Quantcast
Channel: Robert, Autor o Nasz Świat Win
Viewing all 590 articles
Browse latest View live

Polskie wino z Montsant – MY

$
0
0

Chyba każdy z nas, adeptów winnej sztuki, chciałby kiedyś móc nie tylko kontemplować kolejne arcydzieła przesączające się z butelki do kieliszków, ale samemu stworzyć coś wielkiego, wino będące odciskiem linii papilarnych własnego smaku i gustu. Nam niestety nie było jeszcze dane wejść na ten wyższy stopień alchemicznego wtajemniczenia, ale za to możemy przetestować wino będące właśnie takim dziełem dwojga zapaleńców z Polski.


MY

Robert Chwałowski to właściciel zlokalizowanego w Warszawie, przy ul. Emilii Plater 36, sklepu z winami Barika. Jak sam pisze: „Skąd nazwa wina »MY«? Bo my [Robert i Agata Sekuła – dopisek] je zrobiliśmy.” A było to tak… „pewnego listopadowego weekendu udaliśmy się do zaprzyjaźnionej winnicy w Hiszpanii. Podczas kilku bardzo intensywnych sesji skomponowaliśmy asamblaż, który nas zachwycił.” Nad wszystkim czuwał i doradzał enolog zlokalizowanej w katalońskiej apelacji Montsant winiarni Clos Maria – Toni Marquet. Brzmi to jak piękna historia, ale wiemy, że tak naprawdę była to też żmudna praca.

Kilka lat temu podczas wizyty w Montalcino u Tenute Silvio Nardi trafiliśmy bowiem na moment, gdy przygotowywany był ostateczny kupaż Brunello. Przez enologiem Emanuelem stało kilkanaście próbek Sangiovese z różnych beczek, a on z aptekarską dokładnością odmierzał proporcje, smakował, próbował, tu dodał kropli, tam dwóch. W końcu zapytaliśmy się nieśmiało, czy moglibyśmy sami spróbować tych beczkowych próbek i uwierzcie nam, wszystkie ona smakowały nam niemal identycznie, nie mogliśmy uwierzyć jak Emanuel je rozpoznaje i łączy, aby uzyskać najbardziej kompleksowe wino. To było niemal magiczne.

Agata i Robert mieli jeszcze trudniejsze zadanie, bowiem ich wino było kupażem różnych odmian, z których część dojrzewała w stalowych zbiornikach, część zaś w beczkach. Ostateczna mieszanka zawiera 75% Merlota i Syrah, które dojrzewały w stalowych zbiornikach, oraz starzone we francuskich beczkach 15% Carignan, 5% Caberneta Sauvignon i 5% Garnachy.

Montsant

by https://catalanwine365.wordpress.com

Nim przejdziemy do samej zawartości butelki, przenieśmy się na chwilę do Katalonii. Montsant to apelacja zlokalizowana około półtorej godziny jazdy samochodem na południe od Barcelony, kilkanaście kilometrów na zachód od Tarragony. Swoim kształtem przypomina niedomknięty obwarzanek, którego pusty środek jest tym razem wypełniony przez winnice słynnego Prioratu. Stąd też zwykło się określać wina z Montsant jako „baby Priorat„, nie do końca naszym zdaniem słusznie, bo wina te mają swój unikalny charakter.

MY Montsant 2017

Na uwagę zasługuje też etykieta wina, która stanowi niejako jego „legendę”, w prosty sposób opisując poziom koncentracji, owocowości, pikantności, tanin, alkoholu i kwasowości. A samo wino?

Pachnie mocno, zdecydowanie, intensywnie owocowo. Pojawiają się czerwone porzeczki, wiśnie, czereśnie, dojrzałe maliny. Nie ma się jednak wrażenia przesytu, ta owocowość pozostaje świeża, nieprzemęczona. Na podniebieniu esencjonalne, wręcz lekko tłustawe, z dość delikatną kwasowością, ponownie sporą dawką owocowości i nieco palącym alkoholem w finiszu. Po chwili dochodzą do głosu tony leśne i ziemiste, a także wyraźne taniny. Całość jeszcze młoda, wydaje się nie do końca zintegrowana, do odłożenia na 2-3 lata. Innym wyjściem jest otwarcie wina kilka godzin przed spróbowaniem, nam bowiem najbardziej smakowało następnego dnia, gdy wyszła z niego czystość owocu, mocne truskawki, maliny i czereśnie, nabrało większej ogłady i zaokrągliło się. Dobre+ (88/100).

Wino jest dostępne w sklepie Barika w cenie 89 zł. Butelkę otrzymaliśmy do degustacji od Roberta.


Biorąc pod uwagę jak niełatwą sztuką jest kupażowanie wina naprawdę chylimy czoła przed Agatą i Robertem za osiągnięty efekt. Ich wino jest smaczne, nieprzesadzone i wpisujące się w stylistykę apelacji. Ciekawe, czy w kolejnych latach ponowią swoją przygodę i jeśli tak, to czy będą chcieli raczej powtórzyć osiągnięty efekt, czy też spróbować czegoś nowego? 

Artykuł Polskie wino z Montsant – MY pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.


Hanspeter Ziereisen – winiarz jeden na milion

$
0
0

Letni piękny dzień, sielski klimat wśród palm. Siedzimy sobie na wiejskim, bardzo charakterystycznie zabudowanym podwórzu z Hanspeterem Ziereisenem i jego żoną Edel. Nastała chwilowa cisza, wszyscy jakby zrelaksowani swoim towarzystwem cieszą się spokojem w cieniu filarów drewnianej stodoły, przy kieliszkach schłodzonego białego wina (degustację zaczęliśmy nie od białych, ale czerwonych win, by orzeźwiająco ją zakończyć). Nagle, z charakterystycznym błyskiem w oku winemaker wpada na pomysł krótkiej wycieczki. Wsiadamy do samochodu, Henspeter pogardza podwózką i mknie przed nami na sfatygowanym rowerze, wyjeżdżamy z miasteczka Efringen-Kirchen i  zjeżdżamy do jego niepozornej piwnicy. Na pierwszy rzut oka ot zwyczajna winiarska piwnica, rzędy beczek, pomarańczowe światła, korytarze z odpływami – co w tym niezwykłego? Nagle uwagę przykuwa sufit, a na nim podwieszone deski z beczek, z których muzyk Trimpin wyczarował rezonujący instrument mogący zagrać niemal wszystkie melodie świata. Początkowo Hanspterer przeklina i wścieka się, że coś nie działa, ale gdy po chwili muzyka niesie się wśród beczek, uśmiecha się pełen autentycznej radości. Chwila jest magiczna, ulotna, nie do podrobienia – jak jego wina, wszystko ponownie do siebie pasuje.


Gdzie stykają się granice

Dotarcie do Weingut Ziereisen nie jest łatwym zadaniem, trzeba bowiem udać się na dosłownie sam południowo-zachodni kraniec Niemiec. Wspomniane miasteczko Efringen-Kirchen leży w odległości kilometra od Renu i granicy z Francją, jakieś 5 kilometrów od szwajcarskiej Bazylei, w regionie znanym jako Margräflerland, albo Dreiländereck (kącik trzech krajów). Okoliczne miejscowości słyną z bogatej historii winiarskiej. Przez lata dominującą odmianą był Gudetel, w Szwajcarii znany jako Chasellas, ostatnie lata to jednak wzrost popularności odmian burgundzkich, którym sprzyja miejscowy ciepły klimat. Rozpościerające się na powierzchni ponad 3000 hektarów winnice zlokalizowane są pomiędzy Renem, a wzniesieniami Czarnego Lasu, na pagórkowatym, miejscami dość stromym terenie. Dominuje gleba lessowa, ale miejscami występuje również glina, czy nawet twarda, pierwotna skała.

Jeden na milion

Powiedzieć, że Hanspeter Ziereisen jest nietuzinkowym winiarzem, to nie powiedzieć nic. Pochodzi z rodziny, która wcześniej nie zajmowała się winiarstwem, dopiero on w 1991 roku postanowił podążyć tą drogą. Nie zarzucił jednak dotychczasowego zajęcia, a więc rolnictwa, dodatkowo wraz żoną prowadzą niewielki pensjonat. Człowiek wielu talentów, zaimponował nam szeroką wiedzą winiarską, z równą elokwencją rozmawiał z siedzącą obok parą z Bostonu o oregońskich Pinotach, jak z nami o tradycjach winiarskich Zielonej Góry(!). W każdym temacie świetnie się odnajdował…

Wraz z Edel są również animatorami zrzeszającego kilkunastu miejscowych winiarzy festiwalu Badischer Landweinmarkt. Idea butelkowania wina jako „zwyczajnego”, regionalnego z Badenii zrodziła się kilkanaście lat temu. W 2004 roku jego Gutedel nie otrzymał oznacznika Qualitätswein, gdyż fermentujący długo na naturalnych drożdżach, zdaniem komisji był zbyt nietypowy jak na ekspresję tej odmiany. Hanspeter początkowo nie ukrywał rozczarowania, jednak szybko postanowił dalej robić wina we własnym stylu, bez oglądania się na to, jak będą one oznaczane.

Gdy pierwszy raz spróbowaliśmy win Ziereisen kilka lat temu w Berlinie, momentalnie wskoczyły one do czołówki naszych ulubionych etykiet z Niemiec. Marzyliśmy też, by kiedyś odwiedzić Hanspetera, jednak nasza wizyta i tak przeszła najśmielsze oczekiwania. To naprawdę unikatowy, niepodrabialny producent.

Spróbowane wina

Co ciekawe degustację win rozpoczęliśmy do czerwieni. Zdaniem Edel taka kolejność jest lepsza w upalny dzień, gdyż po cięższych czerwieniach, spróbowane potem biele przynoszą oczyszczenie podniebienia i orzeźwienie. Faktycznie tak się też stało!

Ziereisen Blauer Spätburgunder 2015 (9,80 eur – podajemy ceny przy zakupie u producenta, niestety te piękne wina nie są dostępne w Polsce)

Do podstawowych etykiet producenta trafiają owoce skupowane od innych lokalnych winiarzy. Ten Pinot Noir dojrzewa przez 2 lata w dużych beczkach, a do butelek trafia bez filtracji. Pachnie czerwonymi owocami – czereśnie, truskawki, porzeczki. Do tego dochodzi ziemisty posmak, lekkość, ale też pociągły finiszu. Duża elegancja i świetna pijalność, mimo, że przecież jesteśmy na początku stawki. Bardzo dobre+ (91/100).

Ziereisen Tschuppen Blauer Spätburgunder 2015 (12 eur)

Parcela Tschuppen leży na wysokości 350 metrów, a wino dojrzewa przez 20-23 miesiące w używanych baryłkach. W porównaniu do poprzednika jest bardziej dymne, leśne (zarówno igliwie jak i mech), ale też pachnące żurawiną, malinami i truskawkami. Przy czym owoce wydają się posypane pieprzem, a nawet ubrudzone ziemią. Na podniebieniu przyjemnie skoncentrowane, z tanicznym, ale wciąż soczystym wykończeniem. Znakomite- (92/100).

Ziereisen Talrain Blauer Spätburgunder 2015 (17,80 eur)

Parcela, z której zbierane są owoce tej etykiety leży ok. 15 kilometrów na północ od winiarni. Jest to najwyżej położona (na ponad 400 metrach) winnica Hanspetera, a przy tym również najchłodniejsza. Dominuje na niej czerwona glina z dużą zawartością wapienia. Samo wino jest zaś bardzo eleganckie, zwiewne i kwiatowe. Pachnie płatkami róży, fiołkami, ale nad nimi unosi się charakterystyczny żelazisty, krwisty zapach. Na podniebieniu żywe, smakujące czerwonymi porzeczkami i niedojrzałymi wiśniami. Strzeliste, stalowe, mocno kwaskowe. Znakomite- (92/100).

Ziereisen Schulen Blauer Spätburgunder 2015 (22 eur)

Tę etykietę mieliśmy okazję spróbować w dwóch rocznikach – 2015 i 2016. Ten pierwszy był cieplejszy, w 2016 padało zaś więcej deszczu, co przekłada się również na charakter obu butelek. Na parceli Schulen dominuje biały wapień, po zbiorach owoce fermentują wraz z szypułkami, a następnie wino dojrzewa zaś przez 24 miesiące w głównie dużych beczkach (z tego 10% nowych). Jest ładnie okrągłe, mocno owocowe (cały czas obracamy się w rejestrach czerwonych owoców – maliny, truskawki, czereśnie), ale też ziołowo-miętowe. Kwasowość tym razem mocniej wtapia się w strukturę, wydaje się być niższa, również garbniki są opływowe, dość miękkie. Znakomite (93/100).

Ziereisen Schulen Blauer Spätburgunder 2016 (22 eur)

Chłodniejszy rocznik przełożył się na wino o ciemniejszej, mocniejszej ekspresji. W aromacie znajdziemy również kwiatowy niuans, a owocowość idzie bardziej stronę ciemnych wiśni, czy nawet śliwek. Taniny są mocno zaznaczone, żywe i krzepkie. W zasadzie każdy punkt tego wina jest mocniej zaakcentowany, ale też brakuje lepszej wewnętrznej spójności, jaką można odnaleźć w o rok starszym roczniku. Bardzo dobre+ (91/100).

Ziereisen Rhini Blauer Spätburgunder 2015 (34 eur)

Tu znów mamy wino powstające z owoców z młodszych 20-25 letnich krzewów, które prowadzone są na modłę burgundzką, dając w efekcie małe owoce. Latem krzewy są dość mocno przerzedzane z liści, aby dać winoroślom lepszą wentylację. Wino jest stonowane, nieco zamknięte w sobie, skupione na strukturze, a nie nadmiernej ekspresji. Pachnie delikatnie wiśniami i czerwonymi kwiatami, na podniebieniu kwaskowe i porzeczkowe. Wydaje się jeszcze bardzo młode, ale czuć w nim naprawdę sporą klasę i ładne przenikanie się poszczególnych elementów. Znakomite+ (94/100).

Ziereisen Rhini Blauer Spätburgunder 2016 (34 eur)

Ponownie mogliśmy spróbować tu wina o rok młodszego. Jest jeszcze bardziej ściśnięte, schowane. Na razie dominują akcenty dymne, ziołowe i ziemiste. Owoce (jeżyny, wiśnie i śliwki) dopiero zaczynają rozwijać się w tle, na pewno potrzebują jeszcze kilku lat, aby przebić się na pierwszy plan. Struktura jest ładnie nasycona, mocna ze sporym potencjałem na wielkie wino. Znakomite (93/100).

Ziereisen Jaspis Pinot Noir 2016 (40 eur)

Zmiana nazewnictwa (Pinot Noir zamiast Blauer Spätburgunder) ma wskazywać na najbardziej burgundzkie wino w kolekcji Hanspetera. Około 80% owoców trafiło do fermentacji w pełnych kiściach. Po drodze do podstawówki codziennie mijało się kilka drzew jarzębiny i zapach tych jesiennych owoców wrócił przy kieliszku tego wina. Obok nich rozwijają się również aromaty leśnej ściółki i wiśni. Na podniebieniu świetnie napięte, z mocnym ciałem, dobrym nasyceniem i wyrazistymi taninami w finiszu. Wszystko jest tu na swoim miejscu, ale też wino jest młodziutkie, warto dać mu jeszcze 3-4 lata. Znakomite (93/100).

Ziereisen Jaspis Blauer Spätburgunder Alte Reben 2014 (70 eur)

Parcela Jaspis leży w południowo-wschodniej części wzgórza dominującego nad miasteczkiem, na którym zlokalizowanych jest większość winnic rodziny. Do tej etykiety zostają wybrane najlepsze beczki z winem pochodzącym ze starych krzewów, które dodatkowo przed wypuszczeniem na rynek dojrzewa przez 2,5 roku w butelkach. Mocno skoncentrowane, bardzo głębokie, fenomenalnie zbudowane. Sporo w nim dymu, nut leśnym, a owoce są już lekko przesmażone, konfiturowe, co jednak ważne kwasowość dalej stoi na odpowiednim poziomie. To nie jest zwiewny Pinot Noir, ale wino poważne, esencjonalne. Arcydzieło- (95/100).

Ziereisen Gestad Syrah 2016 (22 eur)

To, że w portfolio Hanspetera znajdziemy Syrah, pokazuje z jaki klimatem mamy do czynienia w Margräflerlandzie, skoro ta ciepłolubna odmiana dobrze sobie tu radzi. Krzewy mają 20 lat, a wino dojrzewa przez 24 miesiące w beczkach, z których 1/4 stanowią nowe. W aromacie ciekawie łączą się aromaty kwiatowe ze zwierzęcą sierścią i kiszonką. Usta cieplejsze niż w przypadku Pinotów, bardziej słoneczne i przesmażone. W finiszu owocowe, z jedynie delikatnym dotknięciem garbników. Bardzo dobre+ (91/100).

Ziereisen Jaspis Syrah 2016 (50 eur)

Tu nowej beczki jest jeszcze więcej, bo dochodzi do 50%. W efekcie wino jest z jednej strony wciąż kwiatowe i wiśniowej, ale pojawia się też odrobina wanilii, suszonych śliwek i ziół. Kwasowość już niższa, ale taniny wciąż żywe, nie pozwalają, aby całość stała się nudna i zbyt ociężała. Znakomite- (92/100).

Zieresien Mariechäfer Regent 2013 (23 eur za 1,5-litrową butelkę)

Gdy rozmawialiśmy z Hanspeterem na temat polskiego winiarstwa i wspominaliśmy, że dalej sporą popularnością cieszą się hybrydy, postanowił dać nam spróbować tego Regenta. Wyjaśnił przy tym, że zwykle nie prezentuje tego wina dla gości, jest to bowiem etykieta przeznaczona na lokalny rynek, jako codzienne wino choćby do grilla. Dojrzewał on przez 24 miesiące w dużych beczkach, a później aby złagodzić charakter odmiany dodatkowe 4 lata (!) w butelkach. Pachnie porzeczkami, śliwkami, ale i węglem drzewnym. Na podniebieniu proste, owocowe, ale też przyjemnie soczyste, bez śladu warzywnych nut jakimi czasem straszą polskie Regenty. Dobrze zrobione wino i nauka cierpliwości dla polskich producentów – nie warto spieszyć się z wypuszczaniem na rynek butelek z tej odmiany. Bardzo dobre (90/100).

Zieresien Schmätterling Rosé 2018 (9,80 eur)

Zostajemy przy Regencie, ale tym razem mamy go w wersji różowej. Nie ma tu wiele historii – to proste wino „tarasowe”, ale co warte podkreślenia zrobione na wytrawnie, bez niepotrzebnego cukru. Są wiśnie, jest kwasowość i świeżość, czegóż więcej trzeba w tej kategorii? Bardzo dobre- (89/100).

Ziereisen Heugumber Gutedel 2017 (6,50 eur)

Ten Gutedel dojrzewał przez 17 miesięcy w dużych beczkach na osadzie. Pachnie jabłkami, gruszkami, do tego jest ziołowy, ładnie kremowy, lekko maślany. W ustach kwaskowy, soczysty i przyjemnie lekki mimo całkiem niezłej koncentracji, ale to też sprawa niskiego alkoholu (zaledwie 11%). Miękki, przyjemnie pijalny. Bardzo dobre- (89/100).

Ziereisen Gutedel 2017

To wino z poza listy producenta, zrobione przez jego córkę i jej klasę ze szkoły enologicznej. Szczerze powiedziawszy smakowało nam nawet lepiej niż poprzednia pozycja, gdyż idzie on w bardziej mineralną, stalową stronę. Jest też nieco kwiatów, gruszek i długi kwaskowy finisz. Idealne wino na upalne dni, do sałatki z nowalijek. Bardzo dobre+ (91/100).

Ziereisen Weissburgunder 2017 (9,80 eur)

Ponownie mamy wino dojrzewające w dużych beczkach. Jest delikatnie aromatyczne, pachnące kwiatami, jabłkami i cytrynami. Na podniebieniu orzeźwiające, z potężnym ładunkiem cytrusów i kwaskowych jabłek. Do tego dochodzi również solidna struktura i delikatnie kremowa faktura. Całość domknięta przez długi, słony finisz. Świetne wino do owoców morza czy chudszych ryb i rewelacyjna relacja jakości do ceny. Znakomite (93/100).

Ziereisen Grauburgunder 2017 (9,80 eur)

Porównując to wino z poprzednikiem, jak przystało na Pinot Gris, mamy w nim więcej masy, cielistości, słodszych owoców, dojrzałych gruszek i słodkich jabłek. Nie tak bardzo aromatyczne, pełniejsze i skoncentrowane, woskowe. Do przetestowania z halibutem, albo drobiem w maślanym sosie. Bardzo dobre (90/100).

Ziereisen Steingrüble Gutedel 2016 (12,80 eur)

To już wyższa linia, dojrzewająca przez 23 miesiące w dużych beczkach. Osobliwe, bo dość powściągliwe w warstwie aromatycznej, gdzie dominuje głównie chłodna mineralność. Nieco bardziej rozbudowane w ustach, tutaj pojawia się więcej jabłek, cytryn i sporo ziół. Mocno kwaskowe, z wręcz limonkowym posmakiem. Dalibyśmy mu tak z 2-3 lata, bo potencjał wydaje się być spory, ale w tym momencie jest jeszcze bardzo ściśnięte. Znakomite (93/100).

Ziereisen Hard Chardonnay 2016 (26,80 eur)

W tym przypadku fermentacja odbywa się bezpośrednio w baryłkach, z tego 15% stanowią nowe beczki. Wino jest pięknie zbudowane, z nutami maślanych herbatników na przepięknie owocowym, jabłkowo-gruszkowym tle, podlanymi dodatkowo kilkoma kroplami cytrynowego soku. Na języku czuć masę Chardonnay, ale finisz jest mocno mineralny, oczyszczający paletę. Znakomite- (92/100).

Ziereisen Lügle Weissburgunder 2016 (18,60 eur)

Owoce pochodzą z pojedynczej parceli, a sok wyciskany jest za pomocą starej prasy, bardzo wolno, nawet przez dobę. Następnie wino jest przez kilkanaście godzin macerowane na skórkach. Przede wszystkim zaimponowała nam maślana faktura i koncentracja tego Pinot Blanc, przy czym nie jest to w żadnym wypadku wino zbyt ciężkie czy przytłaczające. Może nie gra na owocowej tonacji, ale wszystko rozgrywa się tutaj w oparciu o niuanse strukturalności i nasycenia. Mineralne, odpowiednio kwaskowe, zachwycające. Znakomite+ (94/100).

Ziereisen Musbrugger Grauburgunder 2016 (18,60 eur)

Być może jeszcze nie ochłonęliśmy z zachwytów nad poprzednim winem, bo to Pinot Gris nas nie porwało. W nosie czujemy sporo akcentów beczkowych, a do tego gruszki, grejpfruty i suszone zioła. Mniej żywe i nie tak rozbudowane jak poprzednik, choć finisz jest bardzo ładnie wyciągnięty, delikatnie goryczkowy. Bardzo dobre+ (91/100).

Ziereisen Jaspis Grauburgunder Alte Reben 2016 (50 eur)

Kolejne z win, w których można się doszukać dziwnych, nieoczywistych aromatów. To zasługa naturalnych drożdży i niespiesznej fermentacji, która jest charakterystyczna dla butelek od Hanspetera. Jest bowiem lekko orzechowe, ale przede wszystkim czujemy akcenty maślanego popcornu. Na podniebieniu dalej sporo orzechów i dużo skoncentrowanego ciała, ale pojawiają się gruszki i mnóstwo silnej, górskiej wręcz mineralności. Nieszablonowe i zdecydowanie za młode. Jesteśmy ciekawi jak mogłoby się one rozwinąć w przyszłości. Znakomite- (92/100).

Ziereisen Gutedel 10‘4 Alte Reben 2016 (126 eur)

Nazwa wina nawiązuje do faktu, że parcela tych starych krzewów obsadzona jest przy niebywałym zagęszczeniu 10 tysięcy krzewów na hektar. Takie nasycenie wymusza konkurencję winorośli w dostępie do składników odżywczych i wody, stymulując korzenie do wnikania głębiej w ziemię. Przekłada się to na samo wino, w którym czujemy olbrzymie skoncentrowanie, masę i ciężar. Na razie trudno jest rozebrać je na czynniki pierwsze, bo wszystko jest obok siebie, ściśnięte w jeden monolit. Potrzeba mu czas, ułożenia i złapania powietrza. Znakomite (93/100).

Ziereisen Jaspis Unterirdisch Roter Gutedel in der Amphore 2015 (39,80 eur)

Koncepcja tego wina jest pokręcona jak jego autor (oczywiście z pozytywnym tego słowa znaczeniu). Wrzucone do glinianych amfor grona różowego klona odmiany Gutedel są zakopywane na rok bezpośrednio na winnicy. Po tym czasie następuje oddzielenie wina i trafia ono do ceramicznych butelek. Jest intensywnie herbaciane (earl grey), pachnące skórka pomarańczową i cytrynową, suszonym rozmarynem i oregano, ale też karmelem i płatkami kwiatów. Jak na wino pomarańczowe dość delikatnie taniczne, za to mocno kwaskowe, z wytrawnym gorzkawym wykończeniem. Znakomite (93/100).


Trudno jednoznacznie scharakteryzować wina od Hanspetera. Wymykają się one prostej klasyfikacji, są tak różne, nieszablonowe, z czasem nieoczywistymi, czy wręcz dziwnymi aromatami. Nie zawsze czarują w nosie, ale zachwycają fakturą i koncentracją w ustach. Dla nas to świetne pozycje, które idealnie oddają charakter stojącego za nimi winiarza, a takie indywidualne butelki kocha się najbardziej.

 

 

Artykuł Hanspeter Ziereisen – winiarz jeden na milion pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Dwa wina do 20 zł – Bostavan DAOS

$
0
0

Gdy nieco ponad 4 lata temu na zaproszenie Wine of Moldova spędziłem kilka dni właśnie w Mołdawii, byłem bardzo zaintrygowany, jak ten mały kraj o trudnej historii i wciąż skomplikowanej bieżącej sytuacji, rozwija się pod względem winiarskim. Biorąc pod uwagę relację ceny do jakości tych butelek, wręcz wydawało mi się, że mają one szansę z impetem podbić polski rynek. Dlaczego więc nic takiego się nie wydarzyło?


Powód może leżeć w zaszufladkowaniu tych win na najniższych półkach marketów i takim kojarzeniem się tych butelek w winnej świadomości Polaków. A warto zdać sobie sprawę, że poza etykietami, które faktycznie należy omijać szerokim łukiem, w Mołdawii powstają również całkiem poważne pozycje. Jednym z wiodących lokalnych producentów jest firma Purcari. Ten potężny holding oprócz wypuszczania na rynek win pod swoją własną marką posiada dodatkowe trzy winiarnie (w tym jedną w Rumunii), o łącznym areale 1000 hektarów. Takim satelickim przedsięwzięć jest Bostavan. Historia tego projektu rozpoczęła się od nabycia w 2002 roku przez enologa Victora Bostava winnic w Etulii oraz Onesti. Już swa lata później Bostavan weszło w skład tworzącej się wówczas grupy Purcari, a już w kolejnym roku cały holding stał się największym eksporterem mołdawskich win.

Dzięki uprzejmości Faktorii Win, mieliśmy ostatnio możliwość spróbowania dwóch win Bostavan.

Kilka słów o winiarskiej geografii Mołdawii

W Mołdawii można wyróżnić trzy główne regiony produkcji win. Jest to leżący w okolicach Kiszyniowa, w centralnej części kraju region Codru, położony na południowym wschodzie, nieopodal Morza Czarnego – Stefan-Voda oraz Valul Lui Traian (Mur Trajana) na południowych stepach.

Nazwa Codru pochodzi od słowa określającego gęste lasy pokrywające nawet 25% tego obszaru. Oddziaływują one na miejscowy kontynentalny klimat, łagodząc zimy i ochładzając letnie upalne temperatury. W Codru uprawianych jest 50% wszystkich winnic w kraju, a dominują głównie białe odmiany winorośli. To tutaj znajdują się też słynne podziemne kompleksy tuneli służących do dojrzewania i przechowywania win – Cricova i Milestii Mici. Winnice w regionie Stefan-Voda zlokalizowane są na wzgórzach łagodnie opadających w stronę Dniestru. Bliskie położenie Morza Czarnego ma dominujący wpływ na warunki dojrzewania winorośli. Tutejszy klimat jest cieplejszy od tego w Codru, ale nie tak gorący jak dalej na południe. Valul Lui Traian bierze swoją nazwę od pozostałości rzymskich fortyfikacji, wzniesionych przez cesarza Trajana w celu ochrony Imperium Rzymskiego przed najazdami barbarzyńców. To najcieplejszy, najbardziej suchy obszar Mołdawii, z tego powodu dominują tutaj czerwone odmiany winorośli.

Spróbowane wina

Bostavan DAOS Treasure Chardonnay 2018 (19,99 zł – sugerowana przez dystrybutora cena detaliczna)

Owoce pochodzą z centrum kraju, z regionu Codru, a wino spędziło 6 miesięcy w beczkach. W pierwszej chwili rzeczywiście czujemy sporo nut pochodzących z takiego dojrzewania, mamy więc banany, kokosa, ale też nuty drewniane, wanilię i bardzo słodkie jabłka. Również w ustach owocowość jest pełna, słodkawa, choć trzyma ją w ryzach mocna kwasowość. Z łatwością odnajdujemy znów sporo owoców egzotycznych, głównie pod postacią banana i ananasa. Za to finisz ładnie wytrawny, z pozostającą w posmaku kwasowością. Dobre- (86/100).

Bostavan DAOS Treasure Cabernet Sauvignon 2018 (19,99 zł)

Ten Cabernet pochodzi z owoców z południa kraju i jest prostszy od poprzednika, kręcący się wokół jednej, porzeczkowej nuty. Początkowo wychodzi również dużo smolistej, dymnej beczki (tu dojrzewanie w dębie trwało aż 9 miesięcy), trzeba solidnie pokręcić kieliszkiem, aby ten zapach nieco zelżał. Wtedy staje się lepsze, bardziej owocowe, truskawkowo-porzeczkowe. Niezbyt mocno kwaskowe, a i taniny są bardzo wyważone, nieagresywne. Technicznie poprawne, ale bez jakiegoś bardziej indywidualnego rysu. Do przetestowania w czasie wiosennego grilla. Średnie (84/100).


Z własnych doświadczeń wiem, że spróbowane wina nie są absolutnie szczytem możliwości mołdawskiego winiarstwa. Są to po prostu dobrze wykonane pod względem technicznym butelki, które mogłyby powstać w niemal każdym innym winiarskim zakątku świata. Jeśli jednak szukacie bezpiecznego wyboru w niełatwej kategorii cenowej do 20 zł, to możecie po nie śmiało sięgnąć.

Artykuł Dwa wina do 20 zł – Bostavan DAOS pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Filety z labraksa z pieczonymi warzywami plus burgundzkie Chardonnay

$
0
0

Nie macie po Świętach dość ryb? Marta już trochę kręciła nosem, ale ja nie potrafię sobie odmówić ryby na weekendowy obiad. Żałuję wręcz, że nie mieszkamy na wybrzeżu Morza Śródziemnego, gdzie codziennie po świeże sztuki można byłoby wybrać się do portu. Na szczęście, tu w Warszawie nie możemy narzekać na ich dostępność, a i ostatnio coraz częściej w dyskontach, nawet poza większymi miastami, można trafić na dobrej jakości ryby. Do dzieła więc…


Filety z labraksa z pieczonymi warzywami

Zima to czas, gdy bardzo trudno o świeże warzywa. Stąd idąc za przykładem naszego przyjaciela Wojtka (Winniczek) częściej sięgamy teraz po warzywa korzeniowe, zwykle pieczone. Tym razem postawiliśmy na topinambur, którego po obraniu (choć można też tylko mocno wyszorować skórkę i nie obierać bulw), oprószyliśmy posiekanym świeżym rozmarynem, solą, pieprzem, wysmarowaliśmy oliwą z miodem, a następnie upiekliśmy w piekarniku. Pieczenie zajmuje około 30 minut w temperaturze 200ºC – sprawdzajcie, kiedy będzie miękki, gdyż nie poleca się jadania surowego, twardego topinamburu. W międzyczasie na patelni na maśle szybko przesmażyliśmy marchewkę, pietruszkę, selera i kalarepę. Tu również dodajemy nieco soli i pieprzu. Przełożyliśmy je do naczynia z topinamburem na ostatnie 10 minut i dorzuciliśmy kilka brukselek (ich wcześniej nie smażyliśmy).

Składniki (2 osoby): 2 filety z labraksa, 200 gram topinamburu, 1 marchewka, 1 pietruszka, 1/2 selera, 1/2 kalarepy, 5-6 brukselek, pancerzyki po krewetkach, kilka nitek szafranu, gałązka natki pietruszki, łyżka masła, łyżka śmietany 18%, łyżeczka miodu, oliwa, sól, pieprz  

Korzystając z tego, że poprzedniego dnia jedliśmy makaron z krewetkami, pancerzyki po nich użyliśmy do przygotowania sosu. Zalewamy je wodą (dwie szklanki), dorzucamy nieco soli, gałązkę natki pietruszki i gotujemy około 45 minut. Po odcedzeniu, wrzucamy kilka nitek szafranu, łyżkę masła i dalej redukujemy. Po kolejnych 15 minutach łączymy sos z łyżką śmietany i jeszcze chwilę gotujemy, już na małym ogniu. Kluczem jest właśnie odparowanie maksymalnie dużej ilości wody i przez to skoncentrowanie smaku. Nasz finalny sos miał objętość może 1/5 początkowego wywaru.

Jeśli chodzi o rybę, to użyliśmy filetów z labraksa, ale odpowiednia będzie każda morska, niezbyt tłusta ryba (dorada, morszczuk, dorsz). Nie kombinujemy, nacieramy ją tylko solą, pieprzem, ulubionymi suszonymi ziołami i pieczemy w piekarniku (jakieś 15 minut powinno wystarczyć).

To jeden z tych przepisów, gdzie nie musicie się ściśle trzymać się składników. Topinambur można zastąpić ziemniakami, a z warzyw wybierajcie te, które najbardziej lubicie. Nam zależało na różnorodności i ładnych kolorach. Jeśli nie macie pancerzyków krewetek, możecie zrobić sos z szalotek (podsmażacie posiekane szalotki, zalewacie wodą, dodajcie łyżkę sosu rybnego i dalej jak w powyższym przepisie).

Może zdjęcie potrawy nie wygląda zbyt „pro”, ale uwierzcie, że smakowało przepysznie 🙂

Union des Viticulteurs de Chablis Bourgogne Chardonnay 2017
(Leclerc, 30-35 zł)

Kluczem do doboru butelki jest umiejętność znalezienia balansu między maślanością sosu, dość chudym mięsem ryby, charakterystycznym smakiem topinamburu, a kwasowością i ciężarem wina. Robiąc rachunek sumienia za 2019 rok zauważyliśmy, że coraz częściej w naszych kieliszka ląduje Chardonnay, doceniamy dobrze wykonane pozycje z tej odmiany, a to właśnie ten szczep wydał się nam najbardziej naturalnym towarzyszem do dania.

Wino pachnie słodkawymi nutami jabłek i gruszek, delikatnym muśnięciem moreli, propolisu, jest też nieco dymne. Na podniebieniu kwaskowe, soczyste, choć nie brakuje też dawki maślaności i lekko mineralnego finiszu. Pomimo gorącego rocznika, całość jest dość lekka, nieprzemęczona, sprężysta. Bardzo dobre+ (91/100).


Ostatnio mamy nosa do świetnych połączeń, bo nie chwaląc się, wyszło nam ono znakomicie. Próbując wina z potrawą mieliśmy wrażenie pełnej synergii i przenikania się poszczególnych elementów. Do tego Chardonnay przyjemnie ożywiło nasze warzywa, a nawet smakowało z brukselką (która bywa trudnym kompanem dla wielu win).

 

Artykuł Filety z labraksa z pieczonymi warzywami plus burgundzkie Chardonnay pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

RAW Wine Berlin – jeszcze kilka świetnych strzałów

$
0
0

Dziś druga część wycieczki między stoiskami winiarzy, którzy rozłożyli swoje próbki w czasie RAW Wine Berlin 2019. Ostatnio zaprezentowaliśmy Wam kilku wartych uwagi producentów z Hiszpanii i Francji i Grecji, dziś czas na Włochy i Słowenię.


Poderi Cellario

Barolo, Barbaresco, ewentualnie Dolcetto z Dolghiani, te nazwy niemal całkowicie zawładnęły świadomością, gdy zaczyna się myśleć o wzgórzach Langhe w Piemoncie. Na szczęście, winny świat nie jest taki jednobarwny i nawet w tym dość konserwatywnym regionie znajdziemy producentów, którzy chcą pobawić się w coś innego. Jednym z nich jest zlokalizowany na zachodnich obrzeżach regionu Podere Cellario. Ten projekt, prowadzony obecnie przez trzecie pokolenie winiarzy (Fabio i Cinzia) obejmuje 13 hektarów winnic i skupia się na lokalnych odmianach, produkowanych w możliwie nieinterwencyjny stylu.

Mamy cichą nadzieję, że te wina wkrótce będą dostępne w Polsce, ale nie chcemy jeszcze zapeszać.

Poderi Cellario Il Baffone Frizzante 2014

Ten Pet-Nat stanowi mieszankę Moscato i Favority, zabutelkowanych nim fermentacja dobiegła końca, stąd bierze się w nim delikatne musowanie. Mimo niemal 5 lat w butelce to dalej świeżutkie, żywe, kwaskowe wino. Pełne nut cytryn, jabłek, ożywcze i fantastycznie pijalne. Bardzo dobre- (89/100).

Poderi Cellario E’ Bianco NV

To kolejny musiak, tym razem już czyste Mocato. Dość proste, buzujące na jednej brzoskwiniowej nucie, ale ponownie arcysmaczne i co najważniejsze znacznie mniej słodkie niż typowe Moscato d’Asti. Na podniebieniu pojawia się nieco więcej jabłek, cytryn, a całość wieńczy ładnie kwaskowy finisz. Dobre+ (88/100).

Poderi Cellario Il vino che non c’è Bianco NV

W składzie znajdziemy Nascettę i ponownie Moscato. Po trwającej 5 dni maceracji na skórkach, wino trafiło na 2 lata do glinianych amfor i baryłek. Bardzo aromatyczne, pachnące ziołami, jabłkami, cytrynami, białymi kwiatami, skórkami mandarynek. Na podniebieniu delikatnie słodkawe, pojawiają się mirabelki i morele, którym akompaniuje mocna kwasowość. Nieco dzikie, niepoukładane, ale my takie wina uwielbiamy. Bardzo dobre+ (91/100).

Poderi Cellario E’ Rose NV

W różu znajdziemy pierwszy odciek z gron Nebbiolo z dodatkiem krótko macerowanego Dolcetto. Całość na pół roku trafia do cementowych zbiorników. Pięknie owocowe, z oszałamiającymi nutami poziomek, truskawek i kwaskowych wiśni. Świeżutkie, zabawne, radosne. Wszystkie butelki z serii E’ mają 1 litr pojemności i zamykane są na kapsel, w założeniu mają to być codzienne wina, które rodzina otwiera do posiłku i w takim charakterze sprawdzają się znakomicie. Bardzo dobre- (89/100).

Poderi Cellario E’ Grino NV 

Nazwa wskazuje, że w butelce znajdziemy Gringolino, a więc kolejną z lokalnych odmian, z której powstają zwykle proste, codzienne wina o mocnej kwasowości i wyrazistych taninach. Fermentacja ze skórkami trwa w tym przypadku około tygodnia, a kolejne 6 miesięcy wino dojrzewa w cemencie. Jest świetne – mocno owocowe, z nutami poziomek, truskawek, malin, czereśni, to wszystko zaś rozrysowane jest na potężnie kwaskowym tle. Do tego delikatnie taniczne, żywe, buszujące między zębami. Aż chciałoby się zagryźć je plasterkiem salami. Bardzo dobre+ (91/100).

Poderi Cellario UVAINTERA Langhe Dolcetto 2018

Po ręcznych zbiorach połowa gron jest odszypułkowywana i kruszona mechanicznie, podczas gdy reszta wraz z szypułkami jest ugniatana stopami. Spontaniczna fermentacja odbywa się w cemencie, a po kilku miesiącach całość trafia do butelek. Truskawkowe i wiśniowe, z mocnymi taninami, delikatnie gorzkawym, ziemistym finiszem. Raczej do podania do makronu, niż popijania solo. To przykład Dolcetto jakim było kiedyś – codziennego, nieco rustykalnego wina do jedzenia dla piemontczyków. Bardzo dobre (90/100).

Poderi Cellario Il Vino che non c’è NV

Za tą etykietą stoi bardzo ciekawa historia. W składzie znajdziemy bowiem Dolcetto, ale stanowi ono jedynie uzupełnienie dla szalenie rzadkiej odmiany Doux d’Henry. Pochodzi ona z Piemontu, a nazwa jedynie udowadnia historyczne związki tego regionu z Francją. Obecnie uprawiana jest na zaledwie 17 hektarach. Dziadek Fabia nabył kiedyś działkę obsadzoną tym wówczas niezidentyfikowanym szczepem, aby nie dopuścić do jego wykarczowania, ale przed długi czas rodzina nawet nie znała jego nazwy, dopiero niedawno udało się go prawidłowo zidentyfikować. Samo wino jest zaś dość mocno zbudowane, nieco dzikie, kwaskowe, ale i pieprzne, ziemiste. Dość trudne w odbiorze, ale warte spróbowania choćby dla celów poznawczych. Dobre+ (88/100).

Progetto Calcarius

Ach, dlaczego nie wiedzieliśmy o tym projekcie, gdy w 2017 roku spędziliśmy kilka dni na przepięknym półwyspie Gargano w Apulii. Wypiętrzony nad okoliczne równiny wapienny masyw okazuje się nie tylko idealnym miejscem na wypoczynek wsród białych klifów i piaszczystych plaż, ale też świetnym miejscem na uprawę winorośli (choć nie widzieliśmy tam dosłownie ani jednej winnicy). Progetto Calcarius to projekt powołany do życia przez dwoje winiarzy: Valentinę Passalacqua i Danilo Marcucciego, których ideą było oddanie w winach tego charakterystycznego, wapiennego terroir. Strasznie podobały się nam również proste, ale zapadające w pamięć etykiety i niski jak na tak gorący region poziom alkoholu (zwykle oscylujący w okolicach 11-12%).

Progetto Calcarius Frecialomb 2018 

Przegląd portfolio rozpoczęliśmy od musującego Pet-Nata z odmiany Bombino Bianco. Smakowało jak kwasek cytrynowy zalany gazową wodą, intensywne, ostre, nie oszczędzające szkliwa, ale dzięki temu świetnie ożywcze. Przypominamy sobie 40-stopniowe apulijskie słońce, wiele wówczas byśmy dali za kieliszek takiego naturalnego orzeźwienia. Dobre (87/100).

Progetto Calcarius Nù Litr Bianco Puglia 2018

To ponowie ta sama odmiana, ale zrobiona już w wersji spokojnej, zabutelkowana do litrowej butelki zamkniętej kapslem. Zupełnie inne od poprzednika, lekko maślane, z nutami gruszek i dojrzałych jabłek, wosku i moreli. Możecie się śmiać, ale zapach przypominał nieco indyjskie danie butter chicken. Za to na podniebieniu lekkie, kwaskowe, wytrawne. Świetnie pijalne. Bardzo dobre+ (91/100).

Progetto Calcarius Hellen Bianco 2018

Zmieniamy odmianę na Greco. Początkowo wydaje się lekko warzywne, ale po chwili pojawia się więcej gruszek i brzoskwiń. Za to w ustach mocno kwaskowe, wręcz intensywnie cytrynowe. Koncentracja jest większa niż w przypadku Bombino, ale całość nie traci nic ze swojej rześkości i żywotności. Bardzo dobre+ (91/100).

Progetto Calcarius Nù Litr Rosa Puglia 2018

W różowym winie znajdziemy tak lubiane przez nas Negroamaro, ponownie w litrowej wersji. Pachnie płatkami róży, truskawkami, kwaskowymi wiśniami, czerwonymi porzeczkami. Usta ponownie świetnie kwaskowe, soczyste i świeżutkie. Bardzo dobre (90/100).

Progetto Calcarius Nù Litr Orange Puglia 2018

Ta pomarańcza powstała w oparciu o szczep Falanghina, którego owoce macerowano na skórkach przez 7 dni w otwartych kadziach. Następnie wino trafiło na kilka miesięcy do stalowych zbiorników. W aromacie ponownie różane, ale pachnące również skórką cytrynową i pomarańczową. Bardziej surowe od poprzedników, wymagające, nieco goryczkowe. Również kwasowość nie jest tak dojmującą, a w finiszu pojawiają się żywe, drapiące taniny. Bardzo dobre (90/100).

Progetto Calcarius Nù Litr Rosso Puglia 2018

Wracamy do Negroamaro, ale już w czerwonej wersji, dojrzewającej w stali. To świetne wino, zachwycające buchającą znad kieliszka owocowością spod znaku wiśni, porzeczek i śliwek, ale wzbogaconą o nuty ziemiste i ziołowe. W palecie chrupkie, rześkie, z przepięknym soczystym posmakiem. Byłoby idealne do pizzy. Znakomite- (92/100).

Progetto Calcarius Hellen Rosso 2018

Odmiana Nero di Troia to naszym zdaniem najciekawszy czerwony szczep Puglii, niestety nie tak często spotykany jak Negroamaro, nie mówiąc już o Primitivo. Dość podobne w wyrazie do poprzednika, choć owoc jest tutaj jeszcze bardziej świeży i kwaskowy. Można doszukać się truskawek, malin i poziomek na przyjemnie świeżym tle. Wprost obłędnie pijalne. Znakomite (93/100).

Progetto Calcarius SoulMate 2017

To jedyne z win, które było starzone w dębie. Odmiana Montepulciano trafiła do nich (a były to duże beczki), aby nieco utemperować jej dziki charakter. W aromacie czujemy nieco wanilii i dymu z jesiennego ogniska, ale usta są już pod dyktando owoców – ciemnych, nieco mrocznych śliwek, z dodatkiem pestek wiśni. Nad wszystkim unosi się zaś stanowczo zarysowana kwasowość, która nie pozwala winu na ociężałość czy nudę. Bardzo dobre+ (91/100).

Cotar

Przechodzimy do Słowenii, na wciąż przez nas słabo poznany płaskowyż Kras. Leży on pomiędzy Zatoką Triestańską, a Doliną Vipavy i słynie ze swojego ponownie wapiennego podłoża, pełnego jaskiń i formacji skalnych. To od niego pochodzi zresztą geologiczny termin „zjawisk krasowych”, czyli rozpuszczania wapiennych skał przez wodę. Rodzina Cotar zajmuje się winiarstwem od mniej więcej 40 lat, obecnie gospodarując na 7,5 hekatarach w miejscowości Gorjansko, oddalonej o 5 kilometrów od morza.

Cotar Vitovska 2017

Ta charakterystyczna dla Krasu odmiana to krzyżówka Prosecco Tondo i Malvazji. Choć historycznie była używana w kupażach, wielu ambitnych winiarzy stawia na jednoodmianowe wina z tego szczepu. W tym wydaniu była ona przez 7 dni macerowana na skórkach. Pachnie orzeźwiająco –  cytrynami i jabłkami, jest słoneczne, dziarskie, zawadiackie. Na podniebieniu z nutami skórki pomarańczowej, soczyste i świeże. Przyjemnie żywe, radosne. Znakomite (93/100).

Cotar Malvazija 2017

Winifikacja była identyczna jak w poprzednim winie, ale aromatyczny charakter odmiany przekłada się na jeszcze ciekawszy zapach, w którym znajdziemy kwiaty, cytrusy, ale i suszone siano oraz zioła. Wspaniale kwaskowe, z przepięknie soczystym owocem, fantastycznie rześkie, przenikające do wszystkich zakamarków podniebienia. Świetnie zrobione wino. Arcydzieło- (95/100).

Cotar Crno 2016

Pierwsza czerwień powstaje z odmiany Teran i utrzymana jest w porzeczkowo-ziemistym stylu. Na podniebieniu kwaskowe, świeżutkie, ma się wręcz wrażenie rozgryzania owoców czerwonych porzeczek. Taniny są na niskim poziomie, ale wino nadrabia energią i przyjemnie leśnym, ściółkowym tłem. Gdybyśmy mogli je jeszcze zagryźć lokalną podsuszaną szynką, byłoby rewelacyjnie. Znakomite- (92/100).

Cotar Merlot 2009

Producent hołduje długiemu dojrzewaniu swoich czerwonych win w beczkach (Crno jest tu wyjątkiem), stąd ten Merlot po 2-tygodniowej fermentacji wraz z całym osadem na 10 lat (!) trafił do beczek. W aromacie czujemy ten dotyk dębu, wino wydaje się bardzo suche, skórzane. Ale gdy tylko je spróbowaliśmy, nie mogliśmy się nadziwić skąd w nim tyle fantastycznie świeżego owocu. Pojawia się oczywiście pieprz, ziemistość, delikatne utlenienie, ale dominują wiśnie, śliwki, czarne porzeczki. Dziwne, nie do końca w naszym stylu, ale ciekawe. Bardzo dobre+ (91/100).

Cotar Terra Rossa 2010

W kieliszku znajdziemy mieszankę Merlota, Terana i Caberneta Sauvignon, a winifikacja była bardzo podobna jak u poprzednika, z tym, że wino spędziło w beczkach nieco mniej czasu. Ponownie pojawia się ta skórzana nuta, a owocowość jest ciemniejsza (śliwki, jeżyny, jagody), jeszcze mocniej nasycona i bardziej kwaskowa. Pomimo czasu radosne, z wręcz młodzieńczym wigorem. Znakomite- (92/100).


Nie sposób opisać wszystkich świetnych win, które spróbowaliśmy podczas tego festiwalu, gdyż musielibyśmy o nich opowiadać pewnie przez dobrych kilka miesięcy, a jednak mamy w zanadrzu jeszcze mnóstwo innych materiałów, którymi chcemy się podzielić. Zwłaszcza, że bezpośrednio po zakończeniu pierwszego dnia RAW Wine Berlin udaliśmy się na nieodległy i zorganizowany trochę jako konkurencja, czy może alternatywa festiwal SAW (Sophisticated Artisanal Wines). O nim już wkrótce…

Artykuł RAW Wine Berlin – jeszcze kilka świetnych strzałów pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Ščurek czyli karaluch

$
0
0

„Ale wiecie, że po polsku Ščurek wcale nie znaczy szczur” tymi słowami reagując na polskie tablice rejestracyjne przywitał nas syn właściciela Primož. Pewnie od lat przyzwyczajony do słuchania, że w naszym języku, brzmi to słowo jak… miał gotową zaodpowiedź. Zadowoleni, chcieliśmy go pocieszyć, że wiemy iż na etykietach wina widnieje konik polny. Tylko trochę nam nie wyszło, bo ščurek to po prostu karaluch. – No i to się nazywa miły początek. – wybuchnęliśmy wszyscy śmiechem, bo po raz kolejny okazało się, że słowiańskie języki, dosyć do siebie podobne potrafią jednak wprowadzać w błąd.


Przygraniczne perypetie

Winiarska historia rodziny (Karaluchów jak się okazuje) sięga XIX wieku, gdy jeden z ich przodków ożenił się z córką miejscowego rolnika. Wówczas oczywiście uprawa wina stanowiła tylko jeden z mniej znaczących składników tego zlokalizowana na obszarze słoweńskiej Brdy gospodarstwa. Jeszcze ojciec obecnie zarządzającego winiarnią Stojana posiadał początkowo zaledwie 1 hektar winorośli. Dopiero w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybuch II wojny światowej areał ten zaczął się zwiększać. Niestety powojenne graniczne rozliczenia sprawiły, że z posiadanych w 1945 roku 11 hektarów winnic, aż 10 znalazło się po wówczas już włoskiej stronie granicy, w Collio. Nie dziwi to, gdy spoglądając z okien sali degustacyjnej widzi się zabudowania odległe o kilkaset metrów, ale leżące już we Włoszech. Jak opowiadał Primož nie było na szczęście tak, że ziemia ta została im zabrana (wręcz bali się o nią mniej niż o część pozostającą w granicach Jugosławii), ale w dobie „żelaznej kurtyny” uprawa winorośli po jej drugiej stronie była kłopotliwa ze względu na przeszkody natury biurokratycznej, a także tak przyziemne sprawy, jak konieczność stania w długich kolejkach na przejściu granicznym. Stąd rodzina ponownie skupiła się na uprawie innych roślin i drzew owocowych. Dopiero po uzyskaniu przez Słowenię niepodległości, Stojan postanowił ponownie mocniej skupić się na produkcji wina, już w 1989 roku wypuszczając pierwsze butelki pod swoim własnym nazwiskiem. Dzisiaj posiada on 22 hektary winnic, a rodzinna firma powoli przechodzi w ręce jego pięciu synów, którzy podzielili się odpowiedzialnością za poszczególne elementy winiarskiego biznesu.

Więcej o samej historii i geografii Brdy przeczytacie w naszym wpisie o wizycie u Marjana Simčiča.
Spróbowane wina

Ščurek Rebula 2018

Podstawowe białe wina producenta przechodzą zwykle kilkugodzinną macerację na niskiej temperaturze, a następnie trafiają na kilka miesięcy do stalowych zbiorników. Ta Rebula jest przyjemnie świeża, rześka, ładnie aromatyczna (głównie cytryny i kwaskowe jabłka, ale też nieco migdałów). Na podniebieniu świetnie kwaskowa, lekka, bez nadmiernego ciężaru, czy skomplikowania. Butelka do popijania na przysłowiowym tarasie, albo podania z chudszymi rybami, czy wiosennymi sałatkami. Dobre+ (88/100).

Ščurek Jakot 2018

Drugim spróbowanym winem było Sauvignonasse, czyli odmiana znana we Włoszech jako Friulano, a wcześniej spotykana pod nazwą Tokaj (póki Węgrzy nie wymusili zmiany tej praktyki, choć niektórzy winiarze na złość zaczęli zapisywać nazwę wspak jako „Jakot”). Winifikacja jest bardzo podobna do poprzednika, ale charakter wina jest już zupełnie inny. Sauvignonasse to zwykle w porównaniu do Rebuli odmiana mniej aromatyczna, ale bardziej strukturalna i tutaj się to potwierdza. W nosie jedynie delikatnie jabłkowe, na podniebieniu mocniej zbudowane, pełniejsze, lekko maślane i woskowe. Kwasowość jest nieco niższa, a w finiszu pojawia się nieco migdałowej goryczki. To już wino, które można podać do tłustszych ryb, jak choćby halibut. Bardzo dobre- (89/100).

Ščurek Chardonnay 2018

W przypadku Chardonnay połowa wina dojrzewa przez 3 miesiące w 400-500 litrowych beczkach, a potem już całość trafiła do stali na dalsze pół roku. Pachnie wanilią, dojrzałymi gruszkami, rozpuszczonym na patelni masłem. Na podniebieniu dalej maślane, oleiste, obłe. Z długim, oczyszczającym, kwaskowym posmakiem. Byłoby świetne do kurczaka w maślanym sosie, albo pieczonej perliczki. Spora elegancja. Znakomite- (92/100).

Ščurek Malvazija 2018

Winogrona przez kilka godzin były macerowane ze skórkami, fermentowały na dzikich drożdżach, a następnie przez 12 miesięcy wino dojrzewało na osadzie w dębowych beczkach. Jest niezwykle aromatyczne, pachnie mandarynkami, papają, kwiatami, dojrzałymi jabłkami i gruszkami. Na podniebieniu ładnie skoncentrowane, ale również mocno kwaskowe, słonawe w finiszu. Ze świetną fakturą, lekko oleistym ciałem, a przy tym zaskakująco lekkie. Butelka przywieziona do kraju świetnie pasowała do makaronu z brukselką i pancettą. Znakomite- (92/100).

Ščurek Dugo 2016

Dugo po słoweńsku oznacza „długo” (tym razem pierwsze skojarzenie nie zawodzi) i nawiązuje do dłuższej już maceracji, trwającej 12 dni w 2500-litrowych beczkach, gdzie następnie wino dojrzewa przez kolejne 20 miesięcy. W składzie znajdziemy zaś 50% Rebuli, 30% Chardonnay i 20% Pinot Blanc. Pachnie kwiatami, jabłkami, suszonym sianem, za to na podniebieniu ze sporym ciałem, pełne, delikatnie woskowe. Ułożone, daleko mu do wywrotowych, dłużej macerowanych win pomarańczowych, tu wszystko utrzymane jest w ryzach, przemyślane, nie pozostawione przypadkowi. Do tego ma świetny, morski, słony posmak. Znakomite (93/100).

Ščurek Sivy Pinot 2018

Ten dojrzewającym przez kilka miesięcy w beczkach Pinot Gris pachniał typowo dla odmiany – dojrzałymi gruszkami, jabłkami, nawet lekko mandarynkami i pomarańczową skórką. Dobrze wykonane, mimo sporego ciężaru odpowiednio kwaskowe, ale jednak bez jakiegoś bardziej indywidualnego rysu. Dobre+ (88/100).

Ščurek Stara Brajda 2015

Pochodząca z owoców ze starej winnicy butelka zawiera w sobie 60% Rebuli, 20% odmiany Pikolit, tyle samo Piki, a także niewielką domieszkę Glery, Tržarki i Malvazji. Owoce zbierane są w różnym czasie, w zależności od stopnia dojrzałości. Po 24-godzinnej maceracji wino fermentuje na dzikich drożdżach i na rok trafia do nowych oraz używanych małych beczek. Na razie jest jeszcze zdominowane przez nuty beczkowe, czujemy głównie palone masło, wosk, ananasa, sporo dymu, a na podniebieniu pokłady słoności. Warto dać mu czas, bo w zeszłym roku próbowaliśmy również przywiezioną z Austrii butlelkę z 2009 roku i tam już wszystko było na miejscu. Bardzo dobre+ (91/100).

Niestety, spieszyliśmy się do następnego punktu naszej podróży, więc degustację czerwieni musieliśmy ograniczyć do pojedynczej butelki.

Ščurek Stara Brajda 2015

Czerwony odpowiednik to mieszanka 30% Refosco, 30% Merlota i po 20% Caberneta Franc oraz Caberneta Sauvignon. Dojrzewanie wina trwało 24 miesiące w używanych 500-litrowych beczkach. Przyjemnie żywe, porzeczkowe taniny hasają nam po języku, w tle uzupełnione o nuty wędzone, ziemiste i leśne. Do tego jest również mocno wiśniowe, z chropowatymi pestkami i akcentami suszonych ziół. Świetne, bezpretensjonalne, ale też poważne. Znakomite- (92/100).


Tym razem nie wysłuchaliśmy opowieści o filozofii długo macerowanych win, bliskości z naturą, powrocie do korzeni, nieinterwencyjnym winiarstwie. U Ščurków zamiast górnolotnych stwierdzeń przemówiły ich wina, a do ich jakości nie mieliśmy absolutnie żadnych zastrzeżeń. Tu używane techniki mają być środkiem do celu, a nie celem samym w sobie.

Artykuł Ščurek czyli karaluch pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

A rodzina Barale robi swoje…

$
0
0

W Barolo właśnie rozpoczyna się Nebbiolo Prima, czyli wielka premiera win z Piemontu – prezentacji nowych roczników Barolo, Barbaresco i Roero. Dziś dobrze się złożyło, bo pozostaniemy w tym temacie i zabierzemy Was do winiarni rodziny Barale. Sam producent co prawda rzadko jest wymieniany jednym tchem wśród największych lokalnych gwiazd, ale cieszy się dobrą prasą u znawców tematu, a to przecież najlepsza rekomendacja.


Profil producenta

W Barolo znajdziemy wiele rodzin, które mogą poszczycić się kilkudziesięcioletnią winiarską historią, ale i tak zaledwie kilka może się równać z Barale, którzy produkowali wino od 1870 roku. Były to czasy, gdy dopiero rodziły się te legendarne wina spod Alby. To tłumaczy, dlaczego w rękach rodziny są parcele na wielu słynnych miejscowych crujak Bussia w Monforte d’Alba, czy 1-hetarowa działka na legendarnym Cannubi. Łącznie Barale posiadają 20 hektarów winorośli, również w nieodległym Barbaresco, w gminie Neive. Od 2013 roku rozpoczęli (zakończoną 3 lata później) konwersję na uprawę organiczną.

Sergio Barale produkuje swoje wina w tradycyjnym stylu, z długą maceracją i dojrzewaniem w dużych beczkach, bez nadmiernej ekstrakcji, czy nowych baryłek. Nie stroni jednak zupełnie od nowości, gdyż jako jeden z pierwszych winiarzy w okolicy, od 2005 wypuszcza na rynek wino musujące powstające z Chardonnay i Pinot Noir. W prowadzeniu winiarni pomagają mu jego dwie córki – Eleonora i Gloria.

Tu znajdziecie trochę szerszy opis samej apelacji Barolo.

Wina od Barale znajdziecie w ofercie Wine&People.

Spróbowane wina

Fratelli Barale Langhe Arneis 2018 (12,50 eur – niestety wina Barale są niedostępne w Polsce, dlatego podajemy ceny przy zakupie u producenta)

Winogrona po zbiorach poddawane są 24-godzinnej maceracji w temperaturze 1-3 st.C. Następnie wino poddawane jest fermentacji i na kilka miesięcy trafia do stalowych zbiorników. Bardzo aromatyczne, pachnące jabłkami, kwiatowe, ale też delikatnie morelowe. Usta świetnie skrojone, ze sporym ciałem, ale jednocześnie wciąż mocną, cytrynową kwasowością. Owocowości jest sporo, ale finisz znów stalowy, rześki, mineralny. Całość dość pełna, słoneczna, ale przy tym wyważona. Bardzo dobre (90/100).

Fratelli Barale Le Rose Dolcetto d’Alba 2018 (10 eur)

Zwykle Dolcetto z Langhe są winifikowane jedynie w stalowych zbiornikach, jednak Sergio na kilka miesięcy umieszcza ja w średniej wielkości beczkach. Mocno wiśniowe, z dodatkiem śliwek i lekką ziemistością. Na podniebieniu odrobinę migdałowe, z wyraźną kwasowością i niezłą koncentracją. Dość proste, codzienne, ale smaczne i autentyczne. Dobre+ (88/100).

Fratelli Barale La Preda Barbera d’Alba Superiore 2017 (20 eur)

Ta etykieta powstaje jedynie w najlepszych rocznikach. Owoce zbierane są jak na odmianę dość późno, bo dopiero w październiku, gdy są już naprawdę bardzo dojrzałe. Następnie fermentują one w 500-litrowych beczkach, w których dojrzewają również przez kolejny rok. Owocowość jest bardzo skoncentrowana, mocna, wciągająca, idąca w kierunku ciemnych wiśni, śliwek, czy nawet czarnych porzeczek. Charakter odmiany znajduje swoje ujście w intensywnej kwasowości, a w finiszu pojawiają się również taniny, ale pochodzące raczej z beczek niż od owoców. Wino jest jeszcze młodziutkie, przydałoby się mu więcej czasu, bo jeszcze nie wszystkie elementy wskoczyły na swoje miejsce. Bardzo dobre (90/100).

Fratelli Barale Langhe Nebbiolo 2018 (18 eur)

Owoce wykorzystywane do produkcji tego wina rosną na parceli Bussia w Monforte d’Alba. Próbowaliśmy je zaledwie tydzień po zabutelkowaniu, choć zwykle trzymane jest ono w 500-litrowych beczkach dłużej. Po prostu poprzedni rocznik sprzedał się bardzo szybko, a zapotrzebowanie rynku zmusiło rodzinę do przyspieszenia wypuszczenia nowego. Jest mocno malinowe i truskawkowe, do tego dochodzą akcenty fiołków oraz nieco żurawin. Czuć również beczkową wanilię. Owocowość jest świetnie nasycona, kwasowość zadziorna, a taniny dość wysuszająca, ale nie męczące. W finiszu pojawiają się ciekawe akcenty migdałowe. Poczekalibyśmy jeszcze co najmniej rok z otwarciem tej butelki, ale wino jest niesamowicie smaczne i radosne. Znakomite- (92/100).

Fratelli Barale Barolo Castellero 2015 (40 eur)

Parcela Castellero leży naprzeciwko Cannubi, na obu zboczach grzbietu będącego kontynuacją Bussi. Grona Nebbiolo były macerowane przez 30 dni, a później na długie 3 lata wino trafiło do beczek o pojemności 10-30 hl. Rocznik 2015 w Barolo charakteryzował się suchym, gorącym latem, ale na szczęście wyjątkowo śnieżna zima i deszczowa wiosna pozwoliły winoroślą zmagazynować odpowiednie zapasy wody. W efekcie zbierane winogrona były zdrowie i świetnie dojrzałe. Wino jest przepięknie aromatyczne, kwiatowe (róże i fiołki), owocowe (wiśnie, żurawiny, maliny), ale też z ciekawymi akcentami skórki pomarańczowej, ziół, aptecznego syropu. Na podniebieniu ładnie soczyste, rześkie, z mocnym owocowym przytupem. Z lekką strukturą, energetyczne, elastyczne, a wielkim potencjałem. Zdaniem Sergio Castellero to winnica, która dobrze sobie radzi w cieplejszych rocznikach i nie pozostaje nic innego, jak z nim się w pełni zgodzić. Znakomite+ (94/100).

Fratelli Barale Barolo Bussia 2014 (40 eur)

Gdy gminy apelacji Barolo zebrały się w końcu do nazwania i skatalogowania swoich cru, Monforte d’Alba poszło najbardziej kontrowersyjną drogą. Choć jest to obok La Morry największa gmina biorąc pod uwagę areał upraw, to na całym terenie wyodrębniono zaledwie 10 nazwanych cru (wystarczy porównać, że w Serralundze i La Morra jest ich 39, a w niewielkim Barolo 37). Doprowadziło to do tego, że historycznie ważna winnica Bussia liczy obecnie niemal 300 hektarów (sic!). Na szczęście parcele rodziny Barale znajdują się na obszarze znanym jako Bussia Soprana, który od zawsze uchodził za coś na kształt grand cru. Winifikacja jest identyczna, jak w przypadku poprzednika, ale za to mamy zupełnie inny rocznik, chłodny i deszczowy, niełatwy dla winiarzy, ale dający bardzo klasyczne Barolo. Mocniej zbudowane od pozycji z Castellero, z owocami lekko konfiturowymi i mocniejszym akcentem ziołowo-przyprawowo. Pojawia się również odrobina nut skórzanych i ziemistych. Nakreślone grubszą, bardziej wyrazistą kreską, ale wypełnienie jest dalej żywe i świeże. Wszystkiego jest tu więcej, również koncentracja wskoczyła na wyższy poziom. Świetne i o dekadę za młode. Znakomite (93/100).


Jak to się stało, że tak późno odwiedziliśmy Sergio i jego córki? Ta niewielka, niereklamująca się jakoś szczególnie głośno winiarnia, to coś na kształt klejnotu znanego tylko wtajemniczonym. Już wiemy, że być w Barolo i ich nie odwiedzić to niewyobrażalny błąd.

 

 

Artykuł A rodzina Barale robi swoje… pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Cacio e pepe oraz Chianti Classico Castello di Querceto

$
0
0

Prostota – to właśnie kochamy we włoskiej kuchni. Jednym z najlepszych tego przykładów jest cacio e pepe, czyli po prostu makaron z pieprzem. Ta pochodząca z Lacjum receptura, jadana pierwotnie przez pasterzy i rzymski lud jest czymś szalenie łatwym do przygotowania, a do tego obłędnie smacznym. 


Cacio e pepe
Składniki: 300 gram makaronu, 2 łyżeczki świeżo zmielonego czarnego pieprzu, 200 gram startego twardego sera, oliwa, sól
Oryginalnie podstawą przepisu jest spaghetti, ale my zdecydowaliśmy się na nieco grubsze i bardziej elastyczne bucatini. Zaczynamy od wstawienia osolonej wody i ugotowania makaronu al dente. Po odcedzeniu (pamiętacie jedynie o zachowaniu sobie ok. 150 ml wody), odkładamy go na chwilę na bok. Na dość dużej patelni (musi się na niej później zmieścić makaron) rozgrzewamy oliwę i krótko, maksymalnie 2 minuty podsmażamy około 2 łyżeczki świeżo zmielonego czarnego pieprzu. Dodajemy makaron (uważajcie, oliwa może pryskać), wlewamy wodę i wsypujemy 3/4 startego sera. Tu mała dygresja – klasycznie powinien to być pecorino romano, ale nada się również parmezan, czy inny twardy, dość wyrazisty ser. Całość mieszamy i przez kilka minut podgrzewamy na patelni, aby składniki się ostatecznie połączyły, a woda praktycznie wyparowała. Można doprawić do smaku solą (choć ser powinien być już słony, więc uważajcie) i pieprzem. Przekładamy na talerze i posypujemy pozostałym startym serem.
Castello di Querceto Chianti Classico 2017

Cacio e pepe to danie wyraziste i wbrew pozorom dość tłuste. Sięgnęliśmy więc po Sangiovese, aby ten toskański szczep wyróżniający się wysoką kwasowością ożywił nasz makaron. Szukając też butelki niezbyt drogiej (w końcu sięgamy po przepis „z ludu”), na półkach wypatrzyliśmy zakupione w Niemczech, ale znane nam z wypadów do Włoch Chianti Classico od Castello di Querceto (9-11 eur). Bywa ono również dostępne w naszym kraju, ale nie udało się nam namierzyć bezpośredniego importera.

Znamy to wino z poprzednich roczników i od dawna jest to jedno z naszych ulubionych, prostych, codziennych Chianti Classico. Zwykle soczyste, owocowe, bez nadmiaru ekstrakcji czy beczki. W składzie znajdziemy Sangiovese (92%), uzupełnione o Canaiolo, Colorino, Mammolo i Ciliegiolo. Całość przez 8-10 miesięcy dojrzewa w beczkach. Wino pachnie wiśniami i czerwonymi porzeczkami, a tle pojawiają się również delikatne akcenty ziołowe. Na podniebieniu intensywnie kwaskowe, pewnie z czasem ta kwasowość wtopi się bardziej, ale obecnie jest młodzieńczo wibrująca. Świeże, owocowe, z przyjemnie żywymi taninami. Proste, ale przy tym bardzo smaczne i szaleńczo pijalne. Bardzo dobre- (89/100).


Nieskomplikowane, ale smaczne danie i takież samo wino stworzyło zgrabną parę. Duża zasługa w tym wspomnianej już kwasowości (za którą kochamy Sangiovese), która świetnie przecięła tłustawy sos. Klasyka zawsze się obroni!

Artykuł Cacio e pepe oraz Chianti Classico Castello di Querceto pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.


Dobogó – mocne uderzenie na początek roku

$
0
0

Słuchając Attili Domokosa, który zawitał do Warszawy na zaproszenie Roberta Mielżyńskiego, gdzieś z tyłu głowy pojawił się mały dysonans. Trudno było bowiem uwierzyć, że za winami Dobogó stoi potężna rodzina Zwack (jednocześnie będąca właścicielami słynnego węgierskiego likieru Unicum), kiedy jego postawa i podejście wskazywały na doświadczenie, że mamy do czynienia z niewielkim, rodzinnym wręcz producentem.


Rzeczywiście ta powstała w 1995 roku winiarnia jest nieduża, areał winnic to zaledwie 5 hektarów. Attila jako winemaker rozpoczął pracę w Dobogó w 2003 roku, a siedem lat później został również współwłaścicielem firmy. Od samego też początku zdecydował o mocnym postawieniu na produkcję wytrawnych Furmintów, które w ciągu ostatnich lat stają się nową wizytówką regionu.

Winnice Dobogó zlokalizowane są w okolicach miasteczka Mád, na słynnych parcelach Betsek, Szent Tamás i Úrágya. Co ciekawe, oprócz świętej białej trójcy tokajskich odmian – Furminta, Hárslevelű i Sárgamuskotály, Attila zdecydował o uprawie Pinot Noir (mieliśmy okazję spróbować tej czerwieni – opis znajdziecie poniżej). Równie interesujace było też spojrzenie Attila na poszczególne, minione roczniki. Powiedział, że nie ma dobrych i złych lat, są tylko te proste i trudniejsze. Stwierdzenie to jest o tyle zaskakujące, że zdarzają się okresy, gdzie stracił on nawet 70% zbiorów jak w 2014 roku.

Dobogó nie spieszy się z wypuszczaniem na rynek nowych roczników, a obecny dostępny w sprzedaży wytrawny Furmint pochodzi z 2016 roku. W dobie, gdy nowe butelki są najczęściej wypuszczane zaledwie kilka miesięcy po zbiorach, jest to godna podziwu wstrzemięźliwość i danie konsumentom szansy na zakup wina rzeczywiście gotowego do otwarcia.

Bieżące dostępne w sprzedaży roczniki w ofercie Roberta Mielżyńskiego znajdziecie w cenie 79 zł w przypadku wytrawnego Furminta (2016 i 2015) i 272 zł dla Aszu (2011).

Pionowa degustacja wytrawnych Furmintów

Degustację rozpoczęliśmy od serii wytrawnych, podstawowych Furmintów. Powstają one w ten sam sposób – po delikatnym wyciśnięciu soku dojrzewają przez kilka miesięcy we francuskich, włoskich i węgierskich beczkach (roczniki różnią się jedynie proporcją nowych baryłek do tych używanych), ale bez battonage, czyli bez mieszania pozostającego w dębie wina. Następnie przed wypuszczeniem na rynek Furminty długo, nawet ponad 2 lata dojrzewają w butelkach.

Dobogó Furmint 2018

Jak na tak młodziutkie wino aromat jest już ładnie rozbudowany, pachnie dojrzałymi jabłkami, gruszkami czy nawet mango i mandarynkami. Furmint to szczep o kwasowości mogącej się równać z tą znaną choćby z mozelskich Rieslingów i tutaj ukazana jest ona w pełnej krasie, skrząca się, intensywna, strzelista. Finisz mineralne, stalowy. Znakomite- (92/100).

Dobogó Furmint 2017

Ten rocznik niesie w sobie jeszcze więcej egzotyki i słodkiego owocu, zapach jest intensywniejszy, mocniej zarysowany, pełniejszy. Dominują morele, brzoskwinie, z dodatkiem delikatnych białych kwiatów i wosku. Za to w ustach wciąż kwaskowe, choć w końcówce pojawia się pewna suchości. Bardzo dobre (90/100).

Dobogó Furmint 2016

To właśnie ten rocznik jest obecnie dostępny w sprzedaży. Świeże owoce powoli przeistaczają się w aromaty skórek jabłek, mirabelek, z delikatnymi odcieniami suszonego siana, pszczelego wosku i ziół. Kwasowość nie jest tak agresywna jak w młodszych winach, ładnie wtapia się w całą strukturę, całość nabiera większej ogłady. Dopiero w finiszu ponownie wybrzmiewa ta ostra, kamienna mineralność. Wino pozostaje bardzo wyraziste, stanowcze. Znakomite (93/100).

Dobogó Furmint 2007

Attilia wspomina, że 2007 rok był najgorętszym jaki pamięta (nawet 2017 był jego zdaniem chłodniejszy), a temperatura w połowie sierpnia przekroczyła 41-42C. Byliśmy ciekawi, jak przetrwał Furmint z takiego trudnego rocznika, zwłaszcza, że po huraoptymistycznych prognozach na temat potencjału dojrzewania tej odmiany, krytycy winni stają się ostatnio nieco bardziej wstrzemięźliwi. Już złoty kolor udowadnia, że mamy do czynienia ze znacznie starszym winem. Zaczyna się nutami poobijanych jabłek, potem dochodzi nieco orzechów i sporo pszczelego wosku. W ustach oleiste, z niską kwasowością, ale dalej mocno zaznaczoną mineralnością i bardzo wytrawnym, surowym posmakiem. Może już nie tak sprężyste, ale wciąż żywe. Bardzo dobre (90/100).

Pionowa degustacja 6-puttonowych Aszú

Wiecie, jak powstają słynne wina Aszú? Proces ten wcale nie jest prosty. Najpierw z mieszanki owoców w pełni zdrowych (bez szlachetnej pleśni Botrytis cinerea), jak i takich już dotkniętych botrytisem produkowane jest wino bazowe, zwane Mylitta. W czasach już słusznie minionych wielu winiarzy nie przykładało zbytniej uwagi do jego jakości, wychodząc z założenia, że wysoki poziom cukru w Aszú zniweluje ewentualne braki, czy wręcz wady wina. Attila ma diametralnie inne podejście, bardzo dbając o jakość Myllity. Następnie zbierane są ręcznie już same zbotrytyzowane grona, które są w dalszej kolejności rozgniatane, przerabiane na pastę i dodawane do fermentującego wina bazowego. Proporcja pasty Aszú w stosunku do wina bazowego przekłada się na tzw. liczbę puttonów w winie i co za tym idzie ostateczny poziom słodyczy.

Dobogó Tokaji Aszú 6 Puttonyos 2016

Poza poziomem cukru i kwasowości, roczniki słodkich win Attili różnią się też proporcjami użytych szczepów. W 2016 roku był to głównie Furmint, uzupełniony o niewielką ilość Hárslevelű. Jest jeszcze młodziutkie, niepoukładane, mocno cytrusowe. Pięknie skoncentrowane, ze wspaniałą materią i ponad 9 gramami kwasowości, które świetnie kontrują 160 gram cukru. Grzechem jest otwieranie tej butelki przed 2030 rokiem. Znakomite (93/100).

Dobogó Tokaji Aszú 6 Puttonyos 2015

W tym roczniku do Aszú trafił też Sárgamuskotály, co przełożyło się na bardziej egzotyczny, słodszy aromat. Pachnie brzoskwiniami w zalewie cukrowej, miodem i kwiatami. Wydaje się słodsze od poprzednika, choć oczywiście kwasowości również nie brakuje. Hedonistyczne, przyjemne, ale dość pluszowe, niezbyt złożone. Bardzo dobre+ (91/100).

Dobogó Tokaji Aszú 6 Puttonyos 2014

To pierwsze ze spróbowanych słodkich win, gdzie zaczynają się pojawiać elementy świadczące o ewolucji – suszone morele i suszona skórka pomarańczowa. Do tego mamy nieco orzechów, ale już w ustach więcej cytrusów i ponownie mocną, wyrazistą kwasowość. Całość jest bardzo elegancka, widać, że wszystkie elementy zaczynają znajdować swoje miejsce. Znakomite+ (94/100).

Dobogó Tokaji Aszú 6 Puttonyos 2012

Mimo, że cukru mamy aż 200 gram, to kwasowość jest na poziomie „zaledwie” 7 gram. Czuć to na podniebieniu, gdzie to jednak słodycz dominuje. Wino jest bardzo nasycone, pachnie suszonymi morelami, grzybami, słodkimi gruszkami, miodem. Nie tak świeże jak 2014, ale wciąż nie jest to Aszu zaklejające podniebienie cukrem. Bardzo dobre (90/100).

Dobogó Tokaji Aszú 6 Puttonyos 2011

O rok starsza butelka ma zupełnie innych charakter. Obok już nieodłączonych w winie o takim wieku nut miodu, suszonych moreli i brzoskwini pojawia się przyjemna cytrynowość. Podobnie w ustach, to jabłka i cytrusy odgrywają pierwszoplanową rolę, a całość jest świetnie zachowana, nie posunięta w latach. Znakomite+ (94/100).

Dobogó Tokaji Aszú 6 Puttonyos 2010

W tym wyjątkowo deszczowym roku Attila stracił całość gron Hárslevelű i Sárgamuskotály, stąd nietypowo wino powstało w 100% z Furminta. Pomimo 200 gram cukru mamy też 12 gram kwasowości, w aromacie zaś zamiast moreli i miodu dominują słodkie jabłka, gruszki, skórka z cytryny. Na podniebieniu szaleńczo kwaskowe, niesamowicie energetyczne, praktycznie zatopione w czasie, bez oznak ewolucji. Przepiękne wino. Arcydzieło- (95/100).

Dobogó Tokaji Aszú 6 Puttonyos 2006

Rok 2006 uchodzi w Tokaju za jeden z najlepszych w ostatnich latach. Również Attila przyznaje, że praktycznie wszystko było wówczas idealne. W składzie tym razem ze sporym udziałem Muscata, którego jest tu 20%. Również koncentracja cukru jest niesamowita, bo sięga 230 gram, przy aż 13,7 gramach kwasowości. Choć w nosie aromaty zmierzają już w stronę suszonych owoców, skórki pomarańczowej, herbacianego suszu, to w ustach wino jest wręcz lekkie, zwiewne, intensywnie kwaskowe, nieco maślane. Może przetrwać wieki. Arcydzieło (96/100).

Jeszcze trzy ciekawostki

Do świetnego risotto z truflami mogliśmy spróbować dwóch dodatkowych win:

Dobogó Úrágya Furmint 2018

Dopiero od niedawna Attila zdecydował się na wypuszczanie Furmintów z pojedynczych siedlisk. Ta butelka ze słynnej parceli Úrágya jest dopiero pierwszym zabutelkowanym rocznikiem. Na winnicy dominuje czerwona glina o dużej zawartości wapienia, a nachylenie sięga 15 stopni. Parcele Dobogó leżą zaraz obok tych należących do prekursora produkcji wytrawnych win w Tokaju, legendarnego Istvána Szepsy. Wino jest jeszcze ekstremalnie młodziutkie i na razie bardzo zamknięte. Pachnie mineralnie, z jedynie delikatnym muśnięciem jabłek i gruszek. W ustach przyjemnie woskowe, ze świetną koncentracją i napiętą strukturą. Piękne, ale wrócilibyśmy do niego najwcześniej za 3-4 lata. Znakomite- (92/100).

Dobogó Pinot Noir 2015

Nasadzenia Pinota Attila rozpoczął w 2005 roku, bazując na czterech różnych burgundzkich klonach odmiany. Wino pachnie czerwonymi porzeczkami, ale jest też mocno ziemiście, liściaste. Na podniebieniu utrzymane w podobnym, nieco rustykalnym charakterze. Tokajskie terroir daje o sobie znać w mineralnym posmaku. Autentyczne i smaczne, choć nie jest to jakieś wielkie wino. Bardzo dobre (90/100).

A do pleśniowego sera z Alto Adige zaserwowano nam prawdziwą perełkę:

Dobogó Tokaj Essencia 2018

Tokajska esencja, to szalenie rzadki (i niebywale drogi) trunek, w zasadzie bowiem trudno nazywać go winem. Gdy ręcznie zebrane grona dotknięte szlachetną pleśnią, przeznaczone do produkcji win kategorii Aszú czekają na przerobienie na pastę, pod wpływem ciężaru z owoców wycieka niewielka ilość soku. Zwykle jest on dodawany do Aszú, ale czasem producent zatrzymuje niewielką część, poddaje je powolnej fermentacji (trwającej nawet kilka lat) i w symbolicznych, aptekarskich wręcz ilościach, butelkuje. Esencja przywieziona przez Attilę w malutkiej buteleczce ma aż 750 gram cukru, 19 gram kwasowości i jedynie 0,5% alkoholu. W zasadzie nie jest to ciecz, ale rodzaj półpłynnego nektaru, o konsystencji przypominającej miód. Fenomenalnie skoncentrowana, smakuje jak esencjonalny syrop ze słodkich gruszek, moreli i miodu, z posmakiem herbaty Earl Grey. Ma się wręcz wrażenie picia (albo może raczej sączenia) jakiejś boskiej ambrozji. Trudno poddać je ocenie, bo Essencia wymyka się wszelkim klasyfikacjom. To czysty hedonizm.


Degustacja przeprowadzona przez Attilę była niemal jak iluminacja. Nie pijamy zbyt wiele win z Tokaju, zdarza się nam więc odrobinę zapomnieć jak wspaniałe to mogą być butelki. Dobogó nam to przypomniało z całą, niesamowicie przyjemną i arcysmaczną, mocą.

Artykuł Dobogó – mocne uderzenie na początek roku pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Testujemy wina z Winnice.eu

$
0
0

Jednym z najciekawszych momentów wizyt u winiarzy są zawsze rozmowy o tym, jak to się stało (życiowo poukładało), że znaleźli się właśnie w tym miejscu. Czy pochodząc z rodziny o wielopokoleniowych tradycjach mieli w ogóle inne wyjście? Czy ich dzieci również zdradzają zainteresowanie winiarstwem? Odpowiedzi bywają naprawdę bardzo różne.


Eger

Słyszeliśmy już jak winiarze opowiadali, że od zawsze wiedzieli, że chcą zajmować się winem, ale też takie, że długo się przed tym wzbraniali, wyjeżdżali z domu, pracowali w korporacjach, za granicą, by jednak w końcu powrócić „do domu” i wejść na ścieżkę wcześniej wydeptaną przez rodziców.

Czasem jest jednak tak, że to życie decyduje za nich, w trudny sposób. Tak było w przypadku Węgra, Gála Tibora. Jego ojciec (noszący zresztą takie same imię i nazwisko) był znanym w winnym świecie winemakerem, odpowiedzialnym między innymi za sukces jednego z najsłynniejszych supertoskanów – Ornellai. Niestety, w 2005 roku zginął w wypadku samochodowym, zostawiając 19-letniego wówczas syna, który wspólnie z mamą musiał zderzyć się z prowadzeniem własnej winnicy w Egerze. Początki nie były łatwe, choć z każdym kolejny rocznikiem jego wina wspinały się na coraz wyższy poziom (czy dorównują butelkom ojca, to wciąż otwarte pytanie i wyzwanie). Obserwując go również na Instagramie widzimy, że od małego stara się „zaszczepić” winiarską pasję swoim maleńkim dzieciom, które nie opuszczają go podczas prac na winnicach.

Wina Gála Tibora juniora są dostępne na lokalnym rynku od kilku dobrych lat, znajdziecie je w ofercie Winnice.eu.

Gál Tibor Pinot Noir 2014 (30 zł)

Ceglasty kolor wina w kieliszku świadczy o sporej ewolucji, którą czujemy również w aromacie. Wino pachnie suszonymi wiśniami, ziołami, nieco dymnie i ziemiście. Na podniebieniu wciąż ładnie kwaskowe, ale owoc zaczyna gasnąć. W posmaku pozostają delikatne, ładnie już wtopione taniny. Ten Pinot powoli zmierza do swojego kresu, ale jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Dobre+ (88/100).

Gál Tibor Titi Egri Bikavér 2014 (32,50 zł)

Słynna „bycza krew” z Egeru to tradycyjnie kupaż kilku odmian. W przypadku win Tibora są to zwykle Kékfrankos (który zgodnie z regułami apelacyjnymi musi dominować), Kadarka, Cabernet Franc, Cabernet Sauvignon, Pinot Noir, Syrah i Portugieser. Wino przez kilkanaście miesięcy dojrzewało w beczkach. W aromacie jest mocno dymne, z delikatnym niuansem suszonych ziół, czerwonych porzeczek i śliwek węgierek. Wciąż dość soczyste, z bardzo wyrazistymi, drapiącymi podniebienie garbnikami. Można by narzekać, że nieco brakuje wypełnienia, ale całość jest cały czas przyjemnie kwaskowa i żywa. Pięknie smakowało nam z deską zimnych (co prawda włoskich) wędlin. Dobre (87/100).

Od właściciela Winnice.eu otrzymaliśmy również do przetestowania butelkę z południowej Francji.

Ardèche

Biorący nazwę od przepływającej przez region rzeki, Ardèche położony jest u podnóży gór Cévennes, na lewym brzegu Rodana, a winorośle rosną w większości na piaszczystej i wapiennej glebie, w bocznych dolinach odchodzących od głównego biegu rzeki. Również klimat jest charakterystyczny dla okolic. Mamy więc słoneczne, gorące lata, ale winogrona są schładzane przez wiejący od północy Mistral. Zderzając się z ciepłymi masami powietrza znad Morza Śródziemnego powoduje on również opady, choć zwykle występują one wiosną i jesienią.

Vignerons Ardéchois to lokalna spółdzielnia powstała w 1967 roku, a obecnie zrzesza ponad 1000 lokalnych producentów, którzy posiadają łącznie imponującą liczbę 6000 hektarów winorośli.

Vignerons Ardéchois Terre d’Ardèche Amandier Chardonnay 2018 (39,90 zł)

Wino dojrzewało przez 12 miesięcy w 50% na osadzie w kadziach i w 50 % w dębowych beczkach. Początkowo znajdziemy w nim sporo akcentów beczkowych, zwłaszcza świeżo po otwarciu butelki dominuje wanilia i palone masło. Po chwili pojawia się więcej tropikalnych owoców: ananasa, mango i słodkich jabłek, ale też sporo dymu, rozpuszczonego masła. Usta za to świeże i kwaskowe, soczyste, ale jednak też mocno beczkowe. W finiszu również nieco pieprzne, przyprawowe. Można by spróbować je zdekantować, albo po prostu odłożyć na półkę na 2 lata. Świetnie pasowało do spaghetti alla puttanesca, gdzie nie przestraszyło się anchois i oliwek, zyskując jeszcze bardziej na świeżości. Bardzo dobre (90/100).

 


Trzymamy kciuki, aby latorośle Tibora zaraziły się od ojca winiarską pasją, bo chyba nie ma większej radości dla winiarza, niż świadomość, że to co robi może zostawić swoim dzieciom, którzy będą kontynuowały rodzinne tradycje. Na razie zaś jeśli chcecie sprawdzić jakie sobie radzi Titi (tak Tibora nazywają znajomi), wybierzcie się do Fortu Okęcie do Winnice.eu.

 

 

 

 

Artykuł Testujemy wina z Winnice.eu pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Jak nie RAW to SAW

$
0
0

Myślicie, że tylko polski rynek winiarski jest pełen dziwnych ruchów, nie do końca zrozumiałych inicjatyw, konkurujących ze sobą stowarzyszeń? Otóż niedawno przekonaliśmy się, że bynajmniej nie jest to domena naszego narodowego podwórka. Jak bowiem racjonalnie uzasadnić, że w czasie festiwalu RAW nasz (skądinąd jeden z ulubionych) berlińskich importerów Viniculture, dosłownie trzy przecznice dalej zorganizował imprezę pod nieco pretensjonalną nazwą Sophisticated Artisanal Wines (SAW)?


Teoria jednak teorią, ale gdy Vinivulture pokazało listę producentów, dla zasady nieco pokręciliśmy głowami, przewróciliśmy oczami, po czym w te pędy po opuszczeniu RAW pognaliśmy na tą drugą imprezę. Oczywiście nie miała ona takiego rozmachu, bowiem prezentowało się na niej 18 producentów, w większości z 3-4 winami, ale było wśród nich kilka pierwszorzędnych gwiazd. Viniculture specjalizuje się w winach naturalnych, stąd oczywiście tylko tacy producenci obecni byli na wydarzeniu.

Oprócz znanego nam już Richarda Stavka, wyłowiliśmy dla Was jeszcze kilku ciekawych winiarzy.

Colombera & Garella

Alto Piemonte (Górny Piemont), to miejsce, ku któremu zwraca uwagę coraz większa rzesza fanów wina. Leży on na północny regionu, między Lagio Maggiore i Novarą, przechodzi ostatnio swoistego rodzaju renesans, stając się coraz bardziej rozpoznawalnym ze swoich chłodnych, surowych Nebbiolo, zdecydowanie różniących się od pozycji z leżącego bardziej na południu, cieplejszego Langhe. Już nie tylko Gattinara, ale inne miejscowe apelacje zdobywają uznanie, a najlepiej świadczy o tym fakt, że kilku winiarzy ze wspomnianego już Langhe, na czele z Roberto Conterno, nabyli winnice w Alto Piemonte.

Colombera & Garella Lessona 2016 (21,80 eur)

Lessona to prawdziwie mikroskopijna apelacja, w ramach której winorośle są uprawiane na zaledwie ok. 10 hektarach. Spróbowane wino w 95% powstaje z Nebbiolo, które uzupełnia Vespolina. Po trwającej do 30 dni maceracji, trafia ono na 24 miesiące do używanych 500-litrowych beczkach. Pachnie czerwonymi owocami, z dominującymi akcentami żurawiny, ale też dodatkiem wiśni. Na podniebieniu ze stalowym, kwaskowym uściskiem, stosunkowo mało owocowe, mineralne. Niełatwe, jeszcze bardzo młode. Bardzo dobre+ (91/100).

Colombera & Garella Bramaterra 2016 (21,80 eur)

To kolejna z „kieszonkowych” apelacji Górnego Piemontu, tutaj winnic jest zaledwie 30 hektarów.  Skład wina jest już inny, bo Nebbiolo uzupełniono o 20% Croatiny i 10% Vespoliny. Sama maceracja jest krótsza, a dojrzewanie odbywa się w dużych beczkach o pojemności 3000 litrów. Aromat jest również odmienny – kwiatowy, żurawinowy i czereśniowy. Całość ładnie soczysta, żywa i radosna, ale domknięta surowymi, wyrazistymi, długimi taninami. Drapieżne, ale i apetyczne. Znakomite (93/100).

Domaine de Sulauze

Prowansja bywa zwykle kojarzona ze zwiewnymi różami, których nawiasem mówiąc wciąż w Polsce jest jak na lekarstwo. Jednak powstają tam również świetne, kwaskowe, tak lubiane przez nas białe wina z odmiany Vermentino, a także poważne czerwienie. Winiarnia Domaine de Sulauze jest prowadzona przez małżeństwo Karinę i Guillaume Lefèvre, którzy wspólnie uprawiają 30 hektarów winorośli.

Domaine de Sulauze Charbonnières 2018 (15,90 eur)

W składzie znajdziemy mieszankę Grenache i Syrah. Owoce są zbierane w dwóch turach i te zebrane później, nieco bardziej dojrzałe, trafiają do już fermentującego wina. Po zakończeniu fermentacji całość ląduje na 6 miesięcy do cementowych zbiorników. Jest świetnie owocowe, wręcz eksplodujące znad kieliszka aromatami czereśni, wiśni i malin. Do tego odpowiednio kwaskowe, fantastycznie żywotne, z żywymi, drapiącymi garbnikami. Bardzo dobre+ (91/100).

Domaine de Sulauze Chapelle Rouge 2017 (20,90 eur)

Tu mamy zaś Cinsault, z minimalnym kilkuprocentowym udziałem Grenache. Pachnie czerwonymi owocami, na pierwszym planie są to ubrudzone ziemią truskawki (wszyscy, którzy w młodości pomagali zbierać je dorosłym i podjadali ukradkiem wiedzą, o czym mówimy), w tle również porzeczki i czereśnie. Podobnie rozbuchane też w ustach, wprost kipi owocami, ale dochodzą również akcenty ziemiste, garrigue, zioła. Do spróbowania z gulaszem z dziczyzny. Znakomite- (92/100).

Weingut Saalwächter

Rodzina Carstena może się poszczycić ponad półtorawiekową tradycją winiarską w Rheinhessen. Co jednak ciekawe, ten młodziutki, dwudziestokilkuletni winiarz mieszkający w Ingelheim, w miasteczku leżącym przy samym Renie, dokładnie naprzeciwko Rheinhau i blisko granicy z Nahe, wcale nie chciał przejąć rodzinnej firmy. Olśnienie przyszło do niego, gdy spotkał odwiedzonego przez nas w sierpniu Hanspetera Ziereisena. Po kilku wieczorach w jego towarzystwie, wiedział już, że jednak chce wytwarzać wina i to według jego szkoły – wolno fermentujące na naturalnych drożdżach i długo dojrzewające na osadzie. Sam Carsten skupia się nie na Rieslingu jak niemal wszsysyc w okolicy, ale na uprawie burgundzkich odmian, wśród których dominuje Chardonnay i Pinot Noir (oraz Pinot Blanc, Pinot Gris i trochę Silvanera). Sprzyja temu wapienna gleba, przypominająca tę z Burgundii.

Weingut Saalwächter Chardonnay R 2017 (52,50 eur)

Powstaje z krzewów zasadzonych przez ojca Carstena w 1992 roku, krótko po tym jak odmiana została dopuszczona do uprawy w Niemczech. Po 12-godzinnej maceracji wino trafia do baryłek, gdzie najpierw przechodzi fermentacją, a potem dojrzewa na osadzie przez kilkanaście miesięcy. Jest fenomenalnie strukturalne, z muślinową fakturą, maślanym ciałem, ale i mineralnym, kwaskowym kręgosłupem. Pachnie jabłkami, gruszkami, delikatnie ziołowo, z dodatkiem rozpuszczonego masła. Przepiękne, niesamowicie eleganckie, światowa klasa. Arcydzieło (95/100).

Weingut Saalwächter Spätburgunder Assmanhausen La Premiere 2017 (27,50 eur)

Carsten obok parceli w Ingelheim posiada również winnicę na słynnym zboczy Assmanhausen. To miejsce po drugiej stronie Renu, już w Rheingau, stanowiąca enklawę czerwieni w tym zdominowanym przez Rieslinga regionie. Jest nieco ciemne, leśne, pachnące jeżynami, suszonym igliwiem i takąż samą żurawiną. Oczywiście ładnie kwaskowe, w raczej lekkim i żywym stylu. Bardzo dobre+ (91/100).

Weingut roterfader

Wirtembergia jest najmniej poznanym przez nas regionem winiarskim Niemiec. Jednak kilka spróbowanych na przestrzeni ostatnich miesięcy butelek każe nam uznać, że wypadałoby baczniej zwrócić na nią oczy. Winiarnia prowadzona jest przez Olimpię Samara i Hannesa Hoffmanna w Vaihingen, kilka kilometrów na północny-zachód od Stuttgartu. Na winnicach króluje tu Lemberger, w Austrii znany jako Blaufränkisch, ale para uprawia również nieco Rieslinga i Pinot Noir.

Weingut roterfader Lemberger Endschleife 2018 (15,90 eur)

Krzewy Lembergera rosną na niebieskim wapieniu, a zbiory są prowadzane dość wcześnie, aby zachować owocowy charakter odmiany. Następnie 1/3 winogron nie jest odszypułkowywanych, a całość fermentuje w otwartych, drewnianych kadziach, bardzo wolno przez 4-5 tygodni. Po zakończeniu pracy drożdży wio trafia do używanych beczek, gdzie dojrzewa na osadzie przez kilka miesięcy, a do butelek trafia bez filtracji i klarowania. Pachnie garbowaną skórą, kiszonką, kwaskowymi wiśniami. Jeszcze ściśnięte, otwiera się bardzo powoli, idąc w kierunku mocniejszego akcentu owocowego. Na podniebieniu owocowe, ale i szorstkie, garbnikowe. Niełatwe, ale apetyczne. Bardzo dobre (90/100).

Weingut roterfader Pinot Noir 2018 (17,50 eur)

W czasie winifikacji owoce są traktowe bardzo delikatnie. Podczas fermentacji moszcz nie jest mieszany, aby ograniczyć ekstrakcję do minimum. Dojrzewanie odbywa się przez kilka miesięcy w używanych baryłkach. Pięknie owocowe, kwaskowe, żurawinowe i wiśniowe. Wydaje się bardzo kruche, ale w tle znajdziemy solidną, mineralną podbudowę. Zwiewne, ale wcale nie rozwodnione, powietrzne. Znakomite- (92/100).


Wciąż czekamy na kolejnych importerów, którzy mocniej wejdą w ten bardzo rozwijający się segment winiarstwa naturalnego. Choć patrząc od strony cen, są one odrobinę wyższe niż w przypadku winiarstwa konwencjonalnego, to jednak w sobie coraz bardziej świadomego społeczeństwa (też winnego) w Polsce, to może być ciekawy do zagospodarowania, a wciąż chyba niedoceniany segment rynku.

Artykuł Jak nie RAW to SAW pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Emilio Vada – ponowna wizyta w Coazzolo

$
0
0

Coazzolo to malutka miejscowość leżąca kilka kilometrów na wschód od granic apelacji Barbaresco. Bardziej niż ze swoich win miasteczko znane jest przede wszystkim z bardzo ciekawego dzieła sztuki. Na szczycie wzniesienia zlokalizowany jest niewielki kościółek, którego ściany zostały udekorowane przez brytyjskiego artystę, rzeźbiarza Davida Tremletta. Jest on również autorem podobnych dzieł na ścianach kapliczki na parceli Brunate w La Morra w regionie Langhe, czy stacji metra Rione Alto w Neapolu, ale także choćby brytyjskiej ambasady w Berlinie.


Coazzolo to malutka miejscowość leżąca kilka kilometrów na wschód od granic apelacji Barbaresco. Bardziej niż ze swoich win miasteczko znane jest przede wszystkim z bardzo ciekawego dzieła sztuki. Na szczycie wzniesienia zlokalizowany jest niewielki kościółek, którego ściany zostały udekorowane przez brytyjskiego artystę, rzeźbiarza Davida Tremletta. Jest on również autorem podobnych dzieł na ścianach kapliczki na parceli Brunate w La Morra w regionie Langhe, czy stacji metra Rione Alto w Neapolu, ale także choćby brytyjskiej ambasady w Berlinie.

Niewielka odległość od Barbaresco zmienia jednak kompletnie kompozycję szczepów uprawianych w okolicy (a winnice rozciągają się jak okiem sięgnąć). Nigdy nie było to królestwo Nebbiolo, za to dominowała Barbera. Później, od lat 90-tych ubiegłego wieku lokalni rolnicy na fali wzrostu popularności Moscato d’Asti (słodkiego, aromatycznego, lekko musującego wina) dokonali konwersji swoich upraw i skupili się właśnie na uprawie Moscato. Przy czym większość z nich wybrało łatwiejszą i wymagającą mniejszych nakładów opcję, a więc zamiast butelkować wina, sprzedaje owoce potężnym firmom produkującym produkt końcowy.

To właśnie w Coazzolo swoją niewielką winiarnią posiada młody producent Emilio Vada, którego pierwszy raz odwiedziliśmy w wakacje 2017 roku. Rodzinną firmę przejął w 2012 roku, w czasie, gdy całość owoców była sprzedawana, a rodzina nie butelkowała win. Spadające jednak z roku na rok ceny skupu i energia, która cały czas rozpiera Emilio, zdecydowały o korekcie tego profilu. Przede wszystkim postanowił on wrócić do uprawy czerwonych odmian winorośli. Obok Dolcetto, posadził Nebbiolo, a całkiem niedawno Barberę. Wybudował niewielką winiarnię, w której produkuje również swoje własne Moscato. Do tego zakupił kilka baryłek, aby eksperymentować z dojrzewaniem win w beczkach. Z ostatnich nowinek – zmienił „klasyczne” korki na nowe, produkowane w 100% z trzciny cukrowej. Jego zdaniem nie dość, że ograniczają one problemy z wadą korkową, to widać, że wina ładniej dojrzewają w butelkach.

Wina od Emilio od początku imponowały nam świetną relację jakości do ceny. To łakomy kąsek dla importerów chcących poszerzyć swoje portfolio o pozycje z Piemontu.

Spróbowane wina

Emilio Vada Dolcetto d’Alba 2018

Porozmawialiśmy chwilę na temat perspektyw tej odmiany, której areał upraw w Piemoncie spada z roku na rok. Niestety Emilio też nie miał dla nas dobrych wieści, potwierdzając ogólny trend i przyznając, że sam poważnie zastanawia się nad zamianą Dolcetto na nowe parcele Nebbiolo. Nie dość, że Dolcetto nie jest łatwe w uprawie, to dodatkowo podczas winifikacji wymaga sporej atencji, jest szczepem bardzo narażonym na problemy z redukcją, wymagającym częstego przelewania pomiędzy zbiornikami i natleniania, a ponadto wytrącającym mnóstwo osadu przez co konieczna jest częsta filtracja. Sam Emilio nie lubi również lekkich, zwiewnych Dolcetto, preferując mocniej zbudowane, tęgie wina powstające z później zbieranych owoców (stąd w jego butelce mamy 14% alkoholu). Wino pachnie zdecydowanie, mocno, owocami pod postacią truskawek, malin i dojrzałych wiśni. Jednak na podniebieniu wciąż ładnie kwaskowe, świeże, z owocowym wykończeniem. Wysoki alkohol dodaje masy, ale nie przeszkadza w ogólnym odbiorze. Bardzo dobre (90/100).

Emilio Vada Barbera d’Alba 2017

Dwa ostatnie roczniki były dla Emilio trudne i nie tylko z uwagi na wysokie temperatury. Wiosną 2017 roku burza zniszczyła mu znaczą część zbiorów, w przypadku Barbery zebrał on ostatecznie o 1/3 mniej owoców, niż zwykle. Jednocześnie cała energia krzewów mogła zostać skierowana do pozostałych winogron, dając bardzo ekstraktywny sok. Wino pachnie dojrzałymi wiśniami, czereśniami, odrobinę śliwkami. Jak przystało na odmianę, kwasowość jest na naprawdę imponującym poziomie, a całość jest przyjemna soczysta i żywa. Bardzo dobre- (89/100).

Emilio Vada Barbera d’Alba 2018

Ekstremalnie gorące lato dało o sobie znać w alkoholu, który osiągnął tutaj 16%. W porównaniu do poprzedniego rocznika ta Barbera jest mocniej zbudowana, z nutami śliwek, czy nawet jeżyn. Owoce są już niestety odrobinę przegotowane, ale dostają lepszej energii w ustach, w czym na pewno pomaga wciąż mocno zarysowana kwasowość. Ciała jest tu jeszcze więcej, a w finiszu przebija się nieco ten wysoki alkohol. Świetnie pasowała do spróbowanego wraz z nią twardego Parmezanu. Dobre+ (88/100).

Emilio Vada Cua Rossa Langhe Nebbiolo 2018

Pierwsze z Nebbiolo od Emilio to wersja przechodząca krótką 10-dniową macerację i dojrzewająca jedynie w stalowych zbiornikach. Już sam kolor bardzo się nam spodobał, jest błyszczący, krwisty, karminowy. W aromacie znajdziemy mnóstwo owoców – truskawki, wiśnie, jeżyny i żurawiny, ale pojawia się również sporo akcentów ziemistych i pieprznych. Również na podniebieniu dominuje owocowa strona, tutaj przede wszystkim pod postacią truskawek. Wino jest skoczne, żywe, nieco zwariowane, nieposkromione. Z intensywną kwasowością i drapiącymi taninami. Chciałoby się je zagryźć choćby plasterkiem salami. Znakomite- (92/100).

Emilio Vada L’Erth Langhe Nebbiolo 2016

W tym przypadku maceracja jest już dłuższa, przekraczająca 35 dni, następnie wino rok spędza w baryłkach i dodatkowy rok w butelkach. Aromat jest bardziej dojrzały, wchodzi w tony dojrzałych malin i ciemnych wiśni, jest nieco przesmażony, w tle uzupełniony o suszone zioła i ziemię. Ładnie zbudowane, mocne, z ugładzoną kwasowością i bardziej zaokrąglonymi taninami. Nam jednak mimo wszystko bardziej smakowała poprzednia, lekko rustykalna pozycja. Bardzo dobre+ (91/100).

Emilio Vada Camp Bianc Moscato d’Asti 2018

Moscato d’Asti powstaje unikalną metodą, przez schłodzenie jeszcze fermentującego wina, gdy osiągnie ono zaledwie ok. 5% alkoholu. Dzięki temu zwykle sporo w nim cukru, ale ta lekkość sprawia, że mocno schłodzone to idealne wino na letnie upały. Pachnie typowo dla stylu – gruszkami, brzoskwiniami, słodkimi jabłkami, nieco miodowo. Świeże, chrupkie, choć kwasowość mogłaby być odrobinę wyższa (we znaki mógł dać się upalny rocznik). Bardzo dobre- (89/100).


 Przyjemnie jest obserwować jak powoli, ale systematycznie rozwija się Emilio. Przy pierwszej wizycie jego portfolio liczyło trzy etykiety, teraz jest ich już o dwie więcej. Lubimy takich niewielkich, rodzinnych winiarzy i nieustannie zachęcamy do zwrócenia uwagi na tę winiarnię w Coazzolo.

Artykuł Emilio Vada – ponowna wizyta w Coazzolo pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Knoll Riesling Loibner Federspiel 2016 dwa lata później

$
0
0

Weingut Knoll to legenda Wachau, jeden z najlepszych miejscowych producentów. Dwa lata temu mieliśmy niewątpliwą przyjemność odwiedzić jego winiarnię. Dzięki temu dziś możemy dokonać ciekawego porównania, bo kilka dni temu otworzyliśmy wino, którego butelkę próbowaliśmy wiosną 2018 roku. Jak wypada po kolejnych dwóch latach?


Knoll Riesling Loibner Federspiel 2016

W 2018 roku pisaliśmy o nim tak: „Po spróbowaniu tej pozycji mieliśmy wrażenie, że kwasowość zerwie nam całe szkliwo z zębów, była ekstremalna, potężna, wymarzona. Mieliśmy wrażenie picia czystego soku z cytryny. Co jednak ciekawe w finiszu pojawia się ponownie słona nuta. Takie połączenie kwasu i soli nie jest na pewno łatwe, ale niezmiernie ciekawe. Bardzo dobre (90/100).”

A dziś: „Bardzo surowe w nosie, nawet nieco wycofane, mineralne i skaliste. Na podniebieniu szczupłe, cytrynowe, z delikatnie woskowym tle. W finiszu do głosu dochodzi mocna, stanowcza kwasowość, która wydaje się jednak niższa niż poprzednio. Długi posmak, w którym pojawia się ponownie słoność. Ładnie wyważone i lepiej poukładane. Bardzo dobre+ (91/100).”


W zasadzie w ciągu dwóch lat niewiele się zmieniło, wino stało się bardziej wyważone, nie tak ekstremalne, ale też nie straciło nic ze swojego kwasowo-słonego rysu. To jedna z podstawowych etykiet producenta, a daje tyle radości. Można było spokojnie czekać z otwarciem tej butelki jeszcze 2-3 lata. Niestety, trudno jest złapać ten idealny moment 🙂 

Artykuł Knoll Riesling Loibner Federspiel 2016 dwa lata później pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

10 musiaków na koniec karnawału

$
0
0

Ten charakterystyczny odgłos, gdy otwieramy butelkę musującego wina. Szept bąbelków uwalniających się w kieliszku, ich falowanie, gdy unoszą się ku lustrze wina. Mało o więcej tak zmysłowych momentów w winnym życiu. Ostatnie dni karnawału to dobry czas na świętowanie z butelką musiaka. A którą wybrać? Podpowiadamy Wam kilka sprawdzonych butelek, które spróbowaliśmy podczas blogerskiej degustacji.


Przypomnijmy tylko jak wygląda sama produkcja win musujących powstających metodą „klasyczną”. A nie jest to proces prosty. Najpierw z winogron produkowane jest „zwykłe” wino. Kolejnym etapem jest przelanie tak wyprodukowanego wina do butelek i dodanie do niego liqueur de tirage, czyli roztworu cukru i drożdży, a następnie zamknięcie butelek. W efekcie dochodzimy do sedna produkcji tych win. Drożdże w butelce za sprawą cukru rozpoczynają wtórną fermentację. Z uwagi na fakt, że powstający przy tym dwutlenek węgla nie ma gdzie ujść, magazynuje się on w butelce, a wino nabiera musującego charakteru (ciekawostką jest, że ciśnienie w butelce może sięgać 6 atmosfer – ponad dwa razy więcej niż w oponach samochodowych!). Okres leżakowania na osadzie trwa w zależności od producenta nawet do kilku lat. W tym czasie butelki obracane do góry dnem i osad będący pozostałością po rozłożonych drożdżach spływa powolutku do szyjek. Po odpowiednim czasie szyjki są błyskawicznie zamrażane, kapsel jest zdejmowany, ciśnienie „wypluwa” osad z butelki, a następnie w procesie dosage do wina dodaje się liqueur d’expédition (mieszankę wina oraz cukru), od jej ilości i proporcji zależy stopień słodkości wina. Po tym etapie następuje już ostateczne zakorkowanie butelek.

A jak ma to się do produkcji coraz popularniejszych Pet-Natów. Tu sprawa jest prostsza. Po prostu jeszcze fermentujące wino zostaje zabutelkowane, a kończąca się już pod korkiem fermentacja wytwarza bąbelki w butelce.

Spróbowane wina:

Bjana Brut NV (cena ok. 20 eur – niedostępne w Polsce)

Rozpoczęliśmy od butelki przywiezionej przez nas z wakacyjnych wojaży po Słowenii. Choć zawitaliśmy do regionu Brda, leżącym przy granicy z Włochami, to nie mieliśmy okazji odwiedzić winiarni Bjana, która właśnie w tych okolicach produkuje swoje musiaki (co ciekawe producent jest skupiony jedynie na tym rodzaju win). Nabyliśmy je za to w markecie w Lubljanie, pamiętając, że kiedyś poczęstował nas dokładnie tym samym winem Sebastian (Zdegustowany) i bardzo nam ono wtedy smakowało. W składzie znajdziemy 50-70% Chardonnay uzupełnionego o Rebulę, a całość przez 24 miesięcy dojrzewała na osadzie. W aromacie początkowo dość wycofane, delikatnie jabłkowe i kwiatowe. Bardziej ekspresyjne na podniebieniu, gdzie pojawiają się nuty brioszki, skórki jabłek, grejpfrutowa goryczka i mocny, mineralny, wręcz krzemienny finisz. Bardzo eleganckie, ale też sprężyste, wartkie. Znakomite (93/100).

Blancher Cava Reserva Brut Nature NV (El Catador, 69,99 zł)

To butelka próbowana również podczas naszego przedsylwestrowego filmu. Kupaż jest klasyczny dla Cavy, a więc mamy tu Macabeo, Parelladę i Xarel-lo, dojrzewające na osadzie 20 miesięcy. Intensywniejsze w aromacie od poprzednika, od razu uderza nutami poobijanych jabłek, cytryn, gruszek, ale i owoców egzotycznych. Zdecydowanie wytrawne (co nie dziwi, skoro to kategoria Brut Nature, a więc bez dodatku cukru w dosage), mocno drożdżowe i soczyście kwaskowe. Polecaliśmy wtedy, polecamy i teraz. Świetne w relacji jakości do ceny. Znakomite- (92/100).

Schloss Gobelsburg Brut Reserve NV (Vinoteka 13, 129 zł)

To jeden z naszych ulubionych austriackich musiaków spod ręki niezrównanego Michaela Mossbruggera, wielkiego mistrza z Kamptal. Jest oparty o Grüner Veltlinera (zwykle ok. 70%), z dodatkiem Rieslinga i niewielkiej ilości Pinot Noir. Po 6-miesięcznym leżakowaniu wina bazowego w beczkach i zabutelkowaniu do drugiej fermentacji, spędza na osadzie co najmniej 36 miesięcy. Choć cukier jest na poziomie 6 gram, to kwasowość zdecydowanie dominuje, jest wręcz świdrująca, przeszywająca. Lubimy w nim też charakterystyczną zieloną nutę, lekko warzywne aromaty, natkę pietruszki – dodające mu nowego wymiaru. Do tego ładnie pieniste, kremowe, z długim posmakiem. Można brać w ciemno. Znakomite (93/100).

Weingut Am Stein Pinot Cuvee 2015 (Frank Grzybowska, 242 zł)

Kolejna z etykiet, którą już znamy, bowiem Weingut Am Stein w Wurzburgu odwiedziliśmy w sierpniu podczas naszej wakacyjnej wyprawy. Jest to zmieszana w równych proporcjach mieszanka Pinot Noir i Pinot Meunier, które fermentowały w 600-litrowych beczkach, dojrzewanie na osadzie trwało zaś 30 miesięcy. Jest cieliste, lekko tostowe i dymne. Do tego pachnie wiśniami i czerwonymi jabłkami. W ustach pojawia się mnóstwo kwasowości, stali i minerałów. Końcówka jest zaś wyraziście słona, delikatnie goryczkowa. Znakomite- (92/100).

Winton Cuvee Brut NV (cena ok. 24,5o funtów – niedostępne w Polsce)

Angielskie wina musujące coraz śmielej wdzierają się na światowe rynki. Brytyjczycy mieli nawet ambicję walki jak równy z równym z Szampanią, ale brexit może im pokrzyżować te plany, bowiem i bez niego ich wina nie należały do tanich. Winiarnia Wiston Estate leży w Sussex, a wino stanowi klasyczny kupaż równych ilości Chardonnay, Pinot Noir i Pino Meunier. Niestety, nie zachwyciło. Choć poprawnie wykonane, odpowiednio kwaskowe, grejpfrutowe i bergamotkowe, to utrzymane w dość jednolitym, niewyróżniającym się stylu. Dobre+ (88/100).

Integrale Frizzante Bianco NV (Leclerc, 49 zł)

W tym przypadku zanotowaliśmy olbrzymi przeskok, gdyż do kieliszków trafił Pet-Nat z Włoch, z odmiany Glera (używanej też do produkcji Prosecco). Cieszy, że ten styl win można już znaleźć z marketach, choć nie jest to pozycja jakoś nadmiernie skomplikowana. Na początku nieco kiszonkowa, czy wręcz gumowa, potem zaczyna się oczyszczać. Za to w ustach od początku nieskrępowane, smakujące niemal jak oranżada z proszku. Można wyłapać jabłka, morele, nieco gruszek. Będzie dobre do niezobowiązującego popijania na wiosennym słońcu. Dobre- (86/100).

Blanc Foussy Grande Cuvee Rose Brut 2015 (Leclerc 54,99 zł)

Pochodzący z Doliny Loary (dokładniej z Tourraine) kolejny musiak z kategorii „marketowej” to kupaż Caberneta Franc, Gamay oraz Grolleau. Mocno owocowy, malinowo-truskawowy, wręcz sugerujący, że będziemy mieli wino z dość znacznym poziomem cukru. Na szczęście na podniebieniu kwasowość nie zawodzi, całość uzupełniają marcepan, tytoń i dym. Jak na swoją cenę nieźle wykonane, ale też nie oczekujmy fajerwerków. Dobre (87/100).

Gramona Rose Brut Reserva NV (Star Wines, 115 zł)

Kolejny różowy musiak jest przepięknie wybarwiony, kolor wręcz skrzy się w kieliszku. Gramona to jeden z czołowych producentów Cavy (wróć – teraz już oczywiście Corpinatu, jak nazywa się organizacja skupiająca kilku czołowych winiarzy, którzy opuścili wspomnianą apelację). Jest to czysty Pinot Noir, który na osadzie spędził 30 miesięcy. Przepięknie aromatyczne, pachnący płatkami czerwonych kwiatów, żurawiną, malinami i suszonymi wiśniami. Na języku niebywale skupione, precyzyjne, charakterne. Elegancja i klasa. Znakomite+ (94/100).

Syfany Vavrinec (Wine&People, 84 zł)

Nieustannie powtarzamy, że Morawy to jeden z kierunków, na który powinni zwrócić baczną uwagę fani nieoczywistych, freakowych win. Ten Pet-Nat oparto o odmianę St. Laurent, znaną tam melodyjnie jako Svatovavřinecké. Jest bardzo porzeczkowe, z intensywnym dodatkiem malin, ale też ziemistym i ziołowym tłem. Apetyczne, hedonistyczne, a przy tym mocno kwaskowe i zadziorne. Pije się je wybornie. Znakomite- (92/100).

Syfany Zero Dosage (Wine&People, 124 zł)

To wino od tego samego producenta, ale powstałe już przy użyciu klasycznej, szampańskiej metody. Dominuje mało znana odmiana Andre (powstał na Morawach w latach 60-tych ubiegłego wieku ze skrzyżowania St. Laurenta i Blaufrankischa), uzupełniona o 30% Pinot Noir. Z pięknym owocem przywodzącym na myśl żurawiny i wiśniową nalewkę. Bardzo wytrawne i mocno kwaskowe. Wybitnie radosne. Znakomite (93/100).


Tyle fascynujących win musujących, a ani jednego szampana. Taki zestaw wcale nie był zamierzony, ale pokazał jak bogaty jest świat bąbelków, wystarczy tylko opuścić klasyczne regiony czy stare, utarte ścieżki. 2020 – rokiem win musujących? Do tego Was namawiamy.

Degustowaliśmy wraz z Wine Stream, Moniką Frendl (Frank), Wine Speak, Pisane winem, Winniczek, Zdegustowany oraz Wine o’clock.

Artykuł 10 musiaków na koniec karnawału pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Wine me – nowy (stary) pomysł

$
0
0

Abonament w Spotify, HBO czy Netflixie, co miesiąc Decanter w skrzynce pocztowej, dostęp on-line do portalów winiarskich. To wszystko macie już w zasięgu ręki, a pewnie sami dołożycie do tej listy jeszcze jakieś kolejne aplikacje czy media. Oceany wiedzy i rozrywki skrojone na miarę. Żyjemy w świecie, w którym nie jesteśmy anonimowi, a sprzedawcy (również winni) dopasowują się do naszego profilu. Dziś „kilka” słów o jednym z takich pomysłów.


Na razie model abonamentowej, subskrypcyjnej sprzedaży win nie jest w Polsce popularny. Pamiętamy, że kilka lat temu paru graczy chciało go rozwinąć, ale niestety nie udało się im zawojować umysłów konsumentów. Od tego czasu sporo się jednak zmieniło, polski rynek winny okrzepł, wina stają się coraz bardziej popularne, społeczeństwo się bogaci. Może czas na nowe otwarcie?

Koncept Wine me jest bardzo prosty. Możecie wybierać spośród trzech przygotowanych zestawów – „gładkie i owocowe czerwone”, „rześkie i charakterne czerwone”, „orzeźwiające białe i rose”. W zestawie znajdziecie po dwa wina w łącznej cenie 119 zł. Nowe zestawy będą do Was dostarczane raz na miesiąc, a każda subskrypcja jest firmowana przez innego winnego eksperta, w lutym jest to sommelierka Monika Bielka – Vescovi.

Dzięki uprzejmości Wine me i mogliśmy przetestować jeden z zestawów – zdecydowaliśmy się na parę rześkich i charakternych czerwonych win.

Na wstępie musimy pochwalić ładne, ale i solidne opakowanie (co ważne przy dostawie kurierskiej) i dołączone do butelek karty informacyjne, przybliżające zarówno otrzymane wino, jak i sam kraj oraz region z którego pochodzi. Nie zabrakło również danych technicznych, jak i sugestii parowania wina z jedzeniem. Te fiszki wyglądają i są napisane naprawdę profesjonalnie – brawo.

Domaine Le Clos des Lumieres Cuvee comme Autrefois Cotes du Rhone 2015

W składzie znajdziemy typową dla południowego Rodanu mieszankę Syrah (50%), Grenache (30%) i Mourvedre (20%). Początkowo jakby warzywne (korzeń pietruszki i seler), ale już po kilku chwilach w kieliszku staje się coraz mocniej owocowe. Pojawiają się śliwki, ciemne wiśnie, porzeczki, ale i zioła. W ustach soczyste i owocowe, tu zioła są jeszcze mocniej wyczuwalne, mamy też nieco ziemi, odrobinę czekolady. Dodatkowo znajdziemy wciąż żywe taniny, co ciekawe, odkładające się zwłaszcza nad górnymi zębami. Południowa część Doliny Rodanu słynie z win mocno owocowych, pełnych, słonecznych. Tu mamy już pozycję ewoluowaną, wydaje się, że bardziej sprężyste mogłoby być rok-dwa temu. Teraz przyda mu się towarzystwo jakiegoś mięsa, my postawiliśmy na kotleciki jagnięce i wino momentalnie zyskało na energetyczności. Dobre+ (88/100).

Louis M. Martini Cabernet Sauvignon Sonoma 2015

Cieszymy się, że otrzymaliśmy akurat tę etykietę, bowiem win z Kalifornii u nas w kieliszkach ląduje jak kot napłakał. Tymczasem jesteśmy w jednym z najsłynniejszych regionów winiarskich w USA, słynnej Sonomie, a dokładniej w Alexander Valley. Choć na etykiecie wskazano, że mamy tu Caberneta Sauvignon, to amerykańskie regulacje pozwalają w takich przypadkach na dodatek innych odmian i Wine me w dołączonym do zestawu materiale spieszy z wyjaśnieniem, że w butelce mamy dodatek również Petite Verdot, Petite Syrah oraz Merlota. Całość przez 16 miesięcy dojrzewała w amerykańskich i francuskich beczkach. Jest mocno owoce, pachnące zdecydowanie – czerwonymi porzeczkami, wiśniami i malinami. Niesie w sobie również spory ładunek beczki, pieprzu, wanilii i tytoniu. Na podniebieniu dość gładkie, ponownie łączące w sobie nieco ciemniejsze owoce i akcenty pochodzące od dojrzewania w beczkach. Ładnie kwaskowe i dość delikatnie taniczne. Takie nowo światowe wino środka, nieprzesadzone w żadną ze stron. Dobre+ (88/100).


Jak oceniamy zaprezentowany zestaw? Oba wina to solidni zawodnicy, oddające charakter regionu, z którego pochodzą. Delikatną sugestię możemy mieć tylko do doboru butelek w kontekście nazwy zestawu. Spróbowanym winom brakowało jednak pazura, mocniejszego rysu. Bliżej im do gładkości, niż rześkości. Trzymamy kciuki za Wine me i będziemy obserwowali ich kolejne selekcje.

Artykuł Wine me – nowy (stary) pomysł pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.


Frank – nowy winebar w Warszawie

$
0
0

Gdy staliśmy na tarasie świeżo po zakończeniu degustacji u Ludwiga Knolla w Weingut Am Stein, powiedziano nam, że jakiś czas przed nami Würzburg odwiedzili Polacy, którzy w Warszawie zamierzali otworzyć winebar poświęcony wyłącznie winom z Frankonii. Oczy się nam zaświeciły, bo kochamy wina z tego niemieckiego regionu, a niedawno okazało się, że ten ambitny plan udało się zrealizować.


Okolice Grzybowskiej, Żelaznej i Prostej, to ostatnio region pełen dźwigów, ekip budowlanych stawiających kolejne apartamentowce i biurowce. Od kilku lat pracuję w okolicy i nie mogę się nadziwić jak dynamicznie rozwijają się te kwartały. Właściciele Franka (bo tak sprytnie nazywa się to miejsce) tłumaczyli, że celowo wybrali tej rejon, gdyż liczą na jego potencjał, teraz może jeszcze nie do końca odkryty.

Sam lokal jest niewielki, ale wykończony ze smakiem i nieprzesadzoną elegancją. Lista win obejmuje rzeczywiście tylko pozycje z Frankonii, obecnie jest to czterech winiarzy (Weingut Am Stein, Weingut Bürgerspital, Weingut Ernst Molitor, Weingut Christine Pröstler), choć w przyszłości ma się rozszerzać. Wszystkie butelki są dostępne na kieliszki (w cenach zaczynających się od kilkunastu złotych), wina można również zakupić do domu. Frank to głównie winebar, ale istnieje również możliwość zamówienia zarówno zimnych jak i ciepłych przekąsek.

Kilka słów o samej Frankonii

Co może dziwić w pierwszym momencie, Frankonia należy do Bawarii, ale miejscowi raczej nie identyfikują się z mieszkańcami Monachium, czy Norymbergii, podkreślając własną odrębność. Tutaj, w północno-zachodniej części tego landu tradycje winiarskie są bardzo silne i sięgają aż czasów średniowiecza. Winnice zlokalizowane są głównie nad brzegami przepływającego przez Frankonię Menu, który przepięknie meandruje pośród okolicznych wzgórz, co kilka kilometrów zmieniając kierunek, by w końcu złączyć się ze swoim większym bratem Renem w okolicach Hochheim. Takie ukształtowanie terenu przekłada się oczywiście na różnorodność ekspozycji, jakie do dyspozycji mają winiarze. Zbocza może nie są aż tak strome jak choćby nad Mozelą, ale miejscami nachylenie i tak jest imponujące. Całość upraw winorośli obejmuje nieco ponad 6 tysięcy hektarów.

Frankonia, będąc jednym z najbardziej wysuniętych na północ regionów Niemiec, to miejsce, w którym naturalnie królują głównie białe odmiany. Prym wśród nich wiedzie Silvaner, który odpowiada za mniej więcej czwartą część nasadzeń. Tutejszy klimat jest stosunkowo chłodny (zwykle zbyt niegościnny dla Rieslinga, choć ostatnie lata zwiastują postępujące ocieplenie), a w wielu miejscach problemem są ciągle wiosenne przymrozki, potrafiące znacząco przetrzebić zbiory. Stąd też popularnością cieszą się również krzyżówki powstałe w Niemczech w ubiegłym wieku, właśnie z myślą o radzeniu sobie z takimi trudnymi warunkami klimatycznymi – Müller-Thurgau, Bacchus, Kerner, Scheurebe czy Rieslaner.

Geologicznie Frankonia da się podzielić na trzy regiony. Patrząc od wschodu najpierw mamy strefę, w której dominuje kajper, później kolejną z wapieniem muszlowym (w okolicach Würzburga) i ostatnią z czerwonym piaskowcem najdalej na zachodzie. Wszystkie te warstwy gleby powstały w triasie, przy czym najstarszy jest właśnie piaskowiec, powstały ze sprasowanych warstw piasku i drobin skalnych, na takim podłożu świetnie sprawdza się Spätburgunder (to właśnie w okolicach Burgstadt znajduje się jeden z najlepszych niemieckich producentów Pinot Noir – Rudolf Fürst). W czasie kolejnych milionów lat okolica została zalana przez morze, na którego dnie odkładały się pozostałości muszli różnego rodzaju wodnych stworzeń. Taka bogata w minerały gleba jest idealna dla winorośli, wiele winnych regionów powstało przecież właśnie na wapiennym podłożu (patrz choćby Chablis czy Szampania). Kajper to najmłodsza formacja skalna, będąca znów mieszanką osadów morskich oraz kopalnej flory.

Dzięki zaproszeniu właścicieli mieliśmy okazję wziąć udział w degustacji otwierającej lokal, gdzie z udziałem samych winiarzy spróbowaliśmy kilku topowych butelek.

Weingut Am Stein

W tym przypadku odsyłamy przede wszystkim do wpisu z sierpniowej wizyty, gdyż spróbowaliśmy wina, które degustowaliśmy również w Würzburgu: Weingut Am Stein Pinot Extra Brut 2015 (262 zł) i Weingut Am Stein Montonia Spätburgunder 2017 (258 zł).

Dodatkowo przetestowaliśmy jedną wcześniej nieznaną etykietę:

Weingut Am Stein Wurzburger Innere Leiste Erste Lage Silvaner 2018

Winnica Innere Leiste leży na południe od potężnego zamku biskupiego w Würzburgu. Zajmuje zbocze niewielkiej, uroczej doliny odchodzącej od Menu, która słynie z ciepłego mikroklimatu i jest osłonięta przed północnymi, chłodnymi wiatrami. Wino pachnie jabłkami i gruszkami, a te nuty owocowe rozwijają się na ziołowym, ale i skalistym tle. Smakowicie, przyjemnie mineralne, wyraziście narysowane, z długim finiszem. Znakomite (93/100).

Weingut Ernst Molitor

Winiarnia Ernsta Molitora zlokalizowana jest w leżącym na łuku Renu miasteczku Nordheim, dokładnie naprzeciw również odwiedzonego przez nas w sierpniu Eschendorfu. Ten niewielki (7 hektarów), rodzinny projekt prowadzony jest obecnie przez przedstawiciela czwartego pokolenia właścicieli Ernsta. Wspiera go syn Markus, który samodzielnie winifikuje niektóre wina, oznaczone wtedy literą >>M<<.

Weingut Ernst Molitor Dettelbacher Honingberg >>M<< Riesling 2016 (139 zł)

Ten nietypowy Riesling fermentował w nowych 600-litrowych beczkach z niemieckiego dębu, a efekt takiego dojrzewania wzmocniony został dodatkowo przez przeprowadzany raz w tygodniu battonage (wzburzanie osadu odkładającego się w beczce). Jest bardzo nasycony, pełen masła, miodu, wosku, wanilii. To Riesling barokowy, jeszcze nie do końca poukładany, trochę zbyt krzykliwy. Osobiście wolimy ten szczep utrzymany w stalowej, ostrej stylistyce, ale jeśli bliższe Wam jest takie bogactwo, nie będziecie zawiedzeni. Bardzo dobre+ (91/100).

Weingut Ernst Molitor Nordheimer Kreuzberg >>M<< Silvaner 2018 (139 zł)

Na parceli Nordheimer Kreuzberg rodzina posiada swoje najstarsze, 45-letnie krzewy Silvanera. Po zbiorach winogrona trafiły na 12 miesięcy do beczek, w których uprzednio dojrzewał spróbowany Riesling, a battonage dokonywano rzadziej, bo raz na dwa tygodnie. Dzięki temu tutaj beczka jest nie tak nachalna, lepiej wtopiona w strukturę wina, operuje gdzieś w tle. Mamy za to sporo brzoskwini i moreli, słodkie jabłka, odrobinę gruszek. Z przyjemnym ciężarem, lekko kremowe, ale w finiszu na wierzch wychodzi mineralność. Jeszcze młodziutkie, warto poczekać co najmniej rok z otwarciem. Znakomite- (92/100).

Weingut Ernst Molitor Silvaner Orange 2018 (169 zł za butelkę 0,5l)

Owoce pochodzą ponownie z parceli Kreuzberg i były macerowane na skórkach przez 10 dni. Jak na wino pomarańczowe jest ugładzone, pachnie morelami, brzoskwiniami, ale i herbacianym suszem. Na podniebieniu surowe, matowe, ziemiste. Tutaj znajdziemy jeszcze więcej akcentów suszonych, ale i nieco kwiatów. Kończy się słonym, delikatnie tanicznym finiszem. Bardzo dobre+ (91/100).

Weingut Christine Pröstler

Christine Pröstler to młoda producentka, która swoje pierwsze wino stworzyła w 2008 roku, jeszcze w piwnicy znajomego. W 2013 roku zakończyła budowę swojej własnej winiarni, a obecnie posiada 7 hektarów winorośli wokół Retzbach.

Weingut Christine Pröstler Thungersheimer Scharlachberg Silvaner 2016 (155 zł)

Po ręcznych zbiorach owoce spędziły noc na maceracji w niskiej temperaturze. Fermentacja miała miejsce w 500-litrowych beczkach, ale i w stali. Jest bardzo eleganckie, o skalistej podbudowie, świetnie wytrawne, pachnące miodem i morelami. W ustach dochodzi do tego pomelo i świetny, mineralny posmak. Duża klasa i ładne ułożenie. Znakomite- (92/100).

Weingut Christine Pröstler Retzbacher Benediktiusberg Spätburgunder 2015 (209 zł)

Christine posiada naprawdę mikroskopijną parcelę Pinot Noir o wielkości zaledwie 0,11 hektara. Z takiej ilości owoców jest w stanie wytłoczyć jedynie 2 beczki wina, za to dojrzewanie trwa 30 miesięcy w dębie. W efekcie powstało wino mocno zbudowane, z nutami wiśniowej nalewki, ale i muśnięciem płatków kwiatów i ziół. Soczyste, jak na Pinota taniczne. Bardzo dobre+ (91/100).

Weingut Christine Pröstler Thungersheimer Scharlachberg Rieslaner Spätlese 2015 (106 za butelkę 0,5l)

Jak nazwa wskazuje odmiana Rieslaner to krzyżówka Rieslinga i Silvanera. W całych Niemczech rośnie jej zaledwie 90 hektarów, z tego połowa we Frankonii. Cukier restkowy jest na poziomie niemal 65 gram, ale kwasowość również utrzymuje poziom (8,3 gram). Pachnie pszczelim woskiem, morelami, ale na podniebieniu dość proste i jednowymiarowe, jabłkowo-gruszkowe. Bardzo dobre (90/100).

Burgerspital

Ten nietypowy projekt powstał w 1316 roku jako szpital dla ubogich (w Würzburgu jest jeszcze drugi podobny kocept – Juliusspital). W międzyczasie obok działalności charytatywnej szpital zajął się również winiarstwem (stając się w międzyczasie jednym z największych producentów w regionie), a dziś obok posiada 120 hektarów winorośli na najwspanialszych parcelach wokół miasta.

Burgerspital Silvaner Franken Brut 2016 (115 zł)

To musujące wino produkowane metodą szampańską zaczyna się jabłkami i cytrynami. Jest mocno owocowe, soczyste, ale pojawiają się również delikatne akcenty drożdżowe. Niby niezbyt skomplikowane, ale po prostu dobrze zrobione i smakowite. Bardzo dobre (90/100).

Burgerspital Wurzburger Stein Riesling GG 2017 (347 zł)

Grzechem jest otwierać tak młode Rieslingi klasy GG, bo w tym momencie wino jest jeszcze pozamykane, mało ekspresyjne. Na razie chowa się na mineralną gardą, zza której dopiero prześwitują nuty maślane i grejpfrutowe. Żywe, napięte, naprężone, potrzebuje 2-3 lat, by się zrelaksować i poukładać. Wielki potencjał, ale na razie trudno go odkryć. Znakomite (93/100).

Burgerspital Wurzburger Stein Blaufräkisch Erste Lage 2017 (181 zł)

Blaufränkisch nie jest odmianą, która jest we Frankonii nadmiernie popularna, w Niemczech to Wirtembergia uchodzi za królestwo tego szczepu. Wino jest mocno nasycone beczką, pachnie dymem, wędzonką i pieczonym mięsem. Do tego śliwkowe, nieco konfiturowe, choć brakuje mu wypełnienia i lepszej koncentracji. Jakby beczka miała przesłonić te niedostatki. Bardzo dobre (90/100).


Koncepcja skupienia się jedynie na winach z pojedynczego, wcale nie najpopularniejszego regionu Niemiec jest niesamowicie odważna, ale my lubimy wizjonerów i takie pomysły. Dlatego z całych sił trzymamy kciuki za ekipę Franka i na pewno będziemy tam wpadać, bo frankońskie wina to prawdziwe petardy.

Artykuł Frank – nowy winebar w Warszawie pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Mniej znane francuskie odmiany z DELiWINA

$
0
0

Francja to kraj szczycący się jedną z najbogatszych tradycji winiarskich na świecie. Prawdopodobnie już w czasach celtyckich uprawiano tutaj winorośl, czyli nawet wcześniej niż Galia została podbita przez Rzymian, a średniowieczna Burgundia i cysterscy mnisi odegrali niebagatelną rolę w rozwoju winiarstwa. Taka historia sprawia, że w rozmaitych regionach tego kraju znajdziemy morze autochtonicznym odmian, uprawianych od wieków, czasem prawie zupełnie zapomnianych szczepów. Cała frajda polega więc na odkrywaniu takich perełek.


Nasze upodobania podziela również poznański importer DELiWINA, który właśnie mniej znanym francuskim odmianom zadedykował niedawne spotkanie. Degustacja była także doskonałą okazją, aby w końcu odwiedzić jego nowy sklep w Warszawie, zlokalizowany nomen omen właśnie na ul. Poznańskiej 16. Choć Guillaume Deliancourt słynie przede wszystkim ze znakomitej selekcji win z Francji (ponad 40 producentów), to znajdziecie u niego takie butelki jak choćby jedną z najlepszych spółdzielni z Alto Adige – Cantinę Tramin, ojca nowoczesnego Barolo – Elio Altare, bardzo szanowanego producenta z Chianti Classico – Castello di Ama, wina od kolejnego z odwiedzonych przez nas włoskich winiarzy – San Leonardo, czy świetnego producenta znad Mozeli – Weingut Max Ferd. Richter. Nie ukrywaliśmy, że zawsze brakowało nam detalicznej dystrybucji tych win w Warszawie. Tymczasem okolice ul. Poznańskiej zaczynają się zamieniać w swoiste zagłębie winiarskie. Niedaleko otworzył swój kolejny sklep El Catador, zaraz obok mamy Halę Koszyki i Kieliszki na Hożej, okoliczni mieszkańcy i bywalcy tutejszych lokali mają w czym wybierać.

Degustację poprowadził sam Paweł Białęcki, który pod odejściu z Atelier Amaro od pewnego czasu pracuje w DELiWINA. Słuchanie go było czystą przyjemnością, zwłaszcza że snute opowieści dodatkowo wykraczały daleko poza tematykę winną.

Clos Venturi 1769 Biancu Gentile 2015 (115 zł)

Od czasu naszej podróży na Korsykę jesteśmy zakochani w winach z tej wyspy, które są tak charakterystyczne, że nie sposób o nich zapomnieć. O samych walorach krajobrazowych Korsyki nawet nie będziemy wspominać, bo nie dość, że zanudzaliśmy Was już tym setki razy, to dodatkowo gdy tylko o nich myślimy, mamy ochotę rzucić wszystko i ruszyć na prom płynący do Bastii. Clos Venturi to posiadłość należąca do Domaine Vico, stanowiąca pojedynczą winnicę o powierzchni 8 hektarów, zlokalizowaną w głębi lądu, na wysokości 500-800 metrów. Choć Korsyka słynie z białych win z odmiany Vermentino, tutaj mamy rzadko spotykaną, do niedawna niemal zapomnianą odmianę Biancu Gentile, która dopiero w ostatnich latach zaczyna wracać do łask winiarzy. Daje ona dość pełne, aromatyczne wina, w tym przypadku pachnące pszczelim woskiem, brzoskwiniami, bananami, ze sporym ciałem, ale i świetnie zarysowaną kwasowością. Długie, żywe, z grejpfrutowym, delikatnie gorzkawym posmakiem. Bardzo dobre (90/100).

Clos Venturi 1769 Biancu Gentile 2016 (115 zł)

To butelka zaledwie o rok młodsza, a ma się wrażenie picia zupełnie innego wina. W przeciwieństwie do niemal barokowej ekspresji poprzednika, tutaj aromat jest schowany, nieco zamglony. Więcej jabłek, ziół i mocnej mineralności. Jeszcze bardziej ziołowe w ustach, na języku czuć spory ciężar, ale finisz ponownie ożywczy, mocno kwaskowy. Będzie plastyczne kulinarnie, pasowałoby zarówno do sałatki z kozim serem i gruszką, jak i do makaronu z maślanymi, serowymi sosami. Bardzo dobre+ (91/100).

Clos Venturi 1769 Sciaccarellu 2015 (119 zł)

Odmiana Sciaccarellu odpowiada za około 15% nasadzeń na Korsyce, jednak zwykle jest używana za jeden ze składników mieszanek, a bardzo rzadko można spotkać wina jednoodmianowe. W tym przypadku wino dojrzewało w betonowych jajkach i imponuje soczystym, czerwonym owocem (czereśnie, maliny). Do tego na drugim planie rozwijają się charakterystyczne dla czerwonych korsykańskich win akcenty śródziemnomorskiej makii, ziół, tymianku. Na podniebieniu delikatnie konfiturowe, ale wciąż soczyste z chropowatymi taninami. Wciągające, bardzo charakterystyczne. Znakomite- (92/100).

Domaine Rolet Arbois Poulsard Vieilles Vignes 2016 (98 zł)

Czerwone wina z Jury, powstają zwykle z którejś z trzech odmian – Trossueau, Pinot Noir i właśnie Poulsard. Ten trzeci szczep jest najpopularniejszy, odpowiada za ok. 14% nasadzeń (80% wszystkich ciemnych odmian). Winogrona mają bardzo cienką skórkę, stąd powstające z niego wina odznaczają się delikatnym kolorem, z powodzeniem mogącym uchodzić za ciemny róż. Poulsard jest również wyjątkowo podatny na redukcję, czyli wadę wina będącą przeciwieństwem utlenienia – wino pachnie wtedy zepsutym jajkiem, gotowanym ogórkiem czy cebulą. Stąd wymaga bardzo uważnej winifikacji, która nie powinna umożliwiać winu dostępu do tlenu. Sam producent należy do stosunkowo dużych, łącznie operuje na 65 hektarach, z czego 2/3 zlokalizowanych jest w apelacji Arbois. Jak na odmianę przystało kolor jest bardzo delikatny i podobnie prezentuje się wino w warstwie aromatycznej, czyli jest kruche, zwiewne. Pachnie płatkami kwiatów, żurawiną, ziołami, poziomkami i malinami. Na podniebieniu ulotne, kwaskowe, chrupkie. Intrygująca pozycja, wabi i uwodzi swoim fenomenalnym nosem. Znakomite (93/100).

Domaine Rolet Arbois Trousseau 2013 (111 zł)

Odmiana Trousseau jest jeszcze mniej popularna od Poulsarda, bowiem w całej Francji znajdziemy jej zaledwie ok. 170 hektarów. Co ciekawe, swoją drugą ojczyznę szczep ten znalazł w Portugalii (ponad 1200 hektarów), gdzie pod nazwą Bastardo uprawiany jest w regionach Dão i Douro. Wino jest podobne do poprzednika, choć więcej w nim nut skórzanych i liściastych. Widać, że to butelka jest nieco starsza, bo owocowość zmierza w lekko podsuszaną stronę (suszone wiśnie). Ale na języku ciągle świeże, kwaskowe i delikatnie taniczne. Bardzo dobre+ (91/100).

Domaine Labranche Laffont Madiran 2016 (59 zł)

Leżąca na południowym-zachodzie Francji apelacji Madiran słynie z win z charakternego szczepu Tannat. Odmiana ta wśród fanów wina słynie przede wszystkim z mocnych, czasem wręcz nieprzystępnych garbników. Dlatego reguły apelacyjne dopuszczają 20% dodatek „zmiękczaczy” w postaci Caberneta Sauvignon, Caberneta Franc oraz kolejnej lokalnej odmiany Fer. W tym przypadku obok Tannata mamy właśnie dodatek obu Cabernetów. Pachnie wiśniami, śliwkami, jeżynami i jagodami. Ta owocowość jest ciemna, leśna, mocno nasycona, obudowana o akcenty ściółki, igliwia, ale też węgla i suszonych liści. Na podniebieniu oczywiście taniczne, garbniki układają się w równiutkich liniach, ale jak na odmianę są dość ugładzone, nieagresywne. Proste, ale smaczne. Dobre+ (88/100).


Jeśli francuskie wina kojarzą się Wam jedynie z drogimi burgundami, czy szampanami, albo trudnymi za młodu butelkami z Bordeaux, to najwyższy czas zmienić percepcję. Francja jak długa i szeroka stanowi piękną mozaikę malutkich apelacji, pełną ciekawych, niszowych win. Właśnie takich etykiet z tego kraju szukajcie.

Artykuł Mniej znane francuskie odmiany z DELiWINA pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Czekając na wiosnę – dwa wina z od Weingut Pfaffl

$
0
0

Wychodzę z biura na przerwę obiadową i kilka razy w tygodniu mam wrażenie, że wiosna czai się tuż za rogiem. Ta tęsknota za słońcem i zielenią sprawia, że myśli gnają jak szalone do Austrii, bo to właśnie ten kraj kojarzy się nam z pierwszymi ciepłymi miesiącami (od kilku lat w kwietniu lub na majówkę trafiamy na kilka dni nad Dunaj czy do Styrii). W nawiązaniu do tego klimatu i tęsknoty, ostatnio spróbowaliśmy dwóch win z tego regionu i powoli szykujemy się na kolejną wyprawę do Austrii.


Podczas degustacji w 13Win (jeśli jakimś cudem przeoczyliście: co jakiś czas mam przyjemność te spotkania prowadzić – zawsze serdecznie zapraszam) przedstawialiśmy wina ze Środkowej Europy, w tym dwie etykiety od jednego z najbardziej znanych producentów z Weinviertel. Ten sporych rozmiarów region, odpowiadający za prawie 1/3 wszystkich austriackich win, obejmuje szerokim łukiem tereny na północ od Wiednia, aż do granicy z Morawami.

Weingut Pfaffl ma swoją winiarnię na jego południowych rubieżach, niemal zaraz za administracyjnymi granicami austriackiej stolicy. Łącznie rodzina posiada 110 hektarów (w tym winnice w samym już Wiedniu), a dodatkowo wspomaga się skupowaniem gron od innych, mniejszych winiarzy. Co jednak odkryliśmy już kilka lat temu, praktycznie we wszystkich segmentach (od prostych win stołowych, po pozycje z pojedynczych winnic) ich wina stanowią bardzo pewne strzały.


Weingut Pfaffl Grüner Veltliner Landwein 2019 (44 zł)

Ta butelka ma wszystko, za co kochamy młodziutkie Veltlinery. Pachnie intensywnie, owocowo, kwaskowymi jabłkami, ale i gruszkami, bananami, czy nawet marakują. W tle znajdziemy również typowe dla niedawno zabutelkowanego wina akcenty drożdżowe. Na podniebieniu bardzo świeże, wręcz lekko perliste, soczyste, owocowe. Do tego odpowiednio kwaskowe, z długim, ożywczym, nawet lekko mineralnym posmakiem. Świetne w relacji jakości do ceny, zwłaszcza, że mamy litrową butelkę. Powinno być jeszcze ciekawsze w okolicach maja-czerwca, gdy już ostatecznie się poukłada. Dobre+ (88/100).


Weingut Pfaffl Wien.2 2018 (55 zł)

Ten kupaż to 70% Zweigelta uzupełnionego o Pinot Noir. Pochodzi właśnie z Wiednia (co zresztą wskazuje sama nazwa), z winnic leżących na północy stolicy. Dodatkowo 20% wina przez kilka miesięcy leżakowało w używanych baryłkach. W wyrazie dominuje zdecydowana, wiśniowa ekspresja Zweigelta, ale uzupełniają ją nuty malin i leśnego igliwia, ściółki. Na języku owocowość jest mocniejsza, słodsza, wpadająca nawet w śliwkową tonację. Na kwasowość nie można narzekać (co cieszy w tak gorącym roczniku), a dodatkowo w posmaku znajdziemy całkiem sporo tanin. Idealne wino do deski zimnych wędlin. Bardzo dobre- (89/100).


Od dawna powtarzamy, że austriackie winiarstwo jest bezkonkurencyjne jeśli chodzi o jakość nawet w rejestrach tych tańszych pozycji. Te dwa wina to tego kolejny przykład. Dodatkowo znajdziecie w nich świetne propozycje na większe imprezy, czy rodzinnego grilla, okazje gdy szukacie z jeden strony etykiet bardziej „ekonomicznych”, ale z drugiej zależy Wam, by dalej trzymały one odpowiedni poziom.

Artykuł Czekając na wiosnę – dwa wina z od Weingut Pfaffl pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Testujemy wina od Kakhuri Gvinis Marani

$
0
0

Gruzja to jeden z tych krajów, które od kilku lat mocno zyskują na popularności, wznosząc się na fali zainteresowania winami naturalnymi, dłużej macerowanymi. Tym razem możemy być dumni, bo u nas nad Wisłą wina z Kaukazu są szanowane od wielu lat i niezmiennie cieszą się sporą popularnością. Nie możemy też narzekać na ich reprezentację, choć oczywiście zawsze pozostają zastrzeżenia co do jakości niektórych etykiet. Jako że sami dawno nie próbowaliśmy niczego z tej części świata, dziś postanowiliśmy wziąć na warsztat trzy wina z tego kraju.


Winnica Kakhuri Gvinis Marani powstała w 1991 roku, gdy Georgi Kevkishvili rozpoczął skupowanie winnic, zabranych rodzinie w latach 20-tych ubiegłego wieku przez ZSRR. W ciągu kolejnych lat rozpoczęto budowę winiarni, która została ukończona w 2005 roku. Dziś firma całkiem nieźle się rozwinęła, osiągając poziomu 500 hektarów winnic. Przy tym wszystkim, co ważne, dalej przykłada dużą uwagę do jakości produkowanych win. Dla przykładu w winiarsko trudnym 2016 roku postanowiono nie produkować wina z regionu Kakhetia, a same grona przeznaczyć na sprzedaż innym producentom.

Sama Kahetia, gdzie znajduje się siedziba producenta, zlokalizowana jest we wschodniej części kraju, przy granicy z Azerbejdżanem. Jest to największy i najważniejszy winiarski region Gruzji, to właśnie stąd pochodzi około 80% całej krajowej produkcji wina. Umiarkowany klimat (wielu porównuje go do tego panującego na południu Francji), ciepłe lata i uboga w minerały gleba sprawiają, że jest to świetne miejsce do upraw winorośli. Kahetia jest podzielona na kilka mniejszych subregionów, z których najbardziej znane to choćby Tsinandali, Mukuzani czy Kindzamaruli.

Dystrybutorem tych win w Polsce jest firma Transnuss, dzięki której otrzymaliśmy możliwość przetestowania poniższych butelek. Butelki znajdziecie w marketach sieci Auchan (okazyjnie nawet w niższych cenach niż podajemy).

Kakhuri Gvinis Marani Tsinandali 2015 (ok. 4o zł)

Wino powstało z odmiany Rkatsiteli, która jest najpopularniejszą białą odmianą Gruzji. W aromacie bardzo przyjemne, jest tu sporo rozpuszczonego na patelni masła, odrobina pszczelego wosku, brzoskwinie, słodkie czerwone jabłka i gruszki. Na podniebieniu czuć beczkową wanilię, ale na szczęście nie przykrywa ona zupełnie cytrynowo-jabłkowej owocowści. Struktura dość lekka, żywa, soczysta. Finisz długi, mocno kwaskowy. Umiejętnie zrobione wino, łączące w sobie beczkową ekspresję z tonami owoców i świeżością. Bardzo dobre- (89/100).

Kakhuri Gvinis Marani Mukuzani Saperavi 2014 (ok. 40 zł)

Co tu dużo mówić, odmiana Saperavi to najsłynniejszy gruziński szczep, który wydatnie przyczynił się do popularności win z tego kraju. Zwykle Saperavi daje wina charakterne, mocno taniczne, choć trzeba uważać na tańsze wersje, będące za często winami płaskimi, mało ciekawymi. To wino z Mukuzani dojrzewało przez 6 miesięcy w beczkach. Próbowana przez nas butelka zaczyna się czerwonymi owocami, kwaskowymi wiśniami, malinami, porzeczkami. Po chwili rozwija się również ziemiste tło. Na podniebieniu mało skomplikowane, jak dla nas nieco za dużo suchości. Jednak owocowość jest na języku ciemniejsza, idąca w stronę dojrzałych śliwek i ciemnych wiśni. Dość proste, ale przy tym wszystkim nawet smaczne. Dobre (87/100).

Kakhuri Gvinis Marani Cabernet Saperavi Aged in Oak 2014 (ta etykieta nie jest dostępna w sprzedaży)

W tym przypadku mamy kupaż w równych proporcjach Caberneta Sauvignon i Saperavi, a całość dojrzewa w beczkach przez 2 lata. Już sam kolor jest ciemniejszy a i w aromacie znajdujemy więcej suszonych śliwek, jeżyn, jagód, opadłych jesiennych liści, nawet nieco wędzonki i nalewki wiśniowej. Usta słodkawe, dojrzałe, mocno konfiturowe, bardzo śliwkowe. Kwasowość nie jest najwyższa, taniny też nie należą do wyrazistych. To butelka dla osób lubiących takie „nieinwazyjne” wina. Zagra z tłustszymi gulaszami, czy sosami z owocowymi akcentami. Dobre- (86/100).


Wina z Gruzji zwykle kojarzą się z czerwieniami, ale tym razem najbardziej smakowało nam wino białe. Spróbowaliśmy je ze smażonym filetem z karmazyna, cynamonowym puree z ziemniakami, blanszowaną roszponką z sosem sojowym i kimchi. Te orientalne, wyraziste smaki świetnie zgrały się z akcentami waniliowej beczki, a mocna kwasowość wina dobrze komponowała się ze wszystkimi elementami dania. Takie eksperymenty to my lubimy!

Artykuł Testujemy wina od Kakhuri Gvinis Marani pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Obłędny Mont d’Or i Savagnin od DELiWINA

$
0
0

W czasie Wielkiego Postu kilkoro naszych znajomych podjęło ambitne postanowienia. Ten nie je słodyczy (choć po kilku krzyżowych pytaniach okazuje się że ograniczył post tylko do czekolady), tamten nie wychodzi na imprezy, jeszcze inny nie pije kawy, czy nawet (o zgrozo) alkoholu. A u nas jak co roku brak silnych postanowień, ba! ostatnio wybitnie hedonistycznie sobie dogodziliśmy.


Od naszej pierwszej wizyty w La Cantine d’Augusta w Berlinie (miejscówka jest obłędna – jeśli nie liczycie nerwowo zjedzonych kalorii, koniecznie musicie to miejsce odwiedzić), staliśmy się fanami przygotowywanych na ciepło serów. Foundee, raclete – te nazwy działają na nas jak miód na Kubusia Puchatka, zwłaszcza w chłodniejsze dni. To nic, że potem zalegamy na kanapie i przez kilka godzin trudno nam się z niej podnieść (olej z oregano musi nieść pomoc), kochamy te dania i już. Kilka dni temu spróbowaliśmy kolejnego smakołyka.

Święty Graal

Ursynowski Leclerc słynie z oferty francuskich win, o której już wiele razy wspominaliśmy. Jednak market ten posiada również świetną selekcję serów, a ostatnio trafiliśmy nawet na coś na kształt ich festiwalu (choć o dziwno praktycznie niereklamowanego). Na półkach pojawiło się mnóstwo apelacyjnych serów z różnych regionów Francji, jednak naszą uwagę przyciagnął zwłaszcza jeden z nich – słynny Mont d’Or (czyli w tłumaczeniu „złota góra”).

Ten pochodzący z Jury przysmak (spotykany również pod nazwą Vacherin Mont d’Or w Szwajcarii) nazywany jest św. Graalem francuskich serów z surowego mleka. Zresztą Francja i Szwajcaria toczyły długi spór o prawa do jego nazwy. Ostatecznie zdecydowano się na salomonowe rozwiązanie – Francuzi otrzymali zgodę na używanie nazwy skróconej.

Mont d’Or jest produkowany i dopuszczony do sprzedaży w ściśle określonym czasie. Powstaje od 15 sierpnia do 15 marca, a w sklepach można go znaleźć jedynie od 10 września do 10 maja. Jest to ser przeznaczony do relatywnie szybkiego spożycia, dłużej leżakowany staje się intensywniejszy, bardziej ostry, wręcz amoniakowy. Pakuje się go w charakterystyczne drewniane pudełka, w których należy go zapiekać.

Jak przygotować i z czym podawać Mont d’Or?

Przygotowanie jest banalnie proste. Ser ogrzewamy do temperatury pokojowej i na jego wierzchu robimy małe nacięcia, w które wkładamy kawałki czosnku. Ich ilość zależy od Waszych preferencji, my zużyliśmy jeden większy ząbek. Następnie wierzch zalewamy 60-100 ml białego wina i wstawiamy na około 30 minut do piekarnika – rozgrzanego do 180 stopni, z termoobiegiem. Drewniane opakowanie owijamy folią aluminiową, albo pieczemy w jakimś ceramicznym pojemniku (aby nie przypalić drewna). Ser podajemy z chrupiącą bagietką, albo ziemniakami ugotowanymi w mundurkach, korniszonami, marynowanymi paprykami, cebulkami perłowymi, suszoną szynką. My postanowiliśmy przełamać jego słodycz i kremowość czymś ostrym – świetnie pasował sos sambal.

A jak to cudo smakuje? Jego konsystencja przypomina wręcz śmietanę, ser rozpływ się w ustach, a smak jest obłędny. Delikatny, kremowy, nieco słony i delikatnie orzechowy. Coś wspaniałego!

Jakie wino podać do Mont dOr?

Dość tłusty ser wymaga mocno zbudowanego, ale również odpowiednio kwasowego wina. Chodzi o to, żeby ciało nie zginęło pod masą sera, wino powinno też odświeżać paletę smaków. My tym razem poszliśmy kluczem regionalnym. Skoro ser pochodzi z Jury, to otworzyliśmy do niego tamtejszy Savagnin, zakupiony w DELiWINA.

Domaine Rolet Naturé du Jura 2018 (ok. 100 zł)

Wino dojrzewało przez 9 miesięcy w baryłkach. Czujemy ładne dotknięcie beczki: obok charakterystycznej wanilii pojawiają się nuty jabłek, żółtych gruszek, ananasa, brzoskwiń. Świetnie skomponowane, bo ten aromat jest naprawdę przyjemny, a przy tym wyważony, nie wpada w barokową przesadę. Usta również beczkowe, z dobrze zarysowaną kwasowości i długim, nawet lekko mineralnym finiszem, w którym odzywają się akcenty przyprawowe i pieprzne. Pięknie poukładane wino, które spokojnie można odłożyć na co najmniej 2-3 lata. Znakomite- (92/100)


Z naszym serem wino wydało się odrobinę zbyt mocno skoncentrowane i dominujące (ten Savagnin jest wciąż młodziutki). Następnym razem postawimy jednak na coś odrobinę lżejszego, może butelkę z górskiego regionu Saovie. Bo tak, będzie następny raz. Najwyżej dodatkowe kilogramy zrzucimy na rowerach.

Artykuł Obłędny Mont d’Or i Savagnin od DELiWINA pochodzi z serwisu Nasz Świat Win.

Viewing all 590 articles
Browse latest View live