujących.


Klasycznie

Już pierwsze spróbowane wino, a więc Lageder Pinot Bianco 2018 wprowadziło nas w świetny nastrój. Jest tutaj bowiem wszystko co kochamy w winach z Alto Adige – czytość, świeżość i kwasowość. Co prawda jest dość proste, ale gwarantujemy, że do owoców morza, czy po prostu na tarasie w te (w końcu) słoneczne dni, zachwyci każdego. Dobre (87/100).

Podobne w wyrazie było Lageder Chardonnay 2018, choć tutaj pojawiało się nieco więcej jabłkowo-gruszkowej owocowości. Chardonnay winifikowane bez beczki bywają często płaskie i anonimowe, to wina ma charakter i werwę. Dobre (87/100).

Zaczynam się coraz bardziej (oby Marta tego nie czytała, bo powie – „a nie mówiłam”) przekonywać do win różowych. Na pewno pomagają w tym takie pozycje jak Lageder Lagrein Rose 2018, pełen nut poziomki, kwaskowych wiśni i truskawek. Świetnie rześkie, a przy tym wyraziście wytrawne. Dobre+ (88/100).

Lageder Lagrein 2017 to jedno z naszych ulubionych win do pizzy. Tym razem ta sama co w różu, autochtoniczna dla Górnej Adygi odmiana była mocniej zbudowana, do nut czerwonych owoców dokłada również jeżyny i akcenty leśne, a także przyjemne ziołowe, czy nawet nieco zielone tło. Kończy się zaś lekko chropowatymi, a przy tym bardzo żywymi taninami. Dobre+ (88/100).

Nie przestajemy się również zachwycać tutejszymi Pinot Noir, które zwykle są soczyście owoce, bardzo delikatne, przypominają nam nieco Spätburgundery z Ahr. W podobnym stylu prezentuje się Lageder Pinot Noir 2017, gdzie pojawia się kwiatowo-żurawinowy nos, a usta wprost kipią czerwonymi owocami. Kwaskowe, świeżutkie, niebywale potoczyste i pijalne. Urocze. Bardzo dobre (90/100).


Dopracowane kompozycje

Na tym już wyższym poziomie mamy wina wyróżniające się niższą wydajnością podczas zbiorów, pochodzące ze specjalnie wyselekcjonowanych parceli, bardziej dopracowane i dopieszczone. Są to również pozycje już starsze, które mogły się bardziej ułożyć w butelce, co zdecydowanie wyszło im na plus.

Ponownie rozpoczynamy od Weissburgundera Lageder Haberle Pinot Bianco 2017 to mineralna czystość z owocowym, cytrynowo-papierówkowym tłem. Kwaskowe, chrupkie, a przy tym mające konkretną, napięta strukturę. Dobre+ (88/100).

Lageder Gaun Chardonnay 2017 miał już do czynienia z beczką, ale jej użycie było bardzo umiejętnie dawkowane. Stąd choć pojawia się przyjemna, delikatna maślaność, to wino nie traci charakternej, dobrze zarysowanej owocowości spod znaku jabłek i gruszek. Do podania z dorszem z patelni i szparagami w sosie holenderskim. Bardzo dobre+ (91/100).

Choć kilkadziesiąt kilometrów dalej na południe w Veneto, Pinot Grigio bywa kojarzony z winami bez smaku i emocji, w przypadku Lageder Porer Pinot Grigio 2017 ma nie tylko świetną gruszkową osobowość, ale również pociągniętą kwasowość, która jak struna przechodzi przez całe usta. Eleganckie, choć bardziej stonowane niż poprzednik. Bardzo dobre- (89/100).

Również w przypadku Lageder Lehen Sauvignon Blanc 2017 jesteśmy dość daleko od stereotypowego oblicza odmiany (zwłaszcza z jej nowozelandzkich wersji). To jest wino niezwykle poważne, z ziołowym tłem, ale przede wszystkim stalową, mineralną strukturą. Może nieco bez werwy, ale za to z królewską dostojnością. Bardzo dobre- (89/100).

Spróbowany jeszcze przed zabutelkowaniem Lagder Rain Riesling 2018 smakuje jakby wyciągnąć z cytryny całą kwasową esencję i doprawić ją kilkoma kroplami soku z jabłek. Mineralność ciągnie się w długim finiszu. Bardzo dobre (90/100).

Może nie uwierzycie, ale jednym z naszych ulubionych win od Aloisa Lagedera jest jego Gewürztraminer. Lageder Am Sand Gewurztraminer 2017 ma przepiękny aromat, w którym nuty kwiatowe mieszają się z akcentami gruszki i mgnieniem pszczelego wosku. Wszystko to nie jest przesadzone, a wręcz przeciwnie – świetnie wyważone. Na podniebieniu pojawia się również nieco brzoskwiń i moreli, ale znów dochodzi do tego imponująca kwasowość i świeżość. Spokojnie mogłoby udawać Rieslinga z późniejszego zbioru. Bardzo dobre+ (91/100).


Królewska para

Choć pozycji z najwyższej serii Masterpieces producent wytwarza aż dziewięć my skupiliśmy się na dwóch, które od lat smakują nam najbardziej.

Lageder Lowengang Chardonnay 2016 to zawodnik ciężkiej wagi. Pachnący jeszcze mocno beczkowo (daje o sobie znać fermentowanie w baryłkach i 11 miesięcy dalszego dojrzewania w dębie). Mamy więc palone masło, wanilię, nieco orzechów. Zwykle na tym etapie jesteśmy już sceptyczni, ale wystarczy spróbować łyk tego wina, aby zdać sobie sprawę z jego klasy. Oczywiście od wanilii nie da się jeszcze uciec, ale dochodzi do niej maślana faktura, prażone jabłka i nieco słodkich moreli. Całość podsumowuje i bardzo ożywia, mocny, stanowczy, kwaskowy finisz. Świetna budowa i potencjał dojrzewania (w zasadzie odłożylibyśmy je na co najmniej 5 lat). Znakomite+ (94/100).

Lageder Krafuss Pinot Noir 2016 to zaś pozycja mogąca rywalizować z wieloma klasowymi winami z tej odmiany pochodzącymi z Burgundii, czy Niemiec. Spędza 18 miesięcy w beczkach o pojemności od 225 do 500 litrów. Pachnie wiśniami, żurawiną, ale i skórą, ziemią, lasem i suszonymi ziołami. Na podniebieniu żywe, harmonijnie zbudowane, a przede wszystkim z imponującym nasyceniem (mimo pozornej lekkości). Subtelne i uwodzicielskie, magiczne. Znakomite+ (94/100).


Gdy pierwszy raz jechaliśmy na umówione spotkanie do winiarni Aloisa Lagedera, korki na autostradzie na które natknęliśmy się pomiędzy Bolonią i Weroną zmusiły nas niemal do odwołania wizyty. Na szczęście, udało się nam dotrzeć na miejsce (mimo kilkugodzinnej obsuwy) i do tej pory wspominamy jak to dobrze, że zdecydowaliśmy się mimo wszystko tam dojechać. Tenuta Alois Lageder to producent – instytucja i to nie tylko za sprawą samej Summy (choć wielu winiarzy, z którymi podczas niej rozmawialiśmy przyznało, że to najlepszy winny festiwal na świecie), po prostu grzechem jest nie spróbować jego win.

Artykuł Lageder – nowe roczniki pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Ach, te polskie wina – prezentujemy 8 ciekawych pozycji

$
0
0

To już się powoli robi nudne. Ile można opowiadać o tym, że polskie winiarstwo dynamicznie się rozwija, że do uznanych producentów corocznie dołącza kilku nowych, na których warto zwrócić uwagę? Cóż jednak zrobić z tym fantem, skoro naprawdę nie ma tutaj żadnego zaklinania rzeczywistości, czy malowania trawy na zielono. Dlatego jeszcze raz powtarzamy – pijcie polskie wina! A dzisiaj dajemy Wam kilka przykładów, gdzie i w jakie butelki warto się zaopatrzyć.


Na zaproszenie sklepu Barika zlokalizowanego na warszawskim Śródmieściu, rzut kamieniem od Dworca Centralnego, mieliśmy okazję wziąć udział w kolacji, gdzie kilka polskich butelek parowanych było z daniami przygotowanymi w restauracji Oliva. Całość zaś okrasił swoimi opowieściami niezmordowany propagator rodzimego winiarstwa – Maciej Nowicki. Trudno znaleźć osobę, którą jest w tym temacie bardziej na czasie, wie co w trawie piszczy, jakie nowinki szykują winiarze i jakie są wśród nich najnowsze trendy, dlatego poza niewątpliwymi walorami smakowymi, możliwość wysłuchania Maćka była przyjemnością samą w sobie.

Winnica Gostchorze GostArt 2018 (75 zł) & 2016

Jesteśmy niezmiernie dumni za każdym razem, gdy probujemy pozycji od Guillaume Dubois. Raz, że powstają one w naszych rodzinnych stronach, pod Krosnem Odrzańskim, dwa, że naprawdę są to wina musującej, które prezentują światową klasę. Skład jest co prawda mało szampański, gdyż dominującą rolę odgrywa Riesling (uzupełniony o Pinot Blanc i Pinot Gris), za to sposób produkcji jak najbardziej klasyczny. Obecnie na rynku możecie dostać dwa roczniki – 2016, który dojrzewał na osadzie juz całkiem długo i świeżutki 2018. Guillaume zdecydował, że w trudnym roczniku 2017 w ogóle nie wyprodukuje wina, dlatego aby zaspokoić wymagania konsumentów niewielka partię najnowszego rocznika wypuścił na rynek dosłownie po kilku miesiącach dojrzewania. Na razie jest ono świeżutkie, jabłkowo-cytrynowe z odpowiednią kwasowością, ale też silnie mineralnym finiszem. Żywe, ale jeszcze młode i nieugładzone. Przypomina bardziej Prosecco niż butelkę produkowaną metodą klasyczną. Dobre- (86/100). Znacznie lepiej prezentuje się wino o dwa late starsze. Tutaj owocowość jest już stonowana, wsparta o tony drozdżowe i chlebowe. Bardziej eleganckie, dostojne ale ciągle energetyczne (kwasowość jest naprawdę świetna). Dobre+ (88/100).

Winnica Moderna Johanniter 2017 (65 zł)

Zlokalizowana na Wzgórzach Trzebnickich (które zdaniem wielu są jednymi z najlepszych winiarskich siedlisk w naszym kraju), Winnica Moderna została założona 4 lata temu przez Nestora Kościańskiego, który zarzucił karierę bankiera w Wielkiej Brytanii i postanowił skupić się na produkcji win. Obecnie zarządza on na obszarze 1,5 hektara winnic, ale niemal kolejny hektar jest już obsadzony młodymi krzewami. Wino jest czyste, ekspresyjnie mineralne z jedynie delikatnymi akcentami jabłek, gruszek i ziół. Napięcie pomiędzy owocem i kwasowością jest jego niewątpliwą siłą, choć nie jest to pozycja dla osób nie obeznanych z taką surową, bezkompromisową wytrawnością. Bardzo dobre (90/100).

Winnica Dom Bliskowice Cantor 2017 (69 zł)

Tego producenta nie trzeba przedstawiać, bo poza świetną otoczką marketingową (corocznie fenomenalne etykiety), jej właściciel Lech Mill jest jednym z czołowych animatorów polskiej sceny winiarskiej. Tutaj spróbowaliśmy różu z odmian Cabernet Cantor i Monarch pochodzących z pojedynczej parceli o nazwie Wasilewska (od Pani o takim nazwisku została ona zakupiona). Choć wino pochodzi z poprzedniego rocznika, to nic nie straciło ze swojej soczystości i pozytywnej, kwaskowej energii. Znajdziemy tu maliny, truskawki i niedojrzałe wiśnie. Kwasowość doprowadzona jest do ekstremum, wino przypomina nam wręcz austriackie, dzikie Schilchery. Świetnie pasowało do podanym szparagów, a w letni, parny dzień dobrze byłoby po prostu mieć to wino w lodówce. Bardzo dobre+ (91/100).

Winnica Ingrid Zweigelt 2017 (55 zł)

Sąsiedztwo zobowiązuje – tak można powiedzieć o winnicy Moniki i Jacka Kapałów. Mieszkają oni bowiem obok Krzysztofa Fedorowicza, założyciela jednej z pierwszych i wciąż czołowych lubuskich winnic, Winnicy Miłosz. Obok niewielkiej przydomowej parceli, małżeństwo posiada również 2-hektarową działkę na nieodległej winnicy samorządowej w Zaborze. Okolice Zielonej Góry to jedne z najcieplejszych miejsc w kraju (wiemy, co mówimy, spędziliśmy tutaj więcej niż połowę życia), stąd tak dobrze sprawiają się tu ciemne odmiany winorośli jak Pinot Noir, czy Zweigelt. W tym przypadku przyjemnie mieszają się akcenty kwaskowych wiśni, śliwek, zielonych liści. Pieprzne, pestkowe, nieco szorstkie, solo może być trudne, ale świetnie pasowało do ravioli z mięsem kaczki. Dobre (86/100).

Winnica Turnau Szlachetny Zbiór 2017 (65 zł)

To kolejny z tych producentów, którego śmiało można nazwać wizytówką polskiego winiarstwa. Oczywiście nie do przecenienia jest „nośne” nazwisko, ale nie można również nie doceniać przemyślanego marketingu i klasy samych win, w winifikacji których pomaga Frank Faust, winiarz znad Renu. W przypadku spróbowanej pozycji mamy do czynienia z odmianą Solaris (Winnica Turnau posiada największą w Europie pojedynczą parcele tej hybrydowej odmiany), która zbierana była późno, w momencie, gdy grona zostały już dotknięte szlachetną pleśnią. W efekcie otrzymano wino o 130 gramach cukru, ale również dobrym poziomie kwasowości, która sięga ponad 10 gram. To wino z kategorii „samograj”: intensywne (miód, morele, skórka mandarynek i gruszki), ale też soczyste i niemęczące. Niby nic wielkiego, ale brawa za wykonanie. Dobre+ (88/100).


Korzystając z wizyty w rodzinnych stronach, udało się nam odwiedzić otwartą kilka miesięcy temu Piwniczkę Winiarską zlokalizowaną nieopodal zielonogórskiej palmiarni. Ten prosty w swojej istocie koncept jest jednak czymś, czego od zawsze nam brakowało. Na miejscu można zarówno kupić wina od wielu lokalnych winiarzy, jak i spróbować kilku z nich na kieliszki. Co prawda ich wybór mógłby być jeszcze szerszy, ale tutaj ograniczeniem są również „moce przerobowe” producentów, z których wielu gospodaruje na wciąż niewielkich winnicach. Z szybkich zakupów wróciliśmy z trzema butelkami (w tym przywołany już GostArt 2016), które spróbowaliśmy na rodzinnym grillu jeszcze tego samego dnia.

Winnica Hiki HiqusRS

Winnicę Hiki odwiedziliśmy cztery lata temu i od tego czasu z niecierpliwością wyglądaliśmy tych win w regularnej sprzedaży. W końcu udało się nam złapać butelkę Riesllinga. Jest nieszablonowy, łączący w sobie delikatne utlenienie i nuty petrolowe z akcentami wosku, dojrzałych jabłek, gruszek czy wręcz moreli. Dość pełne, z zaznaczonym cukrem resztkowym ale też zbalansowaną kwasowością. Dobre (87/100).

Winnica Miłosz Łozole Zwiegelt młode wino 2018

To wino powstaje podobnie jak Beaujolais Nouveau za pomocą szybkiej maceracji węglowej, wypuszczane jest już kilka tygodni po zbiorach i przeznaczone do szybkiego wypicia. Co prawda nie próbowaliśmy je jesienią, ale w tym momencie wciąż jest super. Pachnie kwaskowymi wiśniami, soczystymi śliwkami i malinami. Jest bardzo chrupkie, apetyczne, smakuje nieco jak owocowy sok, ale w finiszu pojawiają się również dość intensywne taniny. Świetnie pijalne, zwłaszcza lekko schłodzone. Bardzo dobre- (89/100).


Późna wiosna i lato to czas obfitujący w mnóstwo okazji do spróbowania polskich win. Choćby w tę sobotę zapraszany Was do SPOT. w Poznaniu, na imprezę Polskie wina vol. 6, na której też będziemy i gdzie możemy przybić sobie „piątkę”. Zapraszamy tym goręcej, że większość z opisanych wyżej producentów (Turnau, Gostchorze, Miłosz, Moderna, Dom Bliskowice) również się tam pojawią. Widzimy się?

Artykuł Ach, te polskie wina – prezentujemy 8 ciekawych pozycji pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Rudi Pichler – stonowana klasa

$
0
0

Zdarza się tak, że wiedzę o pewnych regionach winiarskich czerpiemy tylko z książek, internetu, czasopism i zdegustowanych butelek. Nie wszędzie można dojechać, liczba dni urlopu nie jest nieograniczona, a i nasza sakiewka nie jest bez dna. Są jednak takie miejsca, które od polskich granic dzieli zaledwie kilka godzin samochodem, więc siłą rzeczy bywamy tam częściej. Jednym z nich jest przepiękny, cudowny i majestatyczny przełom Dunaju – Wachau.


Wachau – jak magnez

Pamiętamy, jak trafiliśmy tu po raz pierwszy. Naładowani przeczytanymi artykułami, wówczas jeszcze słabo znający topografię regionu, poruszaliśmy się trochę po omacku, co chwila przystając, otwierając w Internecie mapę siedlisk i próbując dojść u stóp jakiej winnicy się znajdujemy. Z każdą kolejną wizytą było coraz lepiej. Niemal każda trasa przez Austrię do Włoch (a czasem i z powrotem) musiała jako obowiązkowy punkt programu zawierać przejazd przez Wachau. Nawet jeśli musieliśmy nadłożyć drogi, czy w planach nie mieliśmy odwiedzin któregoś z miejscowych winiarzy, tutejsze winnice przyciągały nas jak magnes. Zaczęliśmy pamietać nazwy wszystkich winiarskich miasteczek – od Spitzu na zachodzie, po Loiben na wschodzie, a w końcu nauczyliśmy się gdzie leżą poszczególne siedliska. Po zeszłorocznym VieVinum, gdzie na wina z Wachau poświęciliśmy kilka godzin, wybraliśmy pulę winiarzy, których musimy jak najszybciej odwiedzić. Powrót z Summy był pierwszą okazją, aby wcielić ten plan w życie.

Rudi Pichler – charakter i styl

W tak niewielkim regionie jakim jest Wachau (ok. 1100 hektarów winnic, z tego trzecia część należy do miejscowej spółdzielni Domäne Wachau), wyraźnie widać jak wielki wpływ na wino ma charakter danego winiarza. Bo choć wiele pozycji pochodzi z tych samych cru, to osobiste preferencje odciskają na nich niepodrabiane piętno. Jak więc na tle innych sław regionu (wymienić to można choćby Knolla, Pichler-Kreutzlera, Hirtzbergera, Pragera czy F.X. Pichlera), prezentuje się kolejnych z Pichlerów, Rudi? Chyba najlepszą charakterystykę zaprezentowała nam jego córka Theresa, którą podpytywaliśmy o to, jak pracuje się z tatą. Opowiadała, że oczywiście zdarzają się (jak w każdej rodzinie) spięcia, ale jej tata jest osobą, która zawsze wysłucha jej pomysłów, nie skreśla ich z góry, zamiast narzucenia swojej drugi, woli ją do niej przekonać, dyskutować o niej. Takie też spokojne, wypośrodkowane są produkowane przez niego wina. Stroni on zarówno od ich nadmiernego przesytu (stąd choćby unikanie używania gron dotkniętych szlachetną pleśnią), jak i zbyt ekstremalnej kwasowość, swoje wina maceruje nieco dłużej niż to się zwykle przyjmuje na skórkach (tak jego zdaniem najlepiej można wydobyć charakter danego siedliska). Mimo tej cichości i skromności, są one również świetnie skupione, precyzyjne i trafiające idealnie w punkt. Dodatkowo świetnie oddają charakter poszczególnych siedlisk, co zaraz Wam udowodnimy.

Co jednak ciekawe, w młodości Rudi wcale nie palił się do przejęcia rodzinnej winnicy. Zdanie zmienił dopiero po wycieczce do USA, gdzie odwiedził dolinę Napa. Postawił jednak swojemu ojcu jeden warunek – chciał robić wina po swojemu. Gdy okoliczni winiarze starali się zwiększać wydajność, on postawił na stare krzewy, za żadną cenę nie godząc się na zastąpienie ich nowymi, bardziej plennymi. Dodatkowo w 2004 roku wybudował nową winiarnię, w stylu dotychczas w Wachau niespotykanym. Budynek jest nowoczesny, zaprojektowany grawitacyjnie, ale jak opowiadała Theresa przekonanie miejscowych urzędników do zaakceptowania tego projektu nie było wówczas łatwym zadaniem. Na szczęście Rudiemy zdecydowania nie brakowało entuzjazmu.

Mieliśmy tę przyjemność, że oprócz przeglądu win z najnowszego rocznika, mogliśmy spróbować kilku starszych butelek, które we wspaniały sposób pokazały nam, jak te wina dojrzewają. Dlatego też część degustacyjną podzielimy na dwie części – najpierw opisujemy wina z 2018 roku, a później te starsze etykiety.


Rudi Pichler – bieżący rocznik

Rudi Pichler Grüner Veltliner Federspiel 2018

Rozpoczęliśmy od środkowej półki hierachii Wachau. Przypomnijmy, że tutejsze wina klasyfikowane są według poziomu dojrzałości gron na etykiety o nazwach Steinfeder, Federspiel i Smaragd, przy czym tych pierwszych Rudi w ogóle nie produkuje. Owoce pochodzą z 25 różnych parceli, a wino przywitało się z nami akcentami gruszek i słodkawych jabłek okraszonych ładną mieneralnością. Na podniebieniu kwaskowe, świeże, z przyjemną pieprznością, choć nieco suche w finiszu (może daje o sobie znać gorący rocznik). Dobre+ (88/100).

Rudi Pichler Grüner Veltliner Smaragd Terrassen 2018

Wszystkie Smargady, które próbowaliśmy z najnowszego rocznika 2018 były jeszcze próbkami pochodzącymi ze stalowych zbiorników, przed zabutelkowaniem. W tym przypadku mamy dalej mieszankę różnych parceli, ale wszystkie z nich zlokalizowane są na charakterystycznych dla Wachau kamiennych tarasach. Gdy porównamy je z poprzednikiem, tu mamy pozycję pełniejszą, z większą koncentracją i dużo mocniejszą kwasowością. Podobała się nam soczystość tego wina, a także soczyście mineralny, stalowy finisz. Bardzo dobre- (89/100).

Rudi Pichler Grüner Veltliner Smaragd Kollmütz 2018

Winnica Kollmütz jest zlokalizowana w miasteczku Wösendorf (gdzie znajdują się zresztą sama winiarnia producenta) i jest dobrze widoczna z tarasu, przez który wchodzi się do sali degustacyjnej Rudiego. Siedlisko charakteryzuje się bogatą w minerały, skalistą glebą, znaną jako paragnejs, powstają w wyniku metamorfizacji uprzednio zalegających tu skał osadowych. Oczywiście wino jest w tym momencie bardzo zamknięte, ale można doszukać się z nim charakterystycznych nut dymnych oraz dojrzałych jabłek i gruszek. Z ładnym ciałem, ale też świetnie zarysowaną kwasowością. Warto odłożyć na co najmniej 5-6 lat. Bardzo dobre (90/100).

Rudi Pichler Grüner Veltliner Smaragd Hochrain 2018

W przypadku winnicy Hochrain, położonej bliżej kościółka pod wezwanem Św. Michała, w stronę Spitzu, gleba jest zupełnie inna. Bo chociaż w niższych partiach również znajdziemy skałę, to nad nią znajdują się również spore pokłady lessu. Przez to wino w aromacie jest cieplejsze, jakby lekko słodkawe, w ustach zaś masywniejsze, z dużym nasyceniem, nutami żółtych gruszek i długim, kwaskowym posmakiem. Bardzo dobre+ (91/100).

Rudi Pichler Grüner Veltliner Smaragd Achleiten 2018

Przechodzimy do najsłynniejszej winnicy całego Wachau. Parcele Rudiego zlokalizowane są w jej zachodniej części, która jest bardzo skalista, niemal bez warstwy humusu. Skład geologiczny jest niezwykle bogaty (może to jest klucz do tak pięknej ekspresji pochodzących stąd win), znajdziemy na Achleiten m.in. gnejs, amfibolit, granit, łupki – do wyboru, do koloru. Próbować tak młodziutkie wino z siedliska, które słynie z ekstremalnej długowieczności, to straszliwy grzech. Na razie jest czyściutkie, hiper mineralne, ale też ze słoneczną, ciepłą owocowością. Kompleksowe, żywe, piękne. Znakomite- (92/100).

Rudi Pichler Weissburgunder Smaragd Kollmütz 2018

Pinot Blanc nie jest najbardziej popularnym szczepem uprawianym w Wachau, ale Rudi lubi tę odmianę, a dodatkowo posiada stare krzewy, z których powstaje wino zupełnie nie odbiegające klasą od tych bardziej znanych w regionie odmian. Tu jest ono jeszcze delikatnie drożdżowe, z akcentami jabłek i cytryn. Bardziej miękkie od spróbowanych Veltlinerów, nie tak strzeliście kwaskowe, ale za ze świetnym ekstraktem. Znakomite (93/100).

Rudi Pichler Riesling Federspiel 2018

Tu znów przeskakujemy do kolejnej odmiany i na pierwszy ogień w przypadku Rieslingów idzie pozycja pochodząca z parceli leżących na płaskich terenach. Ma świetnie podkreślony jabłkowy owoc, z dodatkiem kilku kropel soku z cytryn i limonek. W tle zaś znajdziemy pokłady skalistej mineralności i typową dla Rieslinga charakterną kwasowość. Niby nieskomplikowane, ale niezwykle apetyczne. Bardzo dobre (90/100).

Rudi Pichler Riesling Terrassen Smaragd 2018

Ten tarasowy Smaragd ma w sobie sporo akcentów postfermentacyjnych, drożdżowych. Owocowość zaś zbudowana jest znów w oparciu o kwaskowe papierówki. W zasadzie nie czujemy w nim jakiejś nadmiernej koncentracji, czy ciężaru, ale potężnie mineralny, ciągnący się w nieskończoność finisz nie pozwala o tym winie zapomnieć. Znakomite- (92/100).


Rudi Pichler – starsze wina

Rudi Pichler Grüner Veltliner Smaragd Kollmütz 2017

To tylko o rok starsze wino, niż pozycja wcześniej spróbowana z tego siedliska, ale już znacznie lepiej widać w którą stronę będzie zmierzać z wiekiem. Mamy tu ekstremalną czystość górskiego powietrza, ale i morskiego jodu – mineralność co się zowie. Dopiero w ustach pojawia się odrobina jabłek, ale można je wyłuskać dosłownie na kilka sekund, a zaraz giną one pod tonami minerałów. Znakomite- (92/100).

Rudi Pichler Grüner Veltliner Smaragd Hochrain 2017

Porównując Veltlinery z Hochrain i Kollmütz pisaliśmy, że ten pierwszy wydaje się cieplejszym, mocniej zbudowany. Potwierdza się to w o rok starszym winie, które ma słodkawy nos spod znaku cytryn zanurzonych w syropie i czerwonych, dojrzałych jabłek. Usta również bogatsze, mniej strzeliste, pełniejsze, rozchodzące się na boki. Wydaje się aż zbyt nasycone, nawet biorąc pod uwagę jego wysoką kwasowość. Bardzo dobre+ (91/100).

Rudi Pichler Grüner Veltliner Smaragd Achleiten 2017

Achleiten potwierdza swoją klasę, pokazują ekspresyjne oblicze z akcentami dojrzałych gruszek, ale i moreli, marakui czy mango. Ciało jest piękne, bo z jednej strony duże, prawie barokowe, ale z drugiej ogniście mineralne, kwaskowe i szalenie eleganckie. Arcydzieło- (95/100).

Rudi Pichler Grüner Veltliner Smaragd Hochrain 2013

Rocznik 2013 był stosunkowo ciepły, przynajmniej jeśli biorąc pod uwagę poprzednie lata, bo nijak nie można go porównywać z ekstremalnym 2018 czy 2017. Sporo w nim jabłek (zarówno tych bardziej dojrzałych, jak i zielonych), ale pojawiają się również mandarynki i morele. Choć kwasowość wydaje się być schowana, to pojawia się w pełnej okazałości w długim posmaku. Pełne i bogate, ale jeszcze przed swoim szczytem. Znakomite+ (94/100).

Rudi Pichler Grüner Veltliner Smaragd Achleiten 2011

Wino wydaje się być zatrzymane w czasie, jakby zapadło w sen zimowy. Pachnie sproszkowaną skałą, dymem i krzemieniem. Jest bardzo zbite i zamknięte. Theresa wspominała, że wina z  Achleiten mają taki okres, gdy stają się ospałe, mało ekspresyjne. Trzeba ten moment przeczekać, bo potem zyskują drugi oddech. Na pewno brak w nim oznak zmęczenia, bo kwasowość jest świetna, ale rzeczywiście nie warto budzić je jeszcze ze snu. Znakomite- (92/100).

Rudi Pichler Grüner Veltliner Smaragd Kollmütz 2008

To wino pochodziło z chłodnego, klasycznego rocznika, a próbowaliśmy je z butelki magnum. Jest hedonistyczne, pełne miodu, wosku, moreli, rozpuszczonego masa, cytryn w słodkim syropie, anansów. Ciało oleiste, maślane, ale i kwaskowe. Wspaniale kompleksowe, wciąż pełne energii i żywotności. Prawdziwa klasa czołowych butelek Wachau. Arcydzieło (96/100).

Rudi Pichler Weissburgunder Smaragd Kollmütz 2017

Idzie w chłodną, stonowaną, mineralną ścieżkę. Usta kwaskowe, soczyste, z mocnym akcentem jabłek, ale znów w finiszu odpływające w skalistą, górską stronę. W zasadzie spodziewalibyśmy się nieco silniejszych nut owocowych, ale wino jest klasowe i precyzyjne. Znakomite- (92/100).

Rudi Pichler Weissburgunder Smaragd Kollmütz 2013

Jeśli po poprzednim Pinot Blanc mogliśmy czuć drobny niedosyt, to kolejna pozycja zupełnie nas z tego wyleczyła. Była niemożliwie elegancka, przeplatały się w niej cytryny, miód, wosk, masło i słodkawe jabłka. Na podniebieniu z aksamitną, bogatą fakturą, pełnym ciałem, ale podrasowanym odpowiednią dawką kwasowości. Wszystko jest tu na swoim miejscu, niczego nie brakuje. Arcydzieło (96/100).

Rudi Pichler Riesling Smaragd Kirchweg 2017

Nim mieszkańcy Wösendorfu doczekali się kościoła w swojej miejscowości, zmuszeni było spacerować do nieodległego kościoła św. Michała. Ścieżką, którą wędrowali biegła właśnie przez dzisiejszą winnicę Kirchweg, która leży u stóp parceli Hochrain. To usytuowanie sprawia, że z jednej strony podczas wieków zsuwała się na Kirchweg gleba z Hochrain, a z drugiej wylewający Dunaj nanosił tu swoje osady. W efekcie powstający stąd Riesling jest dość aromatyczny i pełny, pachnący jabłkami i ananasem, ale za to na języku zaskakujący ciekawym słonawym niuansem. Ma się wrażenie, jakby do wino trafiło kilka kropli morskiej wody. Theresa podpowiadała nam, że Rieslingi z Kirchweg potrzebują naprawdę dużo czasu, by pokazać pełnię swojej klasy. Znakomite- (92/100).

Rudi Pichler Riesling Smaragd Hochrain 2017

Opuszczamy więc Kirchweg i ruszamy w stronę górującego nad nim zbocza i tarasów Hochrain. Odległość jest przecież tak niewielka, ale jak zupełnie inne jest próbowane wino. Wydaje się bardziej otwarte, nieco miększa kwasowość zaprasza do poznania się z nim bliżej już teraz, nie odpycha, kieruje w stronę cytryn i kwaskowych jabłek. W finiszu dochodzi ponadto ciemniejsze, dymne tło. Przyjemne już teraz, ale wyraźnie widać, jak wiele będzie miało do zaoferowania za 5 czy 10 lat. Znakomite (93/100).

Rudi Pichler Riesling Smaragd Achleiten 2017

W zasadzie po spróbowaniu takiego wina (a przypomnijmy jak ono jest młode), nie powinniście mieć wątpliwości dlaczego Achleiten uchodzi za najlepsze siedlisko w Wachau. W tym winie wszystko jest poniesione do n-tej potęgi. Zarówno miodowo-jabłkowe aromaty, jak i ciało, które mimo masywności i solidnej budowy nie traci absolutnie nic ze swojej sprężystości, powabu i blasku. Gdy dodamy do tego nuty moreli, brzoskwini, cytryn i posypiemy garścią mineralnego pyłu, to mamy przepis na wino, które za dekadę będzie dochodziło do 100 punktów. Arcydzieło- (95/100).

Rudi Pichler Riesling Smaragd Achleiten 2013

Na dowód tego, o czym mówimy przy poprzedniku, spróbowaliśmy jeszcze Achleiten o 4 lata starszego, pochodzącego z butelki magnum. Choć ma wspaniałą koncentrację z nutami wosku, masła i miodu, to imponuje potężną kwasowością, która wydaje się być wciąż młodziutka, ożywcza i rześka. To jedno z tych win, przy których nasz zasób winiarskiego słownictwa wydaje się żałośnie niewystarczający. Mamy tu zanurzone w syropie cytryny, kapkę miodu, moreli, brzoskwiń i słodkich jabłek. Jest piękne, dostojne, eleganckie, trwa w posmaku w nieskończoność. Arcydzieło+ (97/100).

Rudi Pichler Riesling Smaragd Hochrain 2012

Ta znów pozycja wydała się nam jeszcze zamknięta, czekająca na swój czas. Sporo w nim minerałów, chłodu, skalistej kwasowości, ekspresja jest bardzo czysta, ale też owocowość wydaje się jeszcze przytłumiona. Wino nie ma żadnych oznak zmęczenia, ale wydaje się, że jak jeden z poprzedników weszło w zamkniętą fazę i należy dać mu kilka lat spokoju. Znakomite- (92/100).

Rudi Pichler Riesling Smaragd Kirchweg 2005

Za to ostatnie wino jest zdecydowanie gotowe do otwarcia. Jest już nieco ewoluowane, w rejestrach miodowych pojawia się nieco gryki i orzechów, ale też wciąż mnóstwo tu cytryn w słodkim syropie, a kwasowość wydaje się być wręcz niedostrojona do wieku wina, idąca w kierunku limonki i papierówek. Dzięki temu całość jest żywa, mocna i radośnie świeża. Piękny przykład tego, jak powoli starzeją się wina Rudiego. Arcydzieło (97/100). 

 

Artykuł Rudi Pichler – stonowana klasa pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

vinodelsol.pl – butikowa Hiszpania dla freaków

$
0
0

Może to kwestia naszego romantycznego i pełnego optymizmu podejścia do życia? A może chodzi raczej o ten pozytywny rodzaj energii, który niesie w sobie wino? Może to w końcu siła przekonywania Maćka Skupińskiego która udzieliła się nam, gdy słuchaliśmy o jego projekcie vinodelsol.pl? Grunt, że ten nowy (istniejący od jesieni) importer na polskim rynku zyskał od pierwszego z nim spotkania naszą sympatię. Chcecie wiedzieć dlaczego?


Gdy wino nie jest towarem

Polityka marżowa naszych importerów to temat rzeka. Oczywiście mamy na ten temat swoje zdanie, ale też nigdy nie prowadziliśmy winnego biznesu, więc nie uważamy się za osoby, które pozjadały wszystkie rozumy. Mamy też ten komfort, że sporo podróżujemy i możemy zaopatrywać się w butelki za granicą. Powiecie, że to mało patriotycznie, że przy takim podejściu nasz rynek nigdy nie będzie się rozwijał, a ceny nie będą spadały. Nie wydaje nam się nam, że takie pojedyncze przypadki jak my cokolwiek byłyby w stanie zmienić. Przede wszystkim zaś jesteśmy osobami, w których portfelach nie tłoczą się platynowe karty kredytowe i jednak rachunek ekonomiczny bierze górę.

Na tym tle bardzo doceniamy takie jaskółki jak Maciek. Na początku zaznaczył, że ten nowy winny projekt nie jest jego głównym polem zarobkowania. Maciek (mieszający na co dzień pomiędzy Walencią, a Alicante) jest bowiem architektem, a import win to dla niego zajęcie poboczne, któremu jednak poświęca wiele czasu i energii. Jego ideą (która notabene niesamowicie się nam podoba) jest sprowadzanie pozycji od niewielkich winnic, producentów, których poznał osobiście, odwiedził, zjadł z nimi kolację i których wina po prostu go przekonały. Gdy dodamy do tego stawianie na mniej znane apelacje i autochtoniczne, nieograne jeszcze hiszpańskie odmiany, to widzicie z jak niecodziennym projektem mamy do czynienia. Dywersyfikacja źródeł dochodu pozwala zaś Maćkowi zaoferować te wina w naprawdę atrakcyjnych cenach.

Wspomniał on zresztą, że taka jest jego myśl przewodnia – chce przeszczepić na nasz grunt kulturę picia wina jaką znajdziemy w krajach południa Europy. Gdzie wino jest towarzyszem jedzenia, spotkań biznesowych, kolacji z ukochaną, rodzinnego obiadu. Gdzie o winie się rozmawia, a tematem dyskusji wcale nie musi być najnowszy rocznik Riojy, czy wyższość Barolo nad Brunello, tylko butelka zakupiona za kilka euro w którymś z licznych miejscowych sklepów. Po zdegustowaniu kilku jego win musimy przyznać, że jest na dobrej drodze.


Spróbowane wina

Perdevalles Alabrin Blanco Tierra de Leon 2017 (49 zł)

Odmiana Albarin (nie mylić ze znacznie popularnym Albariño) jest spotykana głównie w leżącej na wschód od Galicji apelacji Terra de León. Spotkaliśmy się z nią po raz pierwszy i przywitała się akcentami cytryn, tropikalnych owoców (marakuja, melon), białych kwiatów, ziół. Na podniebieniu jest jeszcze bardziej soczyste, kwaskowe, a wręcz lekko zielone, mentolowe. Niesztampowe, ale z chęcią spróbowalibyśmy je z krewetkami. Bardzo dobre- (89/100).

Ruiz-Clavijo Dominio O’Secreto Albariño Rías Baixas 2017 (90 zł)

Była mowa o Albariño, więc mamy je w kieliszku. Jest to wersja z pojedynczej, 1-hektarowej winnicy, która dojrzewa na osadzie przez 5 miesięcy w stalowych zbiornikach. Ten okres starzenia doskonale widać w profilu wina, którego zapach jest pełny, z delikatnymi nutami maślanymi, do których dochodzą akcenty moreli, gruszek oraz nieco kwiatów. Na podniebieniu czuć masę, ale w sukurs jej przychodzi kwasowość oraz słony, długi finisz. Wybitnie kulinarne wino, które przetestowalibyśmy do tłustszych ryb, czy drobiu w białych, maślano-śmietanowych sosach. Bardzo dobre+ (91/100).

Soto y Manrique La Orquesta Castilla y León 2016 (62 zł)

Odmiana Verdejo (którą w tej pozycji uzupełnia 10% Chardonnay) słynie z soczystych, aromatycznych win. Tutaj mamy jej inne oblicze, owoce z 25-letniej winnicy fermentują w stali, a następnie przez 10 miesięcy dojrzewają w glinianych amforach i dębowych beczkach. W aromacie rozbudowane, pełne but brzoskwiń, kwiatów, dojrzałych jabłek i gruszek. Za to w ustach zaskakująco świeże, co prawda kwasowość nie jest jakaś ekstremalnie wysoka, ale przyjemnie prezentuje się na tle ekstraktywnego, nasyconego ciała. Zwykle nie lubimy takich barokowych białych win, ale ta pozycja ma w sobie coś urzekającego. Znakomite (93/100). 

Soto y Manrique Naranjas Azules Cebreros 2017 (42 zł)

Maciek opowiadał, że Hiszpanię również opanował boom na rose. Tego dnia spróbowaliśmy dwa różowe wina, każde o zupełnie innej stylistyce. Niebieskie pomarańcze (bo tak tłumaczy się nazwa pierwszego z nich) powstały z Garnachy rosnącej na wysokości 800 metrów. W przypadku tej kategorii kluczowym elementem jest świeżość i niestety, ta pozycja zbliża się do granicy swoich możliwości. Wiśniowa owocowość zaczyna blaknąć, a zza niej wyzierają nieoczekiwane akcenty stajenne i zielone. Kwasowość wciąż spora, ale jest też nieco odstająca. Do wypicia po mocnym schłodzeniu. Dobre- (85/100).

Perdevalles Rosado Tierra de León 2017 (45 zł)

Znacie odmianę Prieto Picudo? Jeśli nie, zupełnie nie powinniście się wstydzić, uprawia się jej zaledwie 3000 hektarów w całej Hiszpanii. W kolorze o kilka tonów intensywniejsze od poprzednika, co przekłada się na charakterny, zadziorny nos spod znaku truskawek, czerwonych porzeczek i kwaskowych wiśni. Na podniebieniu świeże i żywe, ale w finiszu pojawia się jakby nie do końca czysta, zielona nuta. Dobre+ (86/100).

Rafael Cambra La Forcalla de Antonia Valencia 2016 (53 zł)

Rafael Cambra był jednym z winiarzy, który odegrał czołową rolę we wskrzeszeniu niemal wymarłej odmiany Forcalla. Swoje wino dojrzewa przez 8 miesięcy w beczkach, uzyskując aromaty konfitury z truskawek, mlecznej czekolady, wanilii, sosu balsamico i dymu. Po takim wstępie usta zaskakują, są bowiem intensywnie kwaskowe, bardzo zadziorne, nieugładzone i dzikie, domknięte dodatkowo żywymi, mocnymi taninami. Zaskakująca pozycja, świetnie powinna pasować do grillowanej jagnięciny. Znakomite- (92/100).

Finca los Frailes 1771 Casa los Frailes Monastrel Valencia 2014 (102 zł)

W roku 1771 rodzina Velázquez zakupiła winnicę w regionie Valencia, a obecnie prowadzi ją jej 13 pokolenie. Ten Monastrell trafił do beczek na 12 miesięcy, ale na szczęście jest to odmiana, która dobrze znosi pobyt w dębie. W efekcie pachnie ciemnymi owocami (dojrzałe wiśnie i śliwki), liściem laurowym, pieprzem i przyprawami (majeranek, szałwia). Co ważne, ta owocowość nie jest przemęczona i zachowuje odpowiedni poziom świeżości. W ustach pojawia się również skóra i ziemistość. Nie nasz styl, ale doceniamy solidne wykonanie. Znakomite- (92/100).

Raiz Guzman Crianza Ribera del Duero 2012 (67 zł)

Wyżynna, otoczona przez góry Ribera del Duero zyskuje w ostatnich latach coraz większą popularność. Rosnące tutaj Tempranillo korzystają z dużych różnic temperatur pomiędzy dniem, a nocą, ale również w ciągu roku (zimy są tutaj niezwykle srogie i mroźne). Nasze wino dojrzewało w beczce 15 miesięcy, ale miało już czas na spokojne ułożenie się w butelce. Ciemne, mocne, z nutami jagód, leśnej ściółki, atramentu, jodyny i balsamico. Na podniebieniu dochodzi dodatkowo wołowy rosół na kościach, umami, sporo ziół, ale i dalej mocne, atrakcyjne taniny. Kluczem do docenienia win z takich apelacji jak Ribera del Duero, czy Rioja jest ich odpowiedni wiek. Ta butelka jest w idealnym momencie do otwarcia. Bardzo dobre+ (91/100).

Bodegas y Vinedos Juan Manuel Burgos Ribera del Duero 2016 (74 zł)

Kolejna Ribera do wino powstające ze starej, 80-letniej winnicy, ale też pozycja, która w butelce spędziła znacznie mniej czasu. Stąd też dębowa ekspresja jest znacznie mocniejsza. Aromat jest na razie zdominowany przez akcenty wanilii, dymu i lakieru do drewna. Również usta choć mocne, to z owocowością schowaną, przesłoniętą przez przyprawy, suszone zioła i czernoziem. Dajcie temu winu więcej czasu, albo porządnie zdekantujcie przed spróbowaniem. Bardzo dobre- (89/100).


Doświadczenie podpowiada nam, że Maciek nie będzie miał łatwego zadania. Niszowe apelacje i mało znane odmiany nie są tym, czego Polacy zdają się oczekiwać od win z Półwyspu Iberyjskiego. Wierzymy jednak, że Wy – nasi czytelnicy nie należycie do tej kategorii. Dla Was takie freakowe pozycje to woda na młyn, tego szukacie w winnych kartach restauracji i takie wina chcecie mieć na swoich domowych półkach. Jeśli dobrze Was znamy, to będzie to kolejny adres, który właśnie dodacie do ulubionych stron w swojej przeglądarce.

 

Artykuł vinodelsol.pl – butikowa Hiszpania dla freaków pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Winemates – kilka ciekawych bieli (i nie tylko)

$
0
0

Nie będziemy ściemniać, chłopaki z Winemates są jednymi z naszych ulubionych warszawskich importerów. Dopracowana selekcja, mali i rodzinni producenci, czasem mniej znane regiony czy odmiany – takie projekty lubimy. Dodatkowo obaj Łukasze i Maciek przy każdym spotkaniu tryskają tak pozytywną energią, że po prostu trudno jest obok ich win przejść obojętnie. Nie martwcie się jednak, do ich win podchodzimy zawsze obiektywnie. Inna sprawa, że sporo producentów, których sprowadzają znamy z naszych winnych wojaży i w zasadzie pod wstawieniem na półki każdego z nich sami z chęcią byśmy się podpisali. 


Całkiem niedawno nadarzyła się okazja, aby odświeżyć sobie część ich portoflio. Z okazji Festiwalu Win Białych w alewino spróbowaliśmy specjalnie na tę okazję przygotowanego zestawu nowinek, które większości dopiero co wskoczyły do oferty.

Oto jak nam smakowały:

Lichtenberger González Muchelkalk Weiss 2016

Zaczynamy od Leithabergu, a więc regionu znajdującego się w austriackim Burgenlandzie, na północny-zachód od Jeziora Nezyderskiego. Chętnych do zapoznania się z jego głębszą charakterystyką, odsyłamy do naszego wpisu sprzed roku. Pamiętamy jak w czasie VieVinum Łukasz Czajkowski (jeden ze wspólników Winemates), którego tam spotkaliśmy zaciągnął nas do stoiska przy którym swoje wina nalewała Adriana González i powiedział, że koniecznie musimy ich spróbować. Od pierwszego kieliszka bardzo nam przypadły do gustu i cieszymy się, że trafiły do oferty chłopaków. W składzie znajdziemy Grüner Veltlinera, Welschrieslinga i Weissburgundera, które wspólnie dojrzewały w dużych beczkach. Pachnie delikatnie, jabłkami i sianem, ziołami. Na podniebieniu kwaskowe, bardzo soczyste i ponownie intensywnie ziołowe. Świetnie pasowałoby do szparagów, których sezon zbliża się nieubłaganie do końca. Bardzo dobre (90/100).

Lichtenberger González Leithaberg Weiss 2017

Neuburger nie należy do odmian łatwych w uprawie, stąd też nie jest szczepem popularnym (w całej Austrii znajdziemy go na zaledwie niecałych 500 hektarach i tendencja jest dalej spadkowa). Jednak w dobrych rękach powstają z niego naprawdę ciekawe pozycje. W przypadku tego wina (100% Neuburger) dodatkowym plusem są na pewno stare krzewy, których wiek dochodzi do 50 lat. Ma oleistą, kremową fakturę, ale przy tym wyrazistą, mocną kwasowość. Pachnie ziołami, białymi kwiatami i mirabelkami. Pełne i mocno zbudowane, udźwignęłoby nie tylko tłustsze ryby, ale i wieprzowinę. Znakomite- (92/100).

Ottaviano Lambruschi Vermentino Colli di Luni 2016

Mamy pecha, bo już dwa razy chcieliśmy umówić się na degustację do tego producenta, ale za każdym razem coś stawało nam na drodze. Dobrze, że chociaż od czasu do czasu można jego win spróbować w Polsce, bo kochamy ten styl produkcji Vermentino. Obok ładnego owocu (jabłka, gruszki i cytryny) mamy tu bowiem potężną kwasowość, mineralność i słony posmak. Aż chciałoby się mieć obok na talerzu grillowane krewetki, to wino wprost stworzone do takich połączeń. Bardzo dobre+ (91/100).

La Distesa Terre Silvate Marche Bianca 2017

La Distesa to jeden z bardziej znanych i docenianych producentów z Marchii stawiających na wina robione w biodynamiczny, nieinterwencyjny sposób. To jest ich podstawowe biało wino, będące mieszanką Verdicchio i Trebbiano. W nosnie jest mocne, zdecydowane, pachnie suszonym sianem, skórkami jabłek i ziołami. Na podniebieniu początkowo kwaskowe i soczyste, ale w finiszu do głosu dochodzi migdałowa goryczka, a nawet pewna sucha, taniczna nuta. Ciekawe, ale też niełatwe, domagające się czegoś, czym można by je zagryźć. Bardzo dobre- (89/100).

Cantina Giardino T’ara rà Greco 2017

To była prawdziwa petarda. Greco z Kampanii z wysoko położonych winnic (powyżej 650 metrów), macerowane przez 4 dni na skórkach w terakotowych zbiornikach, a później dojrzewające jeszcze przez 12 miesięcy w beczkach. Pachniało płatkami róży i pomarańczową skórką, gruszkami, zielonymi orzechami laskowymi i migdałami. Z przepiękną soczystością, energetyczną budową i drapiącymi, zachęcającymi do kolejnego kieliszka taninami. Coś fantastycznego, fenomenalnie pijalne. Znakomite+ (94/100).

Maison Viticole Ligas Assyrtiko 2017 

Na koniec ruszamy na północne rubieże Grecji, do regionu Pella, gdzie na wietrznych zboczach góry Paiko rosną krzewy Assyrtiko używane to produkcji tego wina. W sferze aromatycznej jest dość ugładzone, nawet lekko zamknięte. Więcej pokazuje na podniebieniu, gdzie wychodzi trochę ziół, cytryn i sosu sojowego. Dość zachowawcze, zwłaszcza w porównaniu z kolejnymi pozycjam tego producenta. Dobre+ (88/100).

Maison Viticole Ligas Roditis Macertion 2016

Nazwa mówi z czym mamy do czynienia. Odmianę Roditis przemacerowano na skórkach i na kilka miesięcy umieszczono w dużych, starych beczkach. Lubimy wina w takim nieszablonowym stylu, tu pachnące suszonym sianym, obierkami jabłek i karmelizowaną cebulą. W ustach z jednej strony delikatnie słodkawe (czerwone jabłka, mirableki), ale też słone, z nutami umami. Niełatwe, ale przy tym żywe i rześkie. Znakomite- (92/100).

Maison Viticole Xinomavro Pata Trava 2017

Ten producent ma fantazję. Tutaj mamy bowiem Xinomavro, ale winifikowane praktycznie na biało (kolor jest tak delikatny, że trudno nawet mówić, żeby to było wino różowe) i z zachowanym delikatnym cukrem resztkowym. Aromatyczne (róża, fiołki, poziomki, truskawi), kwaskowe i słodkawe. Dziwny miks, ale przy tym wszystkim nie można mu odmówić uroku i powabu. W zasadzie nie spodzialibyśmy się, że takie wino może nam smakować, ale ma w sobie coś uwodzicielskiego. Bardzo dobre (90/100).


Chłopaki z Winemates skupiają się głównie na segmencie HoReCa, dlatego też nie podajemy cen wspomnianych butelek. Jeśli chcecie dowiedzieć się o jakim przedziale cenowym mówimy, napiszcie do nas maila, albo skontaktujcie się przez Facebooka, przekażemy jakiego wydatku powinniście się spodziewać.

Artykuł Winemates – kilka ciekawych bieli (i nie tylko) pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.


Katharina Lacker-Tinnacher i jej artystyczne wina

$
0
0

Rok temu, wracając z naszych korsykańsko-włoskich wakacji zatrzymaliśmy się na jeden dzień w Styrii. Ten krótki czas w zupełności wystarczył nam nam na uznanie, że ten zakątek Austrii to miejsce, do którego koniecznie musimy wrócić. Pomijając fantastyczne miejscowe wina, Styria to magiczne miejsce, pełne zielonych wzgórz wśród których rozkładają się winnice, serdecznych i ciepłych ludzi i nieziemskich widoków. Jak postanowiliśmy, tak też zrobiliśmy i dzięki temu możemy zabrać Was dziś w pierwszą część tej naszej nowej styryjskiej przygody.


Piękne wnętrza…

Podczas ostatnich lat odwiedziliśmy kilkadziesiąt różnych winiarni. Jednak możecie nam wierzyć, że nie widzieliśmy żadnej urządzonej z takim smakiem, dbałością o szczegóły i estetykę jak ta Kathariny Lackner-Tinnacher. Wnętrze utrzymane w niebiesko-czarnej tonacji, podkreślonej akcentami kwiatowymi, z kilka elementami stalowymi zdradza, że nim Katharina zdecydowała się przejąć stery rodzinnej posiadłości, studiowała sztukę. Do dziś twierdzi, że dobrze jest mieć odskocznię od winiarstwa, a łączenie dwóch ukochanych przez nią dziedzin jest tym przyjemniejsze.

Katharina to osoba bardzo pogoda i serdeczna, ale też mająca świadomość, że robi świetne, jakościowe wina. Podczas rozmowy widać, że jest niezwykle świadoma obranej drogi i przekonana o jej słuszności. Nie ma w niej jakieś przesadnej skromności, czy zawstydzenia, ale też brak zarozumiałości. Ta jedyna z kobiet-winemakerów w prestiżowej organizacji Steirische Terroir-and Klassik­weingüter (STK) łączy w sobie nieodparty urok osobisty, wiedzę i zdecydowanie.

Poważna przygoda rodziny z winami zaczęła się w latach 20-tych ubiegłego wieku. Katharina podczas spaceru po winnicy opowiadała nam, że wcześniej obok produkcji wina (jak zresztą większość miejscowych rolników) jej przodkowie zajmowali się również uprawą drzew owocowych, czy zboża. Dziadek postanowił skupić się jednak wyłącznie na winiarstwie. Przy tej okazji stworzył również własną szkółkę służącą do selekcji najlepszych krzewów, a dzięki temu dzisiaj 80% winorośli z 18 hektarów będących w posiadaniu rodziny pochodzi z własnej selekcji, większość z nich ma 30-40 lat. Choć Katharina przez długi czas zarzekała się, że nie chce pracować w winiarni, stąd też studia w kierunku sztuki, zaczęła pracę w winiarni ze swoim ojcem od 2009 roku, a cztery lata później wzięła pełną odpowiedzialność za rodzinną firmę. Z uśmiechem na ustach przyznała nam, że wychowując się w winiarskiej rodzinie, nie jest łatwo uciec od produkcji wina. Uważa jednak, że winiarstwo jest również pewnego rodzaju sztuką, gdzie miejscowe terroir starasz się zakląć w butelkach wina i przekazujesz konsumentom esencję miejsca w którym się wychowujesz.

To, co wyróżnia produkowane przez nią wina to bardzo niska wydajność (Katharina stara się, aby z jednego krzewu zbierać maksymalnie 1 kilogram owoców), a produkcji wina i tak przeznaczane są jedynie najlepsze owoce. Dzięki tej jakości możliwe jest stosowanie przez dość długiego jak na standardy regionu (nawet ponad 24 godziny) macerowania wyciśniętego z winogron soku ze skórkami. Mając bowiem tak dobry materiał nie ma ona obaw, że wino nabierze jakiś nieprzyjemnych, gorzkawych czy zielonych aromatów. Fermentacja odbywa się spontanicznie, bez kontroli temperatury, a siarkowanie jest ograniczone do minimum.

… piękne terroir

Styria jest zielona. Byliśmy tu już zarówno w pełni lata (połowa sierpnia) jak i wiosną (początek maja), a w obu tych przypadkach drzewa i porastające wzgórza trawy syciły oczy soczystą zielenią. To dużo mówi o miejscowym klimacie, który jest wilgotny i dość deszczowy. Mieszają się w nim wpływy kontynentalne, czy wręcz górskie (pierwsze łańcuchy Alp są odległe o zaledwie kilkanaście kilometrów), ale dochodzi tu również nieco cieplejszego powietrza znad Morza Śródziemnego (ze Styrii do Triestu dojedziecie samochodem w dwie godziny). Drugim niezwykle ważnym faktorem są tutejsze zbocza, na których rosną winnice, miejscami bardzo strome, o różnorodnych ekspozycjach. W przeciwieństwie jednak do wielu innych regionów, dzięki wspomnianej już wilgotności i glebie bogatej w piasek, winiarze nie muszą przecinać zboczy tarasami, gdyż praktycznie nie ma ryzyka osuwania się gleby, co nieznacznie (ale jednak) ułatwia prace na winnicach. Dlatego też większość tutejszych winnic przykrywa kobierzec trawy, która dodatkowo spaja wierzchnią warstwę ziemi. Przechodząc zaś do gleby, to można wyróżnić kilka charakterystycznych rodzajów, ale szerzej o tym opowiemy przy okazji konkretnych win.

Taki klimat sprawia, że Styria to królestwo białych win. Króluje oczywiście Sauvignon Blanc, jakże jednak innych od dwóch swoich archetypowych wcieleń. Tutejsze Sauvignony nie są bowiem ani tak tropikalne jak te z Nowej Zelandii, ani tak zielone i ziołowe jak pozycje z Doliny Loary. One kształtują swój własny, niepodrabialny styl – są gdzieś pomiędzy tymi biegunami (choć nieco bliżej Loary), a dodatkowo podkręca je mocna mineralność i kwasowość. Do tego dochodzą odmiany burgundzkie (zwłaszcza pięknie Morillony, jak tutaj zwane jest Chardonnay), ale też kwiatowe, soczyste Muskatellery. Co dodatkowo zaskakujące, praktycznie wszystkie miejscowe wina (nawet te, które o to zwykle nie są posądzane jak Sauvignon Blanc, czy wspomniany Muskateller) mają olbrzymi potencjał dojrzewania.

… i piękne wina

Lackner-Tinnacher „Franz Lackner” Welschriesling 2017 (19,50 eur – cena przy zakupie bezpośrednio u Kathariny)

Wino jest jest hołdem Kathariny dla jej dziadka, który położył podwaliny pod rodzinną winiarnię. Welschriesling jest bowiem szczepem historycznie ważnym dla regionu. Daje wina może niezbyt imponujące, ale za to gwarantuje regularne plony, nawet w trudniejszych rocznikach. Stąd też przez lata był uprawiany przez winiarzy jako swoista polisa ubezpieczeniowa. Choć obecnie areał produkcji znacząco spadł, to jednak większość winiarzy nadal zachowuje Welschrieslinga w portoflio, głównie z uwagi na lokalny rynek. Ta etykieta powstaje z dość starych, 35-letnich krzewów, a wytłoczony z nich sok fermentuje i dojrzewa na osadzie w dębie przez 6 miesięcy, do butelek zaś trafia bez filtrowania. Pachnie ziołami z kilkoma kroplami masła i pszczelego wosku. Za to w ustach soczyste i czyste, tu pojawia się więcej dojrzałych gruszek i nieco jabłek. Ma poważne jak na Welschrieslinga ciało, ale zrównoważone przez odpowiednią dawkę kwasowości. Świetnie wykonane i pokazujące, że z tak nieimponującej zwykle odmiany można stworzyć ciekawe wino. Znakomite- (92/100).

Lackner-Tinnacher Gamlitz Sauvignon Blanc 2018 (14 eur)

Winnice zlokalizowane w miasteczku Gamlitz charakteryzuje gleba piaszczysta i żwirowa. Wino dojrzewa zaś na osadzie przez 6 miesięcy częściowo w beczkach (30%) oraz w stali. Wiosna 2018 roku była nawet jak na region bardzo deszczowa, Katharina opowiadała, że musieli bardzo się przyłożyć do pracy na winnicach, aby uniknąc ryzyka chorób grzybowych, ale już dalsze miesiące przyniosły poprawę pogody, co uratowało rocznik. Nos jest stosunkowo chłodny, z nutami jabłek i ziół, do których na języku dochodzą również cytryny. Kwasowość również stonowana, a całość przyjemnie zrównoważona. Dość typowe dla Styrii, świetnie wykonane. Bardzo dobre (90/100).

Lackner-Tinnacher Steinbach Sauvignon Blanc 1STK 2017 (19,50 eur)

Przechodzimy do Sauvignon z pojedynczych siedlisk. Parcela Steinbach zlokalizowana jest w okolicach winiarni i posiada południową oraz południowo-zachodnią ekspozycję. Położenie w niecce zbierającej promienie słoneczne oraz akumulująca ciepło żwirowa i piaszczysta gleba sprawiają, że winogrona mają tu idealne miejsce do dojrzewania. Winnica Steinbach jest uznawana przez lokalną Steirische Terroir-and Klassik­weingüter jako parcela Erste Lage, a zebrane z niej owoce fermentują i dojrzewają przez kilka miesięcy na osadzie w beczkach. To dotknięcie dębu czuć w aromacie, gdzie znajdziemy wanilię, dym, ale też jabłka, a nawet brzoskwinie. Kwasowość znów nie jest nadmiernie ekspresyjna, a wino jest skupione i napięte. Mimo bardzo młodego wieku już teraz przyjemnie zapraszające do bliższego poznania. Znakomite- (92/100).

Lackner-Tinnacher Flamberg Sauvignon Blanc GSTK 2017 (29 eur)

Tu już mamy wino z najwyższej klasy jakościowej STK – Grosse Lage. Parcela zlokalizowana jest w Sausal, a więc najchłodniejszej części południowej Styrii, a dodatkowo wprost na nią trafia chłodne powietrze z nieodległych Alp. Winogrona dojrzewają tu nawet 10 dni później niż na Steinbach, a winorośle rosną na wapiennej glebie. Pachnie jeszcze drożdżowo, jakby do końca nie uspokoiło się po przelaniu do butelek. Do tego jest chłodne, kwaskowe, świetnie mineralne i bardzo długie. Nie znajdziecie w nim zbyt wiele owocu, ale nam to zupełnie nie przeszkadza. To przykład Sauvignon wyciągniętego jak napięta struna, z wielkim potencjałem dojrzewania. Znakomite (93/100).

Lackner-Tinnacher Walles Sauvignon Blanc Walles 2017 (39 eur)

Zmieniamy znów glebę i miejsce. Parcela Walles leży blisko słoweńskiej granicy, na sporej wysokości dochodzącej do 510 metrów i skalistej glebie. Katharina wspomniała nam, że spośród jej Sauvignon Blanc akurat ta pozycja potrzebuje najwięcej czasu, aby się otworzyć i rzeczywiście na razie jest ono wycofane i zamknięte. Trudne wino, mieliśmy spore problemy, aby je rozgryźć. Na razie wyróżnia je ciemne, mineralne, wręcz jakieś mroczne tło z akcentami liści porzeczki. Na podniebieniu jest mocno kwaskowe, której znów towarzyszy mineralność, ale też zarysowane ciało. Na razie wszystko gra tutaj na półcieniach i niedopowiedzeniach. Spora klasa, ale potrzebuje dużo czasu. Znakomite (93/100).

Lackner-Tinnacher Walles Sauvignon Blanc GSTK 2015

Aby choć trochę zrozumieć potencjał poprzedniego wina, Katharina zapropnowała nam tę samą pozycję, ale o dwa lata starszą. Tu ciało powoli zaczyna się kształtować, zza dymnej zasłony wyłania się delikatna maślaność i skrząca się kwasowość na woskowym tle. Znajdziemy też szparagi, cytryny i jabłka, a kwasowość jakby zaczynała łagodnieć i wtapiać się w całość. Choć zaczyna się otwierać, to dalej jest daleko przed swoim szczytem. Znakomite (93/100).

Lackner-Tinnacher Gamlitz Gebler Muskateller 2018 (14 eur)

Styria to takie magicznie miejsce, w którym nawet wina z odmian, które zwykle omijamy (jak Muscat), dają naprawdę elektryzujące i ciekawe pozycje. Tutaj białe kwiaty i liczi prowadzą nas do sporej dawki kwaskowatego orzeźwienia. To właśnie ta równowaga pomiędzy sporą aromatycznością, a odpowiednią świeżością jest kluczowa dla styryjskich Muskatellerów. Wierzcie nam, mało jest win tak dobrze smakujących w upalne dni, których ostatnio w Polsce coraz więcej. Bardzo dobre (90/100).

Lackner-Tinnacher Gamitz Gebler Muskateller 1STK (19,50 eur)

Parcela Gamitz (nie mylić z miasteczkiem Gamlitz) jest zdaniem Kathariny idealnym siedliskiem dla tej aromatycznej odmiany. Dzięki południowej ekspozycji i osłonie, jaką dają położone obok dwa nieco wyższe wniesienia, rosnące na piaszczysto-ilastej glebie krzewy mają tu świetne warunki. Tutejsze Muskatellery zostały zasadzone w 1963 roku, więc obecnie są to już ponad 60-letnie krzewy. Zebrane z nich owoce poddawane są fermentacji w stali, a następnie przez kilka miesięcy dojrzewają w dużych beczkach. Jest zupełnie inne od poprzednika, w tym winie można wyczuć chłód alpejskich śniegów, górskie powietrze i ziołowe tło. Za to na podniebieniu ekstremalnie kwaskowe, mocne, naprężone. Taki Muskateller może się starzeć nie gorzej od niejednego Rieslinga. Znakomite- (92/100).

Lackner-Tinnacher Steinbach Weissburgunder 1STK (19,50 eur)

O odmianie Pinot Blanc, Pinot Bianco czy też Weissburgunderze moglibyśmy opowiadać godzinami, jest to bowiem jeden z naszych ulubionych szczepów. W tej wersji zarówno fermentacja, jak i dalsze dojrzewanie miało miejsce w dużych beczkach. W pierwszej chwili dominują nuty drożdżowe, ale już po chwili zaczyna się oczyszczać i zmierzać w stronę dymu (ale nie takiego z ogniska, a bardziej od zapalonej zapałki), ale też kwaskowych jabłek. Pełne, przyjemnie skoncentrowane, ale jednocześnie kwaskowe i żywe. W finiszu wychodzi piękna kwasowość i mineralne, skrzące się tło. Znakomite- (92/100).

Lackner-Tinnacher Steinbach Morillon 1STK (19,50 eur)

Zapamiętajcie, że Morillon to wcale nie jakich autochtoniczny, lokalny szczep, ale miejscowa nazwa na Chardonnay. Jednak styryjskie wina z tej odmiany prezentują na tyle unikalne oblicze, że nazywanie ich Morillonami znajduje jak najbardziej uzasadnienie. Jest jeszcze bardziej nasycone od Weissburgundera, tu obok jabłek pojawia się maślaność, słodkie gruszki i delikatnie oleista, kremowa faktura. W ustach lekko słodkawe, z ciągnącym się, długim finiszem. Znakomite (93/100).

Lackner-Tinnacher Flamberg Morillon GSTK (19,50 eur)

Przy drugim Morillonie wróciliśmy na parcelę Flamberg, która tym razem dała wino o chłodnym wyrazie, czyste i mocno skoncentrowane. Na podniebieniu znów ze słodkim owocem idącym w stronę brzoskwiń i gruszek, ale podlanych świetną kwasowością. Mimo tej potężnej koncentracji i nacycenia, absolutnie nie ma się wrażenia ciężkości. Eleganckie, ale wciąż energetyczne. Znakomite+ (94/100).

Lackner-Tinnacher Steinbach Zweigelt 2013 (14 eur)

Czerwone wina, to w Styrii niemal nieistniejący gatunek, dlatego z zaciekawieniem spróbowaliśmy tej pozycji. Ta wersja Zweigelta jest leciuchna, zwiewna, soczysta i kwaskowa. Dominują w nim niedojrzałe, kwaskowe wiśnie i czerwone porzeczki. Całość wręcz lekko niedojrzała, ale do deski zimnych wędlin pasowałby idealnie. Dobre+ (88/100).


Może to już zbyte daleko idąca autosugestia, ale wina od Kathariny są dla nas doskonałym materiałem, poprzez który przekazuje ona swoją drugą pasję – sztukę. Wysmakowane, eleganckie, klasyczne, stonowane ale i na swój sposób charakterne. Mają w sobie wszystko, co ukochaliśmy w Styrii. Szkoda, że nie znajdziecie ich w Polsce, ale mamy nadzieję, że ten post zainteresuje któregoś z naszych importerów i ta sytuacja wkrótce ulegnie zmianie, bo Katharina jest dla nas jedną z największych styryjskich gwiazd.

A tutaj znajdziecie krótkie podsumowanie filmowe:

Artykuł Katharina Lacker-Tinnacher i jej artystyczne wina pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Jedźcie na Bor, Mámor, Bénye do Erdőbénye!

$
0
0

Mamy do Was dwa pytania: czy macie już plany na „długi weekend” 15 sierpnia oraz i czy byliście już w Tokaju? Jeśli odpowiedź na oba z nich jest przecząca, to w dzisiejszym poście podpowiadamy Wam jak zagospodarować ten czas. Ale nawet jeśli na któreś z tych pytań odpowiedzielibyście „tak”, to nic nie szkodzi, przecież zawsze plany można jeszcze zrewidować, a Tokaj warto odwiedzić kolejny raz…


Bor, Mámor, Bénye – cóż to w ogóle jest?

No więc dzisiaj chcemy Wam trochę opowiedzieć o festiwalu Bor, Mámor, Bénye, który odbędzie się w dniach 15-18 sierpnia w miasteczku Erdőbénye, w tokajskim regionie winiarskim. Od razu uprzedzamy, nie uczestniczyliśmy w nim do tej pory, więc nasza rekomendacja bazuje na kilku relacjach, które sumiennie zdawał Maciek Nowicki na łamach Winicjatywy i tym, co usłyszeliśmy od samych winiarzy, których silna reprezentacja (Erika Rácz z Sanzon Tokaj, Dávid Rémusz z Budaházy-Fekete Kúria oraz János Illés z Illés Pince) kilka tygodni temu pojawiła się z Warszawie, by opowiedzieć o festiwalu i jako przedsmak atrakcji zaprezentować kilka miejscowych win.

To już jubileuszowa, bo 10 edycja tej imprezy, przy czym po rocznej przerwie wraca ona z terminem na długi, sierpniowy weekend. Osobiście bardzo lubimy takie plenerowe festiwale, które w mniej zobowiązujących okolicznościach przyrody niż sale degustacyjne pozwalają zapoznawać się z winami spokojniej, bez poś[iechu, na większym luzie, zwykle nie będąc ograniczonym napiętym grafikiem. Zupełnie inaczej rozmawia się też z samymi winiarzami, którzy w swoich winiarniach czują się o wiele swobodniej i mniej formalnie.

Podczas Bor, Mámor, Bénye jest w czym wybierać, bo swoje etykiety zaprezentuje 13 miejscowych producentów, wśród których znajdują się takie gwiazdy Tokaju jak Ábrahám, Budaházy-Fekete Kúria, Préselő czy młody, ale świetnie rozwijający się projekt Sanzon Tokaj. Szczegółowy program jest jeszcze w trakcie dopracowywania, ale na pewno nie zabraknie sporej ilości koncertów, degustacji, wystaw, a nawet atrakcji dla dzieci – szczegóły sprawdzajcie na stronie festiwalu.

Kilka uwag logistycznych

Tokaj leży na północy Węgier, blisko słowackiej granicy i dojazd z Warszawy do Erdőbénye zajmuje około siedem i pół godziny. Długo? No cóż, z jednej strony trasa nie należy do najkrótszych, ale z drugiej w takim samym czasie zwykle docieramy do Wiednia i jest to odcinek, który spokojnie można zrobić w pół dnia, nie męcząc się przy tym zbytnio (zwłaszcza, jeśli w samochodzie macie dwóch lub więcej kierowców). Dodatkowo jadąc z południa Polski traficie tam około trzy godziny szybciej. Na miejscu noclegu możecie poszukać zarówno w samym Erdőbénye, jak i w okolicznych miasteczkach (Sárospatak, Tolcsva, Szegilong, Szegi, Bodrogkeresztúr, Tokaj, Tarcal, Mád), bowiem pomiędzy nimi zostanie zapewniona komunikacja autobusowa dowożąca na festiwal. To szczególnie istotna informacja, gdyż na Węgrzech dopuszczalne stężenie alkoholu za kółkiem wynosi zero promili (!). Dodatkowo, dla tych, którzy chcą się poczuć w 100% turystycznie zapewniono również miejsca na rozbicie namiotów w samym Erdőbénye.

A co będzie można tam spróbować?

Podczas degustacji zaprezentowano nam dziewięć win wyprodukowanych w różnych stylach:

Préselő Habzo Hars 2018

To wino idealnie stworzone na aurę, w której je próbowaliśmy. Degustacja odbywała się bowiem w jeden z cieplejszych dni w tym roku i mimo popołudniowej pory wciąż było parno i duszno. W takich okolicznościach ten musiak, wyprodukowany najprostszą metodą przez dodanie do wina CO2 sprawdził się znakomicie. Był soczysty, jabłkowo-cytrynowy, mocno kwaskowy i rześki. Nieskomplikowany, wyluzowany – a więc taki jak sam festwial Bor, Mámor, Bénye. Bardzo dobre (89/100).

Sanzon Tokaj Blanc 2018

Sympatyczna Erika Rácz zaprezentowała nam swój kupaż 2/3 Furminta i 1/3 Hárslevelű. To kolejne niezwykle smaczne z tzw. win „codziennych”. Zaczynające się aromatycznym nosem spod znaku jabłek i gruszek, do których na podniebieniu dochodzi nieco brzoskwiń. Dość miękkie, ale też ładnie kwaskowe i orzeźwiające. Bardzo solidnie wykonane wino. Bardzo dobre (90/100).

Bardon Meszes Furmint 2016

To wino pochodziło od niewielkiego producenta, który jest w posiadaniu 8 hektarów winnic, w tym działek na siedlisku Meszes, które jest jego klejnotem w koronie. Winorośle rosną tu na wulkanicznej glebie (ryolit i tuff) i zwykle osiągają wysoką (nawet jak na region) koncentrację cukru w gronach. W samym zaś winie czujemy dojrzałe jabłka (nawet lekko poobijane), skórkę z cytryny, a na języku stalową mineralność i długi, czysty posmak. Bardzo dobre+ (91/100).

Pro Vinum Frumint Szaraz 2016

Projekt Pro Vinum jest bardzo młody (wino nie doczekało się jeszcze nawet etykiety), do tej pory były one dostępne jedynie dla znajomych właściciela, a dopiero niedługo mają trafić oficjalnie na rynek. Winiarze podkreślali, że w deszczowym roczniku 2016 szlachetna pleśń (botrytis) była praktycznie wszędzie, co może tłumaczyć nuty słodkich gruszek i moreli, które zdominowały warstwę zapachową win. Za to w ustach jest już ultra wytrawne, z finiszem idącym pod dyktando nut słonych i przyprawowych. Bardzo dobre+ (91/100).

Budaházy-Fekete Kúria Christmann Hars 2017

Idealny balans (7 gram cukru resztkowego i tyleż samo kwasowości) to znak rozpoznawczy wina Dávida Rémusza. Ten czysty Hárslevelű pokazał ładnie aromatyczny nos – czerwone jabłka, morele i cytryny zaprawione kilkoma kroplami miodu. Świetnie grające tę swoją melodię, która płynnie przechodzi od słodyczy po kwasowość. Do tego z lekko oleistą, maślaną fakturą. Bardzo apetyczne, świetne kulinarnie (do drobiu w maślanym sosie). Znakomite- (92/100).

Abraham MacEras 2017

Robert Peter to człowiek-legenda, właściwie dla samych odwiedzin u niego warto wybrać się w podróż do Erdőbénye. Ten z wykształcenia filozof zajął sie produkcją win i robi w we własny, indywidualistyczny sposób. Przy tym zaś jest niesamowitym rozmówcą, który ponoć potrafi zauroczyć rozmową na dobrych kilka godzin (sami nie mieliśmy okazji go poznać, ale kilka osób które miały przyjemność odwiedzić jego winiarnię zgodnie to powtarza). Tutaj mamy jedno właśnie z takich niecodziennych win, a więc Furminta macerowanego na skórkach przez 2 tygodnie. Wita się z nami nutami ziół (szałwia) i acetonu, na podniebieniu jest zaś mocno wytrawne, choć jego energia jest utrzymana w ryzach. Ma się wręcz wrażenie, że Robert wcisnął hamulec i nie pozwolił temu Furmintowi do końca się wyszaleć (a szkoda). Kończy się słonawo-tanicznym finiszem. Jak na wino pomarańczowe jest naprawdę otwarte, nie przestraszy osób nie nawykłych do tego stylu. Znakomite- (92/100).

Illés Pince Tokaji Furmint 2016

Ten Furmint fermentował w stali, a następnie przez niemal 3 lata dojrzewał w beczkach, do butelek zaś trafił bez filtracji i bez stabilizacji. Jest delikatnie utleniony, stąd pachnie marcepanem i zielonymi orzechami. Za to usta znów idące w tą mocno kwaskową, bardzo wytrawną stronę. Zwłaszcza w finiszu ta kwasowość daje się we znaki, chciałoby się mieć na podorędziu coś, czym można zakąsić to wino. Znakomite- (92/100).

Beres Tokaji óbarat Cuvee Semi Dry 2018

Na koniec, choć temperatura nie ułatwiała zadania, przeszliśmy do win słodkich. Najpierw spróbowaliśmy etykietę od dużego producenta (45 hektarów upraw), które pachniało cytrynami i grejpfrutem. Również w smaku można było wyczuć tę charakterystyczną goryczkę, której nie przezwyciężył nawet pozostawiony w winie cukier. Dostrzec można było również nieco akcentów ziołowych i jabłek, choć całości nieco brakowało pazura i jakiegoś wyrazistszego rysu. Dobre (87/100).

Illés Pince Late Harvest 2017

Oficjalną część degustacji zakończyliśmy jeszcze jednym winem Jánosa Illésa, pochodzącym z coraz modniejszej ostatnio w Tokaju kategorii win z późnego zbioru. Oczywiście produkcja win słodkich to coś, z czego tak naprawdę Tokaj się narodził, ale w przypadku win „late harvest” chodzi o pozycje, w których niekoniecznie wszystkie grona są dotknięte szlachetną pleśnią, z poziom cukru jest zwykle nieco niższy niż w winach kategorii aszú. Tu znajdziemy miód, gruszki, morele i brzoskwinie, a nawet odrobinę ziołowego tła. W ustach ładnie meandrujące pomiędzy cukrem, a kwasowością, pięknie pijalne. Znakomite (93/100).


Nie wiemy, czy winiarze tylko kokietowali nas mówiąc, że powyższa selekcja wcale nie była jakoś specjalnie pieczołowicie przygotowywana. Jednak wszystkie zaprezentowane wina miały charakter, pokazywały rys miejscowego terroir (mocna kwasowość, życie, soczystość), a przede wszystkim były bardzo pijalne. Gdyby nie to, że mamy już zarezerwowane plany na sierpniowy weekend, poważnie zastanowilibyśmy się nad odwiedzeniem Erdőbénye.

 

 

 

Artykuł Jedźcie na Bor, Mámor, Bénye do Erdőbénye! pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Orin Swift – niepokojące wina z Kalifornii

$
0
0

Jak nie teraz to już chyba nigdy! Tak sobie myślałem idąc na degustację win kalifornijskiego projektu Orin Swift, na którą zaprosiła dystrybuująca je w Polsce firma Winkolekcja. Mój sceptycyzm do win z zachodniego wybrzeża USA jest bowiem bardzo mocno zakorzeniony i byłem ciekaw, czy w końcu znajdę wina trafiające do mojego serca. Myślicie, że się udało?


Niepokojące wina

Zaczęliśmy od kilkuminutowego filmu, którego akcja dzieje się na pustyni, a klimat i recytowane przez lektora zdania przypominają atmosferę dzieł Tarantino. Potem pojawiły się etykiety przedstawiające: manekiny kobiet, roznegliżowaną modelkę z maczetą pozującą na pustyni obok (a czasem i na) zdezelowanym cadillacku, czy w końcu najbardziej niepokojące zdjęcie zasuszonych zwłok duchownego z sycylijskich katakumb. Wszystko to zdecydowanie działało na wyobraźnię i pokazało, że mamy do czynienia z przemyślanym projektem. Jego twarzą jest Dave Phinney, który nie posiada własnych winnica, a swoje wina produkuje z gron skupywanych z różnych części Kalifornii. Jego pasja do winiarstwa rozpoczęła się dość klasycznie, od pobytu we Włoszech. Wino zachwyciło go tak bardzo, że po powrocie do Stanów zatrudnił się u samego Roberta Mondaviego. Oczywiście, nie został od razu winemakerem, po prostu pracował fizycznie przy zbiorach. Ten rodzaj zarobkowania nie był jednak dla niego i Dave wkrótce zakupił dwie tony Zinfandela, z których zrobił swoje pierwsze wino. Sukces, jaki zaczęły odnosić kolejne wypuszczane przez niego etykiety przyciągnął większych graczy i trzy lata temu Orin Swift został zakupiony przez rodzinę Gallo. Dave zachował niezależność przy produkcji, ale w zamian uzyskał dostęp do olbrzymiej ilości winnic, które są w posiadaniu Gallo.

Spróbowane wina

Orin Swift Mannequin 2016 (169 zł)

Nie znamy dokładnego składu blendu, wiadomo tylko, że Dave zwykle dokłada do Chardonnay jakieś dodatkowe odmiany (kalifornijskie przepisy wymagają jedynie 75% szczepu deklarowanego na etykiecie). Całość przez 9 miesięcy dojrzewa na osadzie w beczkach, z których 40% stanowią nowe baryłki. Pachnie dymnie, waniliowo, z dodatkiem słodkich jabłek, toffi, mirabelek i gruszek. Na podniebieniu pełne, oleiste, z kremową fakturą i jaśminowym posmakiem. Na szczęście nie brakuje my również zaakcentowanej kwasowości. Mimo wszystko styl jest bogaty, trzeba to lubić. Bardzo dobre+ (91/100).

Orin Swift Abstract 2017 (169 zł)

Kolejna wybuchowa mieszanka to Grenache uzupełniona o Syrah i Petit Syrah. Całość oczywiście znów trafiła do beczek (10 miesięcy, 30% nowych). Pachnie intensywnie ciemnymi owocami – dojrzałe wiśnie, maliny, przesmażone truskawki, śliwki, ale też wędzonką, dymem i ziemią. Lekko zwierzęce, drapiące język, z mocnymi i żywymi taninami. Niestety w finiszu zbyt mocny wyczuwalny jest alkohol (15%). Bardzo dobre- (89/100).

Orin Swift Machete 2016 (235 zł)

Tym razem dominującym elementem jest Petit Syrah z dodatkiem Grenache i Syrah. Winifikacja jest taka sama jak u poprzednika. W odbiorze jest ciemniejsze, pełne nut czekoladowych, tytoniowych, gencjany, ziół, wanilii i ciemnych śliwek. Nos jest nagrzany, wręcz lekko duszny, ale na szczęście w ustach znajdziemy więcej świeżości. Potrzebuje jakiegoś towarzysza, bo solo trudno byłoby udźwignąć więcej niż jeden kieliszek. Bardzo dobre (90/100).

Orin Swift 8 Years In The Dessert 2017 (229 zł)

Ten potężny (15,5% alkoholu) Zinfandel uzupełniony został o Syrah i Petit Syrah. W nosie zaczynamy przyprawami, goździkami, czarnym pieprzem i figami. Usta są słodkie, z akcentami truskawkowych konfitur i smażonych śliwek. Kwasowości oscyluje w niskich poziomach, ciało jest ekstraktywne, a taniny dość miękkie. Całość jest nieco pluszowa i niestety męcząca w dłuższej perspektywie. Dobre+ (88/100).

Orin Swift Palermo Napa Valley Cabernet Sauvignon 2016 (229 zł)

Owoce pochodzą z różnych apelacji Napy, a wino dojrzewa przez 10 miesięcy w beczkach (1/3 nowych). Przy tym winie w końcu owoce pokazują świeższe oblicze. Więcej tu porzeczek i wiśni, a nawet pojawia się nieco kwiatów. Usta w pierwszej chwili słodkawe, potem wychodzi więcej kwaskowej owocowości i żwiru. Taniny są bardzo eleganckie, wypolerowane, ale przy tym wciąż obecne i przyjemnie podsumowują całość. Bardzo dobre+ (91/100).

Orin Swift Papillon 2016 (289 zł)

Ostatnie wino choć najdroższe, było najlepszym z całego zestawu. Bordoski blend (Cabernet Sauvignon, Merlot, Petit Verdot, Malbec, Cabernet Franc, Petite Sirah) dojrzewał w tym przypadku w dębie przez 15 miesięcy, z tego niemal połowa to nowe baryłki. Tu po raz pierwszy można doszukać się pewnej subtelności (i to pomimo 15,7% alkoholu), gdyż obok akcentów porzeczek i śliwek mamy też przyjemnie liściaste tło. Po chwili wychodzi również więcej kawy, czekolady, oliwek. W ustach dodatkowo ziemiste, pieprzne, skórzane, domknięte drapiącymi taninami. Znakomite (93/100).


Orin Swift to marka skierowana głównie do segmentu HoReCa. Etykiety win na pewno przemawiają do wyobraźni, a cały projekt jest naprawdę dobrze opakowany marketingowo. A czy ja przekonałem się do kalifornijskich win? No cóż, zaprezentowane pozycje mnie zbyt nasycone i alkoholowe. Jak to w USA wszystkiego musi być dużo, bogato aż do przesady. To nie jest styl, który preferuję, ale przecież wśród Was są pewnie osoby, które lubią takie smaki (i nie ma w tym niczego złego). Jeśli tak, spróbujcie Orin Swift, bo w swojej stylistyce są to naprawdę dobrze wykonane wina.

Artykuł Orin Swift – niepokojące wina z Kalifornii pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Summa 2019 – Włochy ciąg dalszy

$
0
0

Już dawno nauczyliśmy się, że włoskie winiarstwo to nie tylko Toskania, Veneto, czy Piemont. Jak Półwysep Apeniński długi i szeroki, w jego zakamarkach, mnogich dolinach, wśród urokliwych wzgórz znajdziemy mniejszych i większych producentów, czasem zupełnie w Polsce nieznanych, którzy produkują światowej klasy wina lub pozycje może mniej znane, ale mające charakter i indywidualisty rys, który tak bardzo lubimy. Podczas Summy 2019 wyszukaliśmy dla Was kilka takich adresów i poza winami z Toskanii, które przedstawialiśmy niedawno, dziś ruszamy dalej.


Anselmi

Roberto Anselmi to jedna z gwiazd regionu Soave, choć w 2000 roku wystąpił on z samej apelacji i butelkuje swoje pozycje jako po prostu białe wina regionalne z Veneto (IGT Bianco Veneto). Na swoich winnicach mimo dużej gęstości nasadzeń przykłada olbrzymią uwagę do restrykcyjnej kontroli wielkości zbiorów. W piwnicy bez skrępowania używa nowoczesną technologię (m.in. fermentację bez udziału tlenu, w obojętnej azotowej atmosferze). Roberto słynie przede wszystkim ze swoich win powstających z pojedynczych winnic, które w końcu udało się nam spróbować. W Polsce znajdziecie je w ofercie Centrum Wina/Winezji.

Anselmi San Vicenzo 2018

W pierwszym winie charakterystyczna dla regionu odmiana Garganega (70%) jest uzupełniona o Chardonnay i Sauvignon Blanc. Pachnie dojrzałymi jabłkami, gruszkami, marakują i melonem. Na podniebieniu kwaskowe, ze świetną strukturą, nasyceniem i delikatnie miodowym posmakiem. Ciała jest tu sporo, ale nie brak również świeżości. Do podania z tłustymi rybami, czy nawet drobiem. Bardzo dobre+ (91/100).

Anselmi Capitel Foscarino 2018

W składnie eliminujemy Sauvignon, a w charakterze idziemy w stronę nie tak bardzo ekspresyjną, stonowaną, mineralną. Zwłaszcza w zapachu więcej tu kwaskowych jabłek i cytryn, niż jak u poprzednika tropikalnych owoców. Nieco więcej owocowej słodyczy znajdziemy w ustach, choć finisz znów długi i kwaskowy. Bardzo dobre (90/100).

Anselmi Capital Croce 2017

Tu mamy już czystą Garganegę, która fermentuje w baryłkach, a następnie dojrzewa w nich na osadzie przez 8 miesięcy. Pomimo użycia dębu wino jest wyraźnie mineralne i orzeźwiające. W tym momencie jest to również bardzo młoda pozycja, która jeszcze nie zaczęła ewoluować i chowa się za tą surową, zamkniętą gardą. Elegancka, siła i moc idą w parze z cytrynowo-jabłkową kwasowością. Bardzo dobre+ (91/100).

Anselmi Capital I Capiteli 2017

Ostatnim spróbowanym winem Roberto była Garganega powstająca z podsuszanych gron. Jest przepięknie nasycona tropikalnym owocem (banany, marakuja), kwiatami, gruszkami w syropie. Usta barokowe, gęste, oleiste, choć brakuje im odrobinę mocniejszej kwasowości. Bardzo dobre (90/100).


Calalta

Przyznamy się Wam, że do spróbowania tych win zachęciła nas przede wszystkim lokalizacja winnic. W broszurze rozdawanej przy rejestracji wyczytaliśmy bowiem, że zlokalizowane są one nieopodal Bassano del Grappa, a więc w miejscu, gdzie nie spodziewalibyśmy się upraw winorośli. Jesteśmy więc na terenie podgórskim, co prawda niezbyt wysoko, bo na wysokości 150-200 metrów, ale jak wspominali właściciele wilgotny i chłodny klimat sprawia, że mają oni niemal corocznie spore problemy z chorobami grzybowymi i dojrzałością gron. Mimo takich trudności zdecydowali się oni na prowadzenie upraw organicznie, a efekt, jaki udaje się im osiągnąć pozytywnie nas zaskoczył.

Calalta Mentelibera 2016

O tym, że wino powstaje w naprawdę niegościnnym klimacie najlepiej świadczą użyte odmiany. Mamy tutaj bowiem spory udział hybrydy Bronner (58%), uzupełnionej o 31% Incrocio Manzoni (to znów krzyżówka Rieslinga i Pinot Bianco) i już klasycznego Rieslinga. Co zaskakujące, wino ma naprawdę dużo struktury, którą wypełniają akcenty słodkich jabłek, gruszek i migdałów. W ustach z jednej strony znajdziemy kwasowość, ale też długi, mocny, lekko mineralny posmak. Z przyjemnością spróbowalibyśmy z tłustszymi rybami. Dobre+ (88/100).

Calalta Davvero 2017

Czyli to co Miśki lubią najbardziej. Czysty Riesling macerowany 10 dni na skórkach, a póżniej dojrzewający jeszcze w używanych beczkach. Odjechany: pachnący jodyną, anyżem i oregano. Na podniebieniu dochodzi również świeżo roztarty biały pieprz, znów anyż ale i jabłka, nieco cytryn. Mocne ciało i długi kwaskowy posmak dopełniają obrazu. Na pewno niecodzienne, freakowe, trzeba lubić pomarańczowe wina, aby w pełni docenić tę pozycję. Bardzo dobre (90/100).

Calalta Grijer 2016

Gdy tylko zobaczyliśmy mieszankę użytą w kolejnym winie zapytaliśmy – why? W składzie mamy bowiem Syrah (82%) i Grenache. Trudno o odmiany mniej pasujące do opisywanego już chłodnego i wilgotnego klimatu. Właściciele opowiedzieli nam, że w regionie brak jest historii upraw winorośli, więc testują oni różne odmiany, a wbrew pozorom wiele tych mniej oczywistych dobrze sobie tutaj radzi, dając oczywiście kompletnie inne wina niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Wino dojrzewało przez 18 miesięcy w 500-litrowych tonneaux. Owocowość jest kwaskowa, świeża ale też lekko zielona. Na myśl przychodzą ziemiste czerwienie, jakich wiele znajdziemy na Morawach, czy w północnej części Austrii. My taki styl lubimy. Dobre+ (88/100).

Calalta Monsaulente 2015

Tutaj znów mamy zupełnie innych skład, bowiem 80% Merlota jest uzupełnione o Caberneta Franc. Po dość długiej, trwającej 30 dni maceracji, wino jest starzone przez 20 miesięcy w beczkach. Jest delikatnie perfumowane, z nutami dojrzałych wiśni, poziomek i malin. Co prawda, można by zarzucić, że brakuje mocniej zarysowanej kwasowości, ale wino jest świetnie pijalne, soczyste i świeże. Bardzo dobre+ (91/100).


Azienda Agricola Biodynamica Le Sincette

Gdy tylko podczas masterclass dekowanemu różowym winom, spróbowaliśmy rosé z tej niewielkiej 11-hektarowej posiadłości, wiedzieliśmy, że musimy poznać pozostałe pozycje producenta. Winnice znajdują się nieopodal zachodnich wybrzeży Jeziora Garda i są prowadzone biodynamicznie. Długowłosy, wyglądający niemal jak Chrystus, który zszedł z któregoś z włoskich obrazów Stefno Di Dio, prezentujący te butelki porwał nas swoją opowieścią, choć też gwoli prawdy bez dodatkowych ozdobników zasługują one na uwagę.

Le Sincette Gropello 2017

Spotykana na południowo-zachodnich obrzeżach Gardy odmiana odpowiada za wina, których elementem charakterystycznym jest specyficzny gorzkawy, migdałowy posmak. W przypadku naszej etykiety, fermentacja odbywa się w częściowo w cementowych zbiornikach, a częściowo w beczkach. Następnie po krótkim 4-miesięcznym dojrzewaniu, całość trafia do butelek. Imponuje pięknym, soczystym, wiśniowo-porzeczkowym owocem. Poza kwasowością i tą owocowością, w zasadzie trudno doszukać się tutaj dodatkowych elementów, ale to radosne wino nie potrzebuje nic więcej. Bardzo dobre- (89/100).

Le Sincette Ronco del Garda 2016

Tu mamy w składzie Merlota uzupełnionego o Marzemino. Całość winifikacji odbywa się w stalowych zbiornikach, a wino trafia do butelek mniej więcej rok po zbiorach. Jest mocno kwaskowe, zbudowane w oparciu o czerwone owoce, ale w tym przypadku uzupełnione o ziołowe tło. Żurawinowe, mocno kwaskowe, z długim, żywym (choć niezbyt garbnikowym) finiszem. Świetne do popijania solo, ale podołałoby też kiełbaskom z grilla. Bardzo dobre- (89/100).

Le Sincette Colombaio 2015

Ostatnie wino posiadłości to już nieco inna stylistyka. Marzemino w półączeniu z Cabernet Franc przez 14 miesięcy dojrzewają w dębie. Owocowość jest tu mocniejsza, słodsza, idąca w stronę dojrzałych wiśni, przesmażonych porzeczek i śliwek. Jednak wciąż nie powinniśmy się martwić o to, że wino staję się ciężkie, wręcz przeciwnie. Mimo naprawdę sporego nasycenia zachowuje fantastyczną żywotność i potoczystość. Piękny przykład sprawnego operowania owocowością. Bardzo dobre+ (91/100).


Tenute Pietro Caciorgna

Początki winiarskiej historii Pietro należy umiejscowić w Toskanii, gdzie przez wiele lat pracował on jako enolog, a od 2001 roku produkował również swoje wina z niewielkiej 2-hektarowej winnicy. Kilka lat później, za namową swojego przyjaciela Marco de Grazia (tego kolejnego pasjonata i jego wspaniałe wina z Tenuta delle Terre Nere opisywaliśmy przy okazji wizyty na Summie 2018), zdecydował się na odważny krok i zakupił mikroskopijną 0,5-hektarową winnicę na zboczach Etny. Obecnie posiada on niewielkie parcele w Marchesie, Santo Spirito i Bocca d’Orzo, z których część obsadzona jest przez stare, ponad 100-letnie krzewy. Areał wciąż jest niewielki (niecałe 2 hektary), ale Pietro skupuje też grona od zaprzyjaźnionych farmerów, którzy tak jak on sam przykładają olbrzymią atencję do całorocznych prac przy krzewach i odpowiednio niskiej ich wydajności.

Tenute Pietro Caciorgna Etna Bianco 2018

Spróbowane wino pochodziło z partii, która w stalowych zbiornikach oczekiwała wciąż na zabutelkowanie. To Carricatne pachnie dojrzałymi jabłkami, gruszkami i ziołami. Na podniebieniu odznacza się połączeniem sporej koncentracji, ładnym (choć też nieprzesadzonym) ciałem i mineralnym, świeżym finiszem. Gastronomiczne wino, które powinno dobrze zagrać z rybami w maślanych sosach, ale i drobiem. Bardzo dobre- (89/100).

Tenute Pietro Caciorgna Guardoilvento Etna Rosso 2016

Pierwsze ze spróbowanych czerwonych win to niemal czyste Nerello Mascalese (flagowa, królewska odmiana Etny), uzupełnione jedynie o 3% Nerello Cappuccio. Winogrona rosną na wysokości 750 metrów, a po przejściu zarówno fermentacji alkoholowej jak i malolaktycznej w stalowych zbiornikach, wino na 2-4 miesiące trafia do używanych beczek. O pięknie skrzącym się, żurawinowym kolorze, pachnie skórką pomarańczową, chrupkimi wiśniami i mgnieniem dojrzałych malin. Niesamowicie żywe, soczyste, a przy tym leciutkie, wręcz eteryczne. Osławione garbniki Nerello w tym przypadku są bardzo ładnie wypolerowane. Bardzo dobre+ (91/100).

Tenute Pietro Caciorgna N*Anticchia 2015

Do tej etykiety używane są najlepsze grona ze wszystkich parceli Pietro, rosnąca na najstarszych ponad 110-krzewach. Po starannej selekcji owców i fermentacji w stali, wino trafia na 18 miesięcy do beczek. Odnajdziemy tu mnogość czerwonych owoców – od truskawek i malin, przez wiśnie i czereśnie, aż po żurawinę. Podobnie jak w przypadku poprzednika na podniebieniu wydaje się być ulotne, ale tym razem mocniej podkręcona kwasowość i taniny zostają z nami w bardzo długim finiszu. Muślinowe, zbudowane niemal na niedopowiedzeniach, ale też nie ma się wrażenia, jakby było nieobecne, bo struktura tego wina jest fantastyczna. Trudno w to uwierzyć, ale spróbowana z butelki magnum o rok starsza pozycja była jeszcze bardziej owocowa (a wydawało się nam, że nie da się już tej ekspresji wycisnąć więcej). Arcydzieło (95/100).

Tenute Pietro Caciorgna Macchie Terre di Casole Sangiovese 2015

Butelkowane pod stosunkowo nową (utworzoną w 2007 roku) apelacją Terre di Casole obejmującą obszar zlokalizowany na zachód od Sienny i granic Chianti Classico w kierunku Volterry, to czyste Sangiovese dojrzewa w we francuskich beczkach przez 15 miesięcy. Łącznikiem z winami spod Etny jest znów przepiękna owocowość, tutaj zdecydowanie wiśniowa, kwaskowa i potężnie soczysta. Wydaje się jeszcze młodziutkie, taniny są wciąż mocne (choć pochodzą z owoców, a nie beczki), a całość domyka pieprzno-przyprawowy finisz. Świetna ekspresja tej tak lubianej przez nas odmiany. Znakomite (93/100).


Też macie tak, że im bardziej eksplorujecie dany winiarski kraj, czy region, tym dobitniej zdajecie sobie sprawę, jak wiele odkryć jeszcze przed Wami? Włochy, które zdawały się nam już dobrze rozpoznanym pod względem winiarskim obszarem, po raz kolejny nas zaskoczyły. Ale przecież za to kochamy ten wspaniały winny świat!

Artykuł Summa 2019 – Włochy ciąg dalszy pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

[video] Kilka słów po degustacji w ciemno trzech musiaków

Lugana – słoneczne wina znad Gardy

$
0
0

Jest taka kategoria win, które choć bardzo nam smakują, to pijamy je zdecydowanie za rzadko i w zasadzie poza rozległością winnego świata oraz mnogością butelek do spróbowania, trudno nam znaleźć inne racjonalne uzasadnienie tego faktu. Jednym z nich jest Lugana, a więc włoskie wino znad przepięknego, słonecznego Jeziora Garda, o których to etykietach Wam dziś opowiemy.


Kilka słów na temat geografii

Peschiera del Garda czy Sirmione – te nazwy nie są obce miłośnikom północnych Włoch. Położone nieopodal Werony, na południowym brzegu Gardy, to jedne z najpiękniejszych miejsc w tym regionie Półwyspu Apenińskiego (choć latem niemiłosiernie zatłoczone). Właśnie na południe i zachód od tych miejscowości, na niewielkiej przestrzeni o rozpiętości 11 na 17 kilometrów położone są winnice Lugany.

Nietrudno domyślić się, że tak olbrzymi zbiornik wodny jakim jest Garda odgrywa niebagatelną rolę dla miejscowego mikroklimatu. Przede wszystkim podnosi on temperaturę zimą, a obniża latem, wypłaszczając zarówno dobowe jak i roczne amplitudy temperatur. Miejscowe gleby są pochodną procesów geologicznych, jakie zachodziły tu przed tysiącleciami, gdy lodowiec żłobiący teren, który obecnie zajęło jezioro, naniósł również na jego południowe obrzeża masy gleby aż z Alp. Bliżej brzegów Gardy jest ona bardziej gliniasta, ale im dalej w głąb lądu, tym teren zaczyna robić się delikatnie pagórkowaty, a gleba bardziej kamienista.

Rzesze turystów (zwłaszcza Niemców i Austriaków), którzy dorocznie nawiedzają te okolice wybitnie wpływają na wręcz szaleńczy rozwój apelacji. Dość powiedzieć, że w ciągu ostatnich 10 lat areał winnic wzrósł dwukrotnie, sięgając 2100 hektarów. Dodatkowo Luganą zainteresowało się wielu producentów z sąsiednich regionów (np. z Valpolicelli), kupując to działki, lub po prostu skupując grona i butelkując wina pod swoją marką. Jak to przekłada się na jakość produkowanych win? Doświadczenie każe być ostrożnym i z rozwagą dobierać kupowane butelki.

Odmiana i przepisy apelacyjne

Lugana to kraina odmiany Turbiana, zwanej też Trebbiano di Lugana. Nie należy jednak utożsamiać go z dającym zwykle nieciekawe, anonimowe wina szczepem Trebbiano Toscano. Turbanie bliżej bowiem genetycznie do znanego z Marchii Verdicchio, który uchodzi za jedną z ciekawszych włoskich odmian. Zresztą od lat trwa spór, czy ojczyzną szczepu są okolice Lugany, a dalej na południe został on przeniesiony dopiero później, czy też było wręcz odwrotnie. Tak czy inaczej, jest to odmiana późno dojrzewająca, której zbiory odbywają się zwykle pod koniec września, nawet do połowy października.

Apelacja Lugana wymaga udziału minimum 90% Turbiany, która może być uzupełniona innymi niearomatycznymi odmianami uprawianymi w regionie (większość producentów rezygnuje z tego dodatku, stawiając na wina jedoodmianowe). Niemal 95% produkcji jest zagospodarowane przez wina oznaczane po prostu jako Lugana DOC, ale oprócz nich można produkować butelki oznaczone jako Lugana Superior, Lugana Riserva, Lugana Spumante (musujące produkowane zarówno metodą klasyczną jak i Charmata) oraz Lugana Vendemia Tardivia (rzadko spotykane wino z późnego zbioru, wytwarzane obecnie przez zaledwie trzech winiarzy).


Na degustacji zorganizowanej w Warszawie przez konsorcjum winiarzy z Lugany mogliśmy spróbować następujących pozycji:

Olivini Lugana Spumante Brut 2015

Wino powstaje klasyczną metodą, z wtórną fermentacją w butelkach i dojrzewaniem na osadzie zwykle przez 48 miesięcy. Jest to w 100% Turbiana, zbierana wcześnie, aby zachować tak potrzebną dla produkcji win musujących wysoką kwasowość. Pachnie cytrusami, białymi kwiatami i kwaskowymi jabłkami. Na podniebieniu zdecydowanie wytrawne, kwaskowe i świeże, z delikatnie goryczkowym finiszem i dymnym tłem. Niezbyt skomplikowane, ale świetnie orzeźwiające w ciepły dzień. Dobre+ (88/100).

Citari Conchiglia Lugana 2018 (w Polsce w ofercie Wine&You)

Parcela, z której pochodzą winogrona leży w okolicach Desenzano, na morenowych wzniesieniach, gdzie znajdziemy gliniasto-wapienną glebę. Po fermentacji w stali spędziło na osadzie 6 miesięcy. Aromat jest ciepły, tropikalny – banany, brzoskwinie, ananas. Również faktura jest niemal oleista, ciało pełne i gęste. Na szczęście kwasowość staje na wysokości zadania, a w finiszu ponownie wychodzi więcej świeżego owocu. To typowe wino kulinarne, które dobrze zagra z halibutem, czy nawet drobiem. Bardzo dobre- (89/100).

Zeni Marogne Lugana 2018 (Wine Bureau)

Tu oddalamy się nieco od jeziora i znów przenosimy na nieco bardziej pofałdowany teren koło Pozzolengo. Wino ponownie dojrzewało kilka miesięcy na osadzie. Gdy porównamy je do poprzednika, to widzimy, że jest bardziej świeże, idące w kierunku ziół i minerałów. Usta niezbyt rozbudowane, ale za to w finiszu pojawi się ostra, mineralna kwasowość. Dobre+ (88/100).

Bulgarini 010 Lugana 2018 (Vininova)

Do etykiety „010” producenta Bulgarini trafiają winogrona ze starych winnic, które fermentują częściowo w beczkach, częściowo zaś w stali. Pachnie morelami, melonem i brzoskwiniami. Na podniebieniu pełne, z posmakiem pomelo i skórki pomarańczowej, domknięte przez mocną kwasowość. Przy tym jest to również wino młodziutkie, potrzebuje czasu aby jeszcze się poukładać. Bardzo dobre- (89/100).

Ca’Maiol Molin Lugana 2017 (Le Barbatelle)

Przechodzimy do pozycji o rok starszej, pochodzącej z wyższej linii Ca’Maiol – Linea Selezione. Używane są do niej najstarsze krzewy rosnące na pojedynczej winnicy Molino. Przed rozpoczęciem maceracji grona przechodzą kriomacerację w niskiej temperaturze. Jest ziołowe, chłodne, mineralne, z nutami jabłek i cytryn. Pięknie naprężone, z dobrze nasyconym ciałem, odpowiednim ciężarem i wyraźną kwasowością. Przyjemnie żywe i rześkie. Bardzo dobre (90/100).

Avanzi Borghetta Lugana Riserva 2016

Winogrona pochodzą ze starej winnicy Bragagna, 60% z nich fermentuje w stali, a reszta w beczkach. Aromat jest bardzo bogaty, aż wręcz przesycony. Znajdziemy tutaj nuty maślane, płatki kwiatów, lukier. Za to usta zupełnie inne, ziołowe i rumiankowe, jest też odrobina wanilii. Faktura jest pełna, śmietankowa, a wino kończy się palonym, karmelowym finiszem. Trudno byłoby wypić więcej niż kieliszek solo, ale powinno świetnie sprawdzić się białymi mięsami, jak cielęcina. Bardzo dobre+ (91/100).

Zenato Lugana Riserva Sergio Zenato 2016 (Endorwina)

Zenato to potężny producent, mający winnice w niemal wszystkich apelacjach wokół Gardy. To wino stanowi jedno z klasycznych win kategorii Riserva i jedno z najsłynniejszych butelek całej apelacji. Podczas winifikacji 70% wina fermentuje w dużych 50-hektolitowych beczkach oraz mniejszych 500-litrowych dębowych tonneaux. Następnie dojrzewa ono przez 6 miesięcy w tych beczkach i kolejny rok w butelkach. Ta Riserva pokazuje jaki potencjał drzemie w winach z Lugany. Owocowość jest pięknie słoneczna, czuje się wręcz promienie słoneczne zaklęte w tej butelce. Do tego pojawiają się gruszki, cytryny, jabłka, a także akcenty ziołowe. Całość jest krągła, ładnie zbudowana, a faktura delikatnie maślana. Dodatkowo w finiszu pojawia się słoność i pewna taniczna szorstkość. Chcielibyśmy wrócić do tego wina za 10 lat. Znakomite (93/100).

Ca’Dei Frati Brolettino Lugana Riserva 2012 (dostępne w Młyńska 12 w Poznaniu)

A o tym, że wina z Lugany mogą pięknie dojrzewać przekonała nas ostatnia pozycja. Parcele przeznaczone dla produkcji tego wina leżą niemal nad samym jeziorem. Fermentacja zaczyna się w zbiornikach ze stali, ale kończona jest w baryłkach, gdzie wino na osadzie dojrzewa 10 miesięcy. Nos jest ciemny, dymny, uzupełniony o nuty poobijanych jabłek. W ustach wspaniale maślane, z akcentami zapałek, piękną strukturą i mocnym kwaskowym finiszem. W ogóle nie czuć po nim zmęczenia. Znakomite+ (94/100).


Nawet ta niewielka selekcja pokazuje, że nie mamy w Polsce problemu z dostępnością win z Lugany. Spora liczba importerów zdecydowała się na wprowadzenie na półki won z tej apelacji. Dodatkowo o ile zwykle kojarzyły się nam one z przyjemnymi (ale też niezbyt skomplikowanymi) winami dobrze sprawdzającymi się w słonecznych okoliczności przyrody, to degustacja udowodniła, że mogą to być również poważne wina, mające spory potencjał dojrzewania i warto najlepsze pozycje odłożyć na kilka lat.

Artykuł Lugana – słoneczne wina znad Gardy pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Erwin Sabathi – najsłynniejszy z Sabathich

$
0
0

Dużym plusem podróżowania po Austrii jest fakt, że większość winiarni jest tutaj otwartych dla osób chcących zrobić zakupy niemal przez cały tydzień, a dodatkowo producenci dają zwykle możliwość spróbowania swoich pozycji przed dokonaniem zakupu. Oczywiście, my pawie zawsze piszemy do nich wcześniej maila, gdyż zależy nam na możliwości spotkania się osobiście z winiarzem, zwiedzenia samej winiarni, a czasem (gdy jest ku temu okazja) również przejścia się po winnicy. Bywa jednak, że decydujemy się na odwiedziny zupełnie spontaniczne, nie inaczej stało się właśnie tym razem…


Najsłynniejszy z Sabathich

Nazwisko Sabathi jest w Południowej Styrii bardzo popularne. Znajdziecie tu kilka winiarni, których właścicielem jest właśnie któryś z  Sabathich (co śmieszne, nie wszyscy są ze sobą spokrewnieni – zawiłe koneksje rodzinne opowiadał nam jeden z nich Hannes, ale o nim opowiemy przy innej okazji). Jednak najbardziej znanym winiarzem noszącym to nazwisko jest Erwin, właściciel Weingut Erwin Sabathi. Nie mieliśmy go na liście winiarzy, których chcieliśmy odwiedzić podczas naszej majowej wyprawy do Styrii. Wcale jednak nie dlatego, że jego win nie doceniamy, czy nie lubimy. Próbowaliśmy je rok temu podczas VieVinum i bez wątpienia jest to jeden z najlepszych producentów regionu. Po prostu, chcieliśmy zostawić go sobie na kolejną wyprawę. Jednak podczas jednego z dni wyjątkowo sprężyliśmy się u innych producentów i okazało się, że mamy nieco wolnego czasu. Wtedy padł pomysł, aby chociaż podjechać do Erwina i kupić kilka butelek.

Po przybyciu na miejsce okazał się (były już godziny popołudniowe), że w winiarni akurat nie ma innych gości, zaproponowano nam więc abyśmy przed zakupami spróbowali kilku pozycji. Możecie się domyślać, że nie pogardziliśmy taką propozycją. Jak zaczarowane z plecaka wyskoczyło notesy i ołówki, a widząc to Erwin (który na zapleczu załatwiał jakieś papierkowe sprawy), podszedł do nas, spytał się co nas do niego sprowadza i zaproponował że sam przedstawi nam swoje wina.

Od rolnika do winogrodnika

Rodzina Sabathich (a przynajmniej ta jej odnoga, z której wywodzi się Erwin), z winami miała do czynienia od połowy XVII wieku. Jednak, jak większość miejscowych, przez długi czas produkcja wina była jedynie jednym z elementów ich rolniczej gospodarki. W 1938 roku jego dziadek Johann zakupił posiadłość w miasteczku Pössnitz, na której dzisiaj znajduje się siedziba rodzinnej winiarni. Jakieś 20 lat później Johann zakupił pierwsze działki na Pössnitzbergu, które to cru jest dziś oczkiem w głowie rodziny. W 1992 roku stery przejął Erwin Jr., a w 2004 roku naprzeciwko rodzinnego domu otwarto nowoczesny budynek winiarni. Choć to Erwin jest właścicielem i szefuje całemu przedsięwzięciu, również jego dwaj młodzi bracia Gerd i Christoph są zaangażowani w prowadzenie firmy.

Filozofia produkcji win przez Erwina jest prosta, uważa, że kluczem jest zrozumienie miejsca pochodzenia winogron. Dlatego też przykłada dużą uwagę do pracy na winnicach, starannej kontroli upraw i wielkości zbiorów. W 2016 roku rozpoczął proces certyfikowania dla uprawy organicznej, a fermentacja odbywa się na naturalnych drożdżach.

Spróbowane wina

Erwin Sabathi Weissburgunder Südsteiermark 2018 (9,80 eur – podajemy ceny przy zakupie bezpośrednio u winiarza)

Styryjskie białe Pinoty smakują nam na równi z tutejszymi Sauvignon Blanc. Wino pochodzi z mieszanki owoców z różnych parceli Erwina i trafia na rynek szybko, bo 1 marca roku po zbiorach. Ma to być w zamyśle proste, orzeźwiającej, codzienne wino i w tej roli wypada znakomicie. Jest przyjemnie aromatyczne (głównie jabłka i zioła), ale ma też niezłe ciało i niesie w sobie dużą dawkę rześkości. Bardzo dobre (90/100).

Erwin Sabathi Jägersberg Weissburgunder 1STK 2017 (16 eur)

Jägersberg to siedlisko (przez organizację Steirischen Terroir- und Klassikweingüter klasyfikowaną jako Erste Lage) z niewielkimi różnicami temperatur między dniem, a nocą. Dzięki temu świetnie nadaje się do uprawy odmian burgundzkich. Dominują na nim osady, które przed wiekami naniosło tutaj morze, a gleba jest piaszczysta. W porównaniu do poprzednika ta pozycja jest bardziej wycofana, skryta. Potrzebuje jeszcze czasu, bo na razie poza delikatnymi akcentami jabłek i mineralnością, pokazuje niewiele. Na pewno wybija się mocna kwasowość, co pozwala docenić potencjał dojrzewania tego Pinota. Bardzo dobre+ (91/100).

Erwin Sabathi Jägersberg Grauburgunder 1STK 2017 (21 eur)

Z tej samej winnicy spróbowaliśmy też Pinot Gris, które od razu zaznaczyło wejście na scenę mocniejszym ciałem i wyraźnymi, bardzo atrakcyjnymi nutami owoców (jabłka i gruszki). Na podniebieniu dochodzą również cytryny i delikatnie kremowa faktura. Wino jest świetnie zbudowane, powinno być bardzo plastyczne kulinarnie (podalibyśmy je do duszonej cielęciny), a domyka ja mocno mineralny, czy wręcz taniczny finisz. Znakomite (93/100).

Erwin Sabathi Leutschach Chardonnay 2017 (13,50 eur)

Co ciekawe, Erwin jest jednym z nielicznych producentów ze Styrii, który dla swoich win z Chardonnay nie używa nazwy Morillon, która znaczenie częściej pojawia się na miejscowych etykietach. Tu mamy pozycję kategorii Ortswein, pochodzącą z winogron rosnących w gminie Leutschach, najdalej wysuniętej na zachód z gmin należących do regionu Südsteiermark. Tutejsza gleba jest zbudowana głównie z morskich osadów, a klimat charakteryzuje się dużymi różnicami temperatur między dniem, a nocą (przez wpływ nieodległego łańcucha Korapli. Jak na wino ze „średniej” linii producenta jest tu spora koncentracja, owoc kręci się wokół nut gruszek i mirabelek, a całość wieńczy bardzo użyteczna kulinarnie goryczkowo-migdałowa końcówka. Przy tym nasyceniu wino nie traci werwy i kwaskowego nerwu. Bardzo dobre+ (91/100).

Erwin Sabathi Saffran Chardonnay 2017 (24,90 eur)

Winnica Safran w całości należy do rodziny Sabathich i jest w 100% obsadzona przez Chardonnay. Jest dość wietrzna, więc winogrona łatwo się osuszają po częstych deszczach, które są jednym z największych problem dla styryjskich winiarzy. Wino powstałe z krzewów na niej rosnących, dojrzewa przez 18 miesięcy w beczkach. W tym momencie nuty waniliowe są jeszcze dość intensywne, ale też nie zdominowały one charakteru wina. Zza nich wyziera mocna kwasowość i jabłkowo-cytrynowy owoc. Prezentuje świetny balans między owocami, mineralnością i użyciem dębu. Równowaga tych trzech składników jest przepiękna, a pamiętajmy z jak młodym winem mamy do czynienia. Znakomite (93/100).

Erwin Sabathi Pössnitzberg Chardonnay GSTK 2017 (29.90 eur)

Nazwa najsłynniejszej parceli, z której powstają wina Erwina pochodzi od słoweńskiego słowa „pesek” oznaczającego piasek. Mówi to wiele o charakterze gleby, którą znajdziemy na tej winnicy. Dodatkowo charakteryzuje ją znaczna stromizna (miejscami dochodząca do 75%) oraz spora domieszka wapienia, nadającego glebie bardzo jasną, niemal białą barwę. Ten kredowy margiel nosi nazwę „opok” i jest jedną z najbardziej charakterystycznych gleb w Styrii. To wino było butelkowane 1 maja (po 18 miesiącach dojrzewania w dużych beczkach), więc gdy zawitaliśmy do Erwina było jeszcze nieułożone, nieco niespokojne bezpośrednio po zabutelkowaniu.  Mimo swojego niemowlęctwa już teraz prezentowało niezwykłą elegancję, stonowanie i dostojność. Na razie owoc był zdominowany przez mocną mineralność i kwasowość, ale powinien dojrzeć z wiekiem. Dajcie mu poleżeć kilka lat na półce. Znakomite- (92/100).

Erwin Sabathi Pössnitzberg Chardonnay Alte Reben GSTK 2017 (48 eur)

Pozostajemy na Pössnitzbergu, ale tym razem mamy tutaj esencję z najstarszych krzewów Erwina, których wiek przekracza 50 lat. Cóż można powiedzieć o tym winie, gdy tak młode było nawet poprzednie? Na pewno jest tu jeszcze więcej elegancji, poukładania i klasy, a przy tym ta pozycja jest jest bardziej skupiona i pozamykana niż poprzednik. Tym niemniej już teraz widać w nim niesamowite pokłady koncentracji i dostojeństwa. Szkoda otwierać przez najbliższe 5 lat. Znakomite (93/100).

Erwin Sabathi Sauvignon Blanc Südsteiermark 2018 (12,80 eur)

Teraz czas na przejście przez Sauvignony Erwina, a zaczynamy od najprostszej pozycji, a więc wina regionalnego. Od razu wita się z nami aromatyczny nosem, bardzo apetycznym, jabłkowo-cytrynowo-gruszkowym. Jest świeżutkie, lekkie i bardzo rześkie. Mocna kwasowość idzie za pan brat z owocowością. Idealne wino na ciepłą wiosnę i upalne lato. Bardzo dobre- (89/100).

Erwin Sabathi Leutschach Sauvignon Blanc 2017 (13,50 eur)

Tu znów sięgamy do butelki, w której zgromadzono wino pochodzące z różnych parceli w miasteczku Leutschach. Warto je ponownie porównać z nieco tańszym poprzednikiem. W takiej sekwencji, to wino jest chłodniejsze, bardziej kwaskowe, szczupłe i mineralne. Nie ma aż tak zachęcającej owocowości, a bardziej gra na tonach ziołowych i precyzyjnej, mocnej kwasowości. W finiszu wychodzą również mocne zielone jabłka. Bardzo dobre+ (91/100).

Erwin Sabathi Pössnitzberg Sauvignon Blanc GSTK 2016 (29 eur)

Pierwszym Sauvignon z Pössnitzbergu było wino delikatnie starsze. Odmiana ta bywa charakteryzowana jako „all green” i w tym przypadku jest to jak najbardziej trafne określenie. Wino pachniało szparagami, świeżo skoszoną trawą i zielonymi jabłkami. Również na podniebieniu wybitnie szparagowe, ale też świetnie soczyste i mineralne. Wciąż również młodziutkie i mające olbrzymi potencjał. Znakomite- (92/100).

Erwin Sabathi Pössnitzberg Sauvignon Blanc GSTK 2017 (29,90 eur)

Ciekawie jest porównywać to samo wino z dwóch różnych roczników. W pozycji o rok młodszej więcej jest tonów jabłek i gruszek, świeżego i orzeźwiającego owocu. Kwasowość wydaje się nawet ciut wyższa niż w przypadku 2016 rocznika, w finiszu aż bolą od niej zęby. Ta energetyka i elektryczność tego wina jest świetna. Znakomite+ (94/100).

Erwin Sabathi Pössnitzberg Sauvignon Blanc Alte Raben GSTK 2017 (48 eur)

Tutaj znów mamy pozycję z najstarszych krzewów Sauvignon Blanc rosnących na Pössnitzbergu. Wino dojrzewało przez 18 miesięcy w dużych beczkach. Jest oszałamiające, nasycone nutami moreli, cytryn, bardzo skoncentrowane i skupione. Za to już w ustach chłodne, kwaskowe i mineralno-papierówkowe. Balansuje pomiędzy tą feerią owoców, a mineralnym kręgosłupem i wychodzi mu to przepięknie. Arcydzieło- (95/100).

Erwin Sabathi Chardonnay Brut 2013 (20,80 eur)

Choć zwykle musiaki próbowane są na początku stawki, to Erwin postanowił pokazać nam swojego Chardonnay w bąbelkowej wersji przed słodkim winem, aby odświeżyć nieco kubki smakowe. Wino jest produkowane metodą tradycyjną, choć to jednak owoce, a nie typowe dla tego sposobu produkcji akcenty drożdżowo-chlebowe, są na pierwszym miejscu. Mamy tu więc jabłka, cytryny i przyjemne musowanie, ale brakuje trochę większej głębi. W Styrii piliśmy lepiej wykonane musiaki. Dobre+ (88/100).

Erwin Sabathi Pössnitzberg Trocenbeerenauslese 2017 (19,80 eur za butelkę 0,375 l)

Przepiękne wino pokazujące szczyty możliwości słodkiego Sauvignon Blanc. Zaczyna się miodowo, potem dochodzą kwiaty lipy, morele, maślane herbatniki. Co jednak istotne, mimo 244 gram cukru (!) jest to dalej świeże, kwaskowe wino. Zupełnie nie męczy, wręcz ma się ochotę na kolejny kieliszek. Aksamitna, oleista faktura. Arcydzieło- (95/100).


Choć Sytria jest znana głównie ze swoich Sauvignon Blanc, to po wyjściu od Erwina, gdy na gorąco komentowaliśmy między sobą wrażenia, zgodnie stwierdziliśmy, że to wina z bordoskich odmian zrobiły na nas większe wrażenie. Zachwyciły nas zwłaszcza jego Chardonnay. Choć przecież nie jesteśmy fanami tej odmiany, w wykonaniu Erwina były to naprawdę fenomenalne wina.


A tutaj jeszcze krótki film z podsumowaniem:

 

Artykuł Erwin Sabathi – najsłynniejszy z Sabathich pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.


SPOT. i Polskie wina vol. 6 – nie trzeba lekarza ;)

$
0
0

Festiwal poświęcony polskim winom, który już od 6 lat odbywa się w poznańskiej restauracji SPOT. to impreza, którą warto wpisać sobie do kalendarza, gdy tylko w Internecie zobaczycie promujące ją posty. W tym roku mieliśmy przyjemność wziąć w niej udział po raz drugi, a dziś chcemy Wam przekazać garść wrażeń z tego dnia, skupiając się na porannych warsztatach. I uwaga – wbrew temu, co o polskich winach pisał niedawno znajomy bloger, zachwyty nad nimi nie powodują u nas konieczności natychmiastowej wizyty u lekarza 🙂


Pierwszym punktem tego rozbudowanego planu dnia był pięciodniowy obiad (!) podarowaliśmy sobie śniadanie, bo zaczął się już od 10:00. Jednak poranny post wart był poświęcenia, bo do wspaniałego menu zaproponowano sześć różnych polskich win. W tym roku w kuchni SPOT. zarządzał gościnnie szef łódzkiej kuchni w restauracji AfogatoJakub Hamankiewicz.

Niewątpliwą zaletą tak skonturowanych warsztatów były komentarze winiarzy, których większość obecna była na sali i mogła na bieżąco wprowadzać uczestników w szczegóły dotyczące zastosowanych metod produkcji czy trudności jakie napotkali w danym roczniku. Głos zabierali również obecni sommelierzy, którzy z drugiej strony przedstawiali swoje opinie, na temat tego jak wina radzą sobie w połączeniu z jedzeniem. Całą dyskusję prowadzili Maciej Nowicki i Sławek Sochaj.

Wędzona troć | sałatka ziemniaczana z kiszonym koprem | mus z maślanki z koperkiem

Do pierwszego dania spróbowaliśmy kilku polskich musiaków, która to kategoria rozwija się naprawdę dynamicznie, czego dowodem była choćby niedawna degustacja w ciemno podczas zlotu blogosfery.

Rozpoczęliśmy od dawno prze nas niepróbowanego Winnica Miłosz Grempler 2017, który powstaje z gron Pinot Blanc. Pachnie jabłkami (papierówki) i cytrynami, również na podniebieniu jest mocno kwaskowe, soczyste, świetnie wytrawne. Bardzo energetyczne, ale według nas niestety stało obok dania. Bardzo dobre+ (91/100).

Kochamy Pet-Naty (wina, które zostają zabutelkowane nim fermentacja ulegnie zakończeniu, a wytworzony w butelce osad drożdżowy nie jest z niej usuwany), dlatego cieszymy się, że również ten rodzaj musiaków pojawia się w naszym kraju. Winnice Wzgórz Trzebnickich Riesling Musujący 2014 produkowany właśnie tą metodą jest świetnie naftowy, podobnie jak poprzednik jabłkowo-cytrynowy, z miodowym tłem. Zdecydowanie owocowy, z pojawiającą się w finiszu delikatną goryczką, która z daniem stanowiła ciekawe połączenie. Bardzo dobre+ (91/100).

Kolejne wino testowaliśmy już podczas wspomnianej wyżej degustacji – było to Winnica Lorków Musujące 2015. Tym razem smakowało nam nawet bardziej, niż butelka próbowana wiosną. Wydało się bardziej owocowe, nie tak dzikie i przyjemnie ożywiło danie. Bardzo dobre+ (91/100).

Również kolejna pozycja to wino nam już znane, a więc Winnica Gostchorze Gostart 2018. Jest jeszcze młodziutkie, z nutami drożdży, gruszek, jabłek i dobrym balansem między cukrem a kwasowością. Ta jego młodzieńcza werwa nieco zdominowała połączenie z trocią. Znając wina od Guillaume Duboisa, zwyczajnie dalibyśmy tej pozycji więcej czasu (zresztą na razie winiarz zabutelkował jedynie niewielką partię najnowszego rocznika, a reszta wciąż dojrzewa w stalowych zbiornikach na osadzie). Bardzo dobre (90/100).

Następne wino okazało się sporym zaskoczeniem. Winnica Dworu Sanna Różowe Musujące 2017, to bowiem musiak wykonany z Regenta (!). Z uwagi na trudne warunki pogodowe producent postanowił przeznaczyć całość zbiorów tej hybrydy właśnie na wino musujące. W efekcie otrzymał pozycję z nutami malin, truskawek, świetną kwasowością i lekko ziemistym tłem, a w finiszu pojawia się również odrobina pieprzu i przypraw. Zaskakująco smaczne, poza tym naprawdę przyjemnie komponowało się z rybą. Bardzo dobre+ (91/100).

Ostanim winem tego zestawu była pozycja już beż musowania – Winnica Moderna Johanniter Późny Zbiór 2018. Choć samo wino jest ciekawe, z nutami tropikalnych owoców (melon, marakuja) i kwiatów, to niestety przeszło niezauważalnie obok talerza. Dobre+ (88/100).

Veloute z białych szparagów | zielony szparag z kruszoną z czarnego chleba | czarnuszka | konfitowany biały szparag

Festiwal obywał się w szczycie sezonu szparagowego, nic więc dziwnego, że na stole pojawiło się danie oparte o to warzywo. Do niego zaproponowano oczywiście set białych propozycji.

Spod Krakowa do pierwszego z kieliszków trafił Winnica Wieliczka Riesling 2017, który jak wszystkie wina Agnieszki Wyrobek-Rousseau jest ekstremalnie wytrawne (0,4 grama cukru resztkowego), szczupłe, oparte na mineralnej, surowej nucie, z jedynie subtelnym dodatkiem jabłek. Choć bardzo przyjemne solo, to w duecie ze szparagami okazało się zbyt wytrawne i przesłoniło danie. Bardzo dobre+ (91/100).

Dalej szło Winnica Equus Passage Cuvee 2017, a więc dojrzewający na osadzie przez 3-4 miesiące kupaż Chardonnay i Solarisa. Pachnie słodkimi jabłkami i kwiatami, z dobrym balansem między kremowym ciałem i energiczną kwasowością. Faktura wina dobrze zgrywała się zwłaszcza z białymi szparagami. Znakomite- (92/100).

Kolejna pozycja to wino, na które ostrzyliśmy sobie zęby od dłuższego czasu. Winnica Kojder Souvignier Gris Premium 2017 pochodzi z okolic Szczecina, a powstaje z odmiany stworzonej w latach 80-tych w Niemczech (krzyżówka szczepów Bronner i co ciekawe Caberneta Sauvignon). Pachnie ananasem, ale też suszonymi ziołami, majerankiem. W ustach można dostrzec akcenty orzechowe i mocną, cytrynową kwasowość, a w finiszu przyprawową pikantność. Ten ostatni element przyjemnie współgrał ze szparagami i czarnuszką. Znakomite- (92/100).

Polscy winiarze wciąż nieśmiało korzystają z możliwości dojrzewania wina w beczkach. Jednak pojawiają się coraz ciekawsze wyjątki, jak choćby Winnica Dworu Sanna Lasy Roztocza 2016. W składzie znajdziemy 80% Johannitera uzupełnionego o Solarisa, które przez 8 miesięcy dojrzewają w beczce. Jest woskowe, pachnie brzoskwiniami, gruszkami, wanilią i orzechami. Użycie beczki jest naprawdę świetne, a równowaga pomiędzy nutami dębu i owocowością wzorcowa. Bardzo dobre+ (91/100).

Michał Pajdosz z Winnicy Jakubów to jeden z naszych ulubionych rodzimych winiarzy, jednak jego zwariowane podejście do produkcji sprawia również, że czasem jego wina bywają mało konsekwentne w wyrazie. Tak stało się w przypadku Winnica Jakubów Hibernal 2018, który w tym roku ma kilkanaście gram cukru resztkowego i dla nas wydał się zbyt pełny, mocno tropikalny, choć o dziwo ten jego bogaty ton nieźle pasował do szparagów. Bardzo dobre (90/100).

Na koniec ponownie wracamy do Krzysztofa Fedorowicza i jego Winnica Miłosz Lauda 2018. Jest to przyjemnie zbalansowane wino, prezentujące równowagę pomiędzy owocami (jabłka, gruszki), kwasowością i cukrem resztkowym. Smaczne i bardzo zgodnie prezentowało się z daniem. Bardzo dobre+ (91/100).

Kulbin gotowany w palonym maśle | risotto z selera | infuzja szalotek i cytryn

Kolejny zestaw win został zatytulowany jako „wina specjalne”. A miał akompaniować gotowanemu w palonym maśle kulbinowi podanemu z delikatnym selerowym risotto.

Pierwsze z tych win, a więc Winnice Wzgórz Trzebnickich Pinot Gris 2018 pokazał problemy jakie winiarze mieli w tym wyjątkowo ciepłym roczniku, gdzie bardzo dojrzałe owoce przełożyły się na często zbyt wysoki poziom alkoholu. Maceracja trwająca 10 dni pozostawiła po sobie nuty kwiatów, porzeczek i przypraw, ale właśnie wychodzi również sporo gryzącego alkoholu. Z rybą zabrakło nam niestety synergii. Dobre (87/100).

Winnica Miłosz Pinot Blanc Orange 2018 maceracja gron ze skórkami trwała jeszcze dłużej, bo 3 tygodnie. W warstwie zapachowej jest schowany, za to na podniebieniu z mocnymi, drapiącymi taninami i słonawym posmakiem umami. Choć samo w sobie bardzo ciekawe, to znów z jedzeniem coś nie zagrało. Bardzo dobre- (89/100).

Sauvignier Gris powoli wyrasta na jedną z gwiazd rodzimego winiarstwa, a na obsadzenie tą odmianą swoich winnic decyduje się coraz większa liczba producentów. Winnica Półtorak Souvignier Gris 2017 nim trafił na 9 miesięcy do beczek, był przez 16 dni macerowany na skórkach. Pachnie politurą, lakierem do paznokci i suszonymi śliwkami, w ustach pojawia się również wanilia, przyjemny ciężar i dodatek przypraw. Świetnie pasowało zwłaszcza do znajdującego się w daniu selera. Znakomite (93/100).

Wino spod Ślęży to nowy projekt na naszej scenie winiarskiej, któremu doradza Michał Pajdosz. Wino Spod Ślęży Gewurztraminer 2018 zaczyna się nutami kiszonki i zielonych ogórków. Ciekawiej robi się po jego spróbowaniu, tu mamy susz herbaciany, typowe dla odmiany płatki róży i liczi. Brakuje trochę kwasowości, ale weźmy też pod uwagę, że Gewürztraminer nie jest szczepem z niej słynącym. Natmiast połączenie z daniem było jednak nieudane, wino stało obok kulbina. Dobre+ (88/100).

Małżeństwo Płochockich to weterani naszego winiarstwa, a ich Winnica Płochockich Kvevri 2015 jak wskazuje nazwa jest produkowane na modłę gruzińską, w glinianej, dużej amforze przywiezionej specjalnie z Kaukazu. Pachnie kwiatami, smakuje zaś sosem sojowym i selerem (dlatego świetnie komponowało się z daniem). Osobiście brakowało nam trochę mocniejszego ciała i bardziej wyrazistych tanin, których oczekiwalibyśmy po winie z qvevri. Dobre+ (88/100).

Ostatnim winem w tym zestawie był „klasyczny” już róż – Winnica Skarpa Dobrska Adonis Rose 2018. Od razu zdradzimy Wam, że to jedno z naszych ukochanych polskich win, choć niestety połączeniem z rybą nie było zbyt udane. Natomiast próbowany solo ten Zweigelt ma w sobie mnóstwo wiśniowego owocu uzupełnionego o akcenty poziomek, czerwonych porzeczek i malin. Super soczyste, żywe, radosne i uwodzicielskie. Znakomite- (92/100).

Polędwica cielęca | dym z grilla | młoda marchew z emulsji maślanej z cytrusami i anyżem | ziemniak

Zwykle gdy na stół trafia mięso nasze myśli kierują się ku czerwieniom. Tu zaproponowany zestaw zdominowany rzeczywiście przez czerwone wina miał niełatwe zadanie, bo przygotowana polędwica była bardzo delikatna, ale też mocno wyczuwalne były akcenty dymne.

Pomostem pomiędzy poprzednim setem był Winnica Jakubów Rose 2017. Michał Pajdosz opowiadał, że obawiał się zaprezentować to wino, gdyż nie wiedział czy dalej będzie świeże, ale na szczęście jego obawy były nieuzasadnione. Ten Regent był truskawkowo-śmietankowy, miał spore ciało i cały czas zachowaną kwasowość. Przyjemnie też zgral się z delikatnym mięsem. Bardzo dobre (90/100).

Winnica Płochockich Geltus 2017 to ponownie Zweigelt, tym razem już zrobiony na „czerwono” i idący pod dyktando akcentów ziemistych i liściastych. Trochę mało w nim owoców, ale za to pojawiają się przyjemnie drapiące taniny i pikantność. W zestawieniu z winem był jednak odrobinę zbyt szorstki. Bardzo dobre+ (91/100).

Jeszcze jedno wino z tej odmiany to Winnica Skarpa Dobrska Zweigelt 2016. Piliśmy je wkrótce po zabutelkowaniu i musimy przyznać, że ten czas w butelce wyszedł mu zdecydowanie na plus. Zamiast buzującego, nieposkromionego owocu jest tu obecnie znacznie więcej powagi. Truskawki i wiśnie są już bardziej dojrzałe, ale całość wciąż kwaskowa i żywa. Z jedzeniem było jednak nieco zbyt intensywne. Znakomite- (92/100).

Kolejny raz zaskoczyło nas Podkarpacie w wykonaniu Winnica Spotkaniówka Regent 2016. Wino dojrzewało chyba przez jakiś czas w beczkach, bo wyczuwamy wyraźne akcenty dymu, czy nawet węgla. Dochodzą do nich również nuty porzeczek, śliwek i pieprzu. Ten dym dobrze komponował się z identycznymi akcentami w potrawie. Znakomite- (92/100).

Winnica Equus Cabernetis 2018 miał w sobie sporo nut zielonych i pieprznych. Obok nich na podniebieniu pojawiają się również dojrzałe maliny i soczyste śliwki, a całość jest przyjemnie żywa i lekko taniczna. Z próbowaną cielęciną wyszło poprawie, ale bez większych emocji. Bardzo dobre- (89/100).

Na sam koniec zostawiono najlepsze wino tego zestawu, a więc Winnica Turnau Pinot Noir 2016. Tak się złożyło, że dzień wcześniej próbowaliśmy niemieckiego Spätburgundera z Ahr od Wiengut Burggarten i w ciemno mielibyśmy problem, aby te wina od siebie odróżnić. Ten Pinot dojrzewał przez 18 miesięcy w używanych beczkach, w efekcie mamy tu żurawinę, dym i wędzonkę. Na podniebieniu królują dojrzałe wiśnie, ale też tak lubiany przez nas w winach z tej odmiany akcent leśny, ściółka, pieprz i zioła. Świetnie zgrało się z cielęciną stanowiąc najlepsze połączenie w tym secie. Znakomite (93/100).

Creme patissiere | rabarbar | truskawka | rozmaryn

Wreszcie przyszedł czas na deser w wydaniu bardzo świeżym, gdzie słodki krem został wzięty w ryzy przez kwaskowe nuty rabarbaru i truskawek.

Rozpoczęliśmy jedynym trunkiem, który winem nie był, a więc Winnica Wieliczka Bzik 2018. Ten fantastyczny napój to bowiem cydr aromatyzowany kwiatami bzu. Pachnie kiszonymi cytrynami i soczystymi jabłkami. Jest żywy i kwaskowy, a charakterystyczny posmak bzu świetnie uzupełnia kwasowość ust. Jednak w zestawieniu z deserem wychodziła nieprzyjemna zieloność. Bardzo dobre+ (91/100).

Dalej wróciliśmy na Wzgórza Trzebnickie, aby tym razem spróbować Winnice Wzgórz Trzebnickich Riesling 2018. Owoce zebrano w pierwszym tygodniu października, a w winie zachowano 11 gram cukru. Pachnie kwiatami, morelami i brzoskwiniami, nad całością zaś unosi się delikatnie miodowy posmak. O ile gdy pijemy go solo, to słodycz i cukier przyjemnie się balansują, to już z daniem jednak tego cukru resztkowego było za mało. Bardzo dobre+ (91/100).

Następnie przyszła kolej na Winnice Kojder Reserve 2017, czyli Solaris z niewielkim dodatkiem Johannitera, przy czym grona były dotknięte szlachetną pleśnią, a wino spędziło pół roku w nowych baryłkach. O aromacie znajdziemy miód, cytryn w syropie, ale też korzenne przypraw i kwiaty. Mimo sporej dawki cukru resztkowego (ponad 100 gram) w finiszu to kwasowość zostaje na podniebieniu. Podobało się nam połączenie tej pozycji z deserem, choć czegoś zabrakło do osiągnięcia ideału. Znakomite- (92/100).

Winnice Płochockich Raisins to Hibernal z dodatkiem podsuszanego Solarisa. Jest mocno owocowe, pod dyktando gruszek, mirabelek i moreli, ale u utach trochę zbyt ugładzone, bez mocniej zarysowanej kwasowości. Nie porwało również z deserem. Dobre+ (88/100).

Za to Winnica Turnau Wino Lodowe 2017 to jeden z hitów degustacji, który też w naszej ocenie najlepiej zgodził się z deserem. Jak zdradza już nazwa, powstało ono metodą stosowaną u niemieckich Eisweinów, czyli przez zebranie w lutym 2018 roku (!) wymrożonych gron Johannitera. Jest obłędne, z nutami gruszek w słodkiej zalewie, miodu, wosku, kandyzowanej skórki pomarańczy. Przepiękny jest ten balans pomiędzy wciąż mocną kwasowością, a cukrem, którego jest tutaj 150 gram. Ta pozycja mogłaby spokojnie stawać w szranki z wieloma zagranicznymi słodkimi winami. Arcydzieło- (95/100).

Z ostatnim winem wracamy do Michała Pojdosza. Jego Winnica Jakubów Solaris 2018 to prawdziwy potwór o zawartości około 200 gram cukru, ale na szczęście zbalansowanego przez 10 gram kwasowości. Są tu zioła, morele, brzoskwinia i oleiste, bardzo gęste ciało, które okazało się właśnie zbyt potężne dla stosunkowo filigranowego deseru. Bardzo dobre+ (91/100).


To była prawdziwa uczta dla zmysłów. Praktycznie wszystkie zaprezentowane wina pokazały naprawdę wysoki, a czasem po prostu światowy poziom. Dopracowane dania Jakuba również zostały przygotowane z wyczuciem, tak aby podkreślić ich zalety. Od stołu odeszliśmy zwyczajnie zadowoleni.

P.S. Na festiwal zostaliśmy zaproszeni przez organizatorów, koszty dojazdu i noclegu ponieśliśmy samodzielnie.

Artykuł SPOT. i Polskie wina vol. 6 – nie trzeba lekarza ;) pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

[video] – Dorsz na bogato plus dwa austriackie wina

Gnocchi w żabnicowym sosie i…

$
0
0

Pod naszym ostatnim postem, gdzie wspólnie z Wojtkiem gotowaliśmy dorsza w krewetkowo-krabowym sosie, jeden z naszych najwierniejszych czytelników podzielił się z nami ciekawym przepisem, który stał się inspiracją do dzisiejszego obiadu. Niestety w Polsce trudno jest zdobyć różne „odpadki” po owocach morza, ale czasem udaje się w dobrych sklepach rybnych dostać  pozostałości po rozbiorze ryb i namawiamy Was do takich poszukiwań. Sami w sobotę podjechaliśmy do Hali Gwardii i udało nam się zdobyć fajne kawałki po żabnicy.

Jakie danie z tego wymyśliliśmy i co do niego dobraliśmy?


Gnocchi w rybno-śmietanowym sosie

Przyznajemy, najtrudniejszą częścią tego dania jest pozyskanie odpowiednich składników. Jeśli macie w okolicy sklep rybny, najlepiej taki, który samodzielnie filetuje i patroszy ryby, spróbujcie uśmiechnąć się do sprzedawcy, czy nie zostało mu trochę kręgosłupów lub głów, które są idealne do przygotowania bulionu będącego podstawą naszego dania. We Włoszech, Francji, czy Hiszpanii pytanie o takie „odpadki” nie uchodzi za nic dziwnego, a i w Polsce w co lepszych sklepach spotka się ono ze zrozumieniem (ba! w niektórych takie resztki są normalnie zostawiane za ladą).

Przygotowaniem bulionu rybnego rządzi bowiem identyczna zasada, jak w przypadku gotowania dobrego rosołu – najlepszymi częściami są te, które zawierają dużo materiału kostnego, ości, chrząstek, tłuszczu czy skóry. Nie martwcie się jednak, nawet jeśli początkowo wywar gotowany na tych elementach ma „specyficzny” zapach (zasmrodził nasze całe mieszkanie), to efekt końcowy będzie niesamowity. Dodatkowym plusem jest fakt, że te pogardzane przez wielu części kosztują grosze, a czasem są zwyczajnie oddawane zupełnie za darmo (z porozumiewawczym uśmiechem sprzedawcy, który zrozumie o co chodzi).

Nam na stanowisku chłopaków z Prosto z sieci w Hali Gwardii udało się wczoraj zdobyć cztery kręgosłupy z żabnicy. Zaczęliśmy od tego, że po ich przepłukaniu, zalaliśmy je litrem chłodnej wody, dodaliśmy kilka liści laurowych, dwa ząbki czosnku z łupinkami, połówkę kostki rosołowej (tak, poszliśmy na łatwiznę w tym zakresie) i rozpoczęliśmy gotowanie naszego bulionu. Po mniej więcej 90 minutach gotowania na wolnym ogniu, przecedziliśmy bulion na sitku i odstawiliśmy na bok. Pokroiliśmy w półplasterki dwie małe cebulki, a niewielki korzeń pietruszki, marchewkę i dwie gałązki selera naciowego w kostkę. Następnie kilka minut przesmażyliśmy warzywa na oliwie z dodatkiem masła, w tym samym garnku, w którym wcześniej gotował się bulion (my wykorzystaliśmy woka). Gdy warzywa się już lekko zeszkliły, dodaliśmy kieliszek wytrawnego białego wina (o którym za chwilę) i pozwoliliśmy mu się przez kilka minut wygotować. Następnie zalaliśmy warzywa wcześniej odstawionym bulionem, podkręciliśmy gaz i tak powstały sos mocno redukowaliśmy. Puryści mogliby w tym momencie ponownie przecedzić sos, aby pozbyć się warzyw, które oddały już mu cały swój smak, ale nam szkoda było się ich pozbywać, a poza tym dodały kolorytu całej potrawie.

Gdy ilość płynu zmniejszyła się mniej więcej o 2/3, dolaliśmy do sosu nieco słodkiej i płynnej 30% śmietanki, doprawiliśmy solą, białym pieprzem i gałką muszkatołową. Ponownie pozwoliliśmy całości nieco się zredukować (choć już na mniejszym ogniu), po czym wrzuciliśmy do środka kupione wcześniej gnocchi (mamy swoje ulubione, które kupujemy w Tutto Bene na Olkuskiej). Czekamy, aż gnocchi będą mięciutkie, dodajemy do całości posiekaną natkę pietruszki i przekładamy na talerz.


Bertrand Beauchais Les Charactères Muscadet Sèvre et Maine sur Lie 2017

Loarskie Muscadety to jedne z najlepszych połączeń do wszelkiej maści ryb i owoców morza. Przyznamy się Wam, że wino to zakupiliśmy (w ursynowskim Leclercu, w cenie 22,99 zł) głównie z uwagi na to, że było nam potrzebne do przygotowania sosu i celowo szukaliśmy „ekonomicznej” pozycji. Wino jest dość proste, z aromatami jabłek i cytryn, a przede wszystkim mocną kwasowością i delikatnie słonawym posmakiem. W naszym założeniu jego rola miała się skończyć na gotowaniu, ale spisało się nadzwyczaj dobrze w połączeniu z samym daniem, wnosząc do niego sporo ożywienia i przecinając dość pełen, śmietanowy sos. Dobre- (86/100).


Weingut Polz Grauburgunder Südsteiermark 2017

No i tu niespodzianka, bo właśnie ta pozycja miała grać pierwsze skrzypce z jedzeniem, ale jak to zwykle bywa, rzeczywistość zweryfikowała nasze plany. Butelka pochodzi od jednego z najlepszych producentów austriackiej Styrii (u producenta kosztuje 18,50 eur) i jest to wino pełne, dobrze zbudowane. Pachnie czerwonymi jabłkami, płatkami róży, bazylią. Usta delikatnie maślane, dość mocne, nieco oleiste, z kwaskowym posmakiem. Jednak w zestawieniu z daniem zabrakło trochę mocniejszej kwasowości, a samo wino robiło się zbyt gorzkie. Dobre+ (88/100).


Po raz kolejny sprawdzają się dwie prawdy, które od jakiegoś czasu chcemy Wam przekazać. Po pierwsze, podstawowym wyborem do dania powinno być wino, które wcześniej używamy do gotowania, w ośmiu przypadkach na dziesięć będzie ono świetnie pasowało do jedzenia. Po drugie, nie jest prawdą, że droższe wino będzie zawsze lepsze do jedzenia, kluczowa jest zgodność komponentów smakowych, a nie cena.

Artykuł Gnocchi w żabnicowym sosie i… pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Weingut Hiedler – zaczynamy Tour de Vin

$
0
0

Początek maja obfituje w całej Austrii w różnorodne festiwale winiarskie. Dość powiedzieć, że w tym samym czasie takie imprezy odbywały się w Wachau, Burgenlandzie i trójkącie Kremstal, Traisental, Kamptal. Niestety, nie mogliśmy się rozdwoić, czy wręcz roztroić, więc postanowiliśmy wziąć udział w tym ostatnim wydarzeniu, którego organizatorem było stowarzyszenie Traditionsweingüter Österreich Region Donau (ÖTW).


Ten dwudniowy festiwal zatytułowany Tour de Vin pozwala poznać wszystkich 36 producentów producentów zrzeszonych w ÖTW Donau. Każdy z winiarzy otwiera swoje winiarnie i piwnice prezentując pełne portfolio win, a czasem i kilka starszych ciekawostek, czy pozycje od innych, zaprzyjaźnionych producentów. Na dziedzińcach winiarni rozkładają się również foodtrucki i stanowiska z lokalnymi smakołykami. Palce lizać… Jedynym minusem jest fakt, że winiarze z ÖTW są rozproszeni po stosunkowo sporym obszarze i poruszanie się pomiędzy ich siedzibami nie należy do najłatwiejszych zadań, zwłaszcza, że nie są uruchomione jakieś specjalnie linie autobusowe. Można więc zaopatrzyć się w rowery (co zrobiliśmy w tym roku, choć pogoda pokrzyżowała nam plany jednego dnia), bądź drogą losowania wybrać osobę, którą wina będzie jedynie wypluwała i wtedy skorzystać z samochodzu.

W związku z tym, że dobrze już znamy tutejsze wina, tym razem do wydarzenia podeszliśmy typowo „festiwalowo”, bez większego pośpiechu odwiedzając kilku ulubionych producentów, skupiając się bardziej na tym, by z nimi chwilę porozmawiać, wypytać o nowinki i plany, spróbować jakiś „specjalnych” pozycji. Stąd też łącznie odwiedziliśmy 8 winiarzy (co w sumie nie jest też małą liczbą), a dziś przedstawiamy Wam pierwszego z nich.

Weingut Hiedler – tradycja i nowoczesność

Gdy podczas wieczornej imprezy Magnum Party widzieliśmy Dietmara Hiedlera stojącego za didżejską konsolą i puszczającego nowe sety bawiącemu się tłumowi, trudno było uwierzyć, że tam sam chłopak tego samo dnia rano nalewał nam wina. Jednak właśnie bracia Dietmar i Ludwig III (którego poznałem podczas wrześniowej degustacji Erste Lagen) stanowią najmłodsze pokolenie rodziny, które powoli przejmuje stery w winiarni.

Wszystko zaczęło się pięć generacji wcześniej, gdy Josef Hiedler (zajmujący się wówczas garbowaniem skór) wziął ślub z Anną, która w posagu wniosła niewielką winnicę. Josef szybko odkrył pasję do winiarstwa i w 1856 roku małżeństwo oficjalnie założyło rodzinną winiarnię. W kolejnych dekadach stopniowo rosła ona i za sprawą kolejnych właścicieli zwiększała zarówno areał winnic jak i rozpoznawalność najpierw w Austrii, a potem na świecie. Będąc już jednym z czołowych i historycznie istotnych producentów, Weingut Hiedler (wówczas pod rządami ojca Dietmara i Ludwiga III – Ludwiga II) w 1992 roku znalazła się wśród założycieli powstającego wówczas stowarzyszenia ÖTW.

Dziś rodzina posiada 30 hektarów winnic, które są prowadzone organicznie. Swoje wina zwykle przez kilka miesięcy trzymają na osadzie, aby nabrały większej głębi i zrównoważenia. Chodź nie są wymieniani jednym tchem wśród czołowych winiarzy ÖTW, to po spróbowaniu całego portfolio uważamy, że warto zwrócić na ich wina uwagę.

Kamptal – zarys terroir

Winnice w Kamptal położone są zasadniczo wokół stolicy regionu – miasteczka Langenlois. Na miejscowy klimat wpływa przede wszystkim rzeka Kamp (od której region wziął nazwę), która może nie imponuje szerokością, ale wpływa łagodząco na okolicę, niwelując różnice temperatur między dniem a nocą. Drugim istotnym faktorem są ciepłe masy powietrza, które napływają w ciągu dnia ze wschodu, znad Wiednia i dalej Kotliny Panońskiej, a które w nocy są zastępowane przez chłodniejsze powietrze spływające w dolinę z północny i zachodu. Średnia roczna temperatura niewiele przekracza 9°C, co pozwala sobie uzmysłowić, że mamy do czynienia tak naprawdę z chłodnym klimatem (w Polsce w gorących lata średnie roczne temperatury oscylują wokół 9,5°C).

Spróbowane wina

Hiedler Löss Grüner Veltliner 2018 (8,50 eur – podajemy ceny przy zakupie u producenta)

Pierwsze wino pochodzi z różnych parceli, które łączy lessowa gleba, tak lubiana przez winorośle Grüner Veltlinera. Fermentacja alkoholowa odbywała się w kontrolowanej temperaturze, a cześć wina przeszła też fermentację malolaktyczą. Następnie zaś całość dojrzewała jeszcze przez kilka miesięcy na osadzie. Jest nieco mineralne, ale ma też ładny owoc, choć na podniebieniu brakuje mu nieco lepszego wypełnienia. Dobre (87/100).

Hiedler Grüner Veltliner Langenlois 2018 (10 eur)

Tu mamy już pozycję kategorii Ortswein, a więc wino z pojedynczej gminy. Winifikacja przebiega tak samo, jak u poprzednika, ale ten Veltliner jest od razu mocniejszy, bardziej skoncentrowany. Nos już chłodniejszy, ale za to usta delikatnie kremowe, z nutami jabłek i gruszek. To dalej początek selekcji producenta, ale pozwala dobrze poznać charakter Kamptal. Dobre+ (88/100).

Hiedler Thal Grüner Veltliner 2017 (15,50 eur)

Siedlisko Thal ma dla Hiedlerów wyjątkowe znaczenie, tu bowiem znajdowały się pierwsze parcele, które rodzina posiadała w 1856 roku. Na tej dość płaskiej winnicy, położonej na południowy-zaachód od Langenlois, głębokie pokłady lessu ukształtowano rozległe tarasy, na których rosną winorośle. Rodzina posiada tu stare krzewy, których wiek dochodzi do 80-lat. Wino pochodzi z ciepłego rocznika, choć nie tak ekstremalnie gorącego jak 2018. Przyjemnie obserwuje się jak z każdą kolejną etykietą idziemy krok wyżej w stronę kompleksowości i koncentracji. Obok akcentów jabłek i cytryn pojawiają się również tony maślane i delikatnie oleista faktura. Spokojnie można podać je do tłustszych ryb i drobiu, ale koniecznie w śmietanowo-maślanych sosach. Bardzo dobre (90/100).

Hiedler Kittmannsberg Grüner Veltliner 1ÖTW 2017 (21 eur)

Winnica Kittmannsberg (sklasyfikowana przez ÖTW jako jedno z Erste Lagen), położona zaraz na zachód od miasteczka Langenlois, ukształtowana jest w wielki łuk otwierający się w kierunku wspomnianych ciepłych mas powietrza płynących ze wschodu, znad Dunaju i Węgier. Dzięki temu rosnące tu ponownie na lessowej glebie winorośle korzystają z przedłużonego okresu dojrzewania owoców. W zestawieniu z Valtlinerem z Thal, ta etykieta jest cięższa, obok wosku i masła są tu również nuty moreli i gruszek. Całość nasycona, trochę zbyt masywna, brakuje mocniejszej kwasowości i żywszej energii. Bardzo dobre- (89/100).

Hiedler Schenkenbilch Grüner Veltliner 1ÖTW 2017 (22,50 eur)

Przenosimy się tym razem na północ od Langenlois, gdzie na ciemnej, metamorficznej glebie (głównie amfibolit) rosną krzewy Grüner Veltlinerów, z których owoców powstaje kolejne wino. Warto w tym miejscu dodać, że zarówno poprzednik, jak i obecnie opisywana etykieta fermentują w akacjowych beczkach, a następnie kilka miesięcy dojrzewają w nich na osadzie. Schenkenbilch jest dymny, chłodniejszy i bardziej mroczny od poprzednika. Koncentracja wydaje się być nawet większa, ale tutaj w parze z nią idzie już również wyższa kwasowość. Bardzo dobre+ (91/100).

Hiedler Grüner Veltliner Maximum 2017 (32 eur)

Powstaje z najstarszych krzewów rosnących na różnych siedliskach, a winogrona są zbierane kilka tygodni później, gdy są już bardzo dojrzałe. Dużo w tym winie różnych pojedynczych elementów – masła, pszczelego wosku, brzoskwini, gruszek, słodkich jabłek, które jednak pięknie komponują się ze sobą, tworząc jednolitą, uzupełniającą się całość. Niewiarygodnej koncentracji towarzyszy mocna kwasowość, która pozwala zachować balans i równowagę. Będzie zdolne przetrwać dekady. Znakomite (93/100).

Hiedler Riesling Langenlois 2018 (12 eur)

Przeskakujemy do Rieslinga i ponownie jesteśmy w kategorii win „gminnych”, przym owoce pochodzą głównie z parceli leżących na północ od Langenlois. Jest jeszcze młodziutki, pachnie postfermentacyjnie (drożdże), z dodatkiem cytryn i jabłek, choć (pewnie przez gorący rocznik) brakuje mu lepszej kwasowości. Dobre (87/100).

Hiedler Steinhaus Riesling 2017 (17 eur)

Steinhaus należy do najbardziej stromych parceli w Kamptal, przez co miejscowe tarasy są bardzo wąskie, a wierzchnia warstwa gleby bardzo cienka. Zaledwie po kilku centymetrach korzenie winorośli natykają na gnejsowo-kwarcowo-amfibolitowe podłoże, które dobrze gromadzi ciepło w ciągu dnia i oddaje je winoroślom wieczorami. Samo wino jest dość ciepłe, z akcentami miodu i cytryn w syropie, umiarkowaną kwasowością i rozlewającą się w finiszu mineralnością. Bardzo dobre+ (91/100).

Hiedler Gaisberg Riesling 1ÖTW 2017 (22 eur)

Wracamy na poziom Erste Lagen, do rozłożystej parceli Gaisberg, która jest jedną z najsłynniejszy miejscowych winnic. Znajduje się ona we wschodniej części regionu, gdzie najszybciej docierają ciepłe masy powietrza, a winorośle rosną na gnejsowej i granitowej glebie. Jest tutaj dużo skrzącej się limonkowej kwasowości, wino jest żywe, radosne, z piękną kwasowością i długim, mocnym finiszem. Jeszcze na początku swojej drogi, ale już w tym momencie dające dużo frajdy. Znakomite (93/100).

Hiedler Kogelberg Riesling 1ÖTW 2017 (24 eur)

Siedlisko Kogelberg to najdalej na północ wysunięta parcela Erste Lagen w Kamptal. W tym miejscu do okolic Langenlois spływają chłodniejsze masy powietrza z północy, przez co odnotowuję się tu duże różnice temperatur pomiędzy dniem, a nocą. Na Kogelbergu dominuje krystaliczna, łupkowa gleba. W porównaniu do Gaisberga jest tu więcej stonowania, chłodniejszej, bardziej subtelnej ekspresji. Dominuje mocna mineralność, cytrynowy owoc i ciekawy anyżowy twist. Znakomite (92/100).

Hiedler Hieligenstein Riesling 1ÖTW 2017 (30 eur)

Heiligenstein to najsłynniejsze siedlisko dla Rieslinga w Kamptal, gdzie też powstają pozycje będące jednymi z najlepszych wcieleń tej odmiany na świecie. Nazwa pochodzi od słowa „Hellenstein” (piekielna skała) i nawiązuje do południowej ekspozycji oraz wyjątkowego ciepła, które jest tutaj rejestrowane. Uwielbiamy wina z Heiligenstein przez tą skrzącą się, mocną, strzelistą kwasowość, w której nie ma za grosz wulgarności, jest ona zawsze elegancka, dostojna i niebywale intensywna. Mamy tutaj też jabłka, cytryny, limonki i morele, choć te nuty owocowe są dopiero na początku swojego rozwoju. Znakomite+ (94/100).

Hiedler Riesling Maximum 2017 (32 eur)

Tutaj znów mamy selekcję gron z najstarszych krzewów z różnych siedlisk producenta. W charakterze jest słodsze od poprzedników, bardziej miękkie, barokowe. Obok akcentów dojrzałych moreli, znad kieliszka wyskakują cytrynu w syropie, gruszki i słodkie jabłka. Na szczęście kwasowość trzyma całość w garści, choć szczerze powiedziawszy nie jesteśmy fanami tak ciężkich Rieslingów. Znakomite (93/100).

Hiedler Wiessburgunder Langenlois 2018 (12 eur)

Pierwsze krzewy Pinot Blanc zostały przez rodzinę zasadzone w latach 50-tych ubiegłego wieku. Zebrane owoce trafiają do akacjowych beczek, gdzie fermentują na naturalnych drożdżach i dojrzewają przez kilka miesięcy na osadzie. Testowane wino jest dość proste, ale fachowo wykonane. Pełne jabłek i cytryn, które moszczą się na ziołowym tle. Soczyste, kwaskowe, przyjemne. Dobre+ (88/100).

Hiedler Rosé 2018 (8 eur)

Mamy tu sporą ciekawostkę, gdyż skład tego opartego głównie na Zweigelcie różu uzupełnia Sangiovese (!). Te niewielkie nasadzenia tej włoskiej odmiany to jedne z najdalej na północ wysuniętych stanowisk Sangiovese w Europie. Wino powstaje metodą „samocieku” – winogrona są jedynie kruszone, aby sok spłynął naturalnie do kadzi fermentacyjnych, bez jego wyciskania z gron. Pachnie kwaskowymi wiśniami i truskawkami, a na podniebieniu dochodzi również nieco przypraw i pestek. Kwaskowe, zwiewne, lekkie. Dobre+ (88/100).

Hiedler Pinot Noir Langenlois 2016 (14 eur)

W stosunkowo chodnym klimacie Kamptal wielu producentów decyduje się na uprawę Pinot Noir i trzeba przyznać, że często efekty są bardzo interesujące. Tutaj maceracja trwa 2 tygodnie, a po spontanicznej fermentacji malolaktycznej, wino dojrzewa jeszcze przez 27 miesięcy w różnej wielkości beczkach. Obok akcentów wiśni i porzeczek znajdziemy w nim również akcenty ziołowe i liściaste. W ustach wyraźnie kwaskowe, choć również dość proste, brak tu jakiegoś drugiego tła. Bardzo dobre- (89/100).

Hiedler Pinot Noir Reserve 2015 (30 eur)

Do produkcji tej etykiety używane są najlepsze winogrona odmiany. Częściowo fermentacja odbywa się również przy udziale całych gron, a wino dojrzewa przez 20 miesięcy w baryłkach. Porównując je do poprzednika, ta pozycja idzie w stronę leśnej ściółki, jeżyn, suszonych żurawin. Warstwa zapachowa przypomina bardziej Pinoty z Niemiec, niż te z Burgundii. Do tego dochodzi również mocna kwasowość i eleganckie, drapiące taniny. Bardzo dobre+ (91/100).

Hiedler Pinot Noir G-Stück 2016 (39 eur)

To bardzo wyjątkowe wino, którego powstała zaledwie jedna beczka. Trafiły do niej pełne grona owoców, pod wpływem ciężaru puściły sok i naturalnie rozpoczęła się fermentacja. W efekcie z jednej strony wino jest delikatnie warzywne, zielone, mamy tu też niedojrzałe wiśnie, czerwone porzeczki i rustykalne taniny. Niewątpliwie ciekawe, ale jednak niewarte swojej ceny. Bardzo dobre+ (91/100).

Hiedler Experiment No. 1 (24 eur)

Na koniec przyszła jeszcze jedna ciekawostka, a więc Grüner Veltliner dojrzewający w beczce nieuzupełnionej do końca, aby wino się utleniło i powstało „żółte wino” na wzór butelek z francuskiej Jury. Jest sojowe, selerowe, rosołowe, z akcentami umami. Do tego dochodzi mocna kwasowość, ale też delikatna słodycz w finiszu. Interesujące, choć nie wybitne. Bardzo dobre+ (91/100).


Sowa, która znajduje się w logo, dobrze oddaje charakter tej rodzinnej winiarni. Wydaje się, że wszystko jest tu przemyślane, a nowinki wprowadzane powoli i z rozmysłem (mimo, że młode pokolenie zaczyna włączać się w proces produkcji win). Nie są to wina strasznie ekspresyjne, czy natychmiastowo zapadajcie w pamięć i chwytające za serce, ale ich wykonanie jest pierwszorzędne i warto je bliżej poznać.

A na koniec tradycyjny już filmik:

Artykuł Weingut Hiedler – zaczynamy Tour de Vin pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Summa 2019 – Niemcy

$
0
0

O tym, że winom z Alto Adige stylistycznie bliżej do butelek z północnej strony Alp, niż do kuzynów z leżących dalej na południe włoskich regionów pisaliśmy nie raz. Oczywiście ma to silne uzasadnienie historyczne, wszak Südtirol został włączony do Italii dopiero w rozliczeniach po I wojnie światowej. Dlatego też nie dziwi silna reprezentacja niemieckiego i austriackiego winiarstwa podczas Summy, festiwalu organizowanego przez Aloisa Lagedera. Dziś chcemy Wam przedstawić właśnie kilku winiarzy zza Odry, których wina wówczas spróbowaliśmy.


Weingut Georg Breuer

Zaczynamy od Rheingau, a więc miejsca, które uwielbiamy, choć odwiedziliśmy je raptem raz i spędziliśmy tam zaledwie kilka godzin. Jednak do dzisiaj mamy przed oczami przepiękne strome winnice, opadające w kierunku Renu. To właśnie miejscowe ukształtowanie terenu (południowa ekspozycja parceli oraz światło słoneczne odbijające się od tafli wody) sprawia, że tutejsze Rieslingi mają świetne warunki do dojrzewania. Theresa Breuer (w Polsce w ofercie Roberta Mielżyńskiego) to jedna z naszych ulubionych miejscowych producentek, mistrzyni wytrawnych win, które świetnie oddają charakter poszczególnych siedlisk. Poza tym (a może przede wszystkim), to również niesamowicie sympatyczna osoba, która tryska pozytywną energią, a uśmiech nie schodził z jej twarzy nawet w którejś z kolei godzinie degustacji.

Georg Breuer „Estate” Rauenthal Riesling 2017

Zacznijmy może od krótkiej charakterystyki tego jak się okazuje dość trudnego dla winiarzy rocznika. Przez chłodną i deszczową pogodę zbiory były niskie, ale za to zrekompensowała je świetna jakość owoców. Dodatkowo mocna kwasowość predestynuje te wina do długiego dojrzewania. Theresa produkuje dwa wina klasy „village”, a więc pochodzących z gron z pojedynczej gminy. Zwykle butelki z Rüdesheim są mocniej mineralne, te zaś z Rauenthal idą w stronę owocowości. W tym przypadku jak najbardziej się to potwierdziło – wino jest soczyste, chrupkie, jabłkowo-cytrynowe. Kwasowość imponuje i rzeczywiście najlepiej byłoby odłożyć je na jakieś 2 lata na półkę. Bardzo dobre- (89/100).

Georg Breuer Terra Montosa Riesling 2015

To wino powstaje z pierwszego zbioru wszystkich najlepszych, stromych parceli Theresy. Porównując je z poprzednikiem, jest to pozycja mniej oczywista. Pojawiają się delikatne akcenty maślane, ale przede wszystkim dymne, mgliste. Na podniebieniu mocniej skoncentrowane, pełniejsze, z długim kwaskowo-mineralnym posmakiem. Wydaje się bardziej gotowe do picia, ale to tylko pozory, ono jest dopiero na początku swojej drogi. Bardzo dobre+ (91/100).

Georg Breuer Rauenthaler Nonnenberg Riesling 2017

Przeskakujemy już do wina klasy Grand Cru, pochodzącego z winnicy o łupkowym podłożu przykrytym warstwą żwiru. W tym momencie jest jeszcze młodziutkie, zamknięte i nie gotowe do pokazania pełni klasy. Zaczyna się kształtować mineralny kręgosłup, do którego dobudowują się akcenty jabłek, cytryn, masła i pszczelego wosku. Całość wieńczy zaś potężny, kwaskowy finisz. Szkoda pić już teraz. Znakomite (93/100).

Georg Breuer Rauenthaler Nonnenberg Riesling 2010

Dopiero lekko zestarzone wina od tak świetnej producentki pozwalają zrozumieć potęgę najlepszych niemieckich Rieslingów. Wino zaczyna się morelami i dojrzałymi gruszkami, a potem dochodzi do nich potężna, mocna, przepiękna kwasowość. Struktura jest niezwykle napięta, a koncentracja mimo pozornej lekkości, niesamowita. Dopiero zaczyna wkraczać w dojrzałą fazę, za kolejną dekadę to będzie wciąż szalenie interesująca butelka. Arcydzieło (95/100).

Weingut Künstler

Pozostajemy w Rheingau, ale przenosimy się nieco dalej na wschód, do miejsca, gdzie do Renu wpływa jego prawy dopływ – Men. To właśnie tam, w miasteczku Hochheim mieści się ta dobrze znana nam winnica, którą mieliśmy niebywałą przyjemność odwiedzić podczas podróży na Mythos Mosel dwa lata temu. W Polsce wina znajdziecie w ofercie poznańskiego Foodwine.

Künstler Hochheimer Steilweg Riesling Alte Reben 2018

Winnica Steilweg jest klasyfikowana jako „jedynie” Erste Lage. Rosnące na niej krzewy mają ponad 50 lat i rosną na dość lekkiej aluwialnej glebie. Dzięki temu korzenie tych starych winorośli mogą wnikać bardzo głęboko, penetrując kolejne metry w poszukiwaniu składników odżywczych. Samo zaś wino jest jeszcze młodziutkie, nie pozbyło się w pełni postfermentacyjnych akcentów drożdżowych. Na podniebieniu kwaskowe, wciąż niepoukładane, dalej pracujące. Dajcie mu jeszcze kilka miesięcy na dojście do siebie. Bardzo dobre+ (91/100).

Künstler Kostheimer Weiss Erd Riesling GG 2017

Nazwa siedliska nawiązuje do bogatej w wapień białej gleby, którą tam znajdziemy. W poprzednio próbowanych rocznikach tego wina mineralność i skalista czystość zwykle wygrywała z nutami owocowymi i tak jest również w tym przypadku. Na pierwszym planie układają się nuty dymne, ogniskowe, a usta obmywa potężna kwasowość, która przepływa aż do długiego finiszu. Znakomite (93/100).

Künstler Rüdesheimer Berg Rottland Riesling GG 2017

Rodzina posiada również parcele już nad samym Renem w Rüdesheim. Tu znów jej nazwa opowiada nam o charakterystycznej czerwonej, bogatej w żelazo glebie, na jakiej rosną tutaj winogrona. W porównaniu do poprzednika jest mocniej zbudowane, o maślano-woskowej fakturze, ale i soczystej owocowości. Ma już zupełnie inny ciężar i nasycenie, ale kwasowość dalej przypominam nam, że mamy przecież do czynienia z Rieslingiem. Znakomite- (92/100).

Künstler Hochheimer Hölle Riesling GG 2017

W winnicy Hölle, leżącej we wschodniej części Hochheim gleba jest ciężka, bardziej gliniasta. Sama nazwa pochodzi zaś od starogermańskiego słowa „Halde” oznaczającego strome zbocze. Ta etykieta jest znów słodsza, gruszkowa, ale podbudowana przez mocne, mineralne tło. Na podniebieniu czyste, kwaskowe i bardzo młodziutkie, jeszcze niemal całkiem pozamykane. Warto wrócić do tej pozycji za jakieś 5-6 lat. Bardzo dobre+ (91/100).

Künstler Hochheimer Kirschenstück Riesling Auslese Trocken 1998

To był już prawdziwy rarytas, serwowany z dużej, 3-litrowej butelki. Wino ma już niemal półpłynną, esencjonalną strukturę, w której znajdziemy całą feerię aromatów i smaków – od delikatnych orzechowych akcentów utlenienia, przez nuty kwiatowe, suszone morele, kandyzowane gruszki aż po pszczeli wosk, czy nieco petrolowe. Świetnie dojrzałe, ale przy tym również energetyczne i świeże. Arcydzieło (95/100).

Weingut Dönnhoff

Przyznajemy, że Nahe jest regionem winiarskim, który wciąż jest przez nas jeszcze nie do końca odkryty. Powstają z niego świetne wina, które uwielbiamy, ale niestety nie mieliśmy jeszcze okazji odwiedzić tamtejszych producentów, przejść się po winnicach, poznać ukształtowanie terenu. Zdecydowanie preferujemy poznawanie winiarskich regionów „na miejscu” i Nahe leży na liście miejsc, do których planujemy się wybrać. Jednym z czołowych producentów z Nahe jest właśnie Weingut Dönnhoff, którego wina teraz Wam przedstawimy (w Polsce szukajcie tych butelek ponownie w Foodwine).

Dönnhoff Tonschiefer Riesling 2017

Pierwszy ze spróbowanych Rieslingów powstaje z łupkowej (szary łupek) winnicy Leistenberg. Jest dość proste, ale świetnie soczyste, z czystą jabłkowo-gruszkową nutą i orzeźwiającą kwasowością. Byłoby idealnie na tegoroczne upały. Dobre+ (88/100).

Dönnhoff Roxheimer Höllenpfad Riesling Erste Lage 2017

Leżąca na stromym zboczu o południowym nachyleniu parcela Höllenpfad to po polsku „droga do piekła”. Prawdopodobnie to określenie wzięło się od charakterystycznej, czerwonej gleby zbudowanej z piaskowca. Samo zaś wino pochodzące z rosnących tu winorośli jest ogniście kwaskowe, smakujące cytrynami i kwaskowymi papierówkami, idealnie żywe i czyściutkie. To jeszcze młodziak, do odstawienia na jakieś 2-3 lata. Bardzo dobre+ (91/100).

Dönnhoff Schlossbockelheimer Felsenberg „Felsenürmchen” Riesling GG 2017

Winnica, z której powstaje ta etykieta położona jest tuż obok niewielkiej kamiennej wieży (Felsenürmchen), na łupkowo-porfirowej, postwulkanicznej glebie. Dodatkowo rosną tutaj stare, 45-letnie krzewy. W tym przypadku idziemy kolejny krok w stronę potężnej koncentracji. To co jednak potwierdza się po raz kolejny przy tej butelce, to fakt, że najlepsze Rieslingi potrafią łączyć to nasycenie z niesamowitą soczystością i kwaskowym tłem. Tutaj dochodzi do tego jeszcze mocna, górska mineralność. Przy tym wszystkim jest to wino ekstremalnie młode, praktycznie nie wykształciło jeszcze żadnych nut owocowych. Znakomite (93/100).

Dönnhoff Oberhäuser Brücke Riesling Auslese 2017

Oberhäuser Brücke to parcela będąca w wyłączonym posiadaniu rodziny, znajdująca się nieopodal starego mostu Luitpoldbrücke. Niewielka (zaledzie 1,1 hektara) winnica leży blisko rzeki Nahe i korzysta z jej łagodzącego wpływu, co przekłada się również na fakt, że rosnące tutaj winogrona idealnie nadają się do produkcji słodkich win z późnego zbioru. Spróbowana butelka jest zaledwie niemowlęciem, obecnie smakuje skoncentrowaną esencją cytryn w syropie, przejrzałych gruszek i jabłek. Finisz jest potężnie kwaskowy, ale to wino przeznaczone do leżakowania dekadami, a nie picia w dwa lata po zbiorach. Bardzo dobre+ (91/100).

Weingut Ökonomierat Rebholz

Tego świetnego producenta z Palatynatu znaliśmy z czasów jego obecności u nieodżałowanego importera niemieckich win, jakim był Jung&Lecker. Zlokalizowana w miasteczku Siebeldinger posiadłość prowadzona jest przez Hansjörga i jego żonę Birgit, których wspierają ich dzieci Hans, Valentin i Helene. Znakiem rozpoznawczym rodziny są Rieslingi produkowane w ultra wytrawnym stylu.

Rebholz Granz Horn Riesling GG 2017

Od razu rozpoczęliśmy od wina klasy GG, które powstaje z owoców rosnących na żwirowej glebie, którą na tę parcelę naniosła nieodległa rzeczka Queich. Z powodu mrozu, który dotknął siedlisko w 2017 roku, wino powstało z owoców drugiej generacji, która na szczęście zdążyła wykształcić się i dojrzeć po wymrożeniu pierwszej. Idzie wyraźnie w mineralną, surową, kwaskową stronę. Jest świetnie soczyste, wita się akcentami jabłek i cytryn, a kończy słonym finiszem. Przepiękne, choć młodziutkie. Znakomite+ (94/100).

Rebholz Birkweilerer Kastanietenbusch Riesling GG 2017

Parcela Kastanietenbusch jest najwyższą w całym Palatynacie (o wysokości dochodzącej do 320 metrów). Rodzina Rebholz posiada swoje winorośle w jej górnej części, tam gdzie znajdziemy glebę określaną jako Rotliegendes, czyli mieszankę czerwonego i czarnego łupku. Ten Riesling całym swoim jestestwem mówi o mineralności i jeśli są nadal osoby, które uważają, że ten termin został sztucznie uszyty przez prasę winiarską i nie powinien być określany do opisywania win, to polecamy im spróbować właśnie tę butelkę. Pijąc je ma się niemal wrażenie, że przez usta przelatują wyładowania elektryczne, do tego mamy oczywiście sięgającą nieboskłonu kwasowość i długi, czyściutki, stalowy finisz. Naprężone jak struna, ukierunkowane, ale też fantastycznie żywe. Arcydzieło (95/100).

Rebholz Silbendinger Weisser Burgunder Vom Muschelkalk 2017

Zmieniamy odmianę na tak lubiane przez nas Pinot Blanc, które od razu prezentuje się z nieco innej strony, pełniejszej, idącej w stronę owocowości spod znaku melona i jabłek. Kwasowość nie jest tak silna jak w przypadku Rieslingów, ale mineralność dalej trzyma poziom. W efekcie otrzymujemy wino nieco cięższe, z mocniej zaakcentowanym owocem, ale podsumowanym przez znów silnie mineralną końcówkę. Znakomite- (92/100).

Rebolhz „R” Charonnay 2017

Na koniec spróbowaliśmy jeszcze Chardonnay, które przez 9 miesięcy dojrzewało na osadzie w beczkach. To dotknięcie dębu jest widoczne zwłaszcza w warstwie zapachowej (delikatne wanilia, masło), za to na podniebieniu wino jest soczyste, świeże i znów mineralne (wiemy, że to nudne, ale wszystkie wina Rebholza miały ten charakterystyczny rys). Znakomite- (92/100).


Oczywiście ciekawych niemieckich win spróbowanych podczas Summy było znaczenie więcej, ale nie chcemy Was zanudzić kolejnymi opisami. Opisana czwórka zrobiła na nas największe wrażenie, ale dodatkowo polecamy Waszej uwadze takich producentów  jak: Gunderloch, Dr. Bürklin-Wolf, Weinguter Heitlinger & Burg Ravensburg, BattenfeldSpanier & Kühling-Gilot, Van Volxem, Gut Hermannsberg, Kaufmann.

Artykuł Summa 2019 – Niemcy pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Viewing all 590 articles
Browse latest View live